„Nothing Else Matters”. To tytuł jednego z niezliczonych przebojów Metalliki. Nothing Else Matters czyli po polsku „Nic innego się nie liczy”. Dla mnie to także hasło przewodnie dzisiejszego dnia. Dziś reprezentacja Polski w piłce nożnej rozegra swój pierwszy mecz na mistrzostwach Europy we Francji … i nic innego się nie liczy !!
Nie mógłbym chyba być piłkarzem. Abstrahując już od tego, że Bóg poskąpił mi talentu czysto futbolowego. Ale wyobraźcie sobie jak byście się dziś czuli? Wiedząc że media nadmuchały balonik do granic możliwości? Wiedząc że jeśli wtopicie mecz z Irlandią to jutro dziennikarskie prostytutki z „Faktu”, które wczoraj zachwycały się kadrą niczym piłkarskimi bóstwami nazwą cię szmaciarzami? Jak zajebiście silną psychikę musiałbyś mieć by strach nie splątał ci dzisiaj nóg? Byś nie grał tak jakbyś miał wokół jaj obwiązany drut kolczasty? Rozumiem, to zawodowcy. Taki ich zawód. Ale to też tylko ludzie. Pamiętacie 1998 rok i finał mistrzostw świata. Ronaldo rzygający jak kot dzień przed finałem, bo tak ciężko znosił presję z nim związaną? Wielki Ronaldo. Wówczas zaledwie 22 letni … jak dziś Milik. Ok, nie ma sensu porównywać presji finału mistrzostw świata do dzisiejszej potyczki z Irolami. Ale też nie jesteśmy Brazylią lat 90tych. Co czulibyście dziś będąc w skórze Michała Pazdana? Mając zagrać na tak newralgicznej pozycji, wiedząc że macie sporą liczbę przeciwników waszego występu. Wiedząc że błąd, który wam się może przydarzyć, ewentualnie zawalona bramka może oznaczać werbalny lincz w wykonaniu wszelkiej maści „ekspertów”? Jak spali byście dzisiejszej nocy? Bylibyście w stanie zjeść śniadanie? Czy może zwrócilibyście je do kibla? Współcuję. Współczuję piłkarzom i podziwiam ich za dźwiganie tego brzemienia. Druga sprawa. Motywacja. Ja bym był chyba przemotywowany. Ja mam łzy w oczach słuchając „Mazurka Dąbrowskiego”. Jak dzisiaj go odegrają przed meczem to pewnie będę miał imadło w gardle. Jakbym miał go wysłuchać stojąc na murawie stadionu to chyba bym się popłakał niczym Payet schodzący w piątek z murawy Parc des Princes. Wyłbym jak bóbr. No chyba że stres tak by mnie sparaliżował że nawet nie byłbym w stanie. Na szczęście to nie ja będę dziś grał przeciwko graczom z Ulsteru. Z motywacją raczej też nie powinno być problemu. To raczej mecz z gatunku „samomotywujących”. Aczkolwiek będąc Nawałką puszczałbym graczom przez cały tydzień coś co by ich nakręcało. Leszek Ojrzyński trenując jeszcze Koronę Kielce za czasów „Bandy Świrów” puszczał w szatni rap. Co puściłbym ja? Nie wiem. Może rap to dobry wybór. Coś patriotycznego:
https://www.youtube.com/watch?v=IugtF136e44
lub
https://www.youtube.com/watch?v=jdLPT8mt6VI
To tak z motywów związanych z „Powstaniem Warszawskim”. Miejmy nadzieję że nasi kadrowicze odnajdą dziś w sobie chociaż cząstkę woli walki powstańców a będzie dobrze. Obyśmy skończyli jednak tę batalię w bardziej optymistyczny sposób… Co jeszcze? Nie wiem. Mnie nakręcało zawsze oglądanie „Walecznego Serca” z Melem Gibsonem. „Władca Pierścieni” gdy Rohirrimowie przychodzili Gondorowi z odsieczą. „Szeregowiec Ryan”, maraton z serialem „Kompania braci”. Dwie słynne mowy motywacyjne. Al. Pacino w „Męskiej grze”:
https://www.youtube.com/watch?v=oZTczPu1AO0
I oryginalne „jesteś zwycięzcą”:
https://www.youtube.com/watch?v=Hwzx66HsONc
Pilecki, Westerplatte, Monte Casino, Dywizjon 303, Husaria … Górnolotnie, ale jeśli myślisz o tym ile dla tego kraju mogli przejść ci wszyscy bohaterowie to kopanie kawałka skóry przez 90 minut na pełnej mocy powinno być igraszką. To nie 3 lata w obozie KL Auschwitz, to nie walka z batalionami Waffen-SS, to nie wojna z hordami tureckich janczarów. To mecz 11 na 11 z kolesiami, którzy kopią piłkę na o wiele gorszym poziomie od Ciebie! To nie ulega wątpliwości. Irlandczycy są słabsi piłkarsko. Ich atutem będzie właśnie motywacja, chęć walki, twarda gra. Każda z tych rzeczy zależna jest tylko od głowy i psychiki naszych piłkarzy. Ale prowadzi ich generał Nawałka. Nigdy nie zwątpiłem w naszego selekcjonera i wierzę że dziś odpowiednio nastawi tych chłopaków. Nigdy za czasów Nawałki ta kadra nie pozwoliła mi zwątpić w ich ambicję i wolę walki. I nie jestem sobie w stanie wyobrazić by dziś mogło być inaczej. Życie pokazało mi w sposób dobitny już czterokrotnie, że kibicowanie Reprezentacji Polski to nie jest łatwy kawałek chleba. Nie jestem już 14 letnim chłopcem, którego dziecięce marzenia sprowadzili na ziemię Koreańczycy, nie jestem 18letnim, buńczucznym młodzieńcem otrzymującym ostrą lepę na otrzeźwienie od Ekwadoru. Nie jestem 20letnim romantykiem wierzącym w zgniecenie Niemców. Ani też nadal naiwnym 24latkiem, który wierzył że na własnym terenie nie da się nie wyjść z grupy śmiechu. To jest futbol! Wszystko jest możliwe! Łącznie z otrzymaniem dzisiejszego wieczoru klapsa od Irlandii. Ale na miłość boską! Naprawdę muszę być, zarówno ja jak i każdy pozostały kibic reprezentacji tego pięknego kraju wystawiony dziś na kolejną próbę? Na kolejne cierpienie? Musimy być piłkarskimi Hiobami? Panowie, skończcie to dzisiaj !! Dośc romantycznych porażek. Przez całe eliminacje wielokrotnie nam nie żarło. Jak z Gruzją w Warszawie, jak ze Szkotami na Hampden. I co? I kończyliśmy te mecze w sposób spektakularny dzięki temu że walczyliśmy do końca. Gruzinów w doliczonym czasie rozbiliśmy. Szkotów w ostatniej akcji pozbawiliśmy złudzeń co do wyjazdu na Euro. Wszystkie znaki na niebie i ziemi pokazują że szczęście w końcu może nam sprzyjać. Wystarczy tylko mu dopomóc.
Boję się. Cały czas się boję. Nie podoba mi się pompowanie balonika. Na wszystkie te chore wypowiedzi o realnym półfinale itp. najchętniej zareagowałbym splunięciem za prawe ramię i rzuceniem garści soli za plecy by odklinać te wszelkie przejawy zapeszania. Z drugiej strony, nic nie stoi na przeszkodzie by Lewy i spółka pokazali mi dzisiaj że mogę się otworzyć na sukces. Bo przeszłość została za nami a oni faktycznie są nową reprezentacją Polski. Skazaną na sukces (czyli w naszym przypadku chociażby wyjście z grupy). Tego zarówno sobie, wam jak i przede wszystkim im życzę. Jak mawiał klasyk „Biało-Czerwona na maszt, kiełbachy w górę i golimy frajerów”.