#GermanDeathCamps. Od kilkunastu dni na portalach społecznościowych można się natknąć na powyższy hashtag. Jest on odpowiedzią polskich internautów, na coraz częściej pojawiające się w zagranicznych mediach określenie: „polish death camps”. Czara goryczy przelała się w momencie gdy pan Karol Tendera, były więzień obozu Auschwitz-Birkenau zaskarżył największą niemiecką stację telewizyjną ZDF, domagając się przeprosin za użycie sformułowania „polskie obozy zagłady”. ZDF sprawę przegrał i został zobowiązany do zamieszczenia przeprosin na swojej stronie internetowej. Nie ukazały się one jednak na głównej stronie. Tam umieszczony został jedynie niezbyt rzucający się w oczy odnośnik, przekierowujący do przeprosin. Krótko mówiąc, Niemcy potraktowali całą sprawę po macoszemu. Takiego obrotu sprawy nie wytrzymała jednak polska społeczność internetowa. Wszak nie był to pierwszy raz, gdy obcojęzyczne media szerzyły to niefortunne hasło. I tak jak na siłę potrafię sobie jeszcze wytłumaczyć, że użycie zwrotu o „polskich obozach koncentracyjnych” padające z ust Amerykanów wiąże się z ich ignorancją i nikłą wiedzą historyczną (zwrotu użył nawet swego czasu Barrack Obama), tak nie wierzę w żadną przypadkowość, gdy robią to Niemcy. „Der Spiegel”, „Bild”, „Die Zeit, „Die Welt”, „Focus”. To tylko niektóre niemieckie gazety, mające na sumieniu powielanie tego błędu. Ciężko więc się dziwić, że w Polakach coś w końcu pękło.
Wg. oficjalnych źródeł, w czasie II Wojny Światowej w obozach zagłady śmierć poniosło około 3,5 mln obywateli polskich. W obozach budowanych z inicjatywy Niemców. Niemców, którzy w coraz mniej dyskretny sposób, próbują obarczać winą również nasz kraj. Przez wiele lat „nasz” rząd zachowywał się biernie wobec tego typu zachowań. W końcu społeczeństwo połączyło siły, przeszło do kontrofensywy i zaczęło przeciwstawiać się spluwaniu na honor naszej ojczyzny oraz odkłamywać te oszczerstwa. A i obecny rząd w akurat tej kwestii wydaje się odważniej zwracać uwagę na to że problem faktycznie istnieje.
Skąd w ogóle wzięło się określenie „polish death camps”? Wg. profesora Grzegorza Kucharczyka, geneza tego określenia sięga końca lat 50-tych ubiegłego wieku i zostało z premedytacją wprowadzone do publicznej dyskusji przez wywiad RFN. Również osoby z nazistowską przeszłością. Tak profesor, zajmujący się badaniem historii Niemiec mówił w wywiadzie dla wPolityce.pl:
„Kłamliwy termin +polskie obozy koncentracyjne+ stworzyli pod koniec lat pięćdziesiątych funkcjonariusze wywiadu Republiki Federalnej Niemiec, którzy w czasie wojny pracowali dla III Rzeszy. To byli ludzie, którzy po kapitulacji Niemiec znaleźli się w strefach okupowanych przez aliantów zachodnich, częściowo zostali przejęci przez Amerykanów, a potem zaczęli robić swoje na polu tak pojętej polityki historycznej. Był to wynik nierozliczenia się państwa niemieckiego ze zbrodniami popełnionymi przez Niemców w czasach II wojny światowej”
Tak więc jak widać, owo określenie może być sposobem naszych zachodnich sąsiadów na leczenie swoich kompleksów, związanych z własną, nieodległą historią. Być może Niemcy, kosztem naszego kraju chcą podleczyć swoje ego. Nasze pokolenie, być może jako już ostatnie ma szansę usłyszeć świadectwo tamtych dni od osób, które przeżyły piekło II WŚ. Niemcy mają nadal widoczne, dość wyraźne plamy na płaszczu swojej historii. Jeżeli jednak ich propaganda będzie działać w ten sposób, a my pozostaniemy bierni na ich działania, to za kilkadziesiąt-kilkaset lat świat będzie się uczył o tym, jak w połowie XX wieku mordowano Żydów w „Polskich obozach zagłady”. Oczywiście pod bacznym okiem polskich strażników. A Niemcy we wrześniu 1939 roku napadli na Polskę by tych Żydów wyzwolić…Gotowy scenariusz na „Nazi matki, nazi ojcowie II”. Science fiction? Na razie tak, ale coraz łatwiej mi uwierzyć w taką możliwość.
Theodore N. Kaufmann, bliski doradca prezydenta F.D. Roosvelta, miał dość brutalną wizję pozbycia się narodu niemieckiego. Chciał doprowadzić do wysterylizowania wszystkich osób narodowości niemieckiej i w ten sposób pozwolić wymrzeć „rasie panów” śmiercią naturalną. Tak pisał o tym w swojej książce „Germany Must Perish”, wydanej w 1940 roku, która robiła furorę na rynku amerykańskim:
„Ta wojna nie jest wojną przeciw Hitlerowi. Nie jest też prowadzona przeciwko nazistom(…) Dla Niemiec istnieje tylko jedna kara: Niemcy trzeba zniszczyć raz na zawsze ! Muszą umrzeć ! I to w rzeczywistości! Nie tylko w wyobraźni ! (…) Nie istnieje żadna droga pośrednia, żaden kompromis, żadne wyrównanie: Niemcy muszą umrzeć, i na zawsze zniknąć z powierzchni ziemi! Ludność Niemiec wynosi 80 milionów, która rozkłada się równo na obie płcie. Żeby wyniszczyć Niemców trzeba około 48 milionów z nich wysterylizować (…) Sterylizacja mężczyzn w oddziałach wojskowych jest stosunkowo łatwa i szybko do przeprowadzenia. Przyjmując że przeznaczymy do tego 20.000 lekarzy i każdy z nich dokona 25 operacji dziennie, będzie to trwać najwyżej jeden miesiąc aby ta sterylizacja w wojsku została zakończona(…) Ponieważ więcej lekarzy stoi do dyspozycji, potrzeba będzie nawet mniej czasu. W ten sposób całą męską populacje cywilów można wysterylizować w trzy miesiące. Sterylizacja kobiet i dzieci zajmie więcej czasu, trzeba przyjąć że wysterylizowanie wszystkich kobiet i dzieci zakończy się w trzech latach. Ponieważ już jedna kropla niemieckiej krwi robi Niemca, jest ta sterylizacja obojga płci konieczna. Przy całkowitej sterylizacji przestanie wzrastać rata urodzeń. Przy normalnej śmiertelności wynoszącej 2% rocznie, zmniejszy się liczba Niemców rocznie o 1,5 miliona. W ten sposób przez dwa pokolenia sprawa się zakończy, co w innym wypadku kosztowało by życie milionów i setki lat pracy : mianowicie wymazanie niemieckości i jego
nosicieli.”
(Źródło: http://niepoprawni.pl/blog/2640/germany-must-perish-zapomniany-plan-kaufmana)
Troszkę delikatniej, chociaż nadal dość radykalnie, chciał postąpić z III Rzeszą Henry Morgenthau – amerykański sekretarz skarbu. „Plan Morgenthaua” miał na celu stworzyć z kraju naszych zachodnich sąsiadów państwo pastersko-rolnicze, całkowicie ich zdemilitaryzować oraz zlikwidować im przemysł ciężki: (https://pl.wikipedia.org/wiki/Plan_Morgenthaua). Owy plan był nawet początkowo akceptowany przez Roosvelta i Churchilla, jednakże ostatecznie przepadł. W zamian Niemcom pozwolono znów dość szybko stanąć na nogi i rozwinąć się gospodarczo i ekonomicznie do tego poziomu, że znów w krótkim czasie byli liczącym się państwem na arenie europejskiej. Taka kara za wywołanie kolejnej wojny w przeciągu ćwierćwiecza. Nas za to oddano w prezencie Stalinowi. Taka nagroda za bycie pierwszą ofiarą Drugiej Wojny i walkę po stronie Aliantów. Z perspektywy czasu możemy jedynie żałować, że w życie nie wszedł plan Morgenthaua. Przynajmniej jeden, brużdżący nam od wieków, wrogi kraj zostałby zneutralizowany. Brutalne ale prawdziwe. Mam wrażenie że największą karą dla Niemców pozostał wstyd historyczny. Wstyd, którego konsekwencje ponoszą tak naprawdę po dziś dzień. Piętno narodu, który chciał eksterminować inne nacje, dzielił ludzi na lepszych i gorszych. Teraz to tak na nich ciąży, że chcą być do tego stopnia tolerancyjni iż bezrefleksyjnie ściągają do siebie tabunami imigrantów różnej maści. Doprowadzają do rozkładu własnego społeczeństwa i destabilizacji nastrojów. To w konsekwencji może doprowadzić powtórnie do narastania popularności skrajnych ideologii i koło się zamknie. Ewentualnie, porównując wzrost demograficzny Niemców a napływających do nich przybyszy z krajów islamskich, zmarginalizują się etnicznie we własnym państwie. I nie będzie potrzeba żadnych planów Kaufmana ani Morgenthaua. Science fiction? Jeszcze tak. Ale to akurat nie nasza sprawa.
Naszym problemem jest fakt, że Niemcy próbują z siebie robić w tym wszystkim centralnych moralizatorów Europy, narzucając innym krajom swój tok myślenia. Hmm … 70 lat od wstrząsających wydarzeń II WŚ to jak dla mnie zbyt mały bufor. Dlatego denerwuje mnie robienie z Niemców wzoru cnót i moralnych przywódców Europy. Przepraszam, ale ja nie mam zamiaru podążać drogą wytyczoną mi przez potomków ludzi, którzy przez 1000 lat historii mojej ojczyzny, praktycznie zawsze byli jej antagonistami. Dlaczego tym razem miało by być inaczej?
Odnoszę wrażenie, że jeśli chcę być pełnoprawnym Europejczykiem XXI wieku muszę odrzucić kultywowanie historii. To przecież przeżytek. Może to także wymysł Niemców? Kto by chciał kultywować historię taką jak ich… A tak na serio. W Polsce mamy próbę wprowadzenia „(.N)owoczesności”. Ta próba rodzi osoby pokroju pani posłanki Scheuring-Wielgus. Posłanki twierdzącej, że Polska jest zbyt „malutka” na arenie międzynarodowej i winna się podporządkować woli Niemiec. Jest mi zwyczajnie, po ludzku przykro że ktoś taki decyduje o losach mojego kraju, dzierżąc mandat poselski. Polityka spolegliwości. Polityka ukierunkowana na to, by podporządkować się woli zachodu. Polityka marionetek. A moze to jest przykład ofiary propagandy w stylu „polish death camps”? Osoba z wszczepionym pierwiastkiem wstydu? Wypracowywanym i formowanym w niej przez lata, przez osoby chcące mieć wpływ na bieg historii. Mentalność niewolnika i sługusa, przysłonięta poczuciem bycia „oświeconym członkiem społeczeństwa XXI wieku”. Najgorsze to dać sobie wmówić, że nic nie znaczymy. Pozwolić zmieniać własną tożsamość i dać się wykastrować z własnych ideałów. W imię czego? Bycia akceptowanym przez świat? Przez system? Za cenę tego by podporządkować się tym, którzy sobie tego życzą? Stać się bezkształtną masą? Nie. Działajmy zgodnie zgodnie z własnym sumieniem i zgodnie z prawdą. Próbujmy chociaż częściowo odkłamać ten świat. W imię tego w co wierzymy. Mówmy jak jest. #GermanDeathCamps !

Skomentuj