Biblioteczka Futbolowej Rebelii: P. Zarzeczny „Mój własny charakter pisma”.

Pod koniec marca tego roku szeroko pojęte piłkarskie środowiska obiegła bardzo przykra informacja. Zmarł Paweł Zarzeczny. Jeden z najpopularniejszych, polskich dziennikarzy sportowych. Sytuacja ta była o tyle zaskakująca, że jeszcze dwa dni wcześniej Zarzeczny nagrał trzysetny odcinek swojego internetowego vloga: „One man show”, który ukazywał się na łamach portalu weszlo.com. Co ciekawe, dziennikarz w programie tym zostawił istny foreshadowing własnej śmierci, wspominając o tym, że będzie to prawdopodobnie ostatni odcinek tego show. „Dalej już tylko Powązki”, zakończył. Odejście w stylu Tomasza Beksińskiego, który w ostatnim felietonie napisanym dla magazynu „Tylko Rock” także dał do zrozumienia, jakie będą jego dalsze losy. Z tą różnicą, że Beksiński o własnym losie zadecydował sam, a Zarzeczny odszedł w sposób naturalny. Chociaż… We wspomnieniach wielu osób z nim związanych usłyszeć można o tym, że dziennikarz nosił przy sobie dwie reklamówki. Jedną wypełnioną lekami na m.in. cukrzycę i nadciśnienie tętnicze. Druga zaś zapakowana była piwami marki „Warka”, jego ulubionymi. Zarzeczny zmagał się z problemami zdrowotnymi od lat, ale powiedzieć, że nie dostosowywał stylu życia do swojej sytuacji zdrowotnej to jakby nic nie powiedzieć.

Po śmierci wiele osób określiło go mianem: „Kolorowego ptaka polskiego dziennikarstwa sportowego”. Za życia był znienawidzony przez liczbę osób, która musiałaby być liczona zapewne w setkach, jeśli nie w tysiącach. Za bezkompromisowość, za ostrość pióra. Nie patyczkował się z nikim. Często zapewne pisał szybciej niż przemyślał to co umieścił na papierze, a nawet gdyby to przemyślał to pewnie i tak by niczego nie zmienił. Kiedy mu się chciało, to pisał genialne felietony. A kiedy nie miał chęci, to pisał na odczepnego. Jak sam jednak zaznaczał, nawet jego najgorsze teksty były o niebo lepsze od publikacji kolegów z branży.

Książka „Mój własny charakter pisma” jest właśnie zbiorem felietonów publikowanych przez Zarzecznego na łamach „Polska The Times” oraz „weszlo.com”. Początek książki, to krótka opowieść o dzieciństwie i młodzieńczych latach dziennikarza. Swoiste wprowadzenie i historia o tym jak w Zarzecznym kształtował się „jego własny charakter pisma”. Pokrótce opowiada nam o dzieciństwie w sierocińcu, dorastaniu pod okiem surowego wujostwa aż po romans z własną polonistką. Ukazanie tego, że jego życia od samego początku było nieprzeciętne. Zresztą nie może być inaczej w przypadku kogoś, kto zawsze określał siebie jako tego najlepszego. We wszystkim. Dwie kolejne części, to wspomniane wcześniej zbiory felietonów. Pierwsza to prowadzone w formie dziennika zapiski z „Polska The Times”, sięgające czasów Leo Benhakkera i Franza Smudy za sterami polskiej kadry oraz Grzegorza Laty jako głównego szefa rodzimego futbolu. Krótko mówiąc, czasy największej przaśności polskiej piłki kopanej. Część druga to felietony, które popularny „Pawka” publikował na portalu „weszlo.com” do roku 2015. Kolejna część książki to wspomnienia autora na temat człowieka, którego w całym środowisku szanował chyba najbardziej. „Trenera tysiąclecia”, Kazimierza Górskiego. Człowieka, który jak sam wspomina „usynowił go”. Zarzeczny odwdzięczył mu się za to pomocą, kiedy ten był schorowany, a państwo nieszczególnie kwapiło się do tego, by wspomóc człowieka, który tak wiele zrobił dla polskiego sportu. Następnie dziennikarz przybliża też sylwetki kilku legendarnych polskich piłkarzy, opisując ich ze swojej perspektywy. I tak mamy subiektywny opis m.in.: ikony umiłowanej przez Zarzecznego Legii Warszawa i jego ukochanego piłkarza Kazimierza Deyny, Jana Tomaszewskiego czy też obecnego prezesa PZPN Zbigniewa Bońka. Pozycję dopełniają teksty autora, które ten publikował na nieistniejącym już portalu wyszlo.com, a które to traktowały o podbojach miłosnych „Pawki”, publikującego pod pseudonimem Paolo River. Przyznam szczerze, że opis tych damsko-męskich przygód Zarzecznego ukazać by się szybciej mógł na łamach „Hustlera” aniżeli na stronach książki dostępnej w dziale z literaturą sportową.

Styl pisania Pawła Zarzecznego był specyficzny. Gdy żył, chyba mało który dziennikarz sportowy był hejtowany równie mocno co on.  Wiele osób krytykowało go, nazywając mitomanem, narzekając na jego przerośnięte ego, nie mogąc znieść tego, że jego punkt widzenia zazwyczaj stał w opozycji do ogólnie przyjętych opinii. Największe internetowe trolle często chwytały się brzytwy, uderzając w jego cechy fizyczne jak nadmierna tusza. W tym miejscu i ja muszę posypać głowę popiołem. Choć nigdy w życiu nie pozwoliłbym sobie na tak prostackie przytyki jak czepianie się czyjejś nadwagi to teksty i vlogi „Pawki” raczej ignorowałem. Również momentami jawił mi się jako fantasta i człowiek z kompletnie odklejonymi od rzeczywistości opiniami. Gość próbujący na siłę być inny niż wszyscy. Zgrywanie wszechwiedzącej „alfy i omegi” oraz negowanie wszystkiego i wszystkich kompletnie mi nie leżało. Podobnie jak wielu innych pochyliłem się nad postacią Zarzecznego dopiero w chwili jego śmierci. Wtedy dopiero dostrzegłem to czego w pierwszym momencie nie zauważyłem. Tego, że uprawiana przez niego bufonada może być celowym zabiegiem, mającym na celu wywołanie skrajnych emocji u czytelnika. Tego, że to stawanie okoniem do ogólnie przyjętych racji może być drogowskazem, który skłoni nas do spojrzenia na dany temat z pozycji wielopłaszczyznowej. Dopiero po jego śmierci doceniłem ogrom wiedzy, który sobą reprezentował. Istny kult mądrości, rozwijanie swoich horyzontów. Wszak był dziennikarzem sportowym, który w swoich felietonach czynił sport tylko jedną ze składowych tekstu. Potrafił pisać praktycznie na każdy temat. Historia, muzyka, polityka, sztuka. Zresztą nie można go zamykać w ramach dziennikarza sportowego, bo nie tylko sportem się zajmował. Choćby w TV Republika. Czasami jego jego teksty stanowiły prawdziwą manifestację jego nieprzeciętnej wiedzy. O ile chciało i umiało się to dostrzec. Ja i wiele innych osób nie zawsze chcieliśmy. Prawda jest taka, że obok wydawanych przez niego opinii nie można było przechodzić obojętnie. Bo chociaż w pierwszej chwili potrafiły zbulwersować to po chwili zastanowienie dostrzegaliśmy, że zawierają w sobie sporo prawdy.

Duzo w tym tekście napisałem o smym Zarzecznym, mniej o książce. Jednak aby ją przeczytać należy postać Zarzecznego znać i chociażby tolerować. Nie nadymać się na styl wypowiedzi i rozmiar ego autora, które czasem przywodzi na myśl samego Janusza Wójcika. To tylko pozory. Pod tym płaszczykiem bufonady i na pozór przedziwnych opinii, kryje się dziennikarski kunszt i świetne pióro. Kryje się nieprzeciętnie inteligentny człowiek. Kryje się zbiór doskonałych felietonów. No, może nie wszystkich, ale większości. Trzeba poprostu podejść do nich z odpowiednim dystansem. No, może z pominięciem ocierającego się o silny erotym rozdziału Paolo Rivera, który zapewne wiele osób będzie wolało opuścić. Zarzeczny w roli Rocco Siffrediego nie każdemu może przypaść do gustu ;).

Podsumowując. Może i Pawła Zarzecznego nigdy nie umieszczę na szczycie listy moich ulubionych dziennikarzy sportowych. Nigdy też jednak nie zaneguję tego, że prezentowany przez niego specyficzny styl ma niepodrabialny klimat i wielki kunszt. Nie zaneguję tego, że był świetnym dziennikarzem. Takim jaki nigdy więcej się nie urodzi. Facetem ze swoim „własnym charakterem pisma”. Zresztą nie przystoi inaczej facetowi, który strzelał 10 na 10 karnych Tomaszewskiemu, zakładał na boisku siatki „Orłom Górskiego” i nawet o piątej nad ranem i po kilkunastu piwach, pisał lepsze felietony niż cała reszta dziennikarskiego środowiska w Polsce … a przynajmniej tak twierdził 😉

Ocena Futbolowej Rebelii – 7/10

 

IMG1436361230579_64319_25

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Start a Blog at WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

%d blogerów lubi to: