„Panowie! To nie jest czas na lizanie się po fiu**ch !”

Gdy kadra Jerzego Engela awansowała w 2001 roku na Mundial w Korei i Japonii ś.p. Paweł Zarzeczny napisał na łamach „Przeglądu Sportowego” legendarne zdanie, które odbiło się wówczas szerokim echem w środowisku futbolowym i wywołało niemałe oburzenie. „Panowie, to jeszcze nie czas na lizanie się po fiutach. Na razie osiągnęliśmy tyle co Senegal”. W ten oto sposób dziennikarz chciał stonować rozdmuchane ego piłkarzy i trenera oraz hurraoptymistyczne nastawienie opinii publicznej. Jak to jednak często w przypadku popularnego „Pawki” było, zabieg zastosowany w takiej formie nie przyniósł oczekiwanego rezultatu.  Jego słowa wywołały ogólne oburzenie środowiska i zapoczątkowały ciągnącą się praktycznie do końca azjatyckiej imprezy wojenkę kadra vs. dziennikarze .Jednakże dalsze losy naszej Reprezentacji pokazały, że słowa Zarzecznego były prorocze. Awans na największą piłkarską imprezę po 16 latach naszej nieobecności smakował wyśmienicie, jednakże na tamtą chwilę osiągnęliśmy dokładnie tyle samo ile 31 innych reprezentacji, które także wywalczyły przepustki na ten turniej.  Na tymże skończyło się jednak nasze „rumakowanie” i to pomimo buńczucznych zapowiedzi trenera Engela, który odgrażał się w wywiadach, że na Daleki Wschód jedziemy bić się o Puchar Świata.  W momencie, gdy wspomniana przez Zarzecznego  reprezentacja Senegalu najpierw odprawiła 1:0 w inaugurującym turniej spotkaniu aktualnych wówczas Mistrzów Świata – Francuzów, a następnie awansowała do ćwierćfinału my kompromitowaliśmy się kolejno w meczach z Koreą oraz Portugalią. To po tym drugim występie powstał pean pochwalny (?) na cześć najpopularniejszego aktualnie piłkarskiego eksperta telewizyjnego.  „Tomasz Hajto to wielki atleta, ograł go w Korei Pedro Pauleta”.  Wyszło na to, że nie po raz pierwszy i nie ostatni racja leżała po stronie Pawła Zarzecznego. Miał rację. To nie był czas na lizanie się po fiutach.  A Senegal osiągnął znacznie więcej niż my.

Od tamtych wydarzeń minęło 16 lat. Jednakże słowa zmarłego w marcu dziennikarza znów nabierają aktualności. 1 września kadra Adama Nawałki rozegrała mecz z reprezentacją Danii. Generalnie już w dniu, gdy rozlosowano grupy eliminacyjne wiadomo było, że spotkanie w Kopenhadze powinno być w teorii tym najtrudniejszym w całej kampanii dla naszej drużyny narodowej.  Ogółem rzecz ujmując Duńczycy nigdy nam piłkarsko nie leżeli. Przez 15 ostatnich lat dostaliśmy od nich w cymbał sześć razy na osiem możliwych. Przed tym ostatnim razem, tydzień temu braliśmy więc pod uwagę, że w kraju Hamleta możemy stracić punkty. Nawet trzy. Ale chyba nikt nie spodziewał się, że nasi rywale tak dobitnie powiedzą nam na murawie: „Panowie, to jeszcze nie czas na lizanie się po fiutach. Wy nawet nie jesteście pewni tego Mundialu.” Kadra Engela już była. Kadra Nawałki jeszcze nie. I to mimo tego, że w narodzie po raz kolejny panuje hurraoptymizm. Chociaż po kopenhaskim laniu został on mocno przygaszony. Właściwie to powinniśmy ekipie Age Hareide podziękować. Za zrzucenie wielu kibicom tych różowych soczewek z oczu. Za to, że Eriksen i spółka pokazali nam w najdrobniejszych detalach każdą wadę naszego zespołu. Piąte miejsce w rankingu FIFA, pewne prowadzenie w grupie eliminacyjnej i znów co niektórzy wynosili ten zespół pod niebiosa. Szczęście w nieszczęściu, że Duńczycy zapalili lampki kontrolne w głowach nazbyt optymistycznie nastawionych kibiców a już szczególnie dziennikarzy, którzy poziom optymizmu mieli taki, jakby pozarzucali tabletki extazy. „A może ta nasza kadra nie jest tak piekielnie mocna jak nam się wydawało?” No kurwa,  bingo! To, że piąte miejsce w rankingu FIFA nijak się ma do naszej realnej siły na świecie, to już sobie wyjaśniliśmy. Zresztą w rankingu wyprzedzają nas Szwajcarzy. Przy całym szacunku dla kadry Helwetów i ich fenomenalnej w ostatnim czasie formy… jest na sali ktoś zdolny uznać ich za czwartą reprezentację na planecie? Oni nawet nie mają zawodnika na światowym poziomie czy grającego w mocnym klubie. Xhaka? Ani on nie jest piłkarzem światowego formatu, ani Arsenal nie jest już klubem należącym do europejskiej czołówki. Nawet tej szerokiej. O Shaqirim już nie wspomnę. Od dawna wiadomo, że ranking FIFA jest tylko miłą ciekawostką. Taką możliwością dla przeciętnych reprezentacji na powiększenie sobie penisa przez nabicie punktów dzięki sprzyjającemu kalendarzowi spotkań.  Czymś w rodzaju ferrari dla 40 latka przechodzącego kryzys wieku średniego. Pomaga też czasem w korzystniejszym rozstawieniu podczas losowania do imprez rangi mistrzowskiej czy eliminacji do nich. Nie jest on jednak obiektywnym wyznacznikiem siły poszczególnych reprezentacji narodowych. Nasza doskonała pozycja w grupie? Hmm. Dwa pewnie wygrane spotkania z Rumunami, plus wtopa w Kazachstanie, plus wyrwane Ormianom z gardła trzy punkty, plus nieznaczna wygrana w Czarnogórze plus prawie stracone we frajerski sposób zwycięstwo w meczu z Duńczykami na Narodowym. Kadra Nawałki powinna mieć na drugie „Fortuna”. Chociaż za bardzo kojarzy się z bukiem… Fakt faktem, że ta fortuna jest wypadkową tego iż ta drużyna naprawdę potrafi grać w piłkę a selekcjoner umie z niej wycisnąć niemalże ostatnie soki. Niestety jak pokazał blamaż w Kopenhadze, nie wszystkie mankamenty tej ekipy da się zawsze zapudrować.  A porządny przeciwnik, taki jakim była ostatnio Dania, potrafi odsłonić wszystkie nasze wady.

Nawałka szyje kadrę z 12-14 graczy. Reszta piłkarzy niby jest w drużynie ale na zgrupowania jeździ bardziej w roli statystów. Gdy wypada któraś z kluczowych postaci, to zaczynają się problemy. Na przykład gdy w meczu na Parken dosłownie i w przenośni zesrał się Piszczek, to zaczęły się schody. Nawałka miał na ławce rezerwowych Kędziorę i Bereszyńskiego. Naturalnych zmienników dla gracza Borussii. Mimo to na prawą stronę obrony desygnował Thiago Cionka. Stopera. Jak widać poziom zaufania dla niektórych graczy nie jest zbyt duży. Nigdy w życiu nie tęskniłem też równie mocno za Grzegorzem Krychowiakiem co w tamtym spotkaniu. Krychowiak w formie jest potrzebny tej drużynie niczym tlen. Krychowiak w formie jest rycerzem środka pola a Mączyński czy Linetty mogą odgrywać co najwyżej rolę jego giermków. W meczu w Kopenhadze miałem wrażenie, że odgrywali rolę chrześcijan rzuconych na arenę rzymskiego Colloseum, gdzie pożreć ich miały duńskie lwy pod wodzą gladiatora Eriksena. Zresztą podobną rolę odgrywała cała nasza linia defensywna na czele z Pazdanem i Jędrzejczykiem. Cała trójka Legionistów, którzy zameldowali się w pierwszej jedenastce na placu boju przeniosła do kadry jakość ich klubu z dwumeczów z Astaną oraz Sheriffem. Dołujące jest to, że forma kadry jest w tak dużej mierze uzależniona od dyspozycji zawodników z tak niestabilnego pod względem poziomu gry klubu jak warszawska Legia. Sam Lewandowski to nie wszystko i tak jak jego dobra dyspozycja jest kluczem do solidnej gry naszej kadry, tak i on w znakomitej formie nie pociągnie wszystkiego bez konkretnego wsparcia partnerów. A przynajmniej nie z zespołami na dobrym europejskim poziomie jak Dania.  Zresztą na przestrzeni niemalże roku, licząc od pierwszej konfrontacji obydwóch zespołów widać było, że Age Hereide wykonał z tą drużyną kawał dobrej roboty. Dania ze spotkania na Narodowym i Dania z potyczki na Parken to dwa zupełnie inne teamy. Chłopcy i faceci zamienili się w nich miejscami. Możemy tylko się cieszyć, że projekt norweskiego trenera w październiku ubiegłego roku nie był jeszcze w pełni gotowy, bo dziś być może nie wszystko zależało by od nas jeśli chodzi o wyjazd na rosyjski czempionat. Wracając jeszcze do naszej linii obrony. Żadna ekipa, w żadnej grupie w tych eliminacjach w Europie, ani z pierwszego ani z drugiego miejsca nie straciła po 8 kolejkach spotkań aż 11 bramek. Żadna z nich nie straciła dwucyfrowej liczby goli. Niech to posłuży za recenzję dla jakości gry naszej defensywy. Fakt, że ponad połowę tych bramek zaaplikowali nam właśnie podopieczni Hereide. I znów możemy mówić o uśmiechu losu. Dwaj nasi teoretycznie najgroźniejsi rywale w tych eliminacjach przystąpili do nich pogrążeni w kryzysie. Szczęśliwa gwiazda krąży nad Nawałką od samego początku jego przygody za sterami kadry. To, że biało-czerwoni są aktualnie w tym miejscu w którym są, to wypadkowa wielu czynników. Wiele spraw złożyło się na to, że solidna reprezentacja, jaką jest Polska plasuje się aktualnie tak wysoko we wszelkich notowaniach. Wykorzystujemy swoją szansę niemalże na maksa. Osobiście uważam, że stać nas już na niewiele więcej. Jeśli pojedziemy do Rosji, to ciężko będzie znów dojść do ćwierćfinału wielkiej imprezy. Mnie osobiście usatysfakcjonuje wyjście z grupy. A i to stwierdzę dopiero, gdy rozlosowane zostaną kulki z nazwami poszczególnych nacji, które wezmą udział w przyszłorocznej imprezie. Rok temu we Francji przy jeszcze odrobinie szczęścia można było dojść jeszcze dalej. Może nawet do samego finału. Ale to byłoby już kompletnym rozmyciem obrazu polskiego futbolu.  Wykorzystalibyśmy sprzyjający układ drabinki i słabość innych rywali. Przy jednoczesnym, niemal perfekcyjnym moim zdaniem wykorzystaniu potencjału tej repry. Potencjału sporego ale nieuprawniającego nas do aspirowania do miana wicemistrzów Europy. Wicemistrzowie Europy nie przegrywają w Danii 0:4. To nie przystoi nawet „ćwierćfinalistom Euro”, jak lubią nas określać komentatorzy a co w moich oczach żadnym wielkim osiągnięciem nie jest. Kopenhaga była papierkiem lakmusowym, który pokazał ile nam jeszcze brakuje do tego, by określać się „czołową reprezentacją świata”. Była bolesnym ale potrzebnym doświadczeniem.

Żeby jednak osłodzić troszeczkę tą beczkę dzięgciu, pomyślmy za co podopiecznych Nawałki możemy pochwalić. Na nasze szczęście już trzy dni po meczu z Danią nastąpiła konfrontacja z Kazachstanem.  Niemal natychmiast pojawiła się okazja, do zmycia z siebie mieszanki wstydu, przygnębienia i zawiedzionych ambicji. Rywal do tego idealny. Najsłabsza drużyna naszej grupy. Aczkolwiek ta najsłabsza drużyna już raz w tych eliminacjach odebrała nam punkty. Tym razem jednak graliśmy na własnym terenie. I ostatecznie zrobiliśmy to, co należało zrobić. Zdobyliśmy trzy punkty, wygraliśmy pewnie 3:0. Odpowiedzieliśmy idealnie na wcześniejszy blamaż.  Oczywiście, można się czepiać poziomu spotkania. Można narzekać na nieprzekonujący styl gry.  Ale w tamtym momencie najważniejsze było zdobycie kompletu punktów. Utrzymanie pozycji lidera. Nie ważne jak. Najważniejsza była wygrana. Zrobiliśmy to. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że zgarnęliśmy trzy punkty zasłużenie? A że nie prezentujemy najlepszej formy? Nie trzeba było być wróżbitą Maciejem żeby to stwierdzić już przed meczem. Wystarczyło trzy dni wcześniej obejrzeć kopenhaską drogę przez męki. Zresztą… Ekipa Nawałki serca kibiców zdobyła  udaną kampanią eliminacyjną do Euro 2016. Pamiętacie mecze z Gruzją? One wyglądały dokładnie tak samo jak spotkanie z Kazachstanem.  Graliśmy z outsaiderem grupy, który chwilami nas dominował. Spychał do defensywy. Ostatecznie jednak wyniki spotkania mówiły same za siebie. To samo działo się w Warszawie 4 września. Tak wygląda reprezentacja Nawałki. Wplata w swoje mecze elementy chaosu. Doskonałe momenty przekłada z chwilami słabości. Nawet wobec o klasę gorszych drużyn. Plusem jednak jest to, że ostatecznie większa piłkarska jakość i większe doświadczenie praktycznie zawsze przechylają szalę zwycięstwa na naszą stronę. A to nie zawsze było normą przez ostatni kilkanaście lat. Należy cieszyć się z tego, że mimo nienajlepszej gry umiemy udowadniać kto zwyczajnie dysponuje większą piłkarską jakością. Jednocześnie pamiętać też o własnych ograniczeniach. Bądźmy wyważeni w swoich osądach. Nie oczekujmy cudów, nie popadajmy w hurraoptymizm, ale jednocześnie bądźmy w końcu świadomi swojej piłkarskiej wartości. Jesteśmy solidną drużyną. Taką, która powinna bezproblemowo przechodzić sito eliminacyjne i meldować się na wielkich turniejach. Tam możemy ugrać wyjście z grupy a wszystko ponad to traktować jako bonus od piłkarskich bogów. Plusem wrześniowego dwumeczu był też z pewnością Maciej Makuszewski. Cieszy, że Nawałka powołał piłkarza, którego nie potraktował jako kolejnego turysty na pokładzie. Makuszewski w tych ważnych meczach dostał swoją szansę i wykorzystał ją myślę na miarę swojego potencjału. Wniósł trochę ożywienia w konającej, polskiej drużynie w Kopenhadze zaś w meczu z Kazachami całkiem dobrze rozruszał prawe skrzydło, zajmując miejsce Kuby Błaszczykowskiego.  Nie wiem czy sam Kuba nie sprawdzał by już się w tym momencie lepiej właśnie jako zmiennik wchodzący na ostatnie 20-25 minut na podmęczonego rywala. Właśnie w takiej roli doskonale się odnalazł w meczu z drużyną z Azji. Wracając do „Makiego”. Każdy nowy gracz, którego trener Nawałka uzna za godnego pomocy drużynie w meczach o punkty jest na wagę złota. Każda postać, która realnie wydłuży ławkę rezerwowych i da jakąkolwiek alternatywę trenerowi przy ustalaniu składu i taktyki jest niezwykle cenna. Mam nadzieję, że zawodnik „Kolejorza” zagości w tej drużynie na dłużej.

Krótkie podsumowanie? Zawarte jest w tytule. Panowie, to nie jest czas na lizanie się po fiutach, bo jak na razie nawet nie wywalczyliśmy awansu na Mundial! A nawet jak go już wywalczymy, to póki co osiągniemy tyle samo co Iran. A braku przepustki do Rosji nie biorę nawet pod uwagę. Dwa mecz i co najmniej cztery punkty dają nam bezpośredni awans. W perspektywie wyjazd do Armenii, gdzie jestem pewny, że czeka nas nie lada przeprawa a gra będzie rwana, brzydka i niespójna. Ale ostatecznie to my wyjdziemy zwycięsko. Na koniec Czarnogóra z którą na Narodowym, przy pełnym stadionie i ze świadomością wagi tego spotkania, nie pozwolimy sobie zrobić krzywdy. Jesteśmy na to zbyt doświadczoną drużyną!z22313765V,-Eliminacje-mistrzostw-swiata-Polska---Dania

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Start a Blog at WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

%d blogerów lubi to: