Wiecie, co łączy wszystkich kibiców futbolu? Kochają przeróżne rankingi, statystyki i klasyfikacje. Na najlepszego piłkarza, najpiękniejszą bramkę, najskuteczniejszego napastnika itp. Do wyboru, do koloru. Nawet cholerny, oderwany momentami od rzeczywistości ranking FIFA, przeklinany przez kibiców, ale budzący jednak ciekawość i chętnie śledzony przez wszystkich. Wszelkiego rodzaju statystki, podsumowania, tabele wszechczasów, najlepsi strzelcy w historii…. Który sympatyk kopanej tego nie lubi? Ja się zawsze takimi rzeczami jaram i chętnie je sprawdzam. Nawet wszelkie, subiektywne, niepoliczalne rankingi jak np. coś w stylu „100 najlepszych piłkarzy bez podziału na pozycje”. Mogę sie z nimi nie zgadzać, ale zawsze z przyjemnością sprawdzę jak widzą to inni. Dlatego też postanowiłem sam również pokusić o stworzenie własnego TOP 10 i na pewno nie będzie to ostatnie takie zestawienie, które zrobię na swoim blogu.
Dzisiaj mecz polskiej reprezentacji z Koreą. Od trzech spotkań nie potrafimy pokonać bramkarza rywali. Czy dziś to się zmieni? Tego nie wiem. Ale na osłodę postanowiłem zrobić ranking „10 najbardziej pamiętnych bramek Polaków”. Z góry zaznaczam. MÓJ WŁASNY RANKING. W 100% SUBIEKTYWNY. Będzie to 10 bramek, które zapadły mi w pamięci najbardziej ze wszystkich. Brałem pod uwagę okoliczności ich strzelenia i emocje jakie mi w tamtym momencie towarzyszyły. Tak więc będzie to klasyfikacja taka bardziej sentymentalna i może się ona całkowicie nie zgadzać z odczuciami osoby czytającej moją grafomanię. Ale cóż. Mam nadzieję, że spowoduję chociaż u części czytelników przypływ miłych wspomnień z minionych lat. Startujemy !
10. Paweł Kryszałowicz – Polska vs. Norwegia, 1.09.2001r.
Przedostatni mecz eliminacjo do Mundialu 2002. Mecz, który miał zapewnić nam udział w wielkim turnieju po raz pierwszy od 16 lat. Aby to osiągnąć potrzebna była nam wygrana z zespołem Norwegii. Miałem wtedy 13 lat i emocje sięgały zenitu, bo dotąd pamiętałem jedynie naszą kadrę, która z kretesem przegrywała każde kolejne kampanie eliminacyjne do mistrzowskich imprez. Długo nie mogliśmy sforsować zasieków obronnych „Wikingów”. A trzeba pamiętać, że Norwegowie wówczas dysponowali znacznie lepszą kadrą niż obecnie. Wystarczy wspomnieć że w tym meczu wystąpili dwaj gracze wielkiego Manchesteru United – Ronny Johnsen i legendarny Ole Gunnar Solskjear a Henning Berg odszedł z ekipy „Czerwonych Diabłów” rok wcześniej. Na szczęście w doliczonym czasie gry Skandynawów napoczął Paweł Kryszałowicz, który w podbramkowym zamieszaniu, plasowanym strzałem umieścił piłkę obok bezradnego Thomasa Myhre. W drugiej połowie poszło już z górki i dołożyliśmy kolejne dwa trafienia. Moje marzenia się spełniły. Polacy zdobyli przepustki na azjatycki turniej! Ta bramka zyskuje dodatkową wartość sentymentalną akurat teraz, gdy „Kryszał” toczy kolejny ważny mecz. Tym razem o swoje zdrowie i życie. Trzymaj się chłopie! Jestem pewny, że poradzisz sobie z nowotworem równie łatwo jak z norweską obroną.
9. Marek Citko – Widzew Łódź vs. Atletico Madryt, 25.09. 1996r.
Na długo zanim awansowaliśmy na Mundial w Korei i Japonii, w ubóstwianych przez wielu moich rówieśników latach 90tych ubiegłego wieku, polska piłka kopana była w czarnej … dziurze. Nasza reprezentacja dostawała smary od Gruzinów i nie potrafiła wygrać z Cyprem. Na pocieszenie, troszeczke lepszą jakością emanowały polskie zespoły klubowe. Nikt wówczas nie odpadał w rundach „praprzedwstępnych” z Azerami czy innym mistrzem Mołdawii. Mistrzowie Polski dwa lata z rzędu zdołali awansować do elitarnej Champions League. O ile występu Legii w sezonie 1995/96 za bardzo jeszcze nie pamiętam o tyle boje Widzewa Łódź w tych rozgrywkach rok później już jak najbardziej. Łodzianom w przeciwieństwie do Legii nie udało się wyjść z grupy. Polegli w potyczkach z Borussią Dortmund (akurat z nimi raz zremisowali) oraz Atletico Madryt, które wyprzedziły ekipę Franza Smudy. Na pocieszenie Widzewiacy ograli Steaue Bukareszt w spotkaniu u siebie. Na wyjeździe również przegrali. Motorem napędowym Widzewiaków był wówczas Marek Citko. Gość, którego wyniszczyły kontuzje. Jednakże, kto się wychowywał w tamtych latach, to pamięta, że Citko przez moment był traktowany jak piłkarski pół-Bóg w naszym kraju. Polska na krótki czas oszalała na jego punkcie chyba równie mocno jak obecnie na punkcie Roberta Lewandowskiego. Citko zasłużył sobie na to miano kilkoma naprawdę genialnymi przebłyskami. Jednym z nich była bramka zaaplikowana Atletico Madryt w meczu u siebie we wspomnianej kampanii Ligi Mistrzów. Bramka strzelona z połowy boiska hiszpańskiemu golkiperowi Jose Francisco Molinie, który uwielbiał wychodzić daleko na przedpole własnej bramki. Citko skrzętnie to wówczas wykorzystał. Jak na ironię, był to jeden z gorszych meczy Widzewa w tamtych rozgrywkach. Łodzianie ostatecznie polegli z mistrzami Hiszpanii 1:4. O bramce Citki mówiła jednak wówczas cała Polska.
8. Marek Citko – Anglia vs. Polska, 9.10.1996r.
Zaledwie w dwa tygodnie po niesamowitym lobie z Atletico, Citko strzelił kolejną bramkę, która rozgrzała do czerwoności cały nasz kraj. Tym razem dokonał tego grając z orzełkiem na piersi. Gracz Widzewa Łódź odczarował wtedy magiczne Wembley, na którym nie udało się Polakom strzelić gola od 33 lat – od czasów słynnej bramki Jana Domarskiego. Dużo w tej bramce było przypadku. Obcięła się angielska defensywa, piłka mijał kolejnych zawodników aż trafiła do niepilnowanego Citki, który posłał piłkę w róg bramki strzeżonej przez Davida Seamana. Również ten gol Citki nie wiele dał Polakom, bo ostatecznie polegliśmy z „Synami Albionu” 2:1. W czasach piłkarskiej pustyni, gdy w naszym kraju cieszono się z każdego najmniejszego sukcesu kadry, bramka Citki na legendarnym Wemblay była naprawdę czymś wyjątkowym. Zwłaszcza gdy miało się 8 lat. Tak jak ja wówczas.
7. Robert Lewandowski – Polska vs. Grecja 8.06.2012r.
Olbrzymie nadzieje, olbrzymie napięcie przed pierwszym gwizdkiem, ogromny stres. Takie emocje towarzyszyły mi przed rozpoczęciem naszego pierwszego meczu na Euro 2012. Pamiętam, że postanowiłem wówczas, iż pierwszy mecz obejrzę w samotności. Chciałem w 100% skupić się na obejrzeniu tej pierwszej potyczki. Nie miałem pojęcia na co mam się nastawić. Gdy w 17 minucie spotkania Lewy główką po koźle pokonał bramkarza rywali czułem jakby mi kamień spadł z serca. To była olbrzymia ulga. Nie wiedziałem jeszcze, że ten mecz okaże się istnym, piłkarskim rollercoasterem. Czerwona kartka dla Papastathopoulosa – jestem pewny wygranej, Salpingidis strzela na 1:1 – konsternacja, mam wątpliwości, czerwona kartka dla Szczęsnego i karny dla Greków – czuję się jak w jakimś cholernym horrorze, Tytoń broni karnego – Znów jestem pełen optymizmu. Skończyło się ostatecznie na 1:1 i naprawdę cieszyłem się, że w końcu nie przegraliśmy na inaugurację wielkiego turnieju. Byłem pełen nadzieji do samego końca. Skończyło się blamażem… Ale bramka Lewego… W tamtym momencie to był naprawdę balsam na moje skołatane nerwy.
6. Robert Lewandowski – Szkocja vs. Polska, 9.10.2015r.
Kampania eliminacyjna do Euro 2016. Bardzo ważny, przedostatni mecz. Gdybyśmy go przegrali, mogliśmy sobie znacząco skomplikować drogę na Euro. Szkoci w przypadku braku wygranej, pozbawiali się jakichkolwiek szans na awans nawet do baraży. Szybko objęliśmy prowadzenie po bramce „Lewego”, niestety później to Szkoci ukłuli dwa razy i w 94 minucie było 2:1 dla gospodarzy. W ostatniej akcji tego meczu mieliśmy rzut wolny. Rzut wolny, który kompletnie spaprał Grosicki. Piłka poleciał adresowana zupełnie do nikogo, na szczęście szkoccy obrońcy stali jak osłupieni i nie zdołali jej wybić, ta odbiła się od słupka ich bramki a jako pierwszy dopadł do niej oczywiście Lewandowski i wepchnął ją do siatki. W 94 minucie miałem już po raz kolejny w oczach widmo zaprzepaszczonych eliminacji. Czułem, że polska piłka spartaczy kolejną okazję…. I wtedy stało się coś, co utwierdziło we mnie poczucie, że chłopcy od Nawałki to reprezentacja zupełnie inna od poprzednich drużyn narodowych. Reprezentacja nieskażona pechem. Reprezentacja, która ma w końcu umiejętności poparte dozą szczęścia… i ma przede wszystkim Lewego. Wepchnęliśmy wtedy tą piłkę do bramki chyba tylko siłą woli. Ale pokazała ona niewiarygodną moc tkwiącą w tej drużynie. Napełniła mnie wówczas mnóstwem pozytywnego myślenia o tym zespole.
5. Ebi Smolarek – Polska vs. Portugalia, 11.10.2006r.
Obok meczu Polska vs. Niemcy z 2014 roku i Polska vs. Szwajcaria z Euro 2016, to mecz, który wspominam chyba najlepiej ze wszystkich gier naszej kadry jakie dotąd widziałem. Najlepszy mecz ery Leo Benhakkera. A biorąc pod uwagę na jakie wyżyny umiejętności wznieśli się wówczas nasi kadrowicze, to był chyba najlepszy mecz naszej drużyny narodowej w XXI wieku. Nawałka wywindował Mączyńskiego, Pazdana i Jędrzejczyka – graczy dotąd raczej przeciętnych – na naprawdę wysoki poziom. Przynajmniej w wykonaniu reprezentacyjnym. Ale to co zagrali wówczas na bokach naszej obrony Paweł Golański i Grzegorz Bronowicki…. Wyprzedzili w tamtym meczu swój poziom o kilka długości. Bohaterem tamtego meczu był jednak Ebi Smolarek. To on dwukrotnie pokonał bramkarza rywali. Rywali w barwach których grali m.in. Nuno Gomes, Deco, Simao Sabrosa i oczywiście Cristiano Ronaldo. To był wówczas szok nawet dla polskich kibiców. Przecież miesiąc wcześniej polegliśmy w Bydgoszczy z Finlandią 1:3. I ten komentarz Szpakowskiego. Zapamiętam go na zawsze :). Aha, nie będę wybierał jednej. Na piątym miejscu umieszczam obydwa gole Smolarka.
4. Arkadiusz Milik – Polska vs. Irlandia Północna, 12.06.2016r.
Dłuuuugo biliśmy głową w zielony mur postawiony przed nami przez Irlandczyków z północy. W końcu Arek Milik przełamał ten antyfutbol rodem z Ulsteru i pokonał Michaela McGoverna. Zawsze jest jakiś strach przed meczem inauguracyjnym. Zwłaszcza, że wiekszość z nich kończyła się dla nas katastrofą. Tak samo było i tym razem i to pomimo tego, że nasz przeciwnik częściej występował w piłce w roli kopciuszka niż potentata. Na szczęście ten pierwszy mecz Euro 2016 pokazał, że jesteśmy inną drużyną niż te z czasów Engela, Janasa czy Benhakkera. Spokojna wygrana 1:0 wlała w serca dozę optymizmu i rozpoczęła udany turniej we Francji. Bramka Milika miała podobny wymiar jak ta Lewego cztery lata wcześniej w spotkaniu z Grekami. Tym razem jednak wszystko poszło zgodnie z planem i nie wypuściliśmy z rąk okazji.
3. Jacek Krzynówek, Portugalia vs. Polska, 8.09.2007r.
Kolejny nasz udany mecz przeciwko Portugalczykom. Wyszliśmy na prowadzenie po bramce Mariusza Lewandowskiego w końcówce pierwszej połowy. W drugiej najpierw wyrównał Maniche a potem CR7 wyprowadził naszych rywali na prowadzenie. I gdy na 4 minuty przed końce gry wydawało się że jest już pozamiatane, na strzał ostatniej szansy z około 30 metrów zdecydował się Jacek Krzynówek. Piłka nie była uderzona idealnie. Silny strzał, ale taki bardziej kąśliwy szczur niż jakaś mega petarda, nie do obrony. Futbolówka odbiła się od słupka bramki Portugalczyków, od plecy bramkarza Ricardo i przekroczyła linię bramkową. Oglądałem ten mecz w pubie z kolegami. W powietrzu latały kufle, stoliki przewracały się na ziemię a piwo lało się strumieniami. Skończyliśmy świętować sukces nad ranem.
2. Jakub Błaszczykowski – Polska vs. Rosja, 12.06.2012r.
O ironio! Dwie bramki w tym zestawieniu to trafienia Polaków z katastrofalnego Euro 2012. Wytłumaczę to tak. Moje nastawienie na te mecze było tak bojowe, że każda bramka naszej reprezentacji powodowała u mnie wybuch szaleństwa niczym u Berserka. Szczególnie, że przed meczem trwały ganianki kibiców naszych i rosyjskich po Moście Poniatowskiego i w jego okolicach. Smoleński kurz jakoś w sercu narodu jeszcze nie opadł i spotkanie to było mocno naznaczone podtekstami. Ja mimo wszystko lubię mecz, które mają jakiś dodatkowy smaczek. Oglądaliśmy to spotkanie w gronie znajomych i po bramce Kuby zapanował wybuch radości niczym po detonacji bomby atomowej (pamiętam, że na kolanach przejechałem po dywanie w pokoju kumpla. Ot, taka cieszynka…) . Jeszcze większy, niż po bramce Krzynówka z Portugalią a trochę mniejszy niż po golu…
1. Sebastian Mila – Polska vs. Niemcy, 11.10.2014r.
….Właśnie tym golu. Mecz – Legenda. Pierwsza wygrana z naszymi zachodnimi sąsiadami w historii naszych potyczek. Z Niemcami, którzy dzierżyli od trzech miesięcy berło najlepszej reprezentacji globu. Co nie udało się „Orłom Górskiego” na wodzie w 1974 roku, co nie udało się Smudzie i jego drużynie przez potknięcie Wawrzyniaka, to udało się chłopakom Nawałki. Byłem na tym meczu. Wstyd się przyznać ale nie widziałem pierwszej bramki Arka Milika. Stałem od przerwy w kolejce po piwo. Wróciłem na trybuny dopiero około 60 minuty meczu. Widziałem szturmy Niemców na bramkę Wojtka Szczęsnego, widziałem jak Podolski posadził piłkę na poprzeczce, w końcu widziałem jak gola na 2:0 zdobył Sebastian Mila i trybuny wybuchły szałem radości a nieznajomi ludzie wpadali sobie w objęcia ze szczęścia. Za żadne skarby świata nie rozpoznałbym dziś chłopaka z którym wpadliśmy sobie w ramiona po tym golu. Cudowne przeżycie.
Skomentuj