„Canarinhos. 11 wcieleń boga futbolu”, to książka napisana przez dziennikarza „Gazety Wyborczej” – Dariusza Wołowskiego. Ukazała się tuż, przed Mistrzostwami Świata w 2014 roku. Ja sięgnąłem po nią dopiero przed tygodniem. I bardzo żałuję tego, że nie stało się to wcześniej, bo dawno nie czytałem tak ciekawej, wypełnionej anegdotami i przybliżającej historię futbolu pozycji. Jednak, żeby nie było tak cukierkowo, to napomknę tylko, że książka posiada także kilka pomniejszych wad. Zapraszam do zapoznania się z moimi odczuciami po lekturze tego dzieła.
Gdybym oceniał „Canarinhos. 11 wcieleń boga futbolu” na podstawie pierwszej połowy książki, ta dostałaby ode mnie „dychę”. Bezapelacyjnie. Pan Wołowski podzielił swoje dzieło na 10 rozdziałów. Osiem z nich nawiązuje do słynnych brazylijskich graczy (Arthur Friedenreich, Garrincha, Pele, łączony rozdział Zico, Socratesa i Falcao, Romario, Ronaldinho, Neymar i najlepsza piłkarka świata – Martha). Jeden poświęcony jest największej tragedii w dziejach brazylijskiego futbolu, czyli słynnemu „Maracanazo”. Była to porażka z Urugwajem na Mundialu w 1950 roku. Ostatni zaś, dotyczy „Copacabany”, plaży nazywanej „największym boiskiem świata”. Jednakże piłkarze, którzy „patronują” poszczególnym rozdziałom, są tak naprawdę tylko tłem. Pan Wołowski zabiera nas w podróż w czasie. Książka i jej bohaterowie, są ułożeni w sposób chronologiczny. Tym samym dostajemy wycieczkę przez ponad sto lat historii futbolu, rodem z „Kraju Kawy”. Oprócz ciekawostek na temat danego piłkarza, otrzymujemy także mnóstwo ciekawych informacji o tym, jak w danej dekadzie przedstawiała się sytuacja polityczna, czy też społeczna największego państwa Ameryki Południowej.
Dlaczego powiedziałem, że za pierwszą część książki wystawiłbym „dyszkę”? Ponieważ pierwsze rozdziały, dotyczące Arthura Friedenreicha, Garrinchy czy Pele, to istne arcydzieło ! Jako chłopak piszący dla „Retro Futbol”, czyli najlepszego polskiego portalu, traktującego o historii piłki, jestem wręcz zobowiązany darzyć miłością, romantyczne opowieści o piłkarskich herosach sprzed lat J. Postaci takiej jak Friedenreich – przyznam ze wstydem – nawet do tej pory nie znałem. A była to pierwsza, wielka gwiazda brazylijskiej piłki. W reprezentacji grał w latach 1914-1925. W ciągu swojej kariery, strzelił rzekomo 1329 goli (chociaż trudno to zweryfikować). Wiadomo, że opowieści o czasach tak odległych, ociekają zawsze mnóstwem anegdot, których liczba przewyższa ilość faktów. Jednakże, czyż nie najlepiej czyta się takie romantyczne opowieści, które choćby były mocno przerysowane, to wryją się zawsze w pamięć i wyobraźnię czytelnika najmocniej? Opowieści o chłopaku, który musiał mąką rozjaśniać sobie twarz (był mulatem), gdyż widok „kolorowej” gwiazdy futbolu, nie każdemu przypadał wówczas do gustu? I to w Brazylii, chyba najbardziej różnorodnym, pod każdym względem, kraju świata. Garrincha to legenda sama w sobie. Gość o którym Brazylijczycy mogliby opowiadać całymi dniami. Piłkarz, którego być może kochają mocniej, niż wielkiego Pelego. Dla mnie osobiście, ścisły top, jeśli chodzi o najbardziej nietuzinkowe postaci piłki nożnej. Król dryblingu, który miał jedną nogę, krótszą o 6 cm, od drugiej. Geniusz futbolu, który zmarnował swoje życie dla kobiet i alkoholu. Gdyby nie przeogromny talent do piłki, to zapewne skończyłby jako zapijaczony, wioskowy głupek, w zapomnianej przez Boga dziurze. Pele? Tego pana nikomu przedstawiać nie muszę. Razem z Garrinchą tworzyli, być może najlepszy futbolowy team, jaki świat nosił na swojej ziemi. Do tego dochodzi tragiczna opowieść o „Maracanazo”. Wielkiej brazylijskiej traumie, która dla zakochanego w futbolu ludu, była gorszą katastrofą, niż głód czy klęska żywiołowa. Te historie czyta się z zapartym tchem. Magia tego barwnego kraju, miłość Latynosów do futbolu niespotykana nigdzie indziej. To wszystko składa się na niepowtarzalny klimat tych opowieści. W dodatku możemy się wiele dowiedzieć o tym, jak w Brazylii zmieniały się rządy, nastroje społeczne, jak kraj się rozwijał. Książka jest po części podróżą, przez historię najbardziej utytułowanego piłkarsko kraju. Genialnie się to czyta!
Dlaczego druga część tej lektury obniża ocenę? Im dalej brniemy, tym mniej magii dawnych lat. Więcej czasów współczesnych, postaci które znaliśmy i wydarzeń, które mamy prawo pamiętać. W drugiej części, pan Wołowski dużo miejsca poświęca wydarzeniom przedmundialowym. Prognozom i przewidywaniom na temat Mundialu w 2014 roku. Być może 5 lat temu był to ciekawszy temat. Teraz, gdy wiem już jak się potoczył tamten turniej, ciekawi mnie to jakoś mniej. Historia o Zico, Socratesie i Roberto Falcao jest bardzo przyjemna. Stanowili oni trzon drużyny z 1982 roku, którą określa się jako tą, która grała najpiękniej ale nie zdobyła tytułu. Każdy z nich z osobna, to również ciekawa historia. Romario, Ronaldo i Ronaldinho to magowie futbolu, ale też piłkarze, których pamiętamy i wydarzenia ich dotyczące, raczej niczym wielkim nas nie zaskoczą. Neymar to wróżenie, wówczas 22-letniemu gwiazdorowi, świetlanej przyszłości i prorokowanie, że już wkrótce może przegonić Cristiano Ronaldo i Leo Messiego z piedestał. Pięć lat później wiemy, że Neymarowi nadal sporo do nich brakuje. A wręcz stał się jednym z najbardziej irytujących piłkarzy świata, którego najbardziej kojarzy się z ordynarnych symulek. Dużo obiecywałem sobie po rozdziale Marthy. Ciekawiła mnie historia najlepszej piłkarki globu. Niestety jest ona tylko tłem i poświęca jej się niewiele miejsca. Jest powodem, dzięki któremu pan Wołowski może poruszyć temat równouprawnienia w futbolu, a nawet zastanowić się, dlaczego w futbolowych szatniach ujawnia się tak mało osób homoseksualnych? No cóż, wydawnictwo ze stemplem „Gazety Wyborczej” do czegoś zobowiązuje.
Książkę jako całość oceniam jednak bardzo dobrze. Pan Wołowski odbył dwutygodniową podróż do Brazylii, by napisać ją jeszcze bardziej rzetelnie. Badał nastroje mieszkańców tego kraju przed Mundialem. Odbył wiele rozmów z miejscowymi, zaliczył kilka meczy i odwiedził stadiony największych drużyn w kraju. Myślę, że doskonale oddał, kapitalny klimat latynoskiego futbolu. W pewny sensie poruszył też temat, który jest samograjem. Brazylia to kopalnia doskonałych, futbolowych historii. Kraj pięciokrotnych Mistrzów Świata, kilku geniuszy w swojej dziedzinie i ludności, która ma bzika na punkcie tego sportu. W porównaniu z wyrachowanym, europejskim futbolem, tam ta dyscyplina ociera się o magię. Pan Wołowski poza bohaterami poszczególnych rozdziałów, przybliża też nazwiska innych piłkarzy z panteonu gwiazd. Smutną historię Heleno de Freitasa czy bardziej współcześnie Roberto Carlosa. Przypomina, że jest to ojczyzna, która dała piłce także „kołyskę” Bebeto czy gest fair play Garrinchy. Lektura po którą zdecydowanie warto sięgnąć
Ocena: 8/10
Skomentuj