Znów mamy poniedziałek. To, co łączy wszystkich ludzi na świecie to nienawiść do tego dnia. No, chyba że gramy akurat w Heroes of Might & Magic. Tylko tam pierwszy dzień tygodnia sprawiał radość. Żeby ulżyć wszystkim w bólu, porozmawiajmy o futbolu. To temat, który bywa najlepszym balsamem na nie zabliźnione rany. Zapraszam na krótkie podsumowanie piłkarskiego tygodnia z Lożą rebelianckich szyderców.
Bournemouth broni się w tym sezonie przed spadkiem. Ekipa Eddiego Howe już piąty sezon z rzędu walczy w angielskiej elicie i jak dotąd Wisienki zbierały zazwyczaj pochwały za dzielną postawę i odważną grę. Z takim kryzysem ekipa z Dean Court nie mierzyła się jednak jeszcze, odkąd awansowała do Premier League. Ich ostatnie 10 meczów ligowych to osiem porażek, remis i zaledwie jedna wygrana. Eddie Howe, który jeszcze nie dawno był traktowany jak nadzieja angielskiej myśli szkoleniowej, a jego nazwisko przewijało się w kontekście objęcia czołowych zespołów ligi, dziś przewodzi w zestawieniach bukmacherów na menadżera, który jest najbardziej zagrożony utratą pracy. Spotkanie z Norwich mieniło się idealną trampoliną do tego, by w końcu odbić się od ligowego dna i ruszyć w pogoń za zespołami znajdującymi się w bezpośrednim sąsiedztwie. W końcu przeciwnikiem była drużyna, na której większość kibiców postawiła już krzyżyk i traktuje ją jako pierwszego ze spadkowiczów. Rzeczywistość okazała się jednak brutalna. Fani z pewnością zapamiętają ten mecz a w szczególności nazwisko Steve’a Cooka. Wszak tak spektakularnej interwencji nie widzieliśmy chyba od czasów Luisa Suareza w ćwierćfinale południowoafrykańskiego Mundialu. Może Cook powinien stanowić rozwiązanie dla Howe’a, jeśli chodzi o obsadę bramki? Skoro Artur Boruc nie może wrócić do łask… Jakby ktoś nie wiedział, o czym mówię, to zostawiam filmik.
Cook wyleciał z boiska, Pukki pewnie zamienił rzut karny na bramkę. The Cherries nadal pogrążają się w marazmie, a widmo relegacji zagląda do oczu piłkarzom z tej turystycznej miejscowości coraz śmielej.
Mikel Arteta nie dysponuje magic touch. W Arsenalu nie widać efektu nowej miotły. Przynajmniej nie, jeśli spojrzymy na wyniki Kanonierów. Poprawie uległa sama gra ekipy z północnego Londynu, ale przed Hiszpanem jeszcze długa droga w uleczaniu choroby nijakości, która dopadła The Gunners. Rodzi się pytanie, czy Arsenal dysponuje wystarczająco silną kadrą zawodniczą, by osiągać znacznie lepsze wyniki? Osobiście mam wątpliwości czy da się jeszcze reaktywować Mesuta Oezila i czy Lacazette to napastnik, którego możemy nazwać piłkarzem światowego formatu. Póki co Arsenalowi nadal sprawia problem pokonanie takich drużyn jak Sheffield czy Crystal Palace.
Liverpoolski walec mknie do przodu i nie ma zamiaru się zatrzymywać. W zasadzie nikt już nie ma wątpliwości, kto zostanie w tym sezonie mistrzem Anglii. Pomalutku możemy sobie zacząć zadawać pytanie, czy drużyna Kloppa jest w stanie powtórzyć sezon bez porażki Arsenalu z kampanii 2003/2004. W mediach społecznościowych już rozgorzały dyskusje i porównania obecnego The Reds i The Invincibles. A wy? Jak uważacie? Która ekipa była silniejsza?
Janek Bednarek został najskuteczniejszym polskim piłkarzem w historii Premier League. Były obrońca Lecha Poznań ma już na swoim koncie… dwa trafienia. O jedno wyprzedza Roberta Warzychę i Marcina Wasilewskiego. Skwitujemy to krótko.
A tak poważnie… Wciąż czekamy, aż większa ilość naszych piłkarzy zadomowi się w lidze angielskiej. Mieliśmy nadzieję na Krzysztofa Piątka, który przecież wg mediów był już jedną nogą w Tottenhamie, ale na przeszkodzie stanęły oczekiwanie co do kwoty transferu. W kontekście polskiego napastnika padło już tyle nazw różnych klubów, że skleilibyśmy z nich całkiem silną ligę. Hitem są ostatnie plotki transferowe, które mówią o tym, że Piątek mógłby zastąpić w Barcelonie kontuzjowanego Luisa Suareza. Cóż, jak mawiał klasyk… dlaczego nie Barcelona? Jedno trzeba przyznać. Saga transferowa Piątka zaczyna przebijać cały cykl przygód Kamila Grosickiego. Czekamy na dramatyczne podpisywanie kontraktu 31 stycznia o 23:59.
Karol Linetty znów z golem w Serie A. Absolutnie nie wyobrażam sobie, by trener Brzęczek nie dał mu kolejnej szansy w reprezentacji. Jemu, nie Augustyniakowi.
Quique Setien zadebiutował w roli menadżera Barcelony. Przez cały tydzień bałem się otworzyć lodówki, by nie wyskoczył mi z niej nowy opiekun Blaugrany. Duża część kibiców Barcy celebrowała w ostatnich dniach każdą decyzję nowego trenera. Dodatkowy trening, rozmowę z piłkarzem, wybór meblościanki w Ikei… Teraz trwa euforia z powodu wpuszczenia na boisko kilku wychowanków. Czekam, aż na następnym meczu zostanie wywieszony transparent Setien-Santo Subito.
A tak poważnie, sam jestem ciekaw, co wyjdzie z tego mariażu. Czytając opinie ekspertów, Setien mieni się idealnym facetem do tego, by Barca znów stała się drużyną, którą można oglądać dla samych walorów wizualnych i piękna ich gry. Dobrego futbolu nigdy za wiele. Trzymaj się Quique tam w tej Katalonii.
RG
Skomentuj