Jest rok 2005, ulice Liverpoolu roją się od fanów w czerwonych koszulkach. Nic dziwnego, ich idole świętują właśnie swój triumf w Lidze Mistrzów. Całe miasto celebruje sukces, jakim niewątpliwie jest pokonanie AC Milan w prawdopodobnie najbardziej dramatyczny finale w historii tych rozgrywek. Gdzieś w tłumie stoi 6-letni chłopiec, który rzecz jasna nie wie, że za blisko 15 lat to właśnie on stanie się lokalnym idolem.
Droga
„Jestem zwykłym chłopakiem z Liverpoolu, którego marzenia stały się rzeczywistością.”
Tak głosi cytat bohatera artykułu Trenta Alexandra-Arnolda, który jest zamieszczony na jego muralu przy ulicy Sybil Road. Tekst ten zdaje się w pełni oddawać charakter skromnego, teraz już 21-letniego piłkarza, który jest obecnie rewelacją Premier League. Ale po kolei…
Przenosimy się znów o jakieś półtorej dekady wstecz. Chłopiec z pierwszego akapitu, zafascynowany lokalnym zespołem trafia do piłkarskiej Akademii Liverpoolu, gdzie jest zauważony przez trenera Iana Barrigana. Dzieciak z pomocą kolejnych szkoleniowców, a także wymagających rodziców pokonuje kolejne szczeble, zarówno jeśli chodzi o rozwój piłkarski jak i intelektualny. Sam Trent wspomina:
„Mama zawsze mówiła, że edukacja jest ważniejsza niż futbol. Jeśli folgowałem sobie w szkole, dostawałem zakaz gry w piłkę…”
Najwidoczniej chłopak był wystarczająco pilnym uczniem, by bez większych przeszkód kroczyć na piłkarski szczyt. Zaczynał jako środkowy pomocnik i z taką też rolą był kojarzony w zespołach młodzieżowych. Aż do roku 2016, kiedy to do drużyny seniorów włączył go Jurgen Klopp, który zobaczył w ówczesnym 18-latku materiał na prawego defensora.
Unikatowość
Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Co prawda Alexander-Arnold potrzebował czasu, by okrzepnąć, nabrać fizycznej siły i wkomponować się w zespół, ale gdy już do tego doszło, stał się jednym z najlepszych na swojej pozycji, nie tylko w Anglii, ale i na całym świecie.
Pytanie tylko, czy możemy jednoznacznie nazwać Trenta prawym obrońcą? Przedmeczowy line-up na to wskazuje. Sposób poruszania się po boisku Anglika i jego wkład w ofensywę już nie. Podopieczny Kloppa to tak naprawdę -powtarzając za Jamiem Carragherem– rozgrywający, ustawiony na prawej stronie defensywy. Świadczą o tym nie tylko asysty (12 w obecnym sezonie) zaliczane przez tego zawodnika, ale też jego kluczowe podania (2,6 na mecz). Wystarczy wspomnieć, że jedynym piłkarzem w całej Premier League, który pod tym względem wyraźnie wyprzedza zawodnika LFC, jest Kevin De Bruyne, a więc najlepszy ofensywny pomocnik na świecie.
Rewolucjonista
Alexander-Arnold zachwyca swoimi atakami już od dwóch sezonów. Poprzednie rozgrywki zakończył z rekordem Guinessa dla najlepiej asystującego obrońcy w historii Premier League (12 asyst w sezonie). Mimo wszystko meczem, który zdawał się być ukoronowaniem jego ofensywnych inklinacji, było grudniowe spotkanie z Leicester, z zeszłego roku. The Reds przejechali się wówczas po nieśmiało spoglądających na fotel lidera Lisach aż 4:0, a Trent zanotował w tym meczu dwie asysty oraz bramkę. Felietonista Guardiana, Barney Ronay pisał wówczas:
„Przedmeczowe rozpiski zdają się co tydzień popełniać ten sam błąd przy podawaniu składu LFC. Według nich piłkarz z numerem 66 (numer TAA przyp. red.) gra na prawej obronie. W rzeczywistości TAA prezentuje coś innego. To wybitnie utalentowany 21-latek, który na nowo zdefiniował swą pozycję…”
„Nikt nie kopie piłki z taką precyzją i trajektorią. Jego strzały są jak podania, jego podania są jak strzały, a rzuty rożne to w zasadzie rzuty wolne.”
Nie należy się dziwić zachwytom. Zarówno tym tyczącym się liczb, jak i tym związanym z opanowaną do perfekcji sztuką bombardowania przeciwnika. Sam Trent spytany o technikę jego podań i strzałów mówi:
„Myślę, że to jest związane z chęcią naśladowania tych, których oglądałem w dzieciństwie. Mówię tu o Gerardzie i Xabim Alonso. Zawsze chciałem zagrywać piłki jak oni! (…) odnajduję siebie gdy oglądam ich stare klipy. Szczególnie Gerrarda! Dorastałem z myślą, że chcę być jak on. Ćwiczyłem swoje podania i opłaciło się. Teraz zbieram tego owoce”.

Steven Gerrard
Skoro o byłym kapitanie Liverpoolu mowa, to zdaje się być on pierwszym człowiekiem z nagłówków, który głośno komplementował Trenta. Gerrard pisał w swojej biografii opublikowanej w 2015 roku o Alexandrze-Arnoldzie, wskazując go jako tego, który w przyszłości może zająć jego miejsce. Wspomina on znamienną sytuację sprzed meczu rezerw, w którym Gerrard brał udział bezpośrednio po wyleczeniu kontuzji. Legenda Liverpoolu przed samym spotkaniem zrezygnowała z opaski kapitana, wręczając ją młodemu Liverpoolczykowi. Prawdziwe namaszczenie!
Wpływ na zespół
Tak więc popularny Gerro wskazał drogę, Jurgen Klopp dał szansę. Niemiec na pewno tego nie żałuje. Młody Anglik paradoksalnie jest jednym z najważniejszych piłkarzy w…ofensywie The Reds. Zespół, który pewnie zmierza po tytuł Mistrza Anglii i z niecierpliwością czeka na restart rozgrywek, zdaje się być w wielu fragmentach podporządkowany pod styl gry Trenta. Wszystko jest poukładane, tak by ten zawsze mógł odważnie podłączać się do akcji. Gdy zawodnik z numerem #66 operuje na połowie rywala, możemy być pewni, że ktoś ze środkowych pomocników zapewni mu asekurację. Cóż, wspomniane wcześniej 12 asyst z zeszłego sezonu oraz identyczna liczba w obecnym -wciąż przecież niezakończonym- sprawiają, że Henderson i spółka wiedzą, że najzwyczajniej w świecie się to opłaca.
Mankamenty
W każdej beczce miodu znajdziemy jednak łyżkę dziegciu. Alexander-Arnold nie jest piłkarzem bez wad. Wciąż zdarza mu się mieć problemy z grą w defensywie, które często są tuszowane przez Van Dijka i kolegów. Czasami ma kłopot z decyzyjnością, przez co zdarzały mu się mecze, w których notował sporo strat, czego dobitnym przykładem jest choćby przegrany dwumecz z Atletico, podczas którego Liverpoolczyk mylił się w tym zakresie aż 77 razy! Jest to oczywiście związane z odważną grą i szukaniem trudnych podań, jednak odnajdowanie optymalnych rozwiązań jest czymś, nad czym młody Anglik musi pracować. Póki co Klopp przymyka na to oko, gdyż bilans zysków i strat związany z grą jego pupila wypada wciąż nader pozytywnie.
Wehikuł czasu
Niemniej, wszystko, co dziś o nim wiemy, sugeruje nam, że ma szansę stać się on kimś wyjątkowym. Nie tylko dla Liverpoolu, ale dla całego piłkarskiego świata. Jego nietuzinkowe umiejętności i już teraz ogromne doświadczenie to potężny kapitał. Przecież Trent Alexander-Arnold to najmłodszy piłkarz w historii, który wyszedł w pierwszym składzie w dwóch finałach Ligi Mistrzów z rzędu. Rok 2018 i spotkanie w Kijowie przyniosły ówczesnemu 20-latkowi gorycz porażki w konfrontacji z Realem. Kilkanaście miesięcy później był Madryt i triumf nad zespołem Tottenhamu. Tym razem to Trent mógł przejechać się po swoim ukochanym mieście odkrytym autobusem i pozdrawiać wiwatujący tłum. Dziś to on, zwykły chłopak z Liverpoolu, jest inspiracją i bohaterem dla miejscowych dzieciaków
Michał Bakanowicz
Skomentuj