W pewnym sensie kariery piłkarzy można porównać do kursowania linii autobusowych. Często wypieramy z naszej pamięci mniej popularne zatoczki na rzecz tych znajdujących się w centrum uwagi. Dla piłkarzy, którzy zostali wymienieni poniżej, mniej popularnymi przystankami były kluby Ligue 2, które pod wieloma względami ukształtowały ich jako sportowców i dziś z pełnym przekonaniem możemy powiedzieć, że nie stały się dla nich zajezdniami.
1. Riyad Mahrez
Tego piłkarza nie trzeba nikomu przedstawiać. Dzisiaj stanowi o sile zespołu Pepa Guardioli, ale sam zawodnik nie mógł raczej przewidzieć tego, co spotkało go w trakcie dotychczasowej kariery. Najlepszy scenarzysta nie wymyśliłby ścieżki, przez jaką przeszedł sympatyczny Algierczyk. Po raz kolejny potwierdziło się, że najlepsze scenariusze pisze nam życie. Mahrez w chwili, gdy zgłosił się po niego lider rozgrywek Championship, występował w 14 drużynie Ligue 2, której było bliżej do strefy spadkowej niż do miejsc dających możliwość awansu do najwyższej klasy rozgrywkowej. Po transferze do Anglii szybko wskoczył do pierwszego składu, a Leicester z Nigelem Pearsonem na ławce pewnie awansowało do Premier League. Po roku w najwyższej lidze zespół objął Claudio Ranieri, przy którym Mahrez wykręcił swoje pierwsze piłkarskie double-double (17 bramek i 10 asyst), a zespół nieoczekiwanie zdobył mistrzostwo Anglii, pisząc najpiękniejszy rozdział w historii klubu. Po sezonie mistrzowskim „Lisy” obniżyły loty, przez co korytarze King Power Stadium stały się zbyt wąskie dla Algierczyka, z czego skorzystał Manchesteru City. Dzisiaj fani „The Citizens” mogą podziwiać owoce pracy wykonanej przez Mahreza pod okiem Pepa Guardioli.
2. Sebastian Haller
Ten zawodnik przebył bardzo nietypową drogę do Premier League. Grając w drugiej lidze francuskiej w barwach Auxerre, nie wyróżniał się szczególną skutecznością, ale to nie zraziło działaczy Utrechtu, którzy dostrzegli w nim spory potencjał. Jak się okazało, holenderska drużyna dokonała wyjątkowo trafnej oceny możliwości piłkarza, któremu ewidentnie przypadło do gustu holenderskie powietrze. Na boiskach Eredivisie odblokował się do tego stopnia, że w 17 meczach zdobył prawie 2 razy więcej bramek niż przez 2,5 sezonu na zapleczu Ligue 1. Haller w kolejnych dwóch sezonach potwierdził dobrą dyspozycję, kończąc je z dwucyfrową liczbą bramek. To pozwoliło zarobić Utrechtowi prawie dziesięciokrotność kwoty odstępnego, za którą trafił na Galgenwaard i za 7 mln przeniósł się do Bundesligi. Po pierwszym sezonie w Eintrachcie musiał zmierzyć się krytyką wynikającą z tego, że w rundzie rewanżowej nie rozpieszczał swoją skutecznością fanów „Die Adler”, zdobywając zaledwie 3 bramki. Drugi sezon w jego wykonaniu był znacznie lepszy, o czym świadczyło 15 ligowych bramek oraz 9 asyst. W ten sposób uciszył krytyków i zyskał duże grono zwolenników oraz przyciągnął uwagę potencjalnych nabywców. Dwa pełne sezony w Eintrachcie przełożyły się na 24 gole i 13 asyst w rozgrywkach Bundesligi. Nie liczby były w tym przypadku najważniejsze. Na niemieckich boiskach stał się piłkarzem niezwykle wszechstronnym, który nie tylko świetnie wykorzystuje imponujące warunki fizyczne (Niko Kovac nazwał go kiedyś buldożerem), ale również kreuje mnóstwo sytuacji kolegom z drużyny. Właśnie te czynniki sprawiły, że przeniósł się do West Hamu, stając się równocześnie najdroższym piłkarzem„Młotów”. Jednak czas pokaże, czy dla WHU stanie się kimś takim jak jego idol Thierry Henry dla Arsenalu.
3. Even N’Dicka
Jeżeli wciąż nie kojarzysz tego piłkarza to spokojnie. Nie ma żadnych przesłanek do nerwowego obgryzania paznokci z tego powodu. Natomiast warto zwrócić uwagę na tego obrońcę, ponieważ za moment powinien trafić do klasowego zespołu. Francuz jako 18-latek przebił się do pierwszej drużyny drugoligowego Auxerre i pokazywał się z na tyle dobrej strony, że EintrachtFrankfurt nie zawahał się zapłacić 4,5 mln euro. Zainwestowane pieniądze szybko zaczęły się zwracać, ponieważ Adi Hutter od początku postanowił postawić na wysokiego środkowego obrońcę. Brak dużego doświadczenia nie przeszkodził mu w utrzymaniu miejsca w pierwszym składzie aż do końca sezonu 18/19. Początek sezonu 19/20 był dla niego pierwszą poważną próbą charakteru. Stracił miejsce w jedenastce, a chwilę po tym, jak je odzyskał, został przesunięty na lewą stronę defensywy. Szybko zaczął uczyć się nowej pozycji, pokazując światu swoją wszechstronność, w czym z pewnością pomogła mu umiejętność grania z piłką przy nodze oraz nie najgorsza szybkość. Nie dziwi, więc fakt, że latem pojawiały się doniesienia o zainteresowaniu ze strony Arsenalu oraz Liverpoolu.
4. Mattéo Guendouzi
Mowa tutaj o perełce, która do pewnego momentu wychowywała się wszkółce PSG. W wieku 15 lat zdecydował się na gwałtowne odcięcie pępowiny od jednej z najlepszej akademii piłkarskich we Francji i przenosiny do Lorient, dla którego największym sukcesem w historii było zdobycie Pucharu Francji w 2002. Guendouzi zadebiutował w pierwszej drużynie Lorient, gdy ta występowała w Ligue 1, ale dopiero po spadku do drugiej ligi zaczął grać z nieco większą częstotliwością. To nie oznaczało, że był piłkarzem, od którego ustalano skład. Latem 2018 roku Arsenal zapłacił za Guendouziego 8 milionów euro, wtedy raczej nikt się nie spodziewał, że młodemu Francuzowi paradoksalnie będzie łatwiej o minuty na boisku na poziomie Premier League, niż w małym klubie w skali europejskiej. W Arsenalu od pierwszej kolejki wywalczył sobie miejsce w składzie, a swoją zadziorną grą zdobył serca fanów i ekspertów z całego świata. Jego świetna gra nie umknęła uwadze selekcjonera reprezentacji Francji, który już dwukrotnie zaprosił pomocnika na zgrupowanie pierwszej reprezentacji. Młody piłkarz, wciąż jednak musi cierpliwie wyczekiwać swojego debiutu w barwach „Les Bleus”. Gdzie jest limit Guendouziego? Pewnie i on sam tego nie wie.
5. Bryan Mbeumo
Za moment ktoś może się przyczepić do tego, że jak można nazwać Championship salonami. No cóż… Jakby nie patrzeć jest to szósta najbogatsza liga świata. Być może z Championship nie ma jeszcze autostrady do Premier League, ale jest przynajmniej droga szybkiego ruchu, z której nie tak dawno skorzystał choćby James Maddison– dziś gwiazdor Leicester. Mbeumo tego lata zameldował się w Brentford, pomimo tego, że przez długi czas wzbraniał się od możliwości skorzystania z opcji zagranicznych. Wcześniej piłkarz grający na prawym skrzydle występował w Troyes, w którym podobnie jak Guedouzi debiutował w chwili, gdy drużyna grała w Ligue 1, ale zanim na dobre zdążył się zadomowić na pierwszoligowych boiskach, to wraz z tym zespołem musiał przełknąć gorycz spadku. W poprzednim sezonie jego klub do końca walczył o awans, dostając się nawet do baraży o Ligue 1, natomiast w bezpośrednim starciu Lens okazało się lepsze i było już wiadomo, że jeśli Mbeumo zostanie w Troyes, czeka go kolejny sezon w drugiej lidze. Możliwe, że już po tym meczu została przez niego podjęta decyzja o odejściu, ale koniec końców kampanię 19/20 rozpoczął jeszcze na francuskiej ziemi. W sierpniu za 6,5 mln zamienił spacery nad Sekwaną na przechadzki brzegami Tamizy i wylądował w zespole „The Bees”, dla których zdobył już 14 bramek i zaliczył 8 asyst. Brentford zajmuje 4 pozycję w tabeli i nawet jeśli nie uda im się awansować do Premier League, to myślę, że znajdą się chętni na usługi Francuza, tym bardziej że Brentford w przeszłości już pokazywało, jak zarabiać niemałe pieniądze na transferach piłkarzy do BPL, czego dowodem były odejścia Andre Graya oraz Neala Maupaya.
Paweł Ożóg
Skomentuj