99 dni. Tyle czekaliśmy na powrót Premier League. Dzisiaj o godzinie 19:00 wielkie odliczanie dobiegnie końca, sędzia zagwiżdże i piłkarze ruszą. W tym jakże podniosłym dniu nie mogłem napisać o niczym innym. Mimo że wkręciłem się w Bundesligę, Ekstraklasę i La Ligę to na powrót angielskiej piłki czekam z niecierpliwością. Stan oczekiwania jest podobny do tego, który towarzyszył mi równy miesiąc temu, kiedy w ogóle piłka, jako całość, powoli się odmrażała.
No dobra, ale żeby nie pisać tylko o tym, jak bardzo tęsknię za Premier League, to warto byłoby sobie co nieco przypomnieć przed restartem rozgrywek. Kto był na fali wznoszącej, a kto szorował o dno tabeli. To wszystko przez ponad trzy miesiące nie trudno było zapomnieć. Sięgnąłem pamięcią wstecz i – wspomagając się moimi podsumowaniami po każdej kolejce Premier League, które publikuje na swoim fanpage’u (i cyk, autoreklama) – wyciągnąłem pewnie wnioski odnośnie drużyn mających – według mnie – w miarę realne szanse na awans do LM. Można się oczywiście spierać, że dyspozycja sprzed pandemii nie będzie miała żadnego znaczenia, ale jak pokazały mecze Bundesligi, czy Ekstraklasy, sporo się nie zmieniło. Drużyny, które grały dobrze, grać dobrze nie przestały, a kłopoty drużyn będących w gorszej formie, ot tak nie zniknęły.
Liverpool
Liverpool ma już mistrzostwo w kieszeni, ale napisać o nich nie zaszkodzi. Na pewno są tu też maniacy FPL i zastanawiają się, czy inwestować w podopiecznych Kloppa. Postaram się pomóc, ale oczywiście nic nie gwarantuję. Okres po przerwie zimowej (pamiętacie, że w ogóle było coś takiego?) był dla nich najgorszy w tym sezonie. Odnieśli pierwszą porażkę ligową, z Watfordem i odpadli w 1/8 finału z Ligi Mistrzów, a wszystkie zwycięstwa, które odnieśli były raczej mocno „przepchnięte”. Przeciwnicy zaczęli czytać ekipę Jurgena Kloppa i starali się wyłączać bocznych obrońców – Robertsona i Alexandra-Arnolda. Wówczas The Reds mieli duże problemy w ataku pozycyjnym i brakowało im kreatywności w środku pola, gdzie grają głównie zadaniowcy.
Manchester City
Oprócz spotkań, które czekają za niedługo Pepa i spółkę, klub ciągle rozgrywa jeden, najważniejszy mecz – o udział w Lidze Mistrzów w przyszłym sezonie. Jeśli im się nie uda, wówczas prawo gry w najbardziej prestiżowych rozgrywkach na starym kontynencie przejmie drużyna kończąca sezon na 5. miejscu, więc jest o co walczyć. A jak z formą City? Bywało różnie. Guardiola, składem, jaki wystawił na przegrane derby, dał niejako sygnał, że zamierza skupić się na Lidze Mistrzów, a liga schodzi na dalszy plan. Koronawirus pokrzyżował mu plany, więc teraz celem Katalończyka będzie utrzymanie 2. miejsca w lidze i przygotowanie zespołu na powrót LM. Po kontuzji gotowy do gry jest już lider defensywy – Aymeric Laporte, co oznacza, że Pep nie będzie już musiał obgryzać paznokci przy każdej kontrze i wysokim pressingu rywala.
Leicester
Lisy tak świetną pozycję zawdzięczają głównie ubiegłemu roku. W 2020 zdecydowanie obniżyli loty, choć ostatni mecz przed zawieszeniem rozgrywek wygrali 4:0. Dyspozycję ekipy Brendana Rodgersa dobrze odzwierciedlała forma Jamiego Vardy’ego. Kiedy Anglik strzelał, zespół wygrywał i piął się w górę tabeli. Kiedy wpadł w dołek, cała drużyna również złapał kryzys. Niemniej jednak każdy element układanki Rodgersa w 2020 roku osłabł. Odniosłem wrażenie, że zawodnicy wyglądali na zmęczonych fizycznie i potrzebowali odpoczynku, więc możliwe, że powrócą ze zdwojoną siłą.
Chelsea
Tuż przed pandemią The Blues z każdym meczem nabierali rozpędu, a furorę robił 19-letni Billy Gilmour. Z Chelsea jest jednak taki problem, że brakuje im regularności i przede wszystkim wyrachowania. Efektowne zwycięstwa przeplatają głupimi stratami punktów. Przykład? Rozbicie Evertonu 4:0 i remis z Bournemouth 2:2, gdzie Chelsea ratował Marcos Alonso. Podobnie było w meczach z silnymi rywalami: pokonanie Tottenhamu w wyrachowanym stylu, aby tydzień później dać się w dziecinny sposób ograć United. Ich dyspozycja to dla mnie niewiadoma.
Manchester United
Jeśli podopieczni Solskjaera utrzymają taką formę, w jakiej zjeżdżali do boksu na czas pandemii, to mamy poważnego kandydata do TOP 4. Na Old Trafford wszystko zmieniło się od przyjścia Bruno Fernandesa. Portugalczyk wprowadził kreatywność i nieszablonowość do formacji ofensywnej zespołu. Co więcej, choć może to już nie głównie jego zasługa, zespół zaczął tracić znacznie mniej bramek. Od transferu Bruna przeciwnicy tylko dwa razy trafiali do siatki w 9 meczach. Ponadto Solskjaer będzie miał już do dyspozycji kontuzjowanych przed przerwą Rashforda i Pogbę, więc Czerwone Diabły naprawdę mogą namieszać.
Wolverhampton
Wolves dzielnie bije się o TOP 4, ale przed wymuszoną przerwą notowało zbyt duże wahania formy, aby tam się znaleźć. Zachwycali nas w meczach z gigantami, rozczarowywali w spotkaniach z zespołami walczącymi o utrzymanie. Przewidując formę Wilków mam spory dylemat. Nuno Espirito Santo ma swoją żelazną czternastkę zawodników, którą regularnie posyła w bój. Z jednej strony pandemia to był czas, aby zregenerować i nabrać siły na finisz sezonu, ale z drugiej, wąska kadra, przy przewidywanych wielu urazach, może się odbić czkawką.
Sheffield
Szable to bez wątpienia największa rewelacja sezonu. Przez całą kampanię prezentują równą, solidną formę, która raczej nie wywinduje ich na pozycję gwarantującą udział w LM, ale LE jest już jak najbardziej realna. Jeśli chodzi o kadrę i liczbę zawodników grających regularnie, jest to bardzo podobny przypadek do Wolves, więc tutaj mam identyczną zagwozdkę, co do ich dyspozycji po restarcie.
Tottenham
Jose Mourinho, choć zapewne będzie narzekał na terminarz, może czuć się największym wygranym pandemii. Jego zespół przed przerwą był w fatalnej formie. Po kontuzji Sona wszystko się posypało. Tottenham w fatalnym stylu odpadł z LM i wywalczając 1 punkt w 3 meczach, skomplikował sobie sytuację w lidze. Teraz liderzy zespołu już wrócą, co powinno przełożyć się na lepszą formę. Inna sprawa, że Tottenham od początku przyjścia Mourinho kompletnie mnie nie przekonuje. Cały czas mam wrażenie, że jest to zespół złożony z indywidualności i nie ma tam kolektywu.
Arsenal
Na koniec odbiegnę trochę od koncepcji tego tekstu i napiszę, jak ja, kibic Arsenalu, widzę powrót moich ulubieńców do rozgrywek. Jestem raczej optymistą. Uważam, że forma Kanonierów za kadencji Mikela Artety rosła z meczu na mecz, a po przerwie zimowej, w której czasie hiszpański szkoleniowiec miał dwa tygodnie na dopracowanie pewnych schematów, zespół prezentuje się dobrze i robi postępy. Może nie zawsze zachwyca piękną grą, ale za to nareszcie defensywa nie wygląda jak zlepek przypadkowych kopaczy. Zespół jest bardziej wyważony, co w pozytywny sposób przekłada się na punkty. W końcu nieprzypadkowo są jedyną niepokonaną drużyną w Premier League w 2020 roku. I niech już tak zostanie.
Football Info
Skomentuj