Przyszedł do Atletico, by z miejsca stać się kluczowym zawodnikiem, ale okazało się, że wcale nie jest to takie łatwe. Od lawirowania między murawą a ławką rezerwowych, po wspaniały mecz z Liverpoolem, który otworzył nowy rozdział w jego życiu. Poznajcie bliżej historię Marcosa Llorente, u którego ewidentnie coś się przestawiło i nie chodzi tutaj o głowę.
Bardzo dużo wydarzyło się w życiu Marcosa Llorente w przeciągu ostatnich kilkunastu miesięcy. Kiedy latem pojawił się na Estadio Wanda Metropolitano, był świadkiem rewolucji w zespole Diego Simeone. Wymieniono praktycznie cały blok obronny, a także drużynę opuścili Antoine Griezmann i Rodri. W miejsce piłkarza odchodzącego do Manchesteru City pojawił się Marcos Llorente, który w rozgrywkach 2018/19 zyskał uznanie w oczach Santiago Solariego, ale nawet bardzo dobra postawa w wielu spotkaniach nie była w stanie przekonać powracającego na ławkę „Królewskich” Zinedine’a Zidane’a do zatrzymania Llorente na Estadio Santiago Bernabeu.
Teoretycznie odejście do Atletico w kontekście tego gracza wydawało się dość naturalnym ruchem. Transfer w obrębie jednego miasta oraz fakt, że w przeszłości ubierał koszulkę Atletico (kilka turniejów w latach 2007-08) miało wpłynąć na szybką aklimatyzację byłego młodzieżowego reprezentanta Hiszpanii. Ciekawostką w kontekście Llorente jest również to, że pochodzi ze sportowej rodziny. Jego ojciec, jak i dziadek reprezentowali barwy zarówno Realu, jak i Atletico, a wujkowie zajmowali się zawodowo grą w koszykówkę. Llorente jest zawodnikiem, który bardzo ceni sobie ciężką pracę, co jest istotną kwestią, mając na uwadze podejście Diego Simeone. Llorente jest prawdziwym detalistą, który zwraca uwagę na drobne szczegóły takie jak np. to, w jaki sposób się odżywia (dieta paleo, która zyskuje na popularności wśród sportowców) i obserwując jego media społecznościowe nie ciężko zauważyć, że obsesyjnie dąży do poprawienia kluczowych parametrów takich jak szybkość i skoczność. Wielu piłkarzy często zasypuje instagrama nagraniami z siłowni, by nieco zamazać obraz lenia i poprawić swój wizerunek, ale Llorente jest po prostu pracusiem, u którego efekty pracy pozaboiskowej nie sposób nie zauważyć. Llorente imponuje pod względem szybkości, czego świadectwem są statystyki. Uzyskał trzecią najwyższą szybkość pośród wszystkich piłkarzy LaLiga, którzy zagrali w tym sezonie.
Oczekiwano od Llorente, że szybko ugruntuje swoją pozycję w pierwszym składzie, natomiast tak się nie stało. Simeone dba o utrzymanie swojego reżimu taktycznego, który dla wielu zawodników stanowi przeszkodę nie do przejścia. Zwróćcie uwagę na to, że wielu niezłych piłkarzy przewinęło się w ostatnich latach przez zespół Cholo, ale nie każdy był się w stanie odnaleźć się ekipie w ekipie „Rojiblancos”. Siatka występów Llorente od początku sezonu przypominała nieco szachownicę – raz grał, by potem cały mecz przesiedzieć na ławce rezerwowych. Z tego powodu pojawiało się wiele krytycznych głosów odnośnie do sprowadzenia Llorente na Estadio Wanda Metropolitano.
Diego Simeone przez długi czas uspokajał nastroje niecierpliwych fanów. Warto przyjrzeć się bliżej jego słowom przed słynnym spotkaniem z Liverpoolem:
„Nie ma (Llorente) takich samych cech jak Thomas. Thomas jest z nami dłużej i lepiej trzyma pozycje. Teraz powraca Herrera, dając nam kolejną opcję, ponieważ ma inne cechy niż Llorente”.
Te słowa wskazują, że trener Atletico jest zdania, że Llorente nie do końca odpowiada wizji piłkarza występującego w środkowej części boiska. Poprzedni trenerzy Hiszpana również zwracali uwagę na to, że miewa problemy z trzymaniem właściwej pozycji na boisku, co może zaburzać ład w zespole. Być może z tego powodu Zidane postanowił zrezygnować z Llorente, który w poprzednim sezonie w wielu spotkaniach prezentował się lepiej od Casemiro. Problemy Llorente nie wynikają z lenistwa czy niesłuchania trenerów. Biorą się głównie z tego, że często zżera go ambicja i próbuje odebrać piłkę w strefach, za które odpowiedzialni są inni piłkarze Atletico. Nie dziwią, więc próby znalezienia nowej roli dla gracza, który z pewnością nie można odmówić ciężkiej pracy, ale i umiejętności. Miałem przyjemność oglądać tego gracza na MME 2017, podczas których Hiszpanie dotarli do finału i Llorente w duecie z Danim Ceballosem wyglądał co najmniej dobrze.
Simeone doceniając Llorente, usiłował przestawić byłego młodzieżowego reprezentanta Hiszpanii na pozycję skrzydłowego. Takie rozwiązanie znajdowało uzasadnienie, tym bardziej że na skrzydłach Atletico, wciąż miewa braki. Okazało się, że pomimo dużej szybkości Llorente ustawiony z boku boiska nie wygląda najlepiej, więc Simeone kontynuował poszukiwania nowej pozycji. Ostatecznie Cholo postanowił przestawić go na pozycję drugiego napastnika, który ma grać nieco niżej. Ten zabieg jest o tyle ciekawy, ponieważ przed transferem do Atletico na tej pozycji grywał Joao Felix sprowadzony za olbrzymie pieniądze. Llorente od momentu pojawienia się na boisku w nowej roli w spotkaniu rewanżowym przeciwko Liverpoolowi rozegrał 232 minuty. W tym czasie zdołał trzykrotnie umieścić piłkę w siatce oraz dołożył trzy asysty. Co warto podkreślić pomimo tego, że nie jest młodzieniaszkiem, to swoją pierwszą bramkę w LaLiga zdobył dopiero 14 lutego 2020 w spotkaniu z Valencią.
Moim zdaniem warto obserwować Marcosa Llorente, który jest idealnym piłkarzem dla zespołu poszukującego zawodnika, od którego oczekuje się bardzo wysokiego pressingu, a przy tym zdolnego do tworzenia i wykańczania sytuacji bramkowych. Llorente nie decyduje się szczególnie często na wejścia w drybling, ale przynajmniej w obecnym sezonie ich skuteczność jest bardzo wysoka (ok. 83%). Należy jednak pamiętać, że Marcos Llorente podobnie jak Antoine Griezmann nie jest w stanie regularnie w pojedynkę rozstrzygać losów spotkań. W meczu z Liverpoolem dał fantastyczną zmianę, która dała mu dużo pewności, ale i podniosła stawiane przed nim oczekiwania. Mam nadzieję, że na dłuższą metę ugruntuje swoją pozycję w składzie dobrymi występami. Zwłaszcza mając na uwadze fakt, że Alvaro Morata ma dość chwiejną psychikę, Diego Costa dogasa, a Joao Felix może i jest wielkim talentem, ale na ten moment różnego rodzaju urazy uniemożliwiają mu rozwinięcie skrzydeł. Być może Llorente nigdy nie stanie się wielkim frontmanem, który zdominuję największe sceny, ale jego występy dają nadzieję, że jak dostanie dobrze nastrojoną gitarę, to będzie w stanie zagrać kawałek zespołu AC/DC – Born to be Wild.
Paweł Ożóg
Skomentuj