Jeśli spytać się dowolnego kibica o to, kto jest największym przegranym restartu Premier League, bez zastanowienia wskazałby Arsenal. I nie ma w tym nic dziwnego. Ba, inny wybór uznałbym za niespełna rozumu. Były zespoły, które zaprezentowały się słabo, jak choćby Burnley i Sheffield, czyli kluby dobrze grające przed wybuchem pandemii, ale nikt nie skompromitował się tak, jak Arsenal. 2 mecze i 2 porażki. O ile przegraną z City, nawet w kiepskim stylu, można było wkalkulować w koszty, tak spotkanie na The Amex było kolejną kompromitacją Kanonierów w tym sezonie. Mało tego, już na starcie finiszu sezonu kontuzji doznali Granit Xhaka, Pablo Mari i Bernd Leno. A z takimi ubytkami kadrowymi ciężko będzie Kanonierom doczłapać się nawet do Ligi Europy. Niestety, ale takie są fakty. Starsi kibice Arsenalu zapewne z utęsknieniem powracają co chwila pamięcią do tej drużyny sprzed lat, która była w stanie bić się z najlepszymi. Obecny zespół wygląda, jak żywe zwłoki po niej. Niemrawy, apatyczny, bez werwy i bez lidera.
Na Arsenal wylało się w mediach i na przeróżnych portalach wiadro pomyj. Obelgi leciały w każdą stronę, ale najbardziej dziwiły mnie te dotyczące Mikela Artety. Co prawda nie natrafiłem na sporo takich komentarzy, ale jednak kilka się przewinęło. Jest takie przysłowie, że tak krawiec kraje, jak mu materii staje. I w kontekście szkoleniowca The Gunners pasuje jak ulał. Personalia w kadrze Arsenalu są naprawdę mizerne. W ostatnich okienkach Kanonierzy wydali dość sporo pieniędzy na wzmocnienia, ale większość sprowadzonych zawodników okazała się jedynie półśrodkami. Co więcej, za darmochę oddali Aarona Ramseya, Alexisa wymienili na Mkhitaryana, choć pół roku wcześniej mogli sprzedać go za dobre pieniądze, a Krystiana Bielika, który moim zdaniem nie ustępuje poziomem żadnemu środkowemu obrońcy Arsenalu, sprzedali za frytki do 2-ligowego Derby County.
Obecnie Arteta płaci za nieudolność zarządu. Klub piłkarski to dzisiaj olbrzymia korporacja, która, aby sprawnie działać, musi mieć wszystko dokładnie poukładane. Każda funkcja jest ważna: od trenera, przez dyrektora sportowego po skautów i analityków. Niestety, właściciel klubu, Stan Kroenke swoją postawą nie wygląda na człowieka zainteresowanego sukcesem swojego klubu. Bardziej zależy mu na tym, aby Arsenal był samowystarczalny i słupki w Excelu świeciły się na zielono. A w futbolu, tak jak i w każdej innej dziedzinie życia, aby osiągnąć sukces, potrzebna jest determinacja. Bez zadbania o to, aby ważne, niewidoczne dla kibiców stanowiska zajmowali odpowiedni ludzie, ciężko o wspinanie się do góry.
W kadrze Arsenalu brakuje po prostu piłkarskiej jakości. Z jednej strony można zarzucać Artecie, że nie udało mu się wyprowadzić z dołka Lacazette’a, czy Ozila, ale z drugiej trzeba pochwalić za rozwój i znalezienie pozycji dla Buakyo Saki oraz innych młodych zawodników. W porównaniu do poprzedników znacznie lepiej spisuje się również formacja obronna. Jednakże, mimo to – jak pokazał mecz z Manchesterem City – Arteta nie sprawi, że nagle David Luiz przestanie popełniać indywidualne błędy. Może nakazać mu grać bardziej odpowiedzialnie i ciągle zachowywać koncentrację, ale w ostatecznym rozrachunku to piłkarze wychodzą na boisko. A z taką defensywą Arsenal nigdy nie może być pewny wyniku. Z Brighton po strzeleniu gola cofnęli się głębiej i oddali pole gry rywalowi. W efekcie już 7. minut później rywale cieszyli się po wyrównującej bramce.
Druga sprawa to środek pola. Jeśli jednym z powodów fatalnej gry Arsenalu w drugiej linii jest nieobecność Granita Xhaki to wiedz, że coś jest nie tak. Guendouzi sprawia wrażenie, jakby, zamiast skupiać się na grze, szukał tylko zaczepek i okazji do pokazania, jakim to nie jest „twardzielem”. Ceballos za to swoją charakterystyką wyraźnie nie pasuje do Premier League. Zawsze kilka razy poprawia piłkę, w efekcie czego spowalnia grę. Jedynym kreatywnym piłkarzem w linii pomocy jest Mesut Ozil, który akurat w obu meczach w ogóle nie zagrał. Nie jest to jakiś wielki problem, bo jak pokazuje Liverpool, można stworzyć świetny zespół, gdzie żaden pomocnik nie jest głównym kreatorem. Sęk jednak w tym, że wówczas w pomocy trzeba mieć zadaniowców, graczy dobrze usposobionych defensywnie i trzymających pozycję. W Arsenalu jest zupełnie odwrotnie. Przypomina mi się sytuacja z meczu z Manchesterem City, kiedy Kevin De Bruyne prostym przepuszczeniem piłki minął całą linię pomocy Arsenalu. Zresztą sami obejrzyjcie.
Tak jak napisałem, według mnie nie ma drugiego środka pomocy, który można tak łatwo minąć. Arteta podjął się naprawdę ciężkiej misji i potrzebuje sporo czasu, aby zespół zaczął grać wedle jego życzeń. Dotychczasowe pomysły taktyczne, które zaimplementował, okazały się raczej trafne. Aubameyang jako „fałszywy skrzydłowy”, który otwiera korytarz Bukayo Sace (ostatnio Anglik grał jako pół-lewy pomocnik, a i tak stosowali ten wariant) to jeden z firmowych pomysłów Artety. I ten schemat działa świetnie. Nieprzypadkowo Saka pod wodzą hiszpańskiego szkoleniowca zaliczył już 5 asyst, a Gabończyk nadal trafia do siatki ze sporą regularnością. Arteta chce, aby jego zespół dominował na boisku i grał ciekawy, urozmaicony futbol. Co prawda nie zawsze to wychodzi, ale każdy musi się kilka razy sparzyć i wyciągnąć wnioski z popełnionych błędów. Ja w metodach Mikela widzę pomysł i potencjał. I uważam, że jeśli dostanie odpowiednich wykonawców, to będzie w stanie wyrwać zespół z marazmu i przywrócić go do żywych.
Football Info
Skomentuj