Gole, asysty, techniczne sztuczki. To coś, co najbardziej przyciąga kibiców i sprawia, że mówią o kimś „ale to jest kozak!”. Dziś z pierwszych stron gazet nie schodzą Messi, Cristiano Ronaldo czy Lewandowski. Kiedyś zarezerwowane były one dla takich zawodników jak choćby Ronaldinho, Ronaldo (Nazario) czy Kaka. Piłka nożna to jednak nie tylko bramki i indywidualne popisy. Każdy – chcący się liczyć – zespół musi posiadać w składzie, zarówno pierwszoplanowych aktorów, jak i tych, którzy stanowią dla nich tło. Dziś poświęcimy czas tym drugim, gdyż często są to piłkarze wcale nie mniej istotni niż ci, którzy kradną show.
Clarence Seedorf
W moim odczuciu najbardziej niedoceniony zawodnik w historii futbolu. Facet nigdy nie zdobył popularności i uznania, na jakie zasługiwał. Mówisz- Holandia z początku XXI wieku, myślisz- Kluivert, Bergkamp, Davids czy Overmars. Seedorf to zawsze ten, który przychodzi Ci na myśl nieco później. Owszem, wiesz, że był dobry, ale czy aż tak?
Bez wątpienia!
Dość powiedzieć, że ten holenderski pomocnik to jedyny piłkarz, który trzykrotnie sięgał po Puchar Ligi Mistrzów, z trzema różnymi klubami. I uwaga! W każdym z nich był kluczową postacią. Tak było w Ajaxie w roku ’95, w Realu w ’98, a także w Milanie w latach 2003 oraz 2007. Łącznie cztery tytuły!
Kiedy dziś zostaje spytany o ten, który smakował mu najbardziej, odpowiada (Four Four Two):
„Jeśli masz czwórkę dzieci, nie jesteś w stanie wybrać ulubionego. Oczywiście, podczas triumfu z Ajaxem, sześciu lub siedmiu z nas pochodziło z tego samego, młodzieżowego zespołu. Mowa między innymi o Kluivercie, Bogarde czy Davidsie. Czułem z nimi specjalną więź. Jednak w Madrycie mieliśmy też świetną grupę, z Karambeu, Mijatovicem czy Panuccim. Z ekipą z Milanu widywałem się codziennie. Koniec, końców sukces to zawsze eksplozja emocji, która łamie wszelakie bariery. Jeśli wygrywacie, robicie to razem. Zawsze.”
Liga Mistrzów to jednak nie wszystko. Holender ma na koncie dwa mistrzostwa Eredivisie, mistrzostwo Hiszpanii, a także dwa razy triumfował w Seria A. Do pokaźnej gabloty dorzucił również kilka krajowych pucharów zdobytych na wyżej wymienionych ziemiach.
Co sprawia, że Seedorf to piłkarz tak utytułowany i niemal zawsze będący kluczowym zawodnikiem w oczach trenerów takich jak między innymi: Van Gaal, Heynckes czy Ancelotti? Przede wszystkim wszechstronność. Holender to zawodnik, który miał absolutnie wszystko. Świetna technika użytkowa, podanie, strzał, siła, boiskowa inteligencja czy dyscyplina taktyczna. Prawdziwy generał środka pola, który potrafi zarówno kreować jak i pracować dla zespołu. Nic dziwnego, że Wayne Rooney po pojedynku Manchesteru z Milanem mówił, że Seedorf to najlepszy piłkarz, przeciwko któremu grał.
Niestety, jakość Holendra nigdy nie przełożyła się na jego popularność we wszelakich plebiscytach czy ogólnym uznaniem w oczach średnio zorientowanych kibiców, czy krytyków. Nie ma to jednak znaczenia. Każdy, kto choć trochę zna się na piłce, wie, że Seedorf był wybitnym piłkarzem.
Michael Carrick
Najlepsi angielscy pomocnicy XXI? Gerrard, Lampard, Scholes. Ta trójka wymieniana jest jednym tchem. Nie ma w tym nic dziwnego. Każdy z nich to żywa legenda Premier League. Upraszczając, Gerrarda cenimy za waleczność i ciąg na bramkę, Lamparda za niesamowitą skuteczność, Scholesa za nieśmiertelne przerzuty i boiskową inteligencję. Jeśli jednak miałbym wskazać tego, który plasuje się zaraz za podium, to bez wahania wybrałbym Michaela Carricka.
Były pomocnik takich klubów jak West Ham, Tottenham i Manchester, to ktoś, kto przez długie lata stanowił o sile swoich kolejnych zespołów. Anglik był piłkarzem całkowicie unikatowym. Owszem, rzadko rzucał się w oczy tak mocno jak wymieniona wyżej trójca, jednak miał też cechy, które wprowadził na wyższy poziom niż jego ligowi koledzy. Inteligentne poruszanie się w fazie obronnej, a także umiejętność regulowania tempa gry i przerzucania jej ciężaru, to coś, w czym Carrick był absolutnym mistrzem.
Taki piłkarz to skarb. Wiedział o tym Ferguson, który swego czasu nazwał podopiecznego najlepszym angielskim pomocnikiem. Wtórował mu również Van Gaal, który mówił:
„Wnosi w naszą grę doświadczenie, ale także opanowanie. Jest w stanie przetransportować moją filozofię gry, prosto na boisko.”
Niestety, nie wszyscy trenerzy podzielali ten pogląd. Pomocnik rozegrał w seniorskiej reprezentacji zaledwie 34 spotkania. Żaden z kolejnych selekcjonerów Synów Albionu nie obdarzył Carricka, zbyt dużym zaufaniem. Jego rola w kadrze była na tyle marginalna, że piłkarz rozegrał tylko jedno spotkanie na dużym turnieju, w trakcie Mundialu w Niemczech w roku 2006. Cztery lata później w RPA nie pojawił się nawet na boisku.
A co jeśli Anglik wyprzedził swoją epokę? Carrick był defensywnym pomocnikiem, jednak nie w typie tzw. „przecinaka”. To tak naprawdę rozgrywający, który potrafił operować piłką z głębi pola. Kiedyś niewielu trenerów korzystało z tego typu piłkarzy. Szczególnie na Wyspach. Dziś są oni ewidentnie w modzie. Niezależnie od miejsca na ziemi. Dziennikarz Four Four Two, sugerował swego czasu w wywiadzie, że gdyby Carrick był Hiszpanem lub Włochem, to wówczas byłby bardziej doceniany. Sam piłkarz odpowiadał:
„Zwykłem to słyszeć, ale, czy to cokolwiek znaczy? Ewidentnie nie jestem Włochem czy Hiszpanem, ale czy nie mogę być mimo tego doceniony? Nie twierdzę, że powinienem być, ale czy taki jest warunek? Nie zastanawiałem się nad tym nigdy, nie grałem dla nagród. Robiłem swoje, dla kolegów i menedżera.”
Brak pochwał nie przeszkodził jednak Carrickowi w odnoszeniu wielkich sukcesów. Mówimy o pięciokrotnym Mistrzu Anglii, dziesięciokrotnym triumfatorze krajowych pucharów, zwycięzcy Ligi Europy, a także – i przede wszystkim – Ligi Mistrzów. Nie jeden wielki piłkarz mógłby pozazdrościć mu tak pokaźnej gabloty.
Guti
Real to kiedyś miał pakę, co? Cały świat do dziś pamięta tę ekipę złożoną z piłkarzy pokroju Ronaldo, Figo, Zidane’a czy Beckhama. Wśród nich był też inny artysta, który mimo wielomilionowych transferów, tak naprawdę nigdy nie dał się wypchnąć ze składu Królewskich. Czy ktoś jednak pamięta dziś o Gutim?
Jeśli nie, to niech natychmiast odpal youtube. To, co ten gość potrafił zrobić z piłką to nierzadko magia na poziomie Ronaldinho. Hiszpan to czarodziej środka pola. Jego podania piętą i no-look passy to coś, czym możemy zachwycać się do dziś. W żadnym razie nie był to jednak typ boiskowego klauna. Guti oprócz widowiskowej gry oferował konkrety. 387 spotkań w barwach Realu, 46 bramek i 64 asysty. Prawdziwa legenda Królewskich.
Niestety, kibice Los Blancos to chyba jedyne grono, które tak naprawdę docenia i szanuje blondwłosego rozgrywającego. Reszta Hiszpanii zawsze podchodziła do niego z dużą niechęcią, czy nawet pogardą. Wszystko przez arogancję i butę piłkarza, która to też przeszkodziła mu w karierze reprezentacyjnej. Guti rozegrał zaledwie 14 spotkań w barwach La Furia Roja. Jeśli wziąć pod uwagę fakt, że piłkarz miał na pieńku niemal z każdym trenerem Realu i niejednokrotnie oburzał opinię publiczną, to nie ma w tym nic zaskakującego. „Ch*j ci w dupę” rzucone do Pellegriniego, czy publiczne pociski wycelowane w rywali, a także luźne podejście do obowiązków. To wszystko sprawiało, że żaden z selekcjonerów nie chciał go w szatni. Poniżej przykłady ciętego języka hiszpańskiego rozgrywającego:
„Nie sądzę, by którykolwiek z piłkarzy Atletico był na tyle dobry, by móc grać w Realu.”
„Atletico zawsze będzie drugim zespołem w Madrycie.”
„Gracze Barcelony sporo symulują. Gdybym miał wybrać najlepszego aktora były to Neymar. Zasługuje na Oskara za to wszystko, co nam pokazał.”
Bezkompromisowość i przerośnięte ego piłkarza na pewno nie ułatwiły mu kariery. Nie zmienia to faktu, że gablota Gutiego to kolekcja wręcz imponująca. Pięć tytułów Mistrza Hiszpanii, cztery lokalne puchary, Superpuchar Europy oraz trzy triumfy w Lidze Mistrzów. Guti był mocny nie tylko w gębie.
Toni Kroos
Tym razem sylwetka zawodnika wciąż grającego, a więc takiego, który być może w końcu otrzyma uznanie, na jakie zasługuje. Póki co, wszyscy wiemy, że jest on świetny. Ale czy poświęcamy mu wystarczająco dużo uwagi?
Moim zdaniem nie. Kroos to w moim odczuciu jeden z najlepszych – o ile nie najlepszy – środkowy pomocnik wciąż trwającej dekady. Jeśli spojrzymy na trofea Niemca, to nie mamy wątpliwości, że do czynienia mamy z piłkarzem wyjątkowym. Trzykrotny Mistrz Niemiec, dwukrotny Mistrz Hiszpanii, zdobywca sześciu krajowych pucharów, trzykrotny zdobywca Superpucharu Europy, czterokrotny triumfator Ligi Mistrzów (raz z Bayernem, trzy razy z Realem), czy wreszcie Mistrz Świata. A to zapewne nie koniec!
Za wyróżnieniami drużynowymi nie idą te indywidualne. Próżno go szukać na wysokich pozycjach w plebiscytach jak France Football, The Best FIFA Football Awards czy na pierwszych stronach gazet. To błąd! Niemiec to jeden z najważniejszych piłkarzy w każdym zespole, w jakim dane mu było zagrać. Nieważne czy chodzi tu Bayern, Real czy Reprezentację Niemiec. Doskonałe podanie, świetny strzał z dystansu, boiskowa inteligencja. Kroos ma to wszystko. To, co jednak zachwyca w jego grze szczególnie, to sposób, w jaki dystrybuuję on piłkę. Pomocnik ten podaje futbolówkę niezwykle często i niemal zawsze dokładnie. Jego były boiskowy kolega, a obecnie trener Stefan Reinertz mówi o nim (Bleacherreport):
„On ma naprawdę świetny przegląd pola. Mógłbyś zakryć jego oczy, a on wciąż byłby w stanie Ci powiedzieć, że Thomas Muller jest po jego prawej stronie, 50 metrów dalej, a po lewej zaś ma Oezila, oddalonego o 25 metrów.”
Trudno w te słowa nie uwierzyć. Powiedzieć, że Kroos widzi wszystko, to nie powiedzieć nic. On po prostu czuje i rozumie boisko, dzięki czemu podaje piłkę tak, jak nikt inny wcześniej. Geniusz.
Olivier Giroud
Francuz chyba nigdy nie cieszył się uznaniem kibiców i ekspertów. Zarówno jedni jak i drudzy raczej nie widzą w nim klasowego snajpera, który jest gwarantem goli. Może i słusznie, gdyż mówimy tu o piłkarzu, który na przestrzeni 9 sezonów w Premier League, nigdy nie przekroczył bariery 20 ligowych trafień. Czy to jednak aż tak istotne? Oklepany frazes mówi, że „napastnika rozlicza się ze strzelanych goli”. To nie zawsze prawda.
Kiedy mówię Giroud, myślę piłkarz zespołowy. Powiedzenie, że Francuz nigdy nie zawodzi, być może byłoby na wyrost, ale z drugiej strony nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jest to ktoś, kto zawsze jest w stanie wywiązać się ze swoich boiskowych zadań. Kiedy dasz mu szansę gry od pierwszych minut, istnieje duża szansa, że albo strzeli coś sam, albo wydatnie pomoże w tym koledze. Kiedy wpuścisz go na boisko w końcówce, możesz liczyć, że to właśnie on popisze się decydującym trafieniem.
Do Francuza przyległa łatka drewniaka. Niejednokrotnie był on obiektem drwin. Jest to nonsensem. Każdy, kto choć trochę zna się na piłce, zauważy w Giroud piłkarskie walory. Świetny w powietrzu, doskonale zachowujący się tyłem do bramki, posiadający zmysł do gry kombinacyjnej czy talent do strzelania pięknych goli, a także – wbrew pozorom – obdarzony świetną techniką użytkową.
Zresztą, mówimy tu o facecie, który już zdążył wygrać Mistrzostwo Francji, sześć angielskich pucharów, Ligę Europy, srebrny medal Mistrzostw Europy a także Mistrzostwo Świata. Szczególnie dwa ostatnie sukcesy robią wrażenie. A przecież co najmniej jeden duży turniej wciąż przed nim!
Tak więc niedzielni kibice mogą się z niego śmiać. Ale stawiał na niego Wenger, stawia na niego Deschmaps, Lampard koniec końców także musiał się do niego przekonać (7 goli w ostatnich 10 ligowych meczach ubiegłego sezonu). Wszystko dlatego, że z Giroud na boisku wszystko staje się prostsze. Eden Hazard po strzelonym hat-tricku w meczu z Cardiff w 2018 roku, mówił:
„Giroud to być może najlepszy >>zadaniowiec<< na świecie. Tak uważam. Kiedy tylko ma piłkę, potrafi ją przytrzymać a my możemy zaatakować z głębi. Grać z nim to dla nas wielka przyjemność.”
Komplementuje go też wyżej wymieniony selekcjoner Reprezentacji Francji (po meczu z Argentyną, MŚ 2018):
„Wiem, że nie zdobył gola ale jest istotny w naszym stylu gry. Zaliczył asystę do Mbappe. Dał takie wsparcie jakiego potrzebujemy. Zawsze był dla nas ważny. Jeśli może strzelić bramkę to świetnie, bo napastnicy to wprost uwielbiają. Ale Giroud i bez tego jest ekstremalnie przydatny, gdyż nigdy nie narzeka gdy trzeba ciężko pracować dla zespołu.”
Zresztą, wytykanie braku goli w przypadku Francuza to coś co rozmija się z prawdą. Na dzień dzisiejszy jest on trzecim, najlepszych strzelcem w historii Trójkolorowych. Ustępuje tylko Henry’emu i Platiniemu. Tego drugiego dogoni dosłownie za chwilę. Brakuje mu tylko dwóch bramek. Czy wtedy w końcu zaczniemy go doceniać?
To czy piłkarz cieszy się adekwatnym uznaniem, czy też nie, to często kwestia sporna. Nie da się tego zmierzyć w liczbach, czy też wyliczyć ze wzoru. Niemniej, powyższa piątka to zawodnicy, którzy w moim odczuciu zasługują na nieco więcej szacunku i sławy, niż otrzymali dotychczas. Pisząc ten tekst rozważałem również kandydatury nazwanego przez Cantonę „nosiwodą”- Deschampsa, mojego ulubionego lewego obrońcy- Bixente Lizarazu, czy nieco już zapomnianego Claudio Lopeza. Należałoby też pamiętać o wciąż grających Ilkay’u Gundoganie, Jamesie Milnerze i wielu innych. Piłka nożna to w końcu sport, który jest pełen cichych bohaterów.
Skomentuj