Skuteczna gra, kreatywność, wizja – tego z pewnością nie można powiedzieć o Legii Warszawa, która po raz kolejny zawiodła w eliminacjach do europejskich pucharów, ale czy można było uniknąć tej żenady?
Na początku należy cofnąć się do momentu, w którym wszystko zmierzało w dobrą stronę. Końcówka jesieni w wykonaniu Legii była naprawdę mocna i pokazała, że w tej lidze każdy musi się z nią liczyć. Legia nie grała może futbolu, który sprawiał, że na całym świecie podziwiano styl zespołu Vukovica, ale była do bólu skuteczna i każdy piłkarz wiedział, co ma robić na boisku. Część ludzi zaczęła powoływać Pawła Wszołka do reprezentacji, Jarosław Niezgoda rozstrzelał się na dobre, dzięki czemu wiosną już go w Legii nie było, Michał Karbownik dał pozytywny sygnał i w końcu wyrzucił ze składu średniaka Rochę, a Vesovic grał na miarę możliwości.
Wiosną Legia już nieco spuściła z tonu, ale pierwszy duży sygnał ostrzegawczy nastąpił po lockdownie. W grupie mistrzowskiej Legia wygrała tylko dwukrotnie w siedmiu spotkaniach, trzykrotnie zremisowała i odniosła dwie porażki. Wyniki te przełożyły się na zdobycie 9 punktów na 21 możliwych, ale większość się tym nie przejmowała, bo mistrzostwo, to mistrzostwo. Zrzucono kiepską dyspozycję Legii na kontuzję Vesovica i odrzucano myśli sugerujące, że coś się psuje. A szkoda.
Lukę po Vesovicu miał wypełnić Juranovic, który trafił do Legii pomimo tego, że nie miał najlepszej opinii w lidze chorwackiej. Wczorajszy mecz pokazała słuszność tych tez. Słabo broni, kiepsko się ustawia, a ofensywie nie daje tyle ile Czarnogórzec. Jednak czy to jest największy problem Legii? Nie. Problem tkwi znacznie głębiej. Brakuje wizji budowania zespołu na dłuższą metę. Wygląda to tak jakby część transferów była przeprowadzana na zasadzie znam to biorę, a resztę niech ktoś nam poleci, ale w sumie jesteśmy mocni.
Czy Bartosz Kapustka jest złym piłkarzem? Nie, ale od EURO2020 nie poczynił postępów, a jego kontuzje oraz wybory sprawiły, że ciężko by stanowił wzmocnienie na tu i teraz. Rafa Lopes? Zaliczył niezły sezon w Cracovii, ale czy prezentuje poziom europejski? Joel Valencia? Swego czasu najlepszy piłkarz ligi, ale teraz przyjechał się odbudować. Mladenovic? W tym przypadku akurat ciężko się przyczepić. Podobnie wygląda sytuacja z Arturem Borucem.
A kogo tak naprawdę Legia potrzebowała? Młodego i zwrotnego środkowego obrońcy. O ile Jędrzejczyk i Lewczuk w poszczególnych meczach są w stanie Legii pomóc, o tyle jak mawiał klasyk „Peselu nie oszukasz”. Doświadczenie jest potrzebne, ale również młodość do rywalizacji. Ich zmiennik William Remy stale pokazuje, że Legia nie jest jego spełnieniem marzeń i znając życie gdyby dostał dobrą ofertę z drugiej ligi francuskiej wsiadłby w pierwszy samolot. Na boisku się snuje i jest elektryczny, a występy przeciwko Jagiellonii i Górnikowi powinny otworzyć osobom decyzyjnym, które powinny go wysłać gdziekolwiek, ale z dala od Legii. W talii wygniecionych kart pozostaje Wieteska, dobry znajomy Michniewicza, u którego Wietes wyglądał bardzo dobrze. W Legii jego występy sprowadzają się zazwyczaj do dwóch opcji. Pierwsza robienie karygodnych błędów, druga to wszelkiego rodzaju urazy. Jeżeli Michniewicz nie sprawi, że Wieteska zrobi kilka kroków do przodu, to już nikt.
Warto uderzyć w skrajności i nie zakończyć wytykania braków wyłącznie w obronie. Legii brakuje dobrego napastnika, który przesądzałby o losach meczów. Pekhart to zawodnik, który ma jedną cechę wiodącą. Grę głową. Reszta jest na poziomie ligowego dżemiku. Odetniesz go od dośrodkowań i jest tak przydatny, jak widelec podczas jedzenia zupy. Jose Kante nie jest złym piłkarzem, ale dość przeciętnym. Zwykle można go chwalić za chęci i grę pod zespół, ale samymi chęciami się nie wygrywa. Rafa Lopes również nie jest goleadorem, który zapewni rekordową sprzedaż koszulek. Jednej rzeczy można być pewnym. Gdyby Legia miała napadziora pokroju Jarosława Niezgody lub Mikaela Ishaka, możliwe, że ukryłby 3/4 mankamentów zespołu, a tak mamy walenie głową w mur w nadziei, że coś się zmieni.
Ponownie wszystko sprowadza się do wizji. Karabach od lat gra to samo. Może nie grają już tam piłkarze, którzy walczyli jak równy z równym w starciach z Romą, ale charakterystyką odpowiadają swoim poprzednikom. A w Legii wiecznie panuje chaos. Mioduski wiedział jakim trenerem jest Vukovic, pozwolił mu rozpocząć sezon, ale szybko go pożegnał. Mioduski widział, że Legia obniżyła w pewnym momencie loty, ale nie zareagował odpowiednio. Oczywiście zmiany trenerów w momencie, gdy wszystko zaczyna się walić, w niektórych przypadkach dają pozytywny impuls, ale ile można się łudzić, że samą podmianką trenerów uda się zbudować zdrowe podstawy?
PAWEŁ OŻÓG
Skomentuj