Lekcja historii #2: Boavista na mistrzowskim tronie.

Zaledwie pięć klubów może pochwalić się wywalczeniem co najmniej jednego mistrzostwa Portugalii. Obecny sezon jest 87 edycją rozgrywek o tytuł najlepszej drużyny w ojczyźnie Cristiano Ronaldo. 85 razy triumfowały zespoły zaliczane do tzw. Portugalskiej “Wielkiej Trójki”. Hegemonię Benfiki, Sportingu i FC Porto udało się przerwać zaledwie dwukrotnie. W sezonie 1945/46 tytuł majstra wywalczyła ekipa Belenenses. Na początku XXI wieku przypadł on natomiast w udziale zespołowi z Porto. O dziwo nie było to jednak Futebol Clube do Porto. Trofeum za mistrzostwo Portugalii w kampanii 2000/2001 powędrowało do gabloty Boavisty.

Podbeskidzie Boavista dwa bratanki…

Poniedziałkowy wieczór. Przeglądam sobie flaschscore uzupełniając swoją wiedzę o wyniki wieczornych spotkań. Moją ciekawość wzbudza liga portugalska, gdzie do rozegrania pozostaje jeszcze jedno spotkanie. Boavista podejmuje u siebie Bragę. Z racji braku lepszego zajęcia postanawiam odpalić transmisję tego meczu. Zawsze pałałem sympatią do ekipy z Porto. Nie była to jakaś płomienna miłość. Ot słabość do biało-czarnej szachownicy na koszulkach ekipy “Panter” i wspomnienie sezonu 2005/2006, gdy w szeregach Boavisty występowali Przemek Kaźmierczak z Rafałem Grzelakiem. Zresztą obecna Boavista również ma w sobie trochę polskości, chociaż w jej składzie próżno szukać biało-czerwonych. Poziom jej gry jest jednak iście ekstraklasowy. Dziury, które powstawały w linii defensywnej ekipy z Porto, żywcem nasuwały skojarzenia z poczciwym Podbeskidziem, zaś skład “Panter” pełen był zagranicznego szrotu. Przynajmniej można tak sądzić po tym, że w składzie Boavisty znalazło się miejsce zaledwie dla jednego Portugalczyka. Dwóch kolejnych było na ławce. Gospodarze przegrali gładko 1-4 i okupują przedostatnią pozycję w tabeli Primeira Liga. Jedną z bramek zespołowi z Porto zaaplikował były Legionista Iuri Medeiros i trzeb przyznać, że było to całkiem przyjemne dla oka uderzenie:

Cóż, słabość do rodzimego futbolu sprawiła, że swojska nieporadność ekipy z Porto skradła me serce i jeszcze bardziej scementowała moją sympatię do “Panter”. W związku z tym drodzy czytelnicy przypomnę wam dzisiaj sezon chwały teamu z Estadio do Bessa, o którym wspomniałem na wstępie.

jak chłopiec z boysbandu mistrza zbudował

Zaczniemy dość niecodziennie. Od piosenki.

Te przystojne zuchy z powyższego teledysku to zespół BAN. Bardzo znana w Portugalii kapela popowa, która szczyt swojej popularności osiągnęła na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku. Jej frontmanem był Joao Loureiro. Dlaczego o tym wspominam? Bo wspomniany lider zespołu to człowiek, który chyba w największym stopniu przyczynił się do wiekopomnego sukcesu Boavisty. Spytacie pewnie, jakim cudem portugalski odpowiednik Andrzeja Piasecznego może być twarzą przełamania hegemonii “Wielkiej trójki”? Spieszę z odpowiedzią.

Joao odziedziczył klub po ojcu, zastępując go na stanowisku prezesa “As Panteras”. Valentim piastował tę funkcję przez niemal 15 lat. Następnie zajął ciepłą posadkę prezydenta LPFP, czyli organizmu nadzorującego dwie najwyższe klasy rozgrywkowe w kraju Vasco da Gamy. Ten były major portugalskiej armii, który w Wigilię obchodził swoje 82 urodziny, uczynił z futbolowej drugiej siły Porto, ekipę zajmującą czołowe lokaty w lidze. Oczywiście przez stwierdzenie “czołowe lokaty” chodzi mi o miejsce tuż za plecami rządzącej Triady. Chociaż w sezonie 1991/1992 nie dość, że Panterom udało się sięgnąć po brązowe medale w lidze, to dodatkowo wywalczyły one krajowy Puchar.

W 1997 roku nadeszły jednak rządy 34-letniego wówczas Joao, który pragnął doszlusować do poziomu ekip z Lizbony i sąsiada zza miedzy. Chciał dla Boavisty czegoś więcej niż tylko bycia dla jej piłkarzy trampoliną, która może ich wywindować do bogatszych i bardziej renomowanych klubów, tak jak uczyniła to z Nuno Gomesem czy Jimmy Floydem Hasselbinkiem. Pomóc miał w tym nowo zatrudniony trener Jaime Pacheco. Były 25-krotny reprezentant Portugalii i uczestniku Mundialu ‘86.

Efekt pacheco

Filozofia nowego szkoleniowca była banalnie prosta – praca, praca i jeszcze raz praca. “As Panteras” nie mogli się równać pod względem finansowym z możnymi portugalskiej piłki nożnej. Niższa była też jakość zawodników, biegających po murawie w koszulkach w biało-czarną szachownicę. Gdy Boavista sięgnęła w 1997 roku po swój piąty (I jak dotychczas ostatni) Puchar Portugalii, wiadome było, że sukces zostanie okupiony drenażem największych gwiazd. Do Leeds United powędrował wspomniany wcześniej Hasselbink. Benfika zaś podkupiła Boliwijczyka Erwina Sancheza. Pacheca zastał więc w na miejscu skład wyrobników i odrzutów z większych futbolowych firm.

“Walczyć, wygrywać, zapierdalać”. Zapewne to byłby slogan motywacyjny, wykrzykiwany przez graczy Panter przed meczem w kole środkowym, gdyby byli Polakami. Utrzymywanie się w ciągłym ruchu było filozofią drużyny prowadzonej przez Pachecę. Fabio Capello powiedział po jednym z meczów ekipy z Porto, że:

Żaden inny klub w Europie nie biega tak dużo.

W dodatku, na szczęście dla Boavisty, przygoda Erwina Sancheza z Benfiką nie była zbyt udana i Boliwijczyk już wkrótce ponownie przywdział koszulkę ze wzorem w szachownicę. Pacheca zyskał dzięki temu mózg, który mógł włożyć do głowy tworzonego przez siebie organizmu. Kapitalnie przygotowana pod względem fizycznym ekipa, zyskała kreatora, który ze względu na umiejętności techniczne nazywany był Platinim. Gracze z Estadio do Bessa byli rewelacją sezonu 1998/99, kiedy to ustąpili miejsca w tabeli jedynie bogatszemu rywalowi zza miedzy.

Wicemistrzostwo kraju pozwoliło im także wystąpić w rundzie eliminacyjnej do Ligi Mistrzów, do której awansowali po wyrzuceniu za burtę Broendby IF. Jednakże pięć punktów wywalczonych w grupie z Dortmundem, Feyenoordem i Rosenborgiem nie wystarczyło, by wyprzedzić któregokolwiek z rywali. Dodatkowo gra na dwóch frontach nie pozwoliła Panterom odpowiednio skupić się na lidze. Tym razem Pacheca i spółka finiszowali w Primeira Liga za plecami “Os Tres Grandes”. Szczyt swoich możliwości Pantery pokazały za to rok później

Jesteśmy mistrzami, bo jesteśmy najlepsi!

Tym prostym zdaniem zawartym w nagłówku Jaime Pacheca podsumował sezon 2000/2001 w wykonaniu swoich podopiecznych, gdy świętował razem z nimi zdobycie tytułu mistrzowskiego. Był 18 maja 2001 roku. As Panteras pokonali właśnie 3:0 CD Aves po golach Whellitona, Elpidio Silvy i samobójczym trafieniu Jose Soaresa. Trybuny Estadio do Bessa wrzały niczym ul potraktowany przez jakiegoś urwisa kijem baseballowym. Dwa kluby z Porto znów znalazły się na samym szczycie portugalskiego futbolu. Tym razem to jednak Boavista wiodła prym. Nawet porażka 0-3 w rozegranych w ramach ostatniej kolejki “Derbach Porto” nie zmieniła tego stanu rzeczy.

Projekt budowany od czterech lat przez Pachecę sięgnął zenitu. As Panteras stali się ucieleśnieniem własnego przydomka. Szybcy, silni i zabójczy. Ekipa z Porto straciła zaledwie 22 gole w 34 ligowych potyczkach. Sama ukuła rywali 63-krotnie. Lepszy pod tym względem był tylko ich derbowy rywal. Kapitalnie między słupkami spisywał się Ricardo, który stał u progu reprezentacyjnej kariery. Kilka lat później cały świat usłyszy o bramkarzu, który na Euro 2004 najpierw gołymi rękami obroni rzut karny wykonywany przez Dariusa Vassella, a następnie sam wyśle reprezentację Anglii do domu, pewnie lokując jedenastkę w bramce Synów Albionu. Mistrzowski tytuł utorował drogę do kadry narodowej także niezmordowanemu defensywnemu pomocnikowi – Petitowi – który swoją twardą grą dorobił się pseudonimu “Pitbull”, a następnie przez lata reprezentował barwy Benfiki. W mistrzowskim sezonie to jednak on był odpowiedzialny za rozbijanie ataków rywala w zarodku. Na skrzydłach szalał natomiast duet Duda-Martelinho. Autorem 11 ligowych goli został zaś napastnik Elpidio Silva. Sercem i mózgiem drużyny nadal pozostawał Erwin Sanchez.

Hegemonia “Os Tres Grandes” została przerwana po 55 latach. Było to wydarzenie na miarę mistrzostwa Premier League dla Leicester w 2016 roku lub przerwania panowania klubów z Glasgow w Szkocji.

Niestety mistrzowski tytuł dla Boavisty nie oznaczał przetasowania na szczycie hierarchii portugalskiej piłki klubowej. Rok później udało się jeszcze wywalczyć wicemistrzostwo. Drugie podejście do Ligi Mistrzów zakończyło się awansem z pierwszej fazy grupowej i potyczkami z takimi markami jak Manchester United, Liverpool czy Bayern. Blisko historycznego wydarzenia było rok później. Pacheco i spółka doszli do półfinału Pucharu UEFA. Niestety w tej fazie rozgrywek zostali wyeliminowani przez rozpędzony Celtic na czele z Henrikiem Larssonem. Gdyby udało im się przejść Szkotów, to w finale rozgrywanym w Sewilli doszłoby do Derbów Porto. Niestety udział w 1/2 UEFA Cup był jak do tej pory ostatnim epizodem Panter w europejskich pucharach.

od majstra do underdoga

Niestety budowa nowego stadionu wyznaczonego na arenę Euro 2004, zachwiała klubowymi finansami. By szukać budżetowego kompromisu, klub był zmuszony sprzedać swoje asy atutowe w postaci obrońcy Pedro Emanuela czy Petita. Erwin Sanchez w 2004 roku powrócił do ojczyzny. Ricardo na Euro 2004 zaprezentował się już jako gracz Sportingu. Klubowi nie udało się oszukać przeznaczenia. Nadal stanowili ryneczek z towarem prezentowanym możniejszym klubom. Zanim zdołano dobrze oszlifować kolejnych młodych graczy, ci podpisywali już kontrakty z bogatszymi zespołami. Tak było w przypadku Jose Bosingwy i Raula Meirelesa, których przechwycił rywal zza miedzy. As Panteras, zamiast walczyć z najlepszymi, stawali się w kolejnych sezonach zespołem środka tabeli. Jaime Pacheca dwukrotnie wracał do klubu, by odbudować straconą pozycję, ale niewiele z tego wynikało, Aż w końcu w 2008 roku klub został zamieszany w aferę korupcyjną nazwaną w kraju “Złotym gwizdkiem”. W ciągu dwóch lat Boavista zleciała o dwie klasy rozgrywkowe. Do Premeira Liga ekipa z Porto wróciła pięć lat później, oczyszczona już na drodze sądowej ze wszelkich zarzutów. Jednak ósma pozycja w ligowej tabeli w latach 2018 i 2019 to maksimum, na jakie stać było klub.

Jaime Pacheca w międzyczasie zawędrował m.in. do Chin, Arabii Saudyjskiej i Egiptu, gdzie w głównej mierze rosły rozmiary jego portfela. Joao Loureiro najpierw został wyrzucony ze struktur portugalskiej piłki w związku z aferą “Złotego gwizdka”, by powrócić na stanowisko prezesa Boavisty w 2013 roku i mocno przyczynić się do zredukowania zadłużenia klubu. Petit sprawował funkcję trenera zespołu w latach 2012-2015. Zastąpił go Erwin Sanchez, który podjął się po raz drugi opieki nad zespołem. Przygoda Boliwijczyka z Panterami potrwała jedynie przez sezon.

Ciężko wierzyć w to, by Boavista w najbliższym czasie odbudowała swoją silną pozycję z początku XXI wieku. Osobiście będę przyglądał się sytuacji drugiej siły Porto w bieżącym sezonie i kibicował jej w walce o utrzymanie w Primeira Liga oraz trzymał kciuki za ustabilizowaniu sytuacji w klubie. Jeśli chodzi o ligę portugalską, to moje serce ma w najbliższym czasie wzór biało-czarnej szachownicy.

Rafał Gałązka

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Start a Blog at WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

%d blogerów lubi to: