Lekcja historii #4: Toksyczne futbolove zairskiego dyktatora.

Piękno futbolu i radość, którą niesie ogółem sport, często bywają wykorzystywane jako narzędzia propagandowe przez wszelkiej maści polityków. Szczególnie chętnie sięgają po nie rozmaici dyktatorzy i przywódcy rządów autorytarnych. Przyjemność z oglądania sukcesów odnoszonych przez sportowców jest doskonałą zasłoną dymną, która ma odwrócić uwagę obywateli od niecnych poczynań politykierów. Dziś przypomnę wam kochani czytelnicy historię jednego z nich. Przed wami jeden z najkrwawszych afrykańskich dyktatorów w historii, a przy okazji wielki miłośnik futbolu – Mobutu Sese Seko.

Ballada o kogucie, który pokrywał kurki

Nasz dzisiejszy bohater to były prezydent Zairu, w którym sprawował władzę przez ponad trzydzieści lat (1965-1997). Zdobył ją na skutek zamachu stanu, którego dokonał przy wsparciu rządów Stanów Zjednoczonych oraz Belgii. W momencie dokonania zbrojnego puczu był jeszcze poczciwym, trzydziestopięcioletnim Josephem Desire-Mobutu. Ale jak wiecie, władza potrafi mocno namieszać w głowach tym, którzy się nią zachłysnęli. Gdy Mobutu stanął na czele państwa, postanowił, że nie będzie brał jeńców i od dziś to on będzie najważniejszym i w zasadzie jedynym wodzirejem na zorganizowanej przez siebie krwawej balandze. Mobutu szybko zdelegalizował wszystkie partie polityczne, oprócz Ludowego Ruchu Rewolucji, do którego sam należał, a każdy nowo narodzony obywatel kraju z automatu zostawał członkiem owej partii. Zakazał też noszenia nakryć głowy z lamparciej skóry. Oczywiście sam stanowił jedyny wyjątek, któremu przysługiwał ten przywilej. Zresztą wdzianka uszyte ze skóry dużych, dzikich kocurów przez całe życie stanowiły znak rozpoznawczy jego stylizacji. Kolejnym krokiem przedsięwziętym przez Mobutu, była zmiana nazwy państwa z Demokratycznej Republiki Konga na wspomniany Zair. Nowa nazwa znaczyła mniej więcej tyle, co „Rzeka pochłaniająca inne rzeki.” Na koniec nowy przywódca tej byłej belgijskiej kolonii, bogatej w różnorodne surowce, przez które permanentnie służyła ona  za arenę starć różnych stref wpływu, doszedł do wniosku, że Joseph Desire-Mobutu brzmi jakoś tak mało fajnie i przydałoby się podrasować własne personalia. W ten oto sposób narodził się  Mobutu Sese Seko Kuku Ngbendu wa za Banga, co można było tłumaczyć na dwa sposoby:

„Niepokonany kogut, który pokrywa wszystkie kurki w kurniku” lub „Wszechpotężny wojownik, który nie zaznał porażki z powodu swej niezwykłej wytrzymałości i niezłomnej woli i który, krocząc od zwycięstwa do zwycięstwa, pozostawia za sobą zgliszcza”

Oryginalnie, prawda? Nie wiem, po co to wszystko, być może leczenie długotrwałych kompleksów? Miałcy ludzie tak mają.

Jugosłowianin na pomoc

Wkrótce okazało się jednak, że nasz „wszechpotężny wojownik” najlepiej sprawdza się, nękając swoich politycznych oponentów i defraudując zagraniczne pożyczki, kiedy to wraz ze swymi licznymi partnerkami seksualnymi udawał się na ekskluzywne zakupy do europejskich stolic. Aby dać jednak odpór  malkontentom, Mobutu postanowił zainwestować w krajowy futbol.

Być może uznał piłkę nożną za coś w rodzaju „opium dla mas”, kiedy pod koniec lat 60. sprowadził do kraju na mecz towarzyski wielki Santos z Pele w składzie i zobaczył, jak olbrzymią popularnością cieszy się futbol. Zapragnął zbudować u siebie małe piłkarskie imperium. Najbardziej utalentowanych zawodników wysyłał do Belgii, by tam uczyli się piłkarskiego rzemiosła. Wkrótce taka taktyka zaczęła przynosić oczekiwane efekty. W 1972 roku Zairczycy zdobyli brązowe medale Pucharu Narodów Afryki, a dwa lata później sięgnęli po przepustki, zapewniające im udział w mistrzostwach świata i obsadzając jedyne miejsce na tym turnieju, przeznaczone dla afrykańskiej reprezentacji.

Krajanie Mobutu przypieczętowali awans, gromiąc Maroko 3-0 w meczu rozgrywanym na stadionie w Kinszasie. Swoją drogą nazwa stolicy Zairu to również zasługa „Wszechpotężnego wojownika”. Wcześniej miasto to nazywało się Leopoldville.

Odpowiedzialność za przygotowanie Afrykanów do turnieju spadła na barki Jugosłowianina Blaguje Vidinicia. Byłego bramkarza, który cztery lata wcześniej doprowadził Maroko do udziału w światowym czempionacie. Wydawał się on być doskonałym kandydatem na to stanowisko, szczególnie że jeszcze przed niemieckim mundialem doprowadził swoich nowych podopiecznych do triumfu w kolejnej edycji PNA.

Mundialowa kompromitacja i rasistowskie przytyki

Chociaż podopieczni Vidinicia skoszarowali się na przedmundialowym zgrupowaniu już cztery miesiące przed turniejem, to na niewiele to pomogło. Debiut Afrykańczyków na światowym czempionacie zakończył się istną kompromitacją.

Pierwszy mecz nie był jeszcze taką tragedią. Co prawda Szkoci wklepali Zairczykom dwie sztuki, no ale ciężko uznać wynik 0-2 za jakąś mega katastrofę. Morale przybyszów z „Czarnego lądu” było jednak w fatalnym stanie. Nie dość, że prezydent Mobutu nie wywiązał się z obietnicy, którą złożył swoim piłkarzom, zapewniając ich, że w przypadku awansu na mundial otrzymają: ferrari, 20 tysięcy dolarów, apartament i pojadą na wycieczkę do USA, to rozżaleni piłkarze mieli pretensje do arbitra, który ich zdaniem przymykał oczy na grę nie fair zawodników ze Szkocji. Rozbici psychicznie Zairczycy zostali zdewastowani w swoim drugim meczu przez rodaków trenera Vidinicia aż 0-9.

Jeszcze w trakcie trwania meczu z Jugosławią, Mobutu udał się do szatni Zairu i zakomunikował skołowanemu Vidiniciowi jakie zmiany ma przeprowadzić. Przed ostatnim meczem grupowym z Brazylią zagroził natomiast swoim reprezentantom, że jeśli Canarinhos wbiją im więcej niż cztery gole, to nie mają po co wracać do kraju. Skończyło się na 0-3 i jednej z dziwniejszych sytuacji w historii mistrzostw świata:

Podobno dziwne zachowanie Ilungi Mwepu było formą protestu przeciwko kolejnej sytuacji, kiedy to arbiter nie traktował reprezentantów Zairu w równy sposób. Już po pierwszym meczu Afrykanie skarżyli się, że szkoccy piłkarze wyzywali ich od małp i pluli na nich. Również niemiecka prasa porównywała piłkarzy z „Czarnego lądu” do małp, które wygłodniali rywale skonsumują na przystawkę.

Gromy w dżungli i przykry koniec

Mundialowe upokorzenie zniechęciło Mobutu do dalszego inwestowania w piłkę nożną. Dodatkowo zabronił swoim zawodnikom wyjazdów do zagranicznych klubów, uzasadniając tę decyzję niechęcią do „czynienia z Zairczyków europejskich najemników”.

Dyktator nadal jednak uważał sport za doskonałe narzędzie propagandy. Jeszcze w tym samym roku, w którym odbył się Mundial, Kinszasa była gospodarzem jednej z najsłynniejszych potyczek w dziejach boksu zawodowego. W legendarnym pojedynku rękawice skrzyżowali Muhammad Ali i George Foreman, a tamto wydarzenie zapamiętane jest jako „Rumble in the Jungle” ze względu na egzotykę miejsca, w jakim się odbyło.

Organizacja tak wiekopomnych wydarzeń sportowych nie mogła jednak przysłonić tego, kim naprawdę był Mobutu. Skorumpowanym politykiem, który przyjmował łapówki od firm wydobywczych i defraudował kasę płynącą z pomocy zagranicznej. W latach 80. Zair stał się jednym z najbiedniejszych państw świata. W tym czasie konta Mobutu zasilała kwota rzędu 4 miliardów dolarów. Udało się go pozbawić władzy dopiero w wyniku wojny domowej w 1997 roku. Kilka miesięcy później dyktator zmarł na raka prostaty.

Rafał Gałązka

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Start a Blog at WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

%d blogerów lubi to: