Rywalizacja między Juventusem a Napoli trwa już od dziesięcioleci i nie zamyka się jedynie w sferze futbolu. Dla piłkarzy jest to okazja do udowodnienia swojej wartości, a dla kibicom zwycięstwo oznacza równość także pod względem społecznym. Żaden z zawodników, choć na moment nie odstawi nogi. Bitwa o dumę, honor i godność swojego miasta oraz regionu. „Każda wojna jest inna i każda wojna jest taka sama”, bo niezależnie od roku, sytuacji czy rozgrywek, ta rywalizacja zawsze rozchodzi się o to samo.
KORZENIE KONFLIKTU
Zjednoczenie Włoch zakończone w 1870 roku było jedynie symbolicznym połączeniem nacji na półwyspie Apenińskim. W rzeczywistości do konfliktów na tle społecznym, ekonomicznym, a nawet rasowym dochodziło nieprzerwanie. Południe Italii względem północy nie było praktycznie w ogóle wspierane ani finansowane przez państwo. Piemont, Liguria i Lombardia w porównaniu do Kampanii czy Sycylii były zdecydowanie lepiej rozwinięte i faworyzowane przez rząd. Główne fabryki, milionowe inwestycje oraz najważniejsze siedziby włoskich organizacji miały miejsce właśnie na północy kraju, a południe było nastawione praktycznie wyłącznie na rolnictwo.
Co oczywiste – miało to swoje przełożenie również na calcio. Dopiero 28 lat od pierwszego sezonu Mistrzostw Włoch, w 1926 roku drużyny z „dolnych” regionów Italii za sprawą faszystowskiego reżimu dostały zgodę na rywalizacje o Scudetto. Od tego momentu konfilkty między dwoma częściami kraju przeniosły się również do świata piłki nożnej, a wywieszone transparenty w starciach zespołów z południa i północy były pełne wyzwisk o charakterze społecznym. Często były to slogany mające na celu obrazić jedynie kibiców drugiego klubu, a czasami były wprost skierowane do całej grupy etnicznej, w tym nawet do osób niezwiązanych z futbolem.
Na południu kraju było i jest wiele zasłużonych klubów, więc czemu największy konflikt wybuchł akurat na linii Napoli – Juventus? Neapol po Rzymie to największe miasto kraju, które nie znajdowało się w najbogatszych regionach państwa. Jako jedno z największych metropolii w całej Europie było niesamowicie biedne, a to sprawiało, że ilość osób pragnących poprawienia jakości swojego życia oraz udowodnienia wyższości nad północą była zdecydowanie wyższa, niż w Palermo czy Katanii. Dochodzi tutaj także stwierdzenie, że Neapol to Napoli. W Rzymie tifosi są podzieleni na kibiców Lazio oraz Romy, a w mieście usytuowanym u podnóży Wezuwiusza jest wyłącznie jeden kluczowy na arenie krajowej klub. „Każdy Neapolitańczyk to Napoli”, a tezę tę potwierdza niebywała atmosfera panująca w mieście w dniu meczu, czy także uroczystości organizowanych z okazji osiągniętego sukcesu. Każdy mieszkaniec Neapolu świętuje sukcesy Azzurich.
Kwestia Juventusu jest oczywista. Po przejęciu klubu przez Edoardo Agnelliego drużyna zyskała przewagę finansową nad innymi rywalami. Mocny związek z Fiatem dał także korzyści w postaci kibiców. Niemal każdy pracownik firmy był Juventinim, ponieważ w innym wypadku mógł być gorzej traktowany od swoich współpracowników. Fiat w tamtych czasach był najlepszym pracodawcą na całym półwyspie Apenińskim, przez co rodowici mieszkańcy południa często podświadomie stawiali się Bianconerimi, aby móc liczyć na staż w fabryce Agnellich.
Kibice Napoli zaczęli twierdzić, że „Stara Dama” jest faworyzowana finansowo oraz że przekupuje mieszkańców odległych od Turynu regionów Włoch miejscami pracy. Dodatkowo złość Azzurich podnosiły transfery ich najlepszych piłkarzy do Turynu, co określali mianem zdrady i kradzieży. Wszystko to skumulowało się w całość i doprowadziło do rywalizacji trwającej do dziś, która ciągle przejawia się na każdym z wyżej wymienionych gruntach.
ZŁOTE CZASY NEAPOLU
Od lat 50 XX wieku konflikt narastał w zawrotnym tempie, aż swoje apogeum osiągnął na przełomie lat 80 i 90 ubiegłego stulecia. Neapolitańczycy mimo braku znaczącej poprawy jakości życia względem północy, pierwszy raz przez dłuższy okres mogli poczuć wyższość nad odwiecznymi rywalami. Wcześniej kibice Juventini głównie drwili sobie z Neapolu ze świadomością, że mimo wszystko w każdym aspekcie i tak są lepsi. Jednak przyjście jednego człowieka spowodowało, że Bianconeri poważenie zaczęli się obawiać konkurencji z południa, a w pewnym momencie Neapolitańczycy mogli nawet patrzeć na bogatsze regiony z samego szczytu. Diego Maradona dał miast nadzieje i napędził wiarę kibiców w osiągnięcie pierwszego historycznego Scudetto.
Rok 1984 rozpoczął nową erę w całym mieście. Przybycie Argentyńczyka z Barcelony rozpoczęło stopniowe zrównywanie się jakością piłkarską z klubami z północy. Pierwsze dwa sezony Diego w Neapolu postawiły jego drużynę w świetle jednego z faworytów do mistrzostwa Włoch. Napoli zaczęło częściej wygrywać. W okresie gry Maradony Azzuri wygrali aż 9 na 17 możliwych spotkań z Juventusem, a przegrali zaledwie 4. Role się odwróciły, klub z południa był mocniejszy niż gigant z Turynu.
Mundial w 1986 roku wygrany przez Argentynę podniósł do granic możliwości apetyty Neapolitańczyków w sprawie Scudetto. Diego rozegrał fenomenalny turniej i sprawa była jasna – Neapol ma w swoich szeregach najlepszego piłkarza świata. Zostało to udowodnione już w pierwszym sezonie po Mistrzostwach Świata, ponieważ ziścił się sen każdego kibica Azzurich – Napoli pierwszy raz w historii sięgnęło po tytuł mistrza Włoch. Jakby tego mało, w tym samym roku zdobyli Puchar kraju i mogli z pełnym przekonaniem oraz dumą powiedzieć, że są najmocniejszą drużyną w Italii. Rozpoczęło to masowe świętowanie w całym mieście, a postać Maradony od tamtego momentu zaczęła być uważana za kultową przez każdego mieszkańca miasta.
Sukces w najważniejszych rozgrywkach sportowych na półwyspie Apenińskim poprawił pozycję Neapolu w skali kraju, a względem poprzednich lat, tifosi Juventusu tak jak wcześniej robili to ci Napoli, zaczęli doszukiwać się oszust i afer związanych z ich rywalami. Bez wątpienia był to najlepszy okres w historii Azzurich oraz jedyny czas, w którym rzeczywiście byli lepsi od Bianconerich. Przyjście Maradony oznaczało zbawienie, odejście początek upadku.
WSPÓŁCZESNA RYWALIZACJA
Początek XXI wieku nie był praktycznie w ogóle owiany w rywalizację sportową obu tych ekip, ponieważ jedyne spotkania na poziomie Serie A rozegrali w sezonie 2000/01. Napoli mierzyło się z ogromnymi problemami na każdej płaszczyźnie, a wyniki na boisku nie sposób porównać do tych, które notowali kilkanaście lat temu. Po trzech sezonach z rzędu spędzonych w Serie B (2001-2004) Azzuri ze względu na długi przekraczające 70 milinów euro, byli zmuszeni ogłosić bankructwo.
Sytuacja Juventusu w latach kryzysu Napoli wyglądała o niebo lepiej, ponieważ na trzy możliwe trofea zdobyli aż dwa, a kibice z lekką drwiną i zadowoleniem oglądali rozpadający się Neapol. Z czasem jednak czarne chmury nadleciały również nad Turyn, ponieważ w wyniku ujawnienia afery Calciopoli w 2006 roku, FIGC odebrało Bianconerim oba tytuły mistrzowskie z 2005 i 2006 roku, oraz zostali karnie zrzuceni do Serie B. Tam też właśnie w sezonie 2006/07 pierwszy raz od sześciu lat obie drużyny zmierzyły się ze sobą w rozgrywkach ligowych. Napoli dzięki pomocy Aurelio de Laurentis, który wykupił klub po bankructwie, zdołało uzyskać promocje do wyższej klasy rozgrywkowej, zajmując drugą lokatę tuż za Juventusem.
Chcąc zamazać plamy z poprzednich lat, obie drużyny wraz z kibicami, wróciły do najwyższej klasy rozgrywkowej z ogromnymi nadziejami na lepsze jutro. Czas pokazał to, czego można było się spodziewać. Bianconeri całkowicie zdominował rozgrywki w latach 2011-2020 sięgając po każde z możliwych Scudetto. Rywalizacja i otoczka spotkań między obiema drużynami wróciła na poziom z przełomu lat 80 i 90. Powrót Napoli i Juventusu do Serie A był niczym nurt filozoficzny Johna Locke’a, „tabula rasa” (po łac. Czysta karta). Lepsze fundamenty i zasoby ludzkie z góry wskazywały, że to Stara Dama będzie w lepszej dyspozycji po powrocie, jednak kibice Azzurich wierzyli, że startując z „czystą kartą”, uda im się wejść na wyższy poziom niż przeciwnik.
Tak się nie stało, ale ani na moment nie ostudziło to rywalizacji, a wręcz przeciwnie. Kolejne mistrzostwa Juventusu jeszcze bardziej irytowały Neapolitańczyków, a te przegraną małą stratą, jak w latach 2016 – 2019 doprowadzały tifosich Napoli wręcz do szaleństwa. Do tego obecne rywalizacje są bardzo wyrównane i przed każdym spotkaniem ciężko wytypować zwycięzcę. W ostatnich 10 meczach bilans wynosi 4:3:3 na korzyść Bianconerich, a żadna wygrana którejś z drużyn nie jest naznaczona jakąś szczególną przewagą. Świadomość, że mecz może wygrać każda ze stron, jeszcze bardziej nakręca piłkarzy i kibiców, a emocje ze spotkaniem związane osiągają granicę najwyższego poziomu.
SUPERCOPPA ITALIA
Spotkania o najwyższą stawkę, czyli trofea, zawsze podnoszą rangę spotkań i nie inaczej będzie dzisiaj. W Turynie puchary wymagane są co roku i nawet jeśli Superpuchar przez wielu nie jest uważany za zbyt prestiżowe trofeum, tak każdy finał jest ważny. W Neapolu przegrana nie będzie uważana za ogromne niepowodzenie, jednak zwycięstwo znacząco wpłynie na postrzeganie Gattuso, który w obliczu nierównej dyspozycji drużyny, nie ma wcale takiej pewnej pozycji. Puchar zdecydowanie ucieszy De Laurentisa, co udowodniło ubiegłoroczne wygranie Pucharu Włoch, po którym wsparcie dla Rino ze strony Aurelio wzrosło, choć w lidze osiągnęli rozczarowujący wynik.
Faworyta nie ma. Jeszcze dwa tygodnie temu moglibyśmy wskazać, że jest nim Juventus, ponieważ Bianconeri pokonali świetny w tym sezonie Milan, a Napoli w głupi sposób przegrało ze Spezią, mając również za sobą serię niepowodzeń. Dyspozycja obu drużyn jest jednak na tyle sinusoidalna, że w weekend to Azzuri rozgromili Fiorentine 6:0, a Stara Dama została w perfekcyjny sposób wypunktowana przez Inter w Mediolanie. Do tego dochodzą jeszcze braki kadrowe po obu stronach w postaci Dybali, Cudrado, Alexa Sandro i De Ligta, oraz Osimhena z Fabianem Ruizem.
Obie drużyny nie rozgrywają najlepszego sezonu, więc możliwe, że ten finał może być ich jedyną realną szansą no trofeum w tym sezonie. Mistrzostwo Włoch prawdopodobnie rozstrzygnie się pomiędzy drużynami z Mediolanu (jednak dalej nie można skreślać Juventusu), w Lidze Mistrzów Bianconeri zdecydowanie nie są faworytem, więc pozostaje jedynie Coppa Italia, ale na półwyspie apenińskim poziom drużyn się tak wyrównał, że do końcowego triumfu potrzeba będzie również sporo szczęścia. Napoli pozostaje jeszcze Liga Europy, na którą rzeczywiście mogą się spiąć, bo miejsce w czołowej czwórce Serie A nie jest wcale takie pewne, ale tutaj również – są więksi faworyci.
Brak kibiców na stadionie z wiadomego powodu obniży atmosferę spotkania, ale piłkarze obu drużyn w takim starciu na pewno będą się czuć, jakby grali przed tysiącami kibiców, dla których ta rywalizacja znaczy o wiele więcej, niż nawet dla nich samych. I tak w rzeczywistości będzie. Na odległość, ale jednak będą mogli liczyć na ogromne wsparcie. Bo to coś więcej niż zwykły mecz.
MATEUSZ PEREK
Skomentuj