Eksport naszych młodych piłkarzy do lig zagranicznych to zjawisko nagminne. Niegdyś wyjeżdżali najlepsi, dziś złośliwi mogą twierdzić, że wystarczy kopnąć kilka razy piłkę na boiskach naszej Ekstraklasy, by zapracować na zagraniczny transfer. Patrząc na masowość przeprowadzek trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. Na polskim podwórku nikogo już nie dziwią zagraniczne transakcje opiewające na kwoty 2 czy 3 mln euro. Zwykła codzienność.
Kilka miesięcy temu doszło jednak do dużego wydarzenia. Lech wygrał korespondencyjny pojedynkę z Legią i sprzedał swojego piłkarza za kwotę wyższą niż 10 mln euro (dokładnie 11). Bohater transferu, Jakub Moder, za chwilę zacznie przygodę w angielskiej Premier League. Chłopak już jakiś czas temu dołączył do nowych kolegów z Brighton, a jego debiut zdaje się być na wyciągnięcie ręki. I wiecie co? To będzie piękna kariera. Jestem o tym niemal przekonany.
Oczywiście, sceptycyzm w tym wypadku zdaje się bardziej uzasadniony niż moje optymistyczne stwierdzenie. Anglię miał już przecież podbić Kapustka, we Włoszech liczyliśmy na dobre występy Żurkowskiego, a Pawłowski miał robić furorę w Hiszpanii. Przypadki można mnożyć. Mimo wszystko mam nieodparte wrażenie, że żaden z powyższych – ani też pozostałych przykładów – nie do końca można zestawić z obecną sytuacją Modera. Tutaj wszystko wydaje się mieć ręce i nogi.
PO PIERWSZE: KONKURENCJA W ZESPOLE
Pod tym względem były zawodnik Lecha nie rzucił się na głęboką wodę. Oczywiście, trafił do prawdopodobnie najsilniejszej ligi na świecie, ale jeśli chodzi o klub, to jest to raczej średniak. I to z problemami. Jeśli spojrzymy na środek pola Brighton to mamy tu takich piłkarzy jak: Bissouma, Propper, Gross, Alzate, Mac Alisster, Tau i Lallana.
Nazwiska nie powalają, prawda? Jedynym piłkarzem z tego grona, któremu już teraz wróżę dużą karierę, jest pierwszy z nich, ostatni brzmi fajnie, ale najlepsze lata ma za sobą. A reszta? Co najwyżej solidni ligowcy. Dodatkowym plusem jest fakt, że zespół Grahama Pottera preferuje system 3-5-2, co tworzy trzy miejsca dla nominalnych środkowych pomocników o rozmaitej specyfice. Ten aspekt połączony ze wspomnianą wcześniej niezbyt wymagającą konkurencją daje Polakowi olbrzymie szanse na regularną grę. A przecież od tego właśnie trzeba zacząć.
PO DRUGIE: KWOTA TRANSFERU
11 mln euro to w dzisiejszym futbolu żadna fortuna. Ale trochę wacików za to by było. Umówmy się, Brighton to nie jest klub, który szasta pieniędzmi. Największy transfer w ich dziejach opiewa na kwotę 22 mln euro, a Moder ze „swoją” przeszło dyszką to numer 9 w jego historii. Takiego piłkarza kupuje się po to, by grał i nie robi się tego bez odpowiedniego researchu (no, chyba że pracujesz na Camp Nou). Można spokojnie założyć, że zanim Polak trafił na AMEX, to skauci tego klubu dowiedzieli się o nim absolutnie wszystkiego. Biorąc pod uwagę to całe rozpoznanie i sumę, jaką musiały wyłożyć „Mewy”, to Moder może liczyć na konsekwentne stawianie na jego osobę. Nikt nie skreśli go za jedno czy drugie niepowodzenie. On ma być przyszłością klubu.
PO TRZECIE: MENTALNOŚĆ
Ale w zasadzie czemu w ogóle mielibyśmy zakładać jakieś problemy? Bo nie udźwignie presji? Wojtek Szczęsny w jednym z ostatnich odcinkach Foot Trucka mówi o Moderze:
„To top! Mam o nim lepszą opinię niż ktokolwiek inny w polskiej piłce (…) Ma przede wszystkim jaja. Jest oczywiście bardzo dobrze wyszkolony technicznie i bardzo dobry fizycznie, ale ma też niesamowity charakter. (…) Pierwszy moment, w którym go zauważyłem – bo nie ukrywam, że wcześniej nie wiedziałem kto to w ogóle jest – był podczas gierki na treningu Reprezentacji. Mam piłkę przy nodze, szukam gry i nagle słyszę >>Wojtek!!!<<, pomyślałem sobie >>Kim jest ten młody? ?<< Ale spodobało mi się to. Podałem mu piłkę, a on sobie jeszcze oczywiście z nią poradził”.
I o to właśnie chodzi! Zresztą, czytając i oglądając wywiady z byłym piłkarzem Lecha, maluje nam się obraz pewnego siebie, ale twardo stąpającego po ziemi chłopaka. Poza tym udane występy Polaka w spotkaniach może nie najwyższego, ale sporego ciężaru pokazały, że Moder nie pęka na robocie. W reprezentacyjnym meczu z Włochami był jednym z najlepszych na boisku, grał swoje w spotkaniach eliminacyjnych do Ligi Europy, a i pierwszy, najbardziej prestiżowy mecz z Benficą – już w samych rozgrywkach – może zapisać sobie na plus. Nikt przecież nie mówi, że musi on od razu ciągnąć swój nowy zespół w meczach z Liverpoolem czy City. Ale dlaczego miałby nie domagać się piłki w starciach z Newcastle czy Crystal Palace?
PO CZWARTE: STYL GRY
A grając w Brighton, możesz mieć pewność, że będziesz miał ją przy nodze częściej niż w wypadku gry w WBA czy Burnley. Mało tego! Ponad połowa ligi ma niższy procent posiadania futbolówki niż Brighton. I świetnie. Lechowi jako klubowi można sporo zarzucić, ale należy też przyznać, że zespół z Poznania to taki, który lubi „grać piłką”. Młodzi chłopcy wywodzący się z akademii Kolejorza to zawodnicy, którzy swobodnie nią operują, a zamiast patrzeć pod nogi, umiejętnie skanują przestrzeń w poszukiwaniu partnerów. Graham Potter lubi takich piłkarzy. Zresztą, szkoleniowiec ten trafił do Brighton właśnie po to, by poprawić styl zespołu, gdyż właściciel klubu stawia na efektowny futbol i jest on dla niego ważny niemal tam samo jak wyniki. To naturalne środowiska dla Modera…

PO PIĄTE: UMIEJĘTNOŚCI
…który ma to wszystko, o czym pisałem powyżej. Luz w prowadzeniu piłki, świetny przegląd pola, doskonały cross, a także stałe fragmenty gry. Polak ma jeszcze coś i jest to cecha unikatowa. Strzał z dystansu, zarówno lewą, jak i prawą nogą. Czasem są to uderzenia techniczne, innym razem bomby rozrywające siatkę. Repertuar jest naprawdę szeroki. Oprócz walorów ofensywnych pomocnik dokłada do tego również grę w defensywie. To wszystko sprawia, że nie powinniśmy obawiać się, że Moder będzie odstawał piłkarsko. Taktycznie też na pewno nie, bo jednak akademia Lecha to stempel pewnej jakości.
ALE…
Bo przecież bez wątpliwości się nie obędzie.
Czy to na pewno dobry wybór? Brighton jest obecnie na dopiero 16 miejscu w tabeli Premier League, a od grupy spadkowej dzieli ich zaledwie kilka punktów. A przecież wolelibyśmy, by Moder do Championship nie spadał. Tu byłbym jednak spokojny. Jeśli spojrzeć na takie statystyki jak posiadanie piłki, wykreowane sytuacje, czy strzały na bramkę, to „Mewy” w każdym z tych parametrów znajdują się mniej więcej w środku stawki. Fani Łony być może powiedzą, że „to nic nie znaczy, to o niczym nie świadczy”, ale ja mam przekonanie, że posiadanie stylu i określona jakość obroni się w dłuższej perspektywie. W Anglii jest co najmniej kilka zespołów słabszych niż Brighton.
Czy końcówka roku w wykonaniu Modera, nie powinna nas nie zaniepokoić? Oczywiście, w ostatnich miesiącach zawodnik Lecha był cieniem tego, który zachwycał nas w okresie, o którym wspominam wcześniej. Weźmy jednak pod uwagę fakt, że mówimy tu o 19-letnim chłopaku, który w krótkim czasie zaliczył przeskok z rezerw Lecha do jego pierwszego składu, zadebiutował w Reprezentacji Polski, zagrał z Benficą czy Rangersami, a także podpisał kontrakt z klubem topowej ligi świata. Sporo jak na nastolatka, który jeszcze nie dawno łapał szlify w pierwszoligowej Odrze Opole. Jeśli do tego dodamy nieprzyzwoicie dużą liczbę minut, jakie rozegrał Moder w sezonie 20/21 (dokładnie 2303 minuty), to mamy obraz chłopaka wyeksploatowanego do granic możliwości. Jeśli chodzi o polskich piłkarzy z pola, którzy grali od niego częściej, to są to tylko Kędziora, Jóźwiak, Puchacz, Helik i Rybus. I zanim zjawi się ktoś, kto stwierdzi „ale jak to, przecież on idzie do ligi gdzie gra się najwięcej i najciężej” to uspokajam, że takie postawienie sprawy to czysty populizm. Żaden piłkarz Brighton nie nastukał w kampanii 20/21 tyle minut co Moder. Najbardziej zapracowanym zawodnikiem „Mew” jest na ten moment Webster, który ma na liczniku zaledwie 1740 minut. Tak więc różnica jest spora.
Podsumowując, Moder ma wszystko by pokazać się z dobrej strony w Premier League, a argumenty przeciw temu wydają mi się mniej solidne, niż te popierające tę tezę. Oczywiście, piłka nożna to sport nieprzewidywalny. Nigdy nie możemy mieć 100% przekonania, że dane założenie jest trafne. Mimo wszystko Polak daje spore nadzieje na to, że na naszym podwórku pojawił się kolejny nasz rodak, który pokaże światu, że w Polsce też potrafią grać w piłkę. Trzymamy kciuki!
MICHAŁ BAKANOWICZ
Skomentuj