Jesteśmy kilka dni po pierwszej konferencji naszego nowego selekcjonera, Paulo Sousy. Szczerze mówiąc, wiele się z niej nie dowiedzieliśmy. No chyba, że ktoś wcześniej nie zdawał sobie sprawy z tego, że Portugalczyk to osoba kulturalna, inteligentna i wiedząca kim był Jan Paweł II. Zawsze coś. Niemniej, nie było to spotkanie w stylu – weganie nerwowo wiercą się na krzesłach. Piłkarskiego mięsa było tutaj niewiele. Jeśli chodzi o taktyczną wylewność, to naszemu nowemu przywódcy póki co do Bielsy daleko. Bliżej do Nawałki. Ale to być może zmieni się z czasem.
To co jednak wiedzieliśmy już przed konferencją to fakt, że Sousa był dobrym piłkarzem i że jego trenerska historia to póki co raczej Rysy niż K2. Wszystko jednak przed nim. To co jednak będzie dla mnie w dalszej części najbardziej istotne, to fakt, że Portugalczyk jest kimś, kto chce „grać piłką”, a jego ulubiona koncepcja, to taka, w której wykorzystujemy trzech środkowych obrońców i wyłącznie kreatywnych pomocników.
I chwała mu za to! Szczególnie jeśli chodzi o pierwszą część. Jako wieloletni kibic Reprezentacji mam serdecznie dość słuchania tego, że gra defensywna to nasze DNA, że musimy skupić się na kontrze i stałych fragmentach, a szybkie (i w zasadzie tylko szybkie) skrzydła to coś, co ma prowadzić nas do kolejnych zwycięstw. Takie rzeczy można było nam wmawiać, gdy w drugiej linii mieliśmy Świerczewskiego i Brzęczka, a przed nimi Trzeciaka. Wtedy gdy nasi środkowi obrońcy w postaci Hajty, czy Jopa faktycznie byli w stanie zaoferować nam głównie piłkarską rąbankę, i gdy ekscytowaliśmy się golami Niedzielana dla NEC Nijmegen. Bo to był nasz szczyt. I tu nie chodzi o brak szacunku, czy deprecjonowanie powyższych Reprezentantów. Chodzi o to, że my – w sensie piłkarskim – już dawno wyszliśmy z drewnianych chat, o których mówił Beenhakker. Tylko chyba niechcący nam to umknęło…


Nasze obecne pokolenie to zdecydowanie najlepszy sort piłkarzy jakim dysponowaliśmy w XXI. Dlaczego mamy wciąż słuchać, że jedyne co mogą zaoferować nam nasi zawodnicy to przeszkadzanie rywalom? I to w momencie, w którym Klich gra klepką przed oczami Van Dijka, ładując w międzyczasie bramę Alissonowi, wtedy kiedy Zieliński pyka sobie piłką w polu karnym rywala, po czym zdobywa gola w stylu Bergkampa, czy w momencie, w którym Bednarek, gra od deski do deski na poziomie Premier League, świetnie czując się w nowoczesnym systemie Hasenhuttla.
A Bielik, który pewnie za chwilę wyfrunie z Derby, bo pod względem rozegrania przerasta resztę klubowych pomocników? A czekający na weryfikację w dużej piłce, ale już teraz zaawansowani technicznie Moder i Karbownik? Mało? No to jest jeszcze Walukiewicz, Dawidowicz, Szymański, Jóźwiak czy choćby pominięci do tej pory Milik i Lewandowski. To wszystko zawodnicy, którzy są dobrzy, lub bardzo dobrzy z futbolówką przy nodze i którzy w większości stanowią o sile swoich klubów.


Tak więc Panie Sousa, zacznijmy grać piłką. Niech Pan nie słucha Bońka i tych wszystkich ekspertów, którzy powiedzą Panu, że polski futbol skrzydłami stoi, że kontratak i wrzutka, i że tylko i wyłącznie 4-4-2. To już było. My chcemy czegoś więcej.
Ba! Mamy pełne prawo sądzić, że to wypali!
Weź Pan więc chłopaków, wypróbuj z nimi swoje ulubione 1-3-4-2-1 i przede wszystkim pozwól im i nam uwierzyć, że to nie jest coś, czego nie są w stanie pojąć.
Zresztą, skąd w ogóle ten pomysł?
Glik spędził pół kariery grając trójką z tyłu, Bednarek zna ten system z Southampton, Walukiewicz z Cagliari, a nasi boczni obrońcy jak Rybus, Bereszyński, Karbownik, czy Kędziora, na pewno znajdą parę by zasuwać przez 90 minut. Albo i dłużej.
A Bielik, Zieliński, Klich, Milik i Lewandowski? Przecież to czysta piłkarska inteligencja! My naprawdę mamy w kim wybierać, i mamy w czym rzeźbić.
Potrzebny nam tylko ktoś, kto to wszystko ogarnie. Kto otworzy pewne furtki. I Panie Sousa, obyś był to Pan.
*źródło statystyk: Sofascore
MICHAŁ BAKANOWICZ
Skomentuj