Rozmowa z Cezarym Wilkiem umożliwiła poznanie wartościowych opinii odnoszących się do El Clasico, kariery i życia w Hiszpanii, charakterystyki poszczególnych graczy oraz podejścia dojrzałej osoby, która potrafi czerpać radość z życia. Najlepszy piłkarz, z którym dzielił szatnie? Jak kuchnia wpływa na relacje zawodników? Kto wygra El Clasico? Uroki triathlonu? To tylko część pytań, na które odpowiedział Cezary Wilk.
Jak ci się żyje w Hiszpanii?
Sam fakt, że jesteśmy tu już prawie osiem lata. Trzy lata po zakończeniu mojej kariery piłkarskiej, świadczy o tym, że jest to miejsce bardzo przyjazne jeśli chodzi o spokój i podejście do życia. Uznaliśmy, że jest to miejsce spełniające nasze oczekiwania jeśli chodzi o szkolnictwo syna, ale później podejmiemy kroki odnośnie do naszej przyszłości. Na ten moment staramy się raczej żyć dniem dzisiejszym. Każdemu kto ceni otwartość, serdeczność i dobre jedzenie mogę serdecznie polecić Hiszpanię.
Ile zajęła ci nauka języka?
Duże znaczenie ma podejście do nauki języka i to, kiedy uznamy, że język został przez nas opanowany. Gdybyśmy mieli być drobiazgowi w kwestiach akcentu lub gramatyki pewnie jest jeszcze wiele do poprawy, ale w przypadku gdy wyznacznikiem jest porozumiewania się to zajęło mi to około roku. Kiedy po dwóch latach kończyłem pobyt w A Coruni, to komunikacja nie stanowiła dla mnie problemu.
Korzystałeś z aplikacji do nauki języka, czy raczej starałeś się uczyć hiszpańskiego poprzez rozmowy z nowymi kolegami?
Zdecydowałem się na tzw. starą szkołę. Nauczycielka języka przychodziła do mnie dwa razy w tygodniu i przeprowadzała zajęcia zarówno dla mnie jak i mojej żony. Prawdą jest, że najszybciej przyswaja się nowy język dzięki rozmowom z kolegami z szatni i całym środowiskiem piłkarskim, ponieważ wówczas masz styczność z językiem potocznym, który jest najważniejszą treścią.
Język hiszpański ma swój urok, więc chciałbym zapytać, czy jest takie hiszpańskie słowo, które kojarzy ci się jednoznacznie z Hiszpanią?
Zdecydowanie „disfrutar” czyli odpowiednik angielskiego „enjoy”. W języku polskim ciężko jest znaleźć odpowiednik, który w stu procentach byłby w stanie oddać pełnię tego słowa. Wyraża radość z korzystania z życia, delektowanie się czymś, co oznacza, że jest bardzo pojemne. Tym słowem można zagospodarować szeroki zakres działań.
Ucząc się języka hiszpańskiego sam zacząłem nadużywać tego słowa.
Ono ma w sobie coś takiego, że jest nieodzownym kompanem osób, które starają się myśleć pozytywnie. Przyjemnie się go używa, ale to wynika też z podejścia Hiszpanów do życia. Może wybiegnę dość daleko, ale takie kwestie jak pogoda, czy długość dnia odgrywa niebagatelne znaczenie. Te kwestie są często bagatelizowane, ale zauważ, że kiedy człowiek budzi się widzi za oknem słońce zamiast, deszczu czy chmur, to funkcjonuje zdecydowanie lepiej.
Pamiętam, że, gdy grałeś w Ekstraklasie, wspomniałeś, że marzysz o grze w Anglii. Byłeś kiedyś blisko przenosin na Wyspy?
Kilka razy pojawiło się zainteresowanie ze strony klubów występujących w Championship, ale nigdy nie było konkretu. Prawdą jest, że Anglia zawsze była dla mnie celem numer jeden, a Hiszpania pojawiła się w moim życiu niespodziewanie. Styl hiszpańskiej piłki był zawsze daleki od tego, co pokazywałem na boisku, ale okazało się, że znalazło się miejsce dla zawodnika o mojej charakterystyce, co mnie ogromnie cieszy. Wielką wartością piłki jest to, że można poznawać nowe miejsca i kulturę innych państw, czy regionów. Inaczej wygląda kwestia, gdy trafia się do któregoś państwa jako turysta, a co innego jest zamieszkać w innym kraju i móc zasmakować życia codziennego w innych realiach. Piłka nożna bardzo w tym pomaga i jestem bardzo zadowolony z tego, że dzięki grze w piłkę, mogłem poznać wiele interesujących miejsc, ludzi i historii.
Można pokusić się o stwierdzenie, że odszedłeś z Wisły, żeby spróbować innego świata?
Moje cele odnośnie do wyjazdu zagranicznego pojawiły się znacznie wcześniej. Zawsze chciałem spróbować życia w innym kraju, a wiedziałem, że piłka nożna daje ku temu okazję. Pomysł wyjazdu zrodził się jeszcze zanim trafiłem do Wisły Kraków, a kiedy pojawiła się możliwość transferu, przenalizowałem wszystkie za i przeciw i postanowiłem z tej szansy skorzystać.
Wiem, że wnikliwie śledzisz rozgrywki LaLiga. Jakie są twoje przewidywania związane z El Clasico?
Oczekiwania są podobne do tych, które towarzyszą każdemu El Clasico. Real i Barcelona są zdecydowanie najlepszymi drużynami jeśli chodzi o jakość piłkarską poszczególnych zawodników w LaLiga. Atletico jest doskonale zorganizowanym zespołem, ale jeśli mielibyśmy porównać jakość tylko piłkarską, to Real i Barcelona są zespołami lepszymi.
Najbliższe El Clasico wypada w doskonałym momencie, ponieważ oba zespoły są w dobrej formie, żeby nie powiedzieć optymalnej. Choć Barcelona ostatni mecz mówiąc kolokwialnie, przepchnęła, to poprzednie spotkania drużyny Koemana napawały optymizmem.
Real Madryt w tym sezonie prezentuje się przeciętny styl, ale mimo wszystko jakość piłkarzy daje im możliwość rywalizacji na dwóch frontach. Dodatkowym smaczkiem jest to, że zarówno Real, Barcelona jak i Atletico walczą o tytuł, więc to spotkanie może sprawić, że jedna z tych drużyn zostanie wyeliminowana z wyścigu o mistrzostwo, więc wiele jest czynników, które wpływają na podniesienie wagi tego spotkania.
Jeśli chodzi o faworyta, to uważam, że jest nim Real Madryt. Za Królewskim przemawia siła środka pola. Tercet doświadczonych i doskonale rozumiejących się piłkarzy stawi czoła Busquetsowi, Pedriemu i teraz znak zapytania, czy Koeman zdecyduje się na ustawienie z de Jongiem w środku, czy po raz kolejny cofnie go do linii obrony. Wydaje się, że w środkowej strefie Barca nie ma takiej siły, by postawić się trójce Casemiro-Kroos-Modric. O ile Barcelona jest w stanie stłamsić nieco słabsze zespoły poprzez grę ofensywną, o tyle jestem ciekaw, jak wypadną, kiedy będą musieli mocniej popracować w defensywie.
Drugą wątpliwość wzbudza, to w jakim ustawieniu wyjdzie Barcelona. Czy Koeman zdecyduje się na grę trójką z tyłu czy czwórką. Alba i Dest dużo zyskali po zmianie na ustawienie z wahadłami, ale nie wiadomo jak wypadną, gdy będą musieli przeciwstawić się graczom Realu. Ciężko mi przewidzieć jak blok obronny zachowa się w tym spotkaniu. Ktoś może nadmienić, że jedenastka Realu również nie jest galowa, ale mimo wszystko uważam, że środkowi obrońcy Realu zapewniają większą stabilność niż obrona Barcelony.
Nastawiam się na wielki mecz. Myślę, że może paść wiele bramek, ale oczywiście jestem słaby w obstawianiu spotkań (śmiech).
Gdybyś miał stworzyć XI będącą mixem piłkarzy Barcelony i Realu jak by ona wyglądała? Powiedzmy, że w ustawieniu 1-4-3-3 i bierzemy pod uwagę tylko graczy, którzy są w tym momencie do dyspozycji trenerów.
Zaczynając od bramki postawiłbym na Ter Stegena. Uważam, że jest najlepszym bramkarzem w tym momencie. Wiele osób może się z tym nie zgodzić, ale on imponuje swoją dynamiką, grą nogami, tym ile daje spokoju zespołowi. Twierdzę, że jest bramkarzem, który gra w sposób jeszcze bardziej nowoczesny od Neuera.
Jeżeli chodzi o prawą obronę, to należy wybrać z grona Dest i Lucas Vazquez. Mi bardzo podoba się gra Desta mimo, że w obronie Vazquez wydaje się nieco lepszy. W środku postawiłbym na Nacho. Uważam, że mimo fakty, że w przypadku, gdy wszyscy są do dyspozycji Zidane’a jest rezerwowym, to jak dostaje szanse, dużo wnosi do zespołu. Obok ustawiłbym Varane’a. Na lewej stronie nie jestem w stanie zdecydować, czy wolałbym Albę, czy Mendiego. Zarówno Francuz jak i Hiszpan wykonują katorżniczą pracę.
W środku pola postawię na tercet Realu Madryt. Jedynie zastanowiłbym się, czy nie zamienić Modrica na Pedriego. Z przodu musi być Benzema, Messi i … No właśnie. Mimo wszystko Dembele uważam, że jest w stanie dać więcej Barcelonie niż daje Vinicius Realowi.

Jeżeli nie masz nic przeciwko pozwól, że zapytam o hiszpański zespół, który twoim zdaniem zrobił największy krok do przodu i o o taki, który zaliczył regres?
Duży regres względem poprzedniego sezonu zrobiło Getafe, ale trzeba podejście do tego na spokojnie. Ich wyniki w poprzednim były zdecydowanie ponad stan. Zespół Bordalasa prezentuje styl daleki od tego, który utożsamiamy z Hiszpanią. Grają futbol agresywny, mocno defensywny i ciężki dla oka. Wcześniej takie podejście przynosiło dobre rezultaty, ale teraz, gdy wyników nie ma, czar prysł.
Gdybym miał kogoś wyróżnić, to Granadę. Zespół Martineza osiąga nadspodziewanie dobre rezultaty. Doskonale zarządza kryzysami, mając praktycznie, co kolejkę problem z tym, że któryś zawodników wypada przez uraz lub kontuzje. Martinez świetnie łata dziury i wymyśleć piłkarza na nowo.
Choć może dziwić doceniam również postawę Valencii. Choć jest to zespół o wielkiej renomie, to trzeba pamiętać o chaosie, z którym musi zmagać się trener. Wielu zawodników odeszło, a transfery, których oczekiwał Gracia nie doszły do skutku. Najważniejsze jest w tym momencie, by się utrzymali, a ten cel wydaje się spełniony.
Warto też docenić Huescę. Choć nie jestem entuzjastą zmian trenerów w trakcie sezonu, to w tym wypadku zmiana odmieniła zespół. Nagle Rafa Mir zaczął strzelać jak na zawołanie. Widać, że w szatni panuje dobra atmosfera i piłkarze wzajemnie się nakręcają. Bardzo im kibicuję i życzę utrzymania, choć wiem, że nie będzie o to łatwo.
Pamiętam, że kiedy zatrudniano Pachetę, pojawiały się głosy, że od teraz będą grali pragmatyczny futbol, ale chociażby mecz z Celtą pokazał, że te opinie nie znalazły pokrycia w praktyce.
Jestem zbudowany ich postawą, tym bardziej że zespoły walczące o utrzymanie np. Deportivo Alaves, Cadiz, Real Valladolid, męczący Eibar z Mendilibarrem mają mniej do zaoferowania i wolałbym, że Huesca utrzymała się kosztem, któregoś z tych zespołów.
Wywalczyłeś awans z segunda do primera, więc grałeś na obu poziomach. Jakie główne różnice dostrzegasz pomiędzy tymi ligami?
Między tymi ligami jest przepaść. Kiedy awansowaliśmy nie zdawałem sobie z tego sprawy. Zresztą moi koledzy z zespołu mówili mi, żebym przygotował się na szok, bo te ligi to dwa różne światy. Nawet sam fakt, jacy piłkarze trafili do nas po awansie. Byli to piłkarze o wyższych umiejętnościach, mający większe doświadczenie w poważnej piłce. Segunda division ma w mojej opinii dość wysoki poziom i zawodnikom z Ekstraklasy poleciłbym spróbowanie swoich sił na drugim poziomie w Hiszpanii. Jest to liga, która stwarza wiele możliwości. Poziom pierwszych pięciu, może sześciu zespołów jest wyższy niż czołowych zespołów Ekstraklasy, natomiast pozostałe zespoły są na poziomie porównywalnym do ekstraklasowej pierwszej ósemki.
Wiem, że w Deportivo spotkałeś Brayana Rabello, piłkarza o polskich korzeniach, o którym mówiono, że może kiedyś zagrać w koszulce z orłem na piersi. Zdarzało się wam rozmawiać o Polsce?
W tym czasie został wypożyczony z Sevilli, ale nie przypominam sobie byśmy rozmawiali na takie tematy. Zapamiętałem go jako osobę bardzo skrytą, więc nie miałem z nim bliskiego kontaktu, ale wydaje mi się, że nie planował gry dla Polski.
Jak wspominasz trenera Victora Fernandeza, którego wielu pamięta z lat, w których prowadził Celtę Vigo?
Potrafił być bezpośredni, bezpardonowym, nie bał się podejmować trudnych decyzji. Jego zachowanie wobec niektórych osób nie odpowiadało moim standardom, natomiast jeśli miałbym oceniać wyłącznie kwestie sportowe, to nie mogę mieć zarzutów.
Wielu uważało, że miał szczęście trafiać do zespołów w dobrym momencie, ale czy miał w sobie coś takiego, że mógłby być topowym trenerem na świecie to nie.
Którego piłkarza z grona tych których spotkałeś w Deportivo ceniłeś najbardziej?
Z racji dobrych relacji muszę wspomnieć o Carlosie Marchenie. Zbliżał się do końca kariery, ale przyszedł do nas, bo po prostu lubił grać w piłkę. Odbył ze mną wiele rozmów zarówno życiowych, jak o piłce. Wniósł wiele wartości do mojego życia i jestem szczęśliwy, że mogłem go poznać. Manuel Pablo również wywarł na mnie wielkie wrażenie. Rozmowy z nim, możliwość śledzenia tego w jaki sposób dowodzi zespołem, wiedząc kiedy rozbawić zespół, a kiedy nim wstrząsnąć. Często też pytał, czy może jakoś pomóc. Są to drobne gesty, ale bardzo istotne.
Lucas Perez, że tak to nazwę był stereotypowym piłkarzem. Zawsze dobrze ubrany, przyjeżdżał dobrym samochodem, zawsze uśmiechnięty, natomiast kiedy trzeba było włożyć, więcej energii, to pojawiały się problemy. Może z tego względu nie poszło mu w Arsenalu. On potrzebuje sprzyjającego mu otoczenia. Dziwię się, że ostatnio mało grał w Alaves, bo w takim zespole powinien grać od dechy do dechy. Abelardo nie lubi sprzeciwu lubi futbol zachowawczy, a Lucas zawsze starał się zrobić coś niekonwencjonalnego. To pewnie było przedmiotem sporu.
Muszę wyróżnić też Heldera Postigę, choć jemu w Deportivo nie poszło, ale ciężko było nie zauważyć jego klasy sportowej i doświadczenie na arenie międzynarodowej.
Czy występując w Deportivo La Coruna dało się wyczuć wrogą atmosferę w stosunku do Celty Vigo?
Nie można tego porównać do tego co dzieje się w Polsce np. w starciach pomiędzy Wisłą a Cracovią. W przypadku Deportivo i Celty są to derby regionu, więc jest to inny pułap rywalizacji. Pojawiają się docinki, ale nie przeradzają się w akty agresji.
Pamiętam, że kiedyś relacje pomiędzy kibicami tych zespołów były bardzo burzliwe, ale po katastrofie naturalnej MT Prestige się nieco uspokoiły.
Zawsze starałem się odnosić do życia około piłkarskiego. Nigdy mocno nie zagłębiałem się w tematy kibicowskie. Z mojej perspektywy, czyli piłkarza nie zauważałem, większej agresji. Wszystko skupione było na rywalizacji sportowej.
W Saragossie również trafiłeś na wielu ciekawych piłkarzy między innymi Angela czy Samarasa. Która z tych drużyn miała większy potencjał?
Nie ma sensu porównywać Deportivo z Primera Division do Saragossy z Segunda. Mogę porównać te drużyny jeśli chodzi o grę na drugim poziomie. Uważam, że Deportivo miało większy potencjał piłkarski, chociaż w Saragossie też było wielu ciekawych piłkarzy, choćby Angel, o którym wspomniałeś, ale on trafił do naszej drużyny po słabszym sezonie w Eibar i jeszcze nie dawał tyle, ile w kolejnych latach w Getafe.
Angel rozstał się z Saragossą w takich okolicznościach, że wyciągnięto z kontekstu jedną z jego wypowiedzi. Chodziło o to, że wspomniał, że dla niego ważniejszym jest strzelenie hat-tricka, niż wygrana zespołu. Trenerowi strasznie się to nie spodobało. Angel przeprosił, ale już więcej nie zagrał. Ta sytuacja pokazała też jego pazerność na bramki i to widać w jego grze. On zawsze jest skupiony na znalezieniu sobie odrobiny przestrzeni, by móc wpakować piłkę do siatki. Szybko podejmował decyzje.. Trochę się dziwię, że w tym sezonie nie dostaje zbyt wielu szans.
Temat Getafe jest trudny. Przyjście Kubo i Alenii miało być sygnałem do przestawienia wajchy ku bardziej ofensywnej piłce, ale tak się raczej nie stało.
Wszyscy oczekiwali zmian i faktycznie w pierwszych spotkaniach coś drgnęło, ale im dalej w las, tym Kubo grał coraz mniej i wrócili do punktu wyjścia. To też nie jest proste by z dnia na dzień zmienić grę zespołu o 180 stopni. Sukcesy Bordalasa sprawiły, że poprzeczkę podniesiono bardzo wysoko. Powyżej potencjału.
Ostatnio Diego Martinez rzucił ciekawym stwierdzeniem, że wszyscy pytają go, gdzie znajduje się sufit Granady, a nikt nie zwraca uwagi na fakt, jak bardzo podnieśli podłogę.
To stwierdzenie pasuje idealnie do Getafe. Często trenerzy robiąc ze słabym zespołem wyniki ponad stan, wpadają we własne sidła.
Masz ulubionego piłkarza w LaLiga, który występuje na twojej pozycji?
Bardzo podoba mi się Renato Tapia. W Celcie wykonuje kawał dobrej roboty. Fernando z Sevilli również bardzo mi się podoba. Bardzo lubię Kounde, choć ten nie gra na mojej pozycji.
Tapia ma agresywny styl, ale świetnie wypełnia założenia taktyczne.
Zachowując wszelkie proporcje ma w sobie coś z Casemiro, który tworzy bufor bezpieczeństwa dla pozostałych graczy środka pola.
Casemiro robi to w sposób perfekcyjny. Czasem można mieć pretensję, że daje za mało piłek do przodu. Pamiętam jak pod moim adresem pojawiały się uwagi, że zagrywam zbyt mało piłek do przodu, a teraz sam o tym mówię. Z drugiej strony jego atutem jest to, że potrafi doskonale wyczuć, to czego potrzebuje drużyna. Mając z przodu Kroosa i Modrica wie, że może im oddać piłkę i oni coś z tego wyczarują, ale w grze obronnej, to oni mogą polegać na Brazylijczyku.
Poznałeś szatnie zarówno polskie, jak i hiszpański. W której czułeś się lepiej?
Ciężko porównać. W Polsce byłem w kilku szatniach i powiem dyplomatycznie, że każda miała swoje plusy i minusy, lecz w szczegóły nie będę się zagłębiał, gdyż uważam, że są kwestie, które powinny w szatni pozostać.
Szatnia hiszpańska była bardziej spokojna. Coś co mi się podobało to zwyczaj, że minimum dwa razy w miesięcy cały zespół wyjeżdżał na wspólny obiad do restauracji. Na koniec robiliśmy wspólne zdjęcia z restauratorem. To pokazywało zespół w dobrym świetle, a przy tym poznawaliśmy się lepiej. Często też było zamawiane jedzenie do szatni. Jakieś drobne tapas, do tego piwo, czy wino. Jak sam widzisz wszystko w Hiszpanii krąży wokół jedzenia.
Chyba zwłaszcza na północy Hiszpanii, kuchnia odgrywa szczególną rolę. Mi osobiście bardzo przypadła do gustu.
Na północy dostęp do owoców morza jest doskonały. To co jesz na obiad, jeszcze kilka godzin temu pływało w wodzie. Często w Hiszpanii mówi się, że najlepsze owoce morza są w Madrycie, bo przyjeżdżają prosto z Galicji. Jedzenie na północy Hiszpanii jest wyborne, więc jeśli ktoś lubi owoce morza, to serdecznie polecam.
Wróćmy do tematów piłkarskich. Najlepszy piłkarz z którym grałeś i przeciwko, któremu grałeś.
Grałem kiedyś w meczu towarzyskim przeciwko Cristiano Ronaldo tuż po moim przyjściu do Deportivo, ale jakkolwiek to zabrzmi, największe wrażenie zrobił na mnie Isco. Miałem z nim wiele starć i nie byłem w stanie sobie z nim poradzić. Miałem problem nawet, by go sfaulować (śmiech). Wówczas po raz pierwszy zetknąłem się z Panem piłkarzem.
A najlepszy piłkarz z którym grałem, to chyba Maor Melikson. Sądzę, że nie wykorzystał swojego potencjału nawet w pięćdziesięciu procentach, Miał papiery na wielkie granie, ale nie zrobił kariery na miarę potencjału.
Jaką najcenniejszą naukę wyniosłeś dzięki grze w piłkę?
Nauczyłem się, że w życiu trzeba być systematycznym, wiernym swoim ideałom i żeby ludzi, którzy starają się doradzać, słuchać, ale zachować przy tym zdrowy rozsądek. Praca, poświęcenie i spokój zawsze się wybronią i te wartości przeniosłem na kolejny etap mojego życia.
Prawdopodobnie odpowiedź na to pytanie znam, ale muszę ci je zadać. Gdybyś nie był piłkarzem, to byłbyś?
A to ciekawe. Zaskocz mnie (śmiech).
Czytając wywiady wywnioskowałem, że padnie stwierdzenie, że byłbyś triathlonistą.
Rzeczywiście, ale to z obecnej perspektywy, a gdybym miał się cofnąć do zamierzchłych czasów, to miałbym problemy, by się określić.
Wiem, że kiedyś w jednym z wywiadów powiedziałem, że chciałem zostać kierowcą tira, ale nie wiem skąd mi to przyszło do głowy (śmiech).
A co do triathlonu, nie wiem, czy byłbym w stanie podporządkować życie do tak ekstremalnego wysiłku. Zwłaszcza na dłuższych dystansach balansuje się na granicy wyczerpania. Ludzi, którzy się z tego utrzymują jest naprawdę niewiele.
Część byłych piłkarzy, stara się po zakończeniu kariery nieco zwolnić, a ty zabrałeś się za tak wymagający sport.
W moim przypadku nie jest to nic nadzwyczajnego, bo jest to forma odskoczni od życia codziennego i może próba odreagowania złych emocji z powodu przedwczesnego zakończenia kariery, ale moje podejście do triathlonu jest bardziej holistyczne niż profesjonalne. Prawdziwymi herosami są ci, którzy wiążą z tym sportem swój byt i od wyniku zależy ich funkcjonowanie i to czy pozyskają środki od sponsorów. To jest ogromne wyzwanie, by przygotować się do kilku startów, które decydują o przyszłym sezonie.
Masz swojego triathlonowego idola?
Szczególnie podziwiam zawodników, którzy są w światowej czołówce na długich dystansach. Bardzo cenię Jana Frodeno, który jest teraz najlepszym zawodnikiem. Jego rodak Kienle. Świetna jest historia Lionela Sandersa Kanadyjczyka, który miał problem z narkotykami, a walkę z nałogiem wygrał dzięki triathlonowi. Podobny historii jest wiele. Trzeba mieć niesamowicie silny charakter, żeby w tym sporcie znaleźć się w światowej czołówce.
Rozmowę przeprowadził
PAWEŁ OŻÓG
Skomentuj