Jose Mourinho w AS Romie. Tego nie spodziewał się nikt na czele ze sławami włoskiego dziennikarstwa sportowego. W czasach, gdy przecieki stały się normą właścicielom Giallorossich udało się operację ściągnięcia Portugalczyka na Stadio Olimpico utrzymać w tajemnicy.
Samozwańczy niegdyś The Special One przed kilkoma dniami udzielił wywiadu, w którym wypowiedział się na temat ewentualnego powrotu na Półwysep Apeniński. – Wygrałem z Interem wszystko, ale jeśli kiedyś będę musiał pojechać do Włoch i przejąć stery w zespole, z którym on konkuruje, nie będę się zastanawiał – mówił. Nikt nie spodziewał się, że powrót nastąpi tak szybko. Nie sądzono również, że klubem, w którym obejmie stery będzie AS Roma. Tą przecież od kilku dni podejrzewano o coraz intensywniejszy romans z Maurizio Sarrim.
Roma e bella. Takim frazesem można podsumować dążenia władz Giallorossich w zatrudnianiu dotychczasowych szkoleniowców. W ten wpisywał się również wspomniany Sarri. Począwszy od hiszpańskiego eksperymentu z Luisem Enrique w Rzymie, pracowało sześciu trenerów preferujących przyjemną dla oka oraz nowoczesną grę. Zdenek Zeman, Rudi Garcia, Luciano Spalletti, Eusebio Di Francesco, czy pożegnany ostatnio Paulo Fonseca mieli jasno określony styl. Ich Roma starała się grać kombinacyjnie. Jose Mourinho jest jednak typem, który nie wpisuje się w ten profil. Każdy wie, z jakiej gry słyną zespoły prowadzone przez Portugalczyka. To pragmatyk, który nie narzuca swojej gry rywalom, lecz dostosowuje ją pod nich.
Trenerska druga liga
Przez ponad dekadę zatrudnianie Mourinho było gwarantem sukcesu. Ostatnie lata to jednak w wykonaniu Portugalczyka wielkie pasmo niepowodzeń. To sprawiło, że spadł do trenerskiej drugiej ligi. Niegdyś otrzymywał pracę w topowych zespołach. Nawet Manchester United można zaliczyć do tego grona, choć obejmował go w kryzysie i po latach posuchy. Tottenham takim zespołem już jednak nie był. Można powiedzieć, że to angielski odpowiednik AS Romy, czyli klub z dużymi aspiracjami, ale nie potrafiący tego udokumentować trofeami.
Tottenham i AS Roma to drużyny wiecznie niepotrafiące spełnić – być może zbyt wygórowanych – oczekiwań. Również na Tottenham Hotspur Stadium witano Portugalczyka z wielką pompą. – Jose to jeden z najbardziej utytułowanych trenerów. Wierzymy, że wniesie do szatni nową energię i wiarę – mówił kilkanaście miesięcy temu Daniel Levy. Prawda, że obecnie widzimy podobną narrację w Italii?
Mourinho potrafił świetnie docierać do swoich zawodników, prowadząc psychologiczne gierki zarówno w zaciszu klubowych gabinetów, jak i również podczas konferencji prasowych. Z czasem przestało to jednak być jego atutem. Wraz z nową, młodszą generacją piłkarzy Portugalczyk coraz bardziej zatracał swój atut, a świadczą o tym konflikty podczas drugiej kadencji w Chelsea, w United z Paulem Pogbą czy w Tottenhamie z Delle Allim. Z biegiem czasu 58-latek coraz mocniej upodabnia się do tego, z którego najczęściej szydził – Claudio Ranieriego. Tak, tego samego Ranieriego, którego zastępował w Chelsea, a następnie gnębił, prowadząc Inter Mediolan. Szydził nie tylko z Włocha, który wówczas prowadził… AS Romę, ale również z samego klubu. Gablota z trofeami u Mourinho jest pełna, a u Ranieriego była wówczas pusta. Portugalczyka nigdy nikt nie odważy nazwać się wiecznym przegranym, tak jak on robił to z leciwym Włochem.
Mourinho nie poradził sobie w Tottenhamie, gdzie miał na czym budować. Skład angielskiego giganta jest o wiele mocniejszy od tego w Rzymie. W Romie nie ma zawodników pokroju Harry’ego Kane’a, czy Heung Min Sona. Jest za to wielu zawodników do ukształtowania. Czy Portugalczyk to dobry do tego trener? Przez półtora roku swojej pracy w północnym Londynie żaden z jego zawodników nie wskoczył na wyższy poziom. To samo działo się w Manchesterze United. AS Roma – pomimo wielu doświadczonych zawodników kadrze – to klub stawiający na zawodników na dorobku, by później sprzedać ich z zyskiem. To środowisko, w którym Portugalczyk nie pracował od wielu lat.
Nie tylko korzyść dla Romy
Zatrudnienie Mourinho to mimo wszystko majstersztyk w wykonaniu amerykańskich właścicieli Giallorossich. Marketingowo pozwoli to Romie na otworzenie kolejnych biznesowych drzwi. Po latach niepowodzeń sportowych oraz instytucjonalnych da to drużynie ze stolicy Włoch mocny impuls. Świadczą o tym również rynki giełdowe, na których akcje klubu poszybowały w górę. To pokazuje, że dla rodziny Friedkin klub to nie tylko projekt sportowy, ale też biznesowy. Roma ma działać na modłę amerykańskiego systemu, w którym klub postrzegany jest jako organizacja. Mourinho to człowiek, który zwiększy światowe zainteresowanie AS Romą. Jego wypowiedzi będą pokazywane przez wszystkie media na świecie.
Portugalczyk po raz kolejny traktuje Półwysep Apeniński jako trenerski czyściec, który ma pomóc mu się odbudować. W Rzymie Mourinho będzie starał się udowodnić, że nie jest jeszcze na etapie odcinania kuponów od dawnej sławy. Po pasmach niepowodzeń to dla niego ostatni moment na odbudowanie kariery dla 58-latka. Kto wie, może Serie A to właśnie miejsce, którego The Special One potrzebuje? Wydawać się może, że to jedyne miejsce, w którym magia Portugalczyka może jeszcze zadziałać.
Skorzysta na takim stanie rzeczy Serie A. Światowe zainteresowanie nią również wzrośnie. Przytaczane będą sukcesy Portugalczyka sprzed ponad dekady, gdy do potrójnej korony prowadził Inter. Sam zainteresowany również będzie czuł się jak ryba w wodzie. W Anglii jest już spalony, a w Italii jego magia znów będzie działać. Mourinho to ostatni zagraniczny trener, który triumfował w Serie A. Ba, to ostatni szkoleniowiec, który doprowadził włoski klub do triumfu w Lidze Mistrzów. To z pewnością będzie napędzało go do wbijania szpilek włoskim szkoleniowcom. Z Portugalczykiem w Rzymie na pewno będzie ciekawie. Marketingowo skorzystają wszyscy, ale czy sportowo, to może okazać się bardzo szybko.
Damian Głodzik
Skomentuj