Hiszpanie po raz drugi w ciągu ostatnich kilku tygodni znaleźli się w strefie medalowej międzynarodowej imprezy piłkarskiej. Choć piłka nożna na Igrzyskach Olimpijskich nie cieszy się dużym zainteresowaniem, a prestiż tej imprezy ciężko porównać do Mistrzostw Europy czy Świata, mimo wszystko stwarza możliwość zapisania się na kartach futbolowej historii.
Reprezentacja Hiszpanii prowadzona przez Luisa de la Fuente jest do pewnego stopnia kalką kadry prowadzonej przez Luisa Enrique podczas ostatniego EURO. Unai Simon, Eric Garcia, Pau Torres, Pedri, Dani Olmo i Mikel Oyarzabal jeszcze kilka tygodni temu grali o finał Mistrzostw Europy, a już dziś stawią czoła olimpijskiej reprezentacji Brazylii, w meczu kończącym turniej na IO.
Jak można się było domyślić, kadra de la Fuente nie zachwyca, lecz stawia siermiężnie kroki w drodze po złoto. Nie trudno zauważyć, że jest to kadra piłkarzy zmęczonych jeszcze poprzednim sezonem, którzy swoją drogą temat obciążenia liczbą rozegranych spotkań zrzucają na drugi plan. De la Fuente stara się w miarę możliwości rotować składem, by każdy z zawodników czuł się ważny dla zespołu, utrzymał formę i był gotowy w momencie, w którym jest potrzebny zespołowi. Selekcjoner Hiszpanów skorzystał z usług 21 piłkarzy z 23, których zabrał na turniej. Nie zagrali tylko rezerwowi bramkarze Ivan Villar i Alvaro Fernandez.
Zwłaszcza w fazie grupowej Hiszpanie nie rozpieszczali swoich kibiców. Do tego na starcie doszedł problem w postaci urazu Daniego Ceballosa, który miał być liderem zespołu, jednak już w pierwszym meczu został ostro potraktowany przez Egipcjanina. Uraz wykluczył Ceballosa z gry w kolejnych spotkaniach.
Hiszpanie grali dość wolno i nieskutecznie. Nie dziwi, więc, że pojawiały się zarzuty w kierunku reprezentacji Luisa de La Fuente, że jego piłkarze, choć tradycyjnie przeważają pod względem utrzymania się przy piłce, to brakuje im konkretów. W fazie grupowej oddali 45 strzałów, 16 celnych, ale zdobyli tylko 2 bramki. Selekcjoner La Rojita uspokajał, że bramki są kwestią czasu i nie ma powodów do obaw. Poniekąd okazało się, że miał rację, ale w tym wydatnie pomogli rywale.
Spotkania grupowe:
Hiszpania 0:0 Egipt,
Hiszpania 1:0 Australia,
Hiszpania 1:1 Argentyna.
W 1/4 Hiszpanie trafili na reprezentację WKS. Mecz zakończył się wynikiem 5:2, lecz potrzebna była dogrywka. Rezultat może wprowadzać w błąd osobę, która nie miała możliwości śledzenia tego spotkania. W 10. minucie dośrodkowanie z rzutu rożnego wykorzystał Eric Bailly. W 30. minucie Dani Olmo otrzymał prezent w postaci błędu w komunikacji pomiędzy obrońcą WKS a bramkarzem i było 1:1. Wynik ten utrzymywał się bardzo długo. W 91. minucie Eric Garcia stracił piłkę przy próbie wyprowadzenia piłki, po czym drużyna z Afryki wyszła na prowadzenia, a sytuacja Hiszpanów wydawała się beznadziejna. Po wznowieniu Hiszpanie zdecydowali się na rozpaczliwe dośrodkowanie, które obnażyło pod każdym względem obrońców z Afryki. Komiczna próba zażegnania niebezpieczeństwa pod własną bramką weszła wówczas na nowy poziom. Sceny rodem z Bennego Hilla wykorzystał Rafa Mir, doprowadzając do dogrywki. W dogrywce Hiszpanie zrobili swoje. Rafa Mir skompletował hat-tricka, a drugie trafienie na tym turnieju zanotował Mikel Oyarzabal.
Po meczu De La Fuente zapewniał, że był spokojni o wynik. W podobnym tonie wypowiedział się Marco Asensio. Muszą mieć nerwy ze stali… W kolejnej rundzie na Hiszpanów czekała reprezentacja Japonii, z którą mierzyli się w ramach przygotowań do turnieju. Wówczas padł remis 1:1. Po meczu z WKS zasadne wydawało się pytanie, czy doskonałym występem Rafa Mir wkupił się w łaski selekcjonera i otrzyma szanse gry od pierwszej minuty przeciwko Japonii. W 3 z 4 pierwszych rozegranych meczów Hiszpanie wychodzili trójzębem Asensio-Oyarzabal-Olmo (w meczu z Australią zagrał Puado zamiast Asensio, ale nie przekonał. Pod koniec meczu na boisku pojawił się Asensio, który zaliczył asystę przy jedynej bramce w tym spotkaniu).
Hiszpanie po raz kolejny nie zachwycili. Ostatecznie z przodu zagrało trio Olmo-Oyarzabal-Mir, lecz zabrakło im konkretów. Znów potrzebna była dogrywka. Gdyby nie przebłysk geniuszu Marco Asensio, byłyby karne. Po meczu z Japonią Marco Asensio zwrócił uwagę na to, że jeżeli pojawia się jakieś zmęczenie, to głównie kwestami logistycznymi, koniecznością lotów, podróży autokarami. Teraz zmęczenie schodzi na drugi plan. Wygrana z Japonią zapewniła Hiszpanom czwarty medal olimpijski w piłce nożnej. W finale IO 2000 wypuścili dwubramkowe prowadzenie, a w karnych górą był Kamerun. Srebro zdobyli również w 1920 w Antwerpii. Złoto w 1992 w Barcelonie.
W finale na Hiszpanów czeka reprezentacja Brazylii, która nie bez kłopotów pokonała Meksyk.
Droga Brazylii do finału:
Brazylia 4:2 Niemcy,
Brazylia 0:0 WKS,
Brazylia 3:1 Arabia Saudyjska,
Brazylia 0:0 (w karnych 4:1).
Jak będzie wyglądał finał w wykonaniu Hiszpanów? Raczej nie należy się nastawiać na spektakl, chyba że swoje trzy grosze dołożą Canarinhos. Hiszpanom bardzo zależy na złocie, lecz nie prezentują się najlepiej. Kluczową kwestią może okazać się podejście selekcjonera. Od początku turnieju stawiał pytania, po co za cel obierać zdobycie medalu, jak można zawalczyć o złoto? Zawodnicy mają do niego pełne zaufanie. Choć sprawia wrażenie człowieka, który lubi rygor, to potrafi zadbać o zawodników i wkupić się w ich łaski. Jest człowiekiem ambitnym i konsekwentnym. Pod tym względem przypomina Luisa Enrique, który już zapowiedział, że jeśli La Rojita zdobędzie złoto, to na kolejne zgrupowanie zabierze swój złoty medal z 1992 roku, by móc go porównać, jednak czy będzie miał ku temu okazję?
PAWEŁ OŻÓG
Skomentuj