Gdyby dziś zapytał mnie ktoś, jakiego klubu kibicem nie jest łatwo być, to bez wahania wskazałbym Arsenal. W pamięci kibiców The Gunners oczy zapalają się jak reflektory na wspomnienie zespołu z sezonu 2003/04, gdy zespół prowadzony wówczas przez Arsene’a Wengera przeszedł suchą stopą jak burza, nie zaznając goryczy porażki, świętując mistrzowski laur. „The Invincibles”, czyli niepokonani byli jedną z najlepszych kapel w historii angielskiej piłki. Mając w kadrze takich wirtuozów, jak Patrick Vieira, Dennis Bergkamp, Thierry Henry czy Robert Pires i Gilberto Silva, stali się legendarnymi jeszcze za życia.
Konia z rzędem temu, kto spodziewał się, że za kilkanaście lat Arsenal będzie kompletnym średniakiem Premier League. Bo, choć klub pod względem jego wielkości można bez wątpienia uznawać za jeden z grupy „Big Six”, to pod względem sportowym wcale już takiej pewności nie ma. Trudno dziś jednocześnie wskazać przyczynę tego stanu rzeczy. Wspomniany Arsene Wenger, który prowadził Kanonierów z północnego Londynu nieprzerwanie przez dwadzieścia dwa lata zawsze słynął z zaciskania pasa i nigdy nie należał do rozrzutnych menadżerów. W momencie, gdy ci najwięksi finalizowali potężne transkacje, Arsenal starał się wydawać jak najmniej, nie chcąc tracić jednak na swojej wielkości. Dodatkowym balastem księgowych było także spłacanie ogromnego kredytu zaciągniętego na budowę The Emirates Stadium. U schyłku ery Wengera często żartowano, że liczba cztery to zawsze Arsenal, bowiem zespół często właśnie na tej pozycji finiszował w końcowej tabeli Premier League. Dziś o czymś takim można jedynie pomarzyć i brzmi to jak życzeniowa mrzonka. Dziś menedżerem jest – ciągle jeszcze- Mikel Arteta. Były piłkarz Arsenalu, który pierwsze szkoleniowe szlify zbierał u boku Josepa Guradioli, będąc jego asystentem w Manchesterze City. Kreowany na następcę wielkiego Gurdioli, Arteta już w sumie chwilę po starcie trenerskiej kariery wszedł zatem w ciężkie buty. Podejmując się pracy w Arsenalu, mając jednak do dyspozycji ograniczoną jakość zespołu jak na walkę o najwyższe cele miał świadomość, że pomimo powyższego i tak oczekiwania na The Emirates są ogromne. Mam wrażenie, że zdobycie Pucharu Anglii oraz Tarczy Wspólnoty to ogromny sukces ekipy Artety i jest to jednak sufit, którego przeskoczyć się nie da. Zresztą wystarczy spojrzeć dziś na tabelę. Arsenal przegrał oba mecze nowego sezonu, a dziś mierzy siły na wyjeździe z Manchesterem City. Naprawdę trudno oczekiwać, że na Ethihad Stadium Kanonierzy zdobędą jakieś punkty, a przecież margines błędu już na starcie został ograniczony do absolutnego minimum. Arsenal mimo tego, że wydał najwięcej w letnim okienku transferowym z całej stawki Premier League, był w meczu z Chelsea tłem dla świetnie prosperującej machiny Thomasa Tuchela. Arsenal gra słabo i zawodzi. Mam nieodparte wrażenie, że dziś Mikel Arteta zupełnie nie ma pomysłu na „The Gunners”. Nie wygląda też na człowieka, który wyciągnie ich z głębokiego marazmu. Nie wejdzie z zespołem na wyższy poziom, nie zaprowadzi go tam, gdzie wspominana wyżej „czwórka” była obiektem żartu, a dziś kibice daliby się za nią pokroić. Arteta to z całym szacunkiem nie ten rozmiar kapelusza. W minionym sezonie Chelsea była w podobnej sytuacji. Wówczas „The Blues” pod wodzą Franka Lamparda, więc kolejnego z młodych, zdolnych szkoleniowców na Wyspach, zwolniono, powierzając stery na Stamforde Bridge, Tuchelowi. Dziś właściciel Arsenalu Stan Kroenke, który jest z pewnością współwinny aktualnej kondycji finansowej, ma do wzięcia gościa, który mógłby posprzątać ten bajzel. Tym kimś jest bez wątpienia Antonio Conte. Włoch w ostatnim sezonie świętował zdobycie mistrzostwa Włoch z Interem, jeszcze przecież nie tak dawno zawieszał na szyi złoty medal za mistrzostwo wygrane z Chelsea. Dziś wydaje się, że moment na powierzenie sterów Conte jest idealny. Za chwilę przerwa na reprezentację, a wtedy zawsze ma się trochę więcej czasu na popracowanie z zespołem. Moim zdaniem, Arsenal pod wodzą Conte byłby zdecydowanie lepszy i konkretniejszy.
Bartłomiej Jędrzejczak
*zdjęcie ilustrujące niniejszy tekst zostało użyte w tekście: https://zzapolowy.com/napieta-atmosfera-w-arsenalu-mikel-arteta-stracil-szatnie/
Skomentuj