Polska – Albania. Liczą się punkty, ale Sousa miał dać coś więcej

Na mecz reprezentacji Polski z Albanią czekaliśmy z nadzieją, że zobaczymy postęp w grze drużyny prowadzonej przez Paulo Sousę. Gdy popatrzymy na wynik, to uznamy, że jak najbardziej on nastąpił. W końcu Biało-czerwoni odnieśli drugie zwycięstwo pod wodzą portugalskiego szkoleniowca, a i rywal był przecież mocniejszy niż Andora. Strzeliliśmy aż cztery bramki, co ostatnio zdarzyło nam się w czerwcu 2019 roku. Wynik jednak zupełnie nie odzwierciedla tego, co widzieliśmy na boisku.

Po raz kolejny nie było widać drużyny. Oczywiście w grze reprezentacji Polski, bo Albania jak najbardziej nią była. U naszych rywali widać było determinację, chęć pomocy jeden drugiemu. To automatycznie przekładało się na ich sposób rozgrywania piłki, w którym często dominował spokój oraz – jak zwykle – lepsze wyszkolenie techniczne. Nie przez przypadek bardzo często zostawaliśmy zepchnięci do własnego pola karnego, gdzie Albańczycy potrafili sobie stworzyć dogodne sytuacje do strzału. Tych było aż dwanaście, z czego cztery celne.

– Nie mogę narzekać na naszą grę. Momentami wyglądała lepiej niż Polaków, ale gdy staraliśmy się doprowadzić do remisu, Polska to wykorzystała – mówił na pomeczowej konferencji prasowej Edoardo Reja. Ta gra lepiej wyglądała długimi momentami, a nie tak powinno być. Przecież to Polska dwa miesiące temu spędziła ze sobą długie tygodnie na zgrupowaniu i na mistrzostwach Europy. To Biało-czerwoni mieli czas na zgranie się.

Martwi przede wszystkim fakt, że porównując z Euro drużyna Paulo Sousy wykonała krok wstecz. Owszem, szczęście Portugalczykowi nie dopisuje, ponieważ ani razu nie miał komfortu pracy z w pełni wyselekcjonowaną przez siebie kadrą. Przeszkadzają w tym liczne w ostatnich miesiącach kontuzje oraz koronawirus. Nie można jednak demonizować faktu, że dosyć pokaźna liczba zawodników wypadła przed obecnym zgrupowaniem. Wczoraj na boisko wybiegł tylko jeden gracz, którego nie było na Euro – licząc również tych, którzy weszli z ławki rezerwowych. Był to debiutant Adam Buksa, który strzelił bardzo ważnego gola tuż przed przerwą na 2:1. Poza tym byli to piłkarze, na których Sousa regularnie stawia.

To nie przez kontuzje mamy braki na lewej stronie obrony, gdzie w zasadzie współpraca Kamila Jóźwiaka z Bartoszem Bereszyńskim, czy później z Pawłem Dawidowiczem pozostawia wiele do życzenia. W kolejnym meczu największe zagrożenie było tworzone właśnie tą stroną. To nie przez kontuzje po raz kolejny zawodzi para stoperów. To nie przez kontuzje tej drużynie po raz wtóry nic nie daje Maciej Rybus. Wreszcie doszliśmy do drugiej linii, gdzie notorycznie zawodzi jej lider w postaci Grzegorza Krychowiaka. Niepewności, którą wprowadza w grę biało-czerwonych oraz ciągłego spowalniania akcji nie przykryje nawet strzelony przez niego gol. Od takiego zawodnika trzeba wymagać większej odpowiedzialności – zarówno za piłkę, jak i poprzez asekurację kolegów.

Nie zawiódł natomiast Robert Lewandowski. – Lewy robi różnicę. Drużyna nie jest na tym samym poziomie. Staramy się ją niwelować. Przez to potrzebujemy od Roberta dużo więcej, niż on prezentuje w Bayernie – mówił po meczu Paulo Sousa. To by się zgadzało, bo kapitan znów wykazał się ogromną determinacją i świadomością, że jedynie on może tę drużynę poderwać do walki. Wczoraj zaprezentował nam cały swój piłkarski kunszt. Walczył – jak niemal zawsze – ale do tego potrafił pociągnąć za sobą zespół. Tego należy wymagać od lidera. Widać było, że czuje się za tę drużynę i wydarzenia na boisku odpowiedzialny. Wymowny jest obrazek, w którym w środku pola domaga się wyższego podejścia od Pawła Dawidowicza, by zagrać mu piłkę. Zawodnik Bayernu Monachium się tego jednak nie doczekał. Zamiast wdawać się w niepotrzebne dryblingi z poczucia odpowiedzialności za piłkę w strefie, w której się znalazł, pozwolił rywalowi się sfaulować. Zwycięstwo w tym zaskakująco trudnym meczu, to w wielkiej mierze jego zasługa.

Po meczu portugalski selekcjoner podkreślał również, że jest dumy z tego, co widzi ze strony swoich zawodników. Być może chodziło mu o fakt, że udało się taki wynik uzyskać pomimo warunków, które Albańczycy postawili na naszym terenie, bo sama gra pozostawiała wiele do życzenia. Dumny z tego, co pokazaliśmy wczoraj na PGE Narodowym, może być wychodzący z niego kibic – ten inaczej przeżywający to spotkanie przed telewizorem już nie – bo dostał to, po co przyszedł, czyli sporą dawkę emocji, gole oraz radość ze zwycięstwa. Liczą się oczywiście punkty, ale te również regularnie zdobywaliśmy za Jerzego Brzęczka. Sousa miał dać coś więcej – coś, na co wciąż czekamy.

Damian Głodzik

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Start a Blog at WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

%d blogerów lubi to: