Nie będę Was oszukiwał. To nie była najlepsza kolejka niemieckiej ekstraklasy. Ale mimo wszystko nie obyło się bez niespodzianek. Przemeblowania zarówno na górze, jak i na dole tabeli. Tak więc co konkretnie się działo? Szczegóły poniżej.
Wakacje zimowe najszybciej zaczęli w Monachium i Wolfsburgu. Te drużyny jako jedyne zagrały w piątek. Faworyta nie trzeba wymieniać, zwłaszcza że mecz był grany na Allianz Arena. Obraz spotkania w ciągu całego meczu się nie zmieniał: Bayern więcej przebywał przy piłce, a goście próbowali coś uszczknąć z kontrataków. Podopieczni Floriana Kohfeldta chcieli przetrwać bez straconego gola przez pierwszy kwadrans. I jak większość rzeczy w Wolfsburgu, tak i to im nie wyszło. Strzelał z dystansu w 7. minucie Leroy Sane, odbił to Koen Casteels, a dobił już do bramki Thomas Mueller. Wynik taki utrzymywał się do 57. minuty. Po prawej stronie boiska świetnie zagrali Serge Gnabry i Sane, ten drugi dośrodkował, Mueller jeszcze przedłużył do Dayota Upamecano i Francuz podwyższył na 2:0. Chwilę później Gnabry podał do Sane, a ten posłał lewą nogą tak piękną podkręconą piłkę do bramki, że Casteels nie miał tym razem szans. Przy golach Belg nie miał nic do powiedzenia, ale i tak gdyby nie on, to byłoby jeszcze wyżej niż 4:0. No właśnie, bo pod koniec spotkania trafił jeszcze Robert Lewandowski. 19. bramka w sezonie, 43. w tym roku w Bundeslidze. Tym samym pobił rekord Gerda Muellera w liczbie strzelonych goli w jednym roku w lidze. Maszyna jakich mało. Czwarte zwycięstwo z rzędu Bawarczyków, ale i czwarta ligowa porażka z rzędu Wilków. Mocno zraniony zespół w tym momencie. Przyda im się przerwa.
W sobotę o 15:30 niestety nie zobaczyliśmy za dużo bramek, ale emocji nie brakowało. Najpierw zajrzyjmy na Derby Ren-Men – Eintracht kontra Mainz. Jedna i druga drużyna może być mimo wszystko zadowolona z rundy jesiennej. Oliver Glasner po słabym początku w ostatnich tygodniach naprawdę się rozpędził. Natomiast ekipa Bo Svenssona imponowała swoim wysokim pressingiem i intensywnością na boisku. Widowisko jednak nie porwało. Orły kontrolowali to spotkanie od początku do prawie końca, a w grze klubu z Moguncji widzieliśmy tę starą szkołę – laga do przodu i może Karim Onisiwo czy Jonathan Burkardt coś zrobią. Jedyna bramka padła w pierwszej połowie. Zaczęło się od fantastycznego przechwytu Makoto Hasebe i poszła szybka kontra. Japończyk do Jespera Lindstroema, ten do Sebastiana Rode, który posłał fenomenalne podanie do Rafaela Borre. Kolumbijczyk wkręcił w ziemię Moussę Niakhate, pobiegł w pole karne razem z Lindstoemem przeciwko bramkarzowi. Borre podał do Duńczyka na pustą bramkę i było 1:0. Warty odnotowania jest również strzał w poprzeczkę Ajdina Hrusticia, który mało brakowało a przelobowałby Robina Zentnera. Dzięki wygranej Eintracht wskoczył do strefy pucharowej, co kilka tygodni temu wydawało się niemożliwe. Mainz za to jest zadowolone z miejsca w górnej połowie tabeli.
Po remisie z Augsburgiem RB Leipzig chciał na własnym terenie się zrehabilitować i już w sobotę zacząć atak na czołówkę. Rywal? Idealny do tego – przedostatnia Arminia. Faworyt był jeden, chociaż w Bielefeld widać było zwyżkę formy, dzięki czemu zbliżają się stopniowo do 15. miejsca, które daje utrzymanie. W pierwszej połowie jednak nie zobaczyliśmy Lipska miażdżącego przeciwnika na ich połowie. Żadnego pomysłu na przeforsowanie defensywy tak naprawdę gracze RB nie mieli. Do tego już w 7. minucie z boiska z kontuzją zszedł Emil Forsberg. Pod koniec tej odsłony spotkania piłka znalazła się w siatce, ale po pierwsze wpuścił to nie Stefanos Kapino tylko Peter Gulacsi, a po drugie autor tej bramki Masaya Okugawa był na spalonym. Po przerwie nie było już przeciwwskazań, by uznać gola dla gości. Patrick Wimmer uruchomił Floriana Kruegera, futbolówka do Austriaka wróciła, ale strzelił on prosto w bramkarza. Jednak dobitka Janni Serry dała już prowadzenie. Miejscowi nie mieli wyboru – musieli zaatakować. Zwłaszcza że czerwoną kartkę złapał Fabian Klos. I co, Lipszczanie wyrównali? Wręcz przeciwnie, stracili drugą bramkę! Strata Tylera Adamsa, Krueger do Okugawy i tym razem zmienił się wynik tego spotkania i zarazem został on już do końca meczu. Lipsk zalicza najgorszą rundę w historii występów na poziomie Bundesligi. Arminia natomiast nadal ma realne szanse na utrzymanie, co przy ich dobrej grze w ostatnich tygodniach powinno się stać faktem.
Krótka notatka odnośnie meczu w Fuerth. Greuther podejmował Augsburg i w zasadzie mógłbym napisać tyle o tym spotkaniu, gdyby nie jej końcówka, w której goście mogli odwrócić szalę na swoją korzyść. Dwie szanse niewykorzystane przez kolejno Sergio Cordovę i Noaha Sarensena Bazee. Ogólnie bliżej zwycięstwa drużyna Rafała Gikiewicza i Roberta Gumnego, którzy zagrali solidne zawody. Zwłaszcza prawy obrońca bardzo aktywny na swojej stronie zarówno w defensywie, jak i ofensywie. Jednak wszystko kończy się bezbramkowym remisem. Greuther z 5 punktami okupuje od prawie początku ostatnie miejsce w tabeli. Augsburg nie wygląda na zespół, który ze spokojem się utrzyma. Wiosna będzie kluczowa dla Markusa Weinzierla.
Jak już mówimy o beniaminkach, to czas przenieść się na Vonovia Ruhrstadion. Bardzo dobrze u siebie wygląda Bochum, a ich rywalom – Union – wyjazdy nie siedzą. Mimo tego to właśnie przyjezdni objęli prowadzenie. Sheraldo Becker na lewo do Bastiana Oczipki, ten dośrodkowuje do Grischy Proemela, który głową od razu zgrywa do Maxa Kruse. Niemiec kropnął z powietrza nie do obrony i było 0:1. Spotkanie nie stało na jakimś wysokim poziomie, ale kilka okazji miejscowi zdołali sobie stworzyć. Więcej się działo w drugiej połowie. Konstantinos Stafylidis spróbował z dystansu, ale obronił to Andreas Luthe. Niemiec również był górą w konfrontacji z Elvisem Rexhbecajem, a dobitka Milosa Pantovicia poszybowała nad poprzeczką. Serb nie miał szczęścia w tym meczu, gdyż pod koniec trafił w poprzeczkę. Wszystko się skończyło wynikiem 0:1 i Union mógł świętować drugą wyjazdową wygraną. Bochum przegrał u siebie też drugi raz. Nie ma co płakać, i tak to była dobra runda dla obu ekip. Union jest siódmy, Bochum – dwunaste.
Ciekawy mecz odbył się na PreZero Arena. Miejscowe Hoffenheim zagrało tam z Borussią Moenchengladbach. Obie drużyny były nastawione ofensywnie, więc okazji mieliśmy wystarczająco dużo. Aktywni byli przede wszystkim piłkarze gospodarzy: Pavel Kaderabek i Georginio Rutter. Również po lewej stronie szalał jak zawsze David Raum. Po drugiej stronie akcje marnował Lars Stindl i Breel Embolo. Szwajcar jednak po wielu próbach zdołał umieścić piłkę w siatce. Z rzutu rożnego dośrodkował Patrick Herrmann, futbolówkę niefortunnie przedłużył Munas Dabbur, a na pustaka trafił właśnie Embolo. Oznaczało to jeszcze większą przewagę podopiecznych Sebastiana Hoenessa. Do wspomnianej trójki, która nadal nacierała na bramkę gości, dołączył jeszcze Dennis Geiger i Stefan Posch. Zwłaszcza Austriak stwarzał zagrożenie pod bramką Yanna Sommera, który swoją postawą zasłużył na miano najlepszego bramkarza kolejki. Skapitulował tylko raz, w doliczonym czasie gry. Kevin Vogt dograł w pole karne na głowę Ihlasa Bebou, ten od razu do Kevina Akpogumy. Niemiec ostatecznie znalazł sposób na Sommera i tak się zakończył mecz. Spotkanie zapamiętamy głównie z niewykorzystanych sytuacji. W Sinsheim raczej zadowoleni – piąte miejsce i tyle samo punktów co czwarty Bayer. Ale nikt się nie spodziewał tak słabej rundy BMG. Zaledwie 19 punktów i dopiero 14. pozycja, dwa „oczka” przewagi nad strefą barażową. Tragedia, a mówi się o masowych odejściach z klubu.
Na koniec sobotnich emocji czekaliśmy w stolicy. Na Olympiastadion Hertha chciała wlać trochę optymizmu w serca fanów po bardzo słabej rundzie. Rywal do tego nie byle jaki – wicelider Borussia Dortmund. Goście nie mogli sobie pozwolić na zgubienie punktów. Oznaczałoby to bowiem stratę powyżej sześciu oczek do Bayernu, co może być nie do odrobienia wiosną. Ku mojemu zdziwieniu lepsze okazje stworzyli sobie miejscowi. Nawet przez chwilę prowadzili, ostatecznie nie uznano tego gola. Ishak Belfodil na spalonym. Prawidłowego gola za to strzelono po drugiej stronie boiska. Mahmoud Dahoud do Erlinga Brauta Haalanda, ten do Juliana Brandta. Niemiec lobem pokonał Alexandra Schwolowa. Czy to sprawiło, że BVB kontrolowało spotkanie? A gdzie tam! Po przerwie podopieczni Tayfuna Korkuta zdołali odwrócić wynik spotkania. Najpierw świetnie prostopadle podał Vladimir Darida, co skrzętnie wykorzystał Belfodil. Potem Myziane Maolida dograł do Marco Richtera, a pomocnik uderzył nie do obrony w stronę bramki strzeżonej przez Marwina Hitza. Jakby tego było mało, to błąd w rozegraniu popełnił Thomas Meunier, momentalnie Jurgen Ekkelenkamp w pole karne do Belfodila. Jego próbę Hitz obronił, ale dobitka Richtera zatrzepotała w siatce. Przyjezdni zdołali tylko zmniejszyć rozmiar porażki za sprawą Steffena Tiggesa, który wykorzystał dobre dośrodkowanie Raphaela Guerreiro. No i w Dortmundzie zimno, bo już -9. A Hertha po raz kolejny zaskoczyła skutecznością i w ogóle tworzeniem sobie okazji. Czy wiosna będzie ich? Zobaczymy.
To spotkanie było najważniejsze w tej kolejce. Tak się ułożyły wyniki w sobotę, że we Fryburgu Christian Streich i Gerardo Seoane grali o podium po półmetku zawodów. Zapowiadało się meczycho jakich mało. Najlepsza defensywa kontra druga najlepsza ofensywa – kto wyszedł z tego zwycięsko? Freiburg od razu chciał zaskoczyć Bayer, dlatego w pierwszych 3 minutach stworzyli sobie aż 2 okazje, ale albo nieczysto trafiono w piłkę, albo na posterunku był Lukas Hradecky. Ale nadszedł czas, by i Fin skapitulował. Sędzia bowiem podyktował rzut karny po zagraniu ręką Jeremiego Frimponga. Jedenastkę na gola panenką zamienił Vincenzo Grifo. Coś tam naciskali goście, ale nic z tego nie wynikało. Do czasu, kiedy w doliczonym czasie pierwszej połowy poszło dośrodkowanie z rzutu rożnego. Zamieszanie w polu karnym wykorzystał Jonathan Tah, który przewrotką podał do Charlesa Aranguiza, a Chilijczyk wyrównał stan rywalizacji. Po przerwie tempo opadło. Walka się toczyła głównie w środku pola. Streich miał na ławce tych, którzy – jak się później okaże – rozstrzygną mecz na jego korzyść. Z ławki wstali Kevin Schade, Ajdin Demirović i Maximilian Eggestein. Wreszcie nadeszła 84. minuta. Eggestein na prawo do Demirovicia, ten płasko w pole karne, gdzie wszystkich uprzedził młody Schade i ustalił wynik spotkania! A to oznaczało, że Freiburg kończy rok na trzecim miejscu z 29 punktami. Bayer ostatecznie jest punkt za nimi czwarty. Dla obu drużyn była to godna runda, pełna emocji i dobrej, czasami nawet spektakularnej gry.
Ostatni mecz w tym roku. Spotkanie, które miało pokazać, która drużyna będzie miała dobre humory przy wigilijnym stole. Za nami fantastyczna runda Steffena Baumgarta i okupiona kontuzjami Pellegrino Matarazzo. I to właśnie oni spotkali się na RheinEnergie Stadion, by zamknąć rundę jesienną Bundesligi. Stuttgart tak naprawdę niewiele zrobiło, by zdobyć, chociażby bramkę, a Koeln przeważało. Zachwycał swoim dryblingiem Florian Kainz. Jednak do przerwy bez bramek, mimo że piłka dwa razy była w siatce. Przy pierwszym Kainz wcześniej zagrał ręką, a później jeden z zawodników gospodarzy był na spalonym. W drugiej odsłonie nadal duża przewaga podopiecznych Baumgarta. Anthony Modeste nagminnie marnował coraz to lepsze okazje do strzelenia decydującej bramki, aż nadeszła 88. minuta. Benno Schmitz na prawą stronę do Kingsleya Schindlera, którego wrzutki w tym spotkaniu pozostawiały wiele do życzenia, ale tym razem dograł idealnie na głowę Modeste’a i wreszcie Francuz strzelił swoją jedenastą bramkę w sezonie. Forma życia napastnika, ale również ogólnie całego zespołu, który kończy rundę jesienną na ósmym miejscu. Rok temu taki wynik byłby nie do pomyślenia. Za to podopieczni Matarazzo w strefie barażowej. Szpital dał o sobie znać bardzo mocno. Wiosną powinno to wszystko wejść na właściwe tory.
I to był ostatni raz w tym roku, kiedy piszę podsumowanie. Wam wszystkim życzę Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku. Dziękuję Wam za zainteresowanie tą lekturą i do zobaczenia z takim formatem już w nowym, 2022 roku. Auf Wiedersehen!
Adrian Malanowski
Skomentuj