Na początku lat siedemdziesiątych XX wieku w hiszpańskim Lewancie przy okazji świąt spotkali się trzej bracia. Francisco, Fernando i Juan Roigowie. Rodzinna atmosfera, odrobina dobrego hiszpańskiego wina to wszystko sprzyjało, by popuścić wodzę fantazji. Wielkim marzeniem braci było zarządzać firmą zajmującą się produkcją płytek ceramicznych, a następnie zbudować wielki klub piłkarski w Villarrealu. Klub, który będzie w stanie rywalizować z najlepszymi w Europie, jak Manchester United, Arsenal czy Juventus… Tak zaczęła się jedna z romantyczniejszych historii piłkarskiego klubu z południowej Hiszpanii.
Futbol dzisiejszych czasów to wielki biznes, w którym obraca się kwotami z kosmosu. Pieniądz zachwiał pewną równowagę tego świata. Dzisiaj w piłce już mało jest tego romantyzmu, który pozwala zakochać się w niej od tej piękniejszej strony. Jednak prezydent Villarreal wyznaje zupełnie inną zasadę. Futbol to żaden interes, nie chodzi w nim o pieniądze, ale o uczucia. Od swoich piłkarzy wymaga profesjonalizmu oraz zaangażowania w życie społeczne miasteczka. Zawodnicy z El Madrigal są autorytetem dla najmłodszych w miasteczku. Gdy francuski pomocnik Robert Pires zakładał żółtą koszulkę drużyny z Lewantu, to swój czas wolny wypełniał jako nauczyciel języka francuskiego w pobliskich szkołach. Dodatkowo brał udział w wieczorkach literackich organizowanych przez Fernando Roiga. Kilka lat temu szeroki rozgłos zdobyła akcja pod szyldem „Zjednoczeni w nadziei”. 13-letni kibic Villarrealu, który walczył z rakiem został zaproszony na sparingowy mecz z Celitkiem. Chłopiec mógł dzielić wspólną szatnię wraz ze swymi idolami oraz wybiec na murawę stadionu w koszulce swego klubu. Pan Roig znany jest lokalnej społeczności jako człowiek mózg, a przede wszystkim serce Submarinos. W klubie panuje rodzinna atmosfera i każdy pracownik: piłkarz, trener, sprzątaczka mogą zwrócić się do swego przełożonego z problemem. Klimat wykreowany przez prezesa w klubie bez wątpienia pomaga każdemu w osiąganiu celów, ale też jest wielką przeszkodą. Najdobitniej porównał to Pepe Reina, gdy odchodził z Villarrealu do FC Liverpoolu w 2005 roku. „W Villarrealu była miła, rodzinna atmosfera. Takich relacji w szatni nie spotkałem już nigdy później. Dopiero w Liverpoolu dowiedziałem się, na czym polega profesjonalizm.” Czas pokazał, że słowa byłego bramkarza okazały się prorocze. Historia drużyny z miasteczka Villarreal to nie tylko piękna europejska przygoda, ale również epizod w Segunda Division.
89 minuta na El Madrigal…
Wpływ jego osobowości na klub podsumował także Manuel Pellegrini, który trenował Villarreal w latach 2004-2009. „Ten klub i ten zespół mają tylko jednego lidera. To prezydent Fernando Roig.” Chilijczyk w swoim CV ma wpisaną pracę w takich zespołach jak: Real Madryt, Manchester City, czy West Ham, ale sam stwierdził, że nigdy wcześniej ani później nie pracował w tak dobrze zarządzanym klubie. Najlepsza era klubu to właśnie okres gdy na ławce trenerskiej Villarreal zasiadał chilijski szkoleniowiec. Wprawdzie niczego nie wygrali, ale osiągnięte wówczas wyniki pozwoliły spełnić sen Roiga. Pierwszym rywalem Żółtej Łodzi Podwodnej w Champions League okazał się wymarzony Manchester United. Gdy latem 2004 roku Fernando Roig negocjował transfer Diego Forlana do Czerwonych Diabłów, zapytał o możliwość zagrania meczu towarzyskiego na El Madrigal w ramach rozliczeń transakcji. Propozycja ta została pogardliwie odrzucona przez rywala, lecz chichot losu sprawił, że kilkanaście miesięcy później Anglicy przybyli do tego miasteczka na mecz Ligi Mistrzów. Sezon 2005/06 w Lidze Mistrzów był spełnieniem marzeń prezydenta klubu, ale również jego piłkarzy. Javi Venta wspominał, że tamte rozgrywki były dla piłkarzy czymś w rodzaju tour po legendarnych stadionach Europy, które wcześniej kojarzyli z telewizji. Ten piłkarski tour był naprawdę okazały. Ekipa Pellegriniego zwiedziła Old Trafford, Estadio da Luz, Ibrox, San Siro i Highbury. Jednak dla Fernando Roiga prawdziwy sukces to awans do decydującej rozgrywki, a więc wielki finał na Saint-Denis. Ostatnią przeszkodą na drodze do osiągnięcia tego celu był londyński Arsenal. W Hiszpanii oczekiwania były wielkie, dodatkowo ze sporymi nadziejami podchodzono do dwumeczu ze względu na datę rozgrywania finału. 17 maja to dzień imienin św. Pascuala, patrona miasteczka Villarreal. Jednak do paryskiego finału awansowali Kanonierzy za sprawą gola Kolo Toure w meczu w Londynie. Submarinos w rewanżu byli bliscy doprowadzenia do dogrywki, lecz w 89 minucie serca kibiców Villarreal pękły na pół. Ich największa gwiazda, Juan Roman Riquelme zmarnował rzut karny.
Spełnienie marzeń
Piętnaście lat później historia oddała Villarreal to, co wtedy zabrało uderzenie Riquelme z jedenastego metra. Finał w europejskiego Pucharu. 26 maja 2021 roku Żółta Łódź Podwodna po raz pierwszy w historii awansowała do finału Ligi Europy. Co ciekawe znów na ich drodze o finał stanął Arsenal. Podopieczni Unai Emery’ego tym razem poradzili sobie bez większego problemu. Zapewne wpływ na wynik miała odprawa motywacyjna samego prezydenta klubu. Przed rewanżowym spotkaniem trener oddał głos w szatni Fernando Roigowi, który opowiedział o swojej ciężkiej pracy włożonej w budowę klubu oraz jak wielkie znaczenie dla niego i mieszkańców Villarreal ma finał. W Gdańsku rywalem Submarinos był inny angielski zespół, Manchester United. W regulaminowym czasie gry był bezbramkowy remis i o losach znów decydowały rzuty karne. Żaden z jedenastu piłkarzy Villarreal nie pomylił się i wielki sen prezydenta klubu stał się faktem. Miasteczko oszalało z radości, a Pan Roig po 24 latach oczekiwań spełnił swoje marzenie. Triumf swojego klubu w Europie, w dodatku ogrywając… Manchester United.
W obecnym sezonie piłkarze z Lewantu znów powrócili do Ligi Mistrzów, a ich przygoda wciąż trwa. Dodatkowo w meczu z Juventusem nie stoją na przegranej pozycji, a nawet gdyby ta przygoda miała zakończyć się na Allianz Stadium, to możemy być pewni jednego. Drużynę budowaną przez Roiga znów obejrzymy w Europie. Bo ich historia przypomina nurt płynącej rzeki, która wysycha, by następnie znów wrócić do swojego koryta.
Marcin Gala
Sprawdź też nasze inne rebelianckie:
Skomentuj