Od początku było wiadomo, że dla Greutheru to będzie masakrycznie trudny sezon. Tak jak w kampanii 2012/13 ten klub był głównym kandydatem do spadku i tak samo jak wtedy zakończył zmagania na ostatnim miejscu. Jednak oba pobyty w Bundeslidze były inne pod paroma względami. Dlaczego mimo tragicznej rundy jesiennej nie pobili niechlubnego rekordu Tasmanii Berlin w liczbie zdobytych punktów? Kto mimo spadku Koniczynek zostanie w Bundeslidze? Jaka zaskakująca pochwała pójdzie z ust kibica tego klubu i czy spodziewany jest ich szybki powrót do najwyższego szczebla rozgrywkowego? Czas na pierwszy zespół, który będziemy oceniali w naszym cyklu „Bundesliga do raportu” – SpVgg Fuerth. Zapraszamy!
MÓJ TYP NA TEN SEZON
Jeden z niewielu klubów, którego miejsce w tabeli zgadłem przed rozpoczęciem sezonu. To nie było trudne – ten zespół, zamiast się wzmocnić, to został rozsprzedany. Autor 15 asyst w 2. Bundeslidze David Raum odszedł do Hoffenheim, Anton Stach opuścił Fuerth na rzecz Mainz, Sebastian Ernst wyjechał do Hannoveru 96, Paul Jaeckel postanowił kontynuować karierę w Unionie Berlin. Defensywa musiała być budowana praktycznie od nowa. Lewą obronę miał zabezpieczyć Jetro Willems, w miejsce Stacha przyszedł Sebastian Griesbeck, a na stoperze miał czuwać Nick Viergever. Do klubu ściągnięto bardzo ciekawych zawodników, jak Jeremy Dudziak z Hamburgera SV, wypożyczono z Rangers FC Cedrica Ittena, którego fani Lecha powinni kojarzyć z występów w Lidze Europy, czy Jessica Ngankama z Herthy, ale Niemiec kameruńskiego pochodzenia zerwał więzadła krzyżowe jeszcze przed rozpoczęciem rozgrywek. Kadra zupełnie niedoświadczona w bojach bundesligowych – raptem kilku z nich miało przed tym sezonem ponad 50 występów (między innymi Branimir Hrgota czy Gideon Jung). Już od początku można było ich spisywać na straty. Ale się nie poddawali, walczyli zaciekle.
PRZEBIEG SEZONU
Na sam początek o swoich przedsezonowych wrażeniach opowie Sebastian Małysz, oddany kibic Koniczynek:
Dla mnie, kibica Spielvereinigung było to coś nowego. Zobaczyć takie zespoły jak Bayern, BVB, Leverkusen, Mönchengladbach na Sportpark Ronhof |Thomas Sommer. Jestem kibicem Fürth od 8 lat, więc sezon 2012/13, w którym graliśmy pierwszy raz w Bundeslidze, nie przeżyłem tak jak ten sezon.
Od pierwszego pobytu w najwyższej klasie rozgrywkowej minęło osiem lat, więc na pewno było to dla całej społeczności niesamowite przeżycie. Jak każdy klub w Bundeslidze SpVgg Fuerth zaczynał sezon od Pucharu Niemiec. W przypadku beniaminka również to był jednocześnie koniec przygody z tymi rozgrywkami, gdyż po rzutach karnych odpadli z czwartoligowym zespołem SV Babelsberg. Na to można przymknąć oko, ale to jak zostali zmiażdżeni przez Stuttgart 1:5, można już nazwać potężnym kubłem zimnej wody. Pierwszy punkt zdobyli w następnym meczu z Arminią, ale wynik 1:1 nie powinien być powodem do dumy. Przez ponad 20 minut bowiem grali w przewadze jednego zawodnika po czerwonej kartce dla Alessandro Schoepfa. Z następnej zdobyczy punktowej mogli się cieszyć… w 15. kolejce. Zgadza się, przyszedł czas na 12 porażek z rzędu! Nie będę przytaczał tutaj każdego spotkania z osobna, ale kilka wyników można przytoczyć: 1:2 z tragiczną Herthą, 1:3 z Bayernem po dobrej grze, 1:4 z Lipskiem, pomimo prowadzenia po pierwszej połowie, 1:2 z Frankfurtem, mimo tego, że strzelili w doliczonym czasie bramkę na 1:1, lecz poszli na hurra po wygraną i Rafael Borre za to ich skarcił. Sakramentalne lania 3:6 z Hoffenheim czy 1:7 z Bayerem, są dopełnieniem tego smutnego obrazu.
Oczywiście jako kibic SpVgg, nie można było przez pierwsze kolejki chodzić z podniesioną głową. Seria 12 porażek była straszna. Już myślałem, że będziemy pobijać wszystkie rekordy (te negatywne), jakie tylko można wymyślić.
Wspomina tamten moment sezonu Sebastian. Nadeszła 15. seria spotkań. Mecz u siebie z Unionem, który jak się okazało, przejdzie do historii. Po golu Haavarda Nielsena Koniczynki wygrywają 1:0 z jedną z rewelacji sezonu. Pierwsza wygrana na własnym stadionie w historii gier w Bundeslidze! Tak to wspomina mój gość:
Przyszedł mecz z Unionem. Pierwsza wygrana i przełamanie serii przegranych. Historia pisze się na moich oczach. Pierwsza wygrana domowa w Bundeslidze! Jednak przez Covid-19 nie można było wejść na stadion i z łezką w oku oglądałem wygraną na Ronhof.
Rok 2021 gracze Koniczynek ostatecznie kończyli z dorobkiem pięciu punktów. W ostatniej kolejce rundy jesiennej zdołali urwać bezbramkowy remis z Augsburgiem. Z lekkim optymizmem można było patrzeć na najbliższą przyszłość.
I faktycznie, po trzech meczach w rundzie rewanżowej piłkarze Greutheru podwoili liczbę punktów! Stało się to dzięki remisom 0:0 ze Stuttgartem i 2:2 z Arminią po naprawdę świetnym widowisku z obu stron i sensacyjnym zwycięstwie u siebie z FSV Mainz 2:1. Następnie przyszła niestety bolesna porażka z odmienionym po przyjściu Maxa Kruse Wolfsburgiem 1:4, by w kolejnym tygodniu znowu wygrać 2:1, tym razem z Herthą. Między 17. a 22. serią spotkań strata do przedostatniego miejsca zmniejszyła się z 11 do 5 punktów, a do miejsca barażowego z 12 do 9. Sebastian, jak na prawdziwego kibica przystało, nadal wierzył w utrzymanie:
Miałem oczywiście cichą nadzieję, że utrzymamy się w lidze. Od samego początku wszyscy nas skreślali i mówili, że spadniemy. Ale myślałem, że o ile awans był wielką niespodzianką, to i utrzymanie byłoby czymś niesamowitym.
Jednak zwycięstwo ze Starą Damą było ostatnim w tym sezonie Bundesligi, chociaż po pierwszej połowie meczu na Allianz Arena po rzucie wolnym Branimira Hrgoty i kuriozalnym zachowaniu Marcela Sabitzera beniaminek wygrywał z Bayernem! Mimo ostatecznej przegranej 1:4 Koniczynki zyskały mój ogromny szacunek. Niestety, następne 11 meczów było przepełnione remisami i porażkami, chociaż w tym czasie gracze ze Środkowej Frankonii urwali punkty klubom dużo lepszym: 1:1 z Koeln i Unionem, przez które pośrednio pozbawili najlepszej drużyny stolicy Niemiec udziału w LM, 0:0 z Freiburgiem, Eintrachtem i Hoffenheim. Mecz u siebie z Bayerem przegrany 1:4 przypieczętował spadek beniaminka. Ostatecznie SpVgg uzbierało w całym sezonie 18 punktów. O trzy mniej niż dziewięć lat wcześniej. Szkoda, bo w ciągu przebiegu całej kampanii, polubiłem ich, ale jakością wyraźnie odstawali od reszty. Zwłaszcza w rundzie jesiennej.
POCHWAŁY
Kiedy spytałem Sebastiana, za co można pochwalić klub, to pierwszy aspekt, który podał, to nie był żaden piłkarz ani trener, tylko… władze!
Pierwsze i najważniejsze co mi się podobało podczas sezonu – brak zwolnienia trenera! Każdy myślał, że zwolnią go, przyjdzie inny i będzie trzeba czekać na efekty. Oczywiście pełne zaufanie ze strony Rachida Azzouziego dla Leitla zaowocowało nadejściem wygranych i Fürth zaczął punktować. Zaufanie do szkoleniowca podczas sezonu, było ogromne.
I jakby się nad tym zastanowić, to argumentacja naszego eksperta wydaje się jak najbardziej logiczna! Cały czas Stefan Leitl mógł liczyć na zaufanie władz, mimo że punktów było jak na lekarstwo. Niemiecki szkoleniowiec miał komfort, nie musiał bać się co kolejkę o pracę. Wszyscy rozumieli, że potrzeba czasu, by ta kadra się zgrała. Wystarczyła jedna wygrana, by uwierzyli w siebie. To zachowanie pionu sportowego zupełnie różniło się od tego sprzed prawie dekady. W sezonie 2012/13 SpVgg Fuerth prowadziło trzech trenerów: do 22. serii spotkań drużynę prowadził Mike Bueskens (tak, ten sam, który teraz wprowadził Schalke do Bundesligi), potem na trzy mecze wszedł Ludwig Preis, a kończyć rozgrywki musiał… Frank Kramer, czyli główny architekt spadku Arminii w tym sezonie. A jak wyglądała gra Koniczynek podczas drugiego sezonu tego klubu w historii Bundesligi? O dziwo, nie było aż tak źle, co znów nadmienia Sebastian:
Gra zespołu na tle przeciwników z Bundesligi nie wyglądała źle. Mecze domowe wyglądały przyzwoicie i można powiedzieć, że przy lepszej zdobyczy punktowej na wyjazdach, moglibyśmy walczyć o miejsce barażowe, a może i o utrzymanie.
I tu kibicowi Koniczynek przyznam rację. Czasami dostawali rykoszetem za zbyt ofensywną grę, ale beniaminek, który chce być przy piłce i rozgrywać akcje od tyłu, to dość rzadki widok. A tak właśnie grał Greuther. Piłkarze tej drużyny swoim stylem naprawdę cieszyli oko, a pewne indywidualności wręcz trzeba pochwalić. Bo chociażby Jamie Leweling z 5 golami i 2 asystami wyglądał bardzo dobrze na scenie bundesligowej. Ciągłe dryblingi, kombinacyjne akcje z Hrgotą, dawanie impulsu drużynie – to się ceni. Wspomniany już Hrgota – szef, kapitan, główny wykonawca stałych fragmentów gry, który potrafił w trudnych chwilach wziąć odpowiedzialność za wynik na swoje barki, a na murawie był wszechobecny. Jessic Ngankam – szkoda, że doznał tej kontuzji, bo w końcówce rozgrywek wyglądał bardzo dobrze. Pochwalić należy także występy Timothy’ego Tillmana, Jeremiego Dudziaka i Paula Seguina, ale Sebastian Małysz ma swojego faworyta:
Dla mnie cichym bohaterem tego sezonu jest Sebastian Griesbeck. Zawodnik środka pola, który zostaje przesunięty na nową pozycję i staje się środkowym obrońcą. Oczywiście początkowo popełniał błędy, jak zresztą cały zespół. Ale z czasem popełniał ich coraz mniej i był ważnym punktem drużyny.
Na myśl od razu nasuwa się mecz z Bayernem, gdzie Griesbeck rządził w polu karnym w pierwszej odsłonie. Druga trochę gorsza, ale były także momenty, kiedy hamował zapędy ofensywy Bawarczyków. Jak na ostatnią drużynę Bundesligi, dużo plusów się tutaj znalazło.
KULE U NOGI
Jeśli zajmujesz ostatnie miejsce w tabeli, to wiadomo, że po niektórych piłkarzach trzeba się przejechać, co oczywiście Sebastian również uczynił:
Cały czas powtarzające się błędy zarówno indywidualne jak i całej drużyny. Co od początku sezonu wyprawiali Marius Funk i Sascha Burchert w bramce to jakiś horror. Idąc na mecz zastanawiałeś się: Co tym razem zrobią i ile wpakują bramek przeciwnicy? Poza bramkarzami można również „wyróżnić” obrońców. Na tej pozycji zawodził regularnie Maximilian Bauer, który wydawał mi się solidnym obrońcą, jak na 2. Bundesligę.
Zacznijmy od bramkarzy, bo kilkanaście bramek można zapisać na ich konto. Zarówno Sascha Burchert, jak i później Marius Funk, nie potrafili grać nogami. Ich wybicia albo lądowały na aucie, albo pod nogami przeciwników, a oni mogli bez problemów wpakować piłkę do pustej bramki. Stefan Leitl mógł wielokrotnie cytować śp. Janusza Wójcika: „Nie mam bramkarza, gramy bez bramkarza”. Na szczęście zimą przyszedł Andreas Linde i sytuacja się ustabilizowała. Co do Maximiliana Bauera – miałem go za ogromny talent i nadal ten piłkarz może rozwinąć skrzydła, ale ten sezon totalnie mu nie wyszedł. Wiecznie nie nadążał, spóźniony w kryciu i ustawianiu się względem przeciwnika… Taka postawa wołała czasami o pomstę do nieba. W jakim jeszcze elemencie zawiedli obrońcy?
Stałe fragmenty i piłki dośrodkowane w pole karne z bocznych sektorów. Straciliśmy przez to mnóstwo bramek w pierwszej części sezonu. Z czasem oczywiście to nie wyglądało tak źle, ale i tak gubiliśmy krycie we własnym polu karnym.
No, miejscami można było się solidnie pośmiać z zachowania obrony Greutheru we własnej szesnastce. Jeżeli do tego dodamy niepewnego podczas dośrodkowań bramkarza, to wyłania nam się obraz nędzy i rozpaczy, jaki mogliśmy zaobserwować w strefie defensywnej Koniczynek… Muszę jeszcze wymienić najbardziej irytującego zawodnika w tym zespole – Dicksona Abiamę. Zupełne przeciwieństwo Lewelinga, czyli nic mu się nie udawało, a jak już wychodził sam na sam, to strzelał 10 metrów obok słupka. Oj, co się uśmiałem, to moje.
CO DALEJ?
Jak widzi przyszły sezon w wykonaniu ukochanej drużyny Sebastian?
Sezon 2022/23 będzie sezonem przejściowym. Utrzymanie się w lidze, jak i zajęcie jak najlepszego miejsca na jego koniec będzie moim zdaniem aktualnym celem klubu. Moje oczekiwania na nadchodzący sezon się nie zmienia od 8 lat. Chcę widzieć drużynę z charakterem, drużynę zorganizowaną i z planem na mecz. O powrocie do Bundesligi nie myślę, ale też nie chciałbym cały sezon obgryzać paznokci z nerwów przy walce o utrzymanie.
Tak jak się spodziewałem – nie ma ciśnienia na jak najszybszy powrót na najwyższy szczebel rozgrywkowy. Zresztą nie ma na to ani pieniędzy, ani nawet potencjału ludzkiego, o czym dalej mówi Sebastian:
Odejście Lewelinga, Viergevera, Nielsena czy Seguina stanowczo pokazuje, że trzeba przebudować drużynę. Nie wiadomo do końca co z przyszłością naszego kapitana Branimira Hrgoty i Jetro Willemsa którzy mogą opuścić drużynę tego lata.
Leweling i Seguin już się szykują na batalie na trzech frontach, gdyż ostatecznie wylądowali w Unionie Berlin. Viergever wrócił do Holandii, a Nielsen powalczy o awans w barwach Hannoveru 96. Warto również nadmienić koniec kontraktu Bauera i jego transfer do Augsburga. Do tego ogromne zamieszanie z Ngankamem, o którym przeczytacie w tekście dotyczącym Herthy. Obu impostorów – bramkarzy Funka i Burcherta – również nie ma w klubie. Za to bardzo ciekawe nazwiska przyszły do Koniczynek:
Transfery zrobione przez Rachida Azzouzi przed sezonem pokazują ścieżkę która dalej idziemy. Zdolni, młodzi piłkarze z potencjałem chcą grać w Fürth: Sieb (19 lat), Littbarski (19), Raebiger (17), Ache (23) – wypożyczenie. Każdy z nich widzi możliwość gry w drużynie. Oczywiście nie można zapomnieć o doświadczonym zawodniku, jakim jest Haddadi , który ma grać na środku obrony. Dyrektor sportowy Azzouzi chce ściągnąć przed rozpoczęciem sezonu jeszcze jednego środkowego obrońcę i napastnika. Na tych pozycjach widoczne są deficyty.
Armindo Sieba wzięto z rezerw Bayernu, Luciena Littbarskiego – z młodzieżówki Wolfsburga, Sidneya Raebigera – z RB Leipzig, a Ragnara Ache wypożyczono z Eintrachtu. Podoba mi się kierunek, w którym idzie SpVgg Fuerth. Wszystkie ruchy są jak najbardziej przemyślane, przekalkulowane. Dyrektor dba o balans między młodzieżą a doświadczonymi zawodnikami, czego nie można powiedzieć o człowieku pełniącym podobną funkcję w pewnym klubie ze Szwabii… Ale o nim już niebawem będzie na stronie. Największym wyzwaniem dla Azzouziego było jednak znalezienie trenera. Stefan Leitl bowiem zmienił otoczenie i nadal będzie trenował Nielsena, tym razem w Hannoverze 96. A co można powiedzieć o nowym szkoleniowcu drużyny z Bawarii, czyli Marcu Schneiderze?
Marc Schneider preferuje ofensywną grę, co było widać w meczach kontrolnych jakie rozegrał do tej pory Spielvereinigung. Oczywiście jak drużyna gra do przodu, trzeba pamiętać o tyłach i umiejętnie bronić się przed stratą bramki. Z tym jest jeszcze problem, ale kwestia czasu i na pewno zobaczymy poprawę w zespole.
Niemieckie kluby coraz chętniej spoglądają na rynek szwajcarski. Tak jest właśnie w tym przypadku. 41-letni szkleniowiec swoje umiejętności trenerskie szlifował w FC Thun, gdzie był między innymi asystentem samego Ursa Fischera, obecnego trenera Unionu. Potem samodzielnie trenował ten klub przez prawie trzy lata, a ostatnio zaliczył krótki epizod w 2. lidze belgijskiej w barwach Waasland-Beveren. Czy coś zdziała w Fuerth? Na pewno będę obserwował jego poczynania na zapleczu. Na koniec piękne słowa od kibica Koniczynek:
Nowy sezon dla Fürth to tak naprawdę jedna wielka niewiadoma. Czy mam się obawiać? Nie wiem. Czy mogę się nie martwić? Nie wiem. Wiem jedno! I tak będę chodził na stadion i kibicował Spielvereinigung!
Życzę sobie i Wam, byście mieli tyle zapału w kibicowaniu swojej ukochanej drużynie co Sebastian Małysz. Bo kibicem się jest, a nie bywa.
fot. Wikipedia
Jeszcze raz zachęcamy do śledzenia konta Sebastiana na Twitterze —> Sebastian Małysz
Skomentuj