Bundesliga do raportu: SC Freiburg – Budowania pomnika przez Streicha ciąg dalszy

Którego piłkarza jestem wielkim fanem, a Wojciech niekoniecznie? Co było kluczem do rozgromienia Gladbach? Jaki transfer wręcz spowodował ekstazę wśród kibiców i czy kadra jest gotowa na zmagania na trzech frontach? Czas na największą niespodziankę sezonu, czyli podsumowanie poprzedniej kampanii w wykonaniu Freiburga!

Nasz dzisiejszy ekspert – Wojciech Janiuk – nieświadomie napisał mi wstęp.

“Słodko-gorzki sezon”, “Frajerzy”, “przegrywy “. Takie oponie dominowały wśród osób, które są postronne jeśli chodzi o SC Freiburg. Ten sezon jest właśnie słodko-gorzki, osiągnęliśmy miejsce w lidze i fazę Pucharu Niemiec, o jakiej mogliśmy marzyć w lipcu 2021. Pozostaje lekki niedosyt. Zdaje sobie doskonale sprawę, że opinie o naszym “frajerstwie” wynikają z tego, przeciwko komu walczyliśmy do końca. Z perspektywy czasu mogę śmiało stwierdzić, że ten sezon jest bardziej słodki niż gorzki. Drużyna Streicha osiągnęła więcej, niż zakładano przed sezonem. Rezerwy utrzymały się spokojnie w 3 Liga, A-Junioren utrzymało się w Bundeslidze i zagrali w 1/2 Pucharu Juniorskiego. B-Junioren w czołówce ligi. Do tego praktycznie wszystkie drużyny kobiece osiągnęły wyznaczone cele i zaprezentowały się bardzo pozytywnie w swoich rozgrywkach.

MÓJ TYP NA TEN SEZON

            Chyba nikt się nie spodziewał po graczach Freiburga aż takiej kampanii. O okienku krótko opowiada Wojciech, kibic tego zespołu od 1993 roku:

Przed sezonem dołączono do drużyny sześciu wychowanków, Eggestein zastąpił Santamarię. Nie było więc wzmocnień, rozbudowy składu itd. Weisshaupt, Sildilla i przede wszystkim Schade wnieśli powiew świeżości do składu.

Czyli po transferach widać, jaka jest polityka klubu – przede wszystkim stawianie na swoich wychowanków, do tego kilku doświadczonych zawodników i można osiągnąć podstawowy cel, czyli jak najszybciej 40 punktów. Tak więc nastąpiła raptem jedna zmiana, o której wspominał mój gość – z Freiburga odszedł Baptiste Samtamaria do Rennes za 14 mln euro, za niego przyszedł za 5 mln Maximilian Eggestein, czyli jeden z niewielu, który w miarę trzymał poziom w Werderze. Głównie nie mówię o awansach z rezerw, ale niektóre z tych nazwisk wniosły nowe możliwości grania. A więc do pierwszego zespołu włączono: Kilianna Sildilię, Kevina Schade, Noah Weisshaupta i Atubolu, Nishan Burkart i Kimberly Ezekwem. Na dodatek z wypożyczenia wrócił Nico Schlotterbeck, który okaże się kluczowy na przestrzeni całego sezonu. Zobaczyłem skład i stwierdziłem, że dziesiąte miejsce jest w ich zasięgu – bezpieczne utrzymanie i dociągnięcie do końca rozgrywek. Tyle że wystrzelili mocno do przodu od początku…

PRZEBIEG SEZONU

            Rozgrywki rozpoczęto skromnie, od 1:0 z trzecioligowym Wuerzburger Kickers w pucharze, a w lidze przez Stefana Ortegę bezbramkowo zremisowali z Arminią. Następnie fantastyczne dwa mecze wygrane z BVB (2:1, bramka stadiony świata w wykonaniu Vincenzo Grifo) oraz Stuttgartem (3:2, wynik ustalony jeszcze w pierwszej połowie). Seria bez porażki nadal trwała nawet po spotkaniach z Koeln (1:1) i Mainz (0:0) i nawet Augsburg i Hertha w tym nie przeszkodziły – dziwne jakby było inaczej. Wypunktowali ich kolejno 3:0 i 2:1, więc na starcie z Lipskiem udawali się w niezłych humorach. Byki też nie wywiozły kompletu – tylko zremisowały 1:1. Przed DFB-Pokal zawodnicy Freiburga zdążyli jeszcze przyczynić się do zwolnienia Marka van Bommela (wygrana z Wolfsburgiem 2:0) Wracamy do Bundesligi, a tam kolejne zwycięstwo, tym razem obowiązkowe z SpVgg Fuerth 3:1. Już wtedy zawodnicy Streicha zajmowali trzecie miejsce. Niestety, każda seria kiedyś się kończy, ale jak przerywać ją, to w dobrym stylu. Z Bayernem było 1:2. Problem w tym, że z tą przegraną przyszły dwie następne (0:2 z Eintrachtem, 1:2 z Bochum). Ale jak te niepowodzenia sobie odbili na Borussia-Park to nie mam pytań. Po pierwszej połowie dzięki celnym dośrodkowaniom wygrywali… 6:0! Wynik już się nie zmienił do końca meczu. Wrócił stary dobry Freiburg i nawet porażka 1:2 z Hoffenheim tego nie popsuła. 0:0 z Unionem i 2:1 z Bayerem oznaczał, że przerwę zimową podopieczni Christiana Streicha spędzili… na podium! Ale oni nie popadali w samozachwyt, wiedzieli, jaki jest cel.

            Problemy od początku wiązały się z pandemią – przez nią nie mogli zagrać Schlotterbeck i Mark Flekken. Zmiennicy – zwłaszcza Benjamin Uphoff – nie poradzili sobie z Arminią (2:2) i BVB (1:5). Na szczęście już na puchar byli gotowi, więc rozgromiono Hoffenheim 4:1. Zanim zagrali ćwierćfinał, to zdążyli zagrać ze Stuttgartem (2:0), Koeln (0:1), Mainz (1:1), Augsburgiem (2:1) i Herthą (3:0). Nadal utrzymywali się na miejscach 5-6, ale najważniejsze jest to, że po 24 kolejkach posiadali już upragnione 40 oczek. Tak więc można mówić już o czymś więcej niż nawet środek tabeli. Pucharu też nie zamierzali odpuszczać – w ćwierćfinale po dogrywce ograli Bochum. W lidze kolejny raz nie dał im rady Lipsk (1:1) oraz Wolfsburg (3:2). Trochę szkoda tego bezbramkowego remisu z SpVgg Fuerth. Potem do przełknięcia była porażka z Bayernem 1:4, ale humor poprawiły komplety punktów zarobione na Eintrachcie (2:1) i Bochum (3:0). Półfinał przebiegał spokojnie i zgodnie z planem. Ostatecznie wygrali 3:1 z Hamburgerem SV. Czyli przed ekipą Streicha tak naprawdę było pięć finałów do rozegrania. I maszyna to odczuwała, gdyż zaczęły się psuć tryby. Niby zrobili comeback z 0:2 na 3:2 z Gladbach, ale w doliczonym czasie i tak stracili to prowadzenie przez Larsa Stindla. Następnie szalony mecz na PreZero Arena zakończony zwycięstwem 4:3. Ale dwie ostatnie porażki z Unionem (1:4) i Bayerem (1:2) przekreśliły marzenia o Lidze Mistrzów. Szóste miejsce i tak można nazwać sukcesem. Ostatni akord tego sezonu to finał DFB-Pokal z Lipskiem. Wygrywali 1:0, grali w przewadze przez ponad pół godziny regulaminowego czasu gry po czerwieni dla Marcela Halstenberga, a jednak Byki doprowadziły do remisu, dogrywki i ostatecznie zwyciężyły w karnych. Niestety, marzenia o trofeum trzeba odłożyć na inny sezon. Pytanie, czy taka szansa jeszcze w ogóle nadejdzie?

POCHWAŁY

            Myślę, że będzie tego dużo. Oddaję głos Wojtkowi:

Kilku piłkarzy mógłbym wyróżnić: Flekkena (pierwszy sezon w 1. Bundesliga, debiut w kadrze narodowej), Schade, Eggesteina, Lienharta.

No to lecimy od początku. Mark Flekken – do 30. kolejki bezapelacyjnie dla mnie najlepszy bramkarz Bundesligi. Stracił do tego momentu raptem 27 bramek – to mniej niż gol na mecz. Końcówka trochę przyćmiła jego osiągnięcia. Mimo wszystko w wielu momentach po prostu ratował z opresji swój zespół. Z dziesięcioma czystymi kontami razem z Manuelem Neuerem z Bayernu, Robinem Zentnerem z Mainz i Koenem Casteelsem z Wolfsburga przewodzili w tej klasyfikacji. Szóste miejsce wśród wszystkich bramkarzy jeżeli chodzi o liczbę wykonanych interwencji (112). W całym sezonie tracił 1,2 gola na mecz – w tym aspekcie ustępował tylko Neuerowi i Peterowi Gulacsiemu z Lipska. Do tego rozumiał się bez słów z blokiem obronnym. Świetny czas został ukoronowany debiutem w dorosłej reprezentacji Holandii. Ma jeszcze pole do rozwoju.

Następny do pochwały: Kevin Schade. W 1007 minut zrobił 5 goli i 2 asysty. Jego nonszalancja w zagraniach mnie zachwyca. Gdy Freiburg nie potrafi wykruszyć bloku obronnego, to on się pojawia i skutecznie pomaga ten mur przedziurawić. Pamiętam mecz z BVB, kiedy przegrana praktycznie była pewna, a to właśnie on w drugiej połowie dał sygnał do ataku. W końcówce niestety nie był dostępny przez kontuzję. Ale warto go obserwować w przyszłości, bo na nim można konkretnie zarobić. Natomiast Maximilian Eggestein początki miał trudne. Wyglądał na zagubionego, zdecydowanie brakowało zgrania z drużyną. Ale im dalej w las, tym kibice coraz mniej mogli tęsknić za Santamarią. Obecnie pasuje wręcz idealnie do układanki Streicha. W odbiorach przyzwoity, zacząć akcję również umie. Osobiście cieszyłem się z tego transferu, gdyż wiedziałem, że ma za duże umiejętności na zaplecze Bundesligi. Tymczasem jak już jesteśmy przy defensywnych cechach… Wielokrotnie podkreślałem, jak ważny jest pewny obrońca, taki szef wszystkich szefów na tyłach, który pomoże również przy stałych fragmentach gry. No to już opisałem sylwetkę Philippa Lienharta. Austriak dobrze się czuł w cieniu pewnego Niemca, o którym kilka słów napiszę później. Pięć bramek w 32 meczach Lienharta to wynik świetny. Godnie wykorzystywał dośrodkowania z boków boiska Vincenzo Grifo czy Christiana Guentera. A w formacji obronnej dawał jakże ważne poczucie bezpieczeństwa. Wojtek z wyróżnieniami idzie dalej:

Chciałbym jednak wyróżnić jednego obrońcę, który swoją postawą zaskoczył mnie najbardziej.

I wszyscy, łącznie za mną, spodziewaliby się najlepszego obrońcy tego sezonu Bundesligi, czyli Nico Schlotterbecka. Jestem fanem jego talentu – lewonożny stoper z genialnym wręcz wyprowadzeniem piłki (jego asysta kilkudziesięciometrowa do Woo-yeong Jeonga w meczu z Hoffenheim – ciasteczko), do tego nie boi się wchodzić w pojedynki (6. w lidze pod względem liczby wygranych pojedynków – 394), bardzo ważna postać podczas stałych fragmentów zarówno w obronie, jak i ataku (4 bramki w tym sezonie strzelone, 6. pozycja w Bundeslidze w kategorii najwięcej wygranych pojedynków główkowych – 128), ale takiej ogłady musi jeszcze trochę przyswoić. Dzięki Lienhartowi mógł wychodzić wyżej i samemu rozpoczynać akcje. Zdecydowanie zapracował sobie na transfer. Ale czy Wojciech mówił właśnie o nim?

Nie, nie chodzi o Nico Schlotterbecka. Mam na myśli Lukasa Küblera. Wieczny rezerwowy, zmiennik innych piłkarzy stanął od początku sezonu w trudnej pozycji. Nagle, (z powodu choroby i długiej rehabilitacji Schmida) musiał stać się podstawowym prawym obrońcą lub wahadłowym. Udźwignął ciężar i dał więcej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać i wymagać od niego.

Jest w klubie od 2015 roku. W tym czasie rozegrał ledwie 106 spotkań u Streicha, ale w samym 2021/22 wychodził na boisku 33 razy. Cichy bohater na prawej stronie. Zamykał swoją część skutecznie. Zachowywał odpowiedni balans w stosunku do przeciwnej strony boiska. No właśnie, nie można nie pochwalić głównych wykonawców stałych fragmentów gry – Vincenzo Grifo i Christiana Guentera. Razem na luzie wyśrubowane double-double – 10 goli, 18 asyst. Ich dośrodkowania były tak genialne, że aż żal ich nie wykorzystywać. Do tego trzeba przyznać, że obaj byli strasznie rozbiegani (Guenter 3. w lidze – 362,6 km przebiegniętych, Włoch 5. z 354 km) na wysokiej intensywności (kapitan 14. w liczbie sprintów – 791, Grifo 5. w liczbie intensywnych biegów – 2546). Śmiało mogę nazwać Guentera najlepszym lewym obrońcą/wahadłowym w tym sezonie Bundesligi. A Grifo już kolejny sezon potwierdza swoją klasę i umiejętności dogrywania piłek do kolegów – ostatnie trzy sezony to średnio 9 asyst na rok. Regularność przede wszystkim. A na koniec główny architekt sukcesu”

Osobą, bez której nie byłoby sukcesu, bez której ten klub by się tak nie rozwinął to Christian Streich. Rozwija nie tylko pojedynczych piłkarzy, ale i całą drużynę. SC Freiburg to już nie jest prosta piłka. Bardzo dużo ciekawych rozwiązań taktycznych, ustawień wprowadza ten legendarny i wyjątkowy trener. W każdym sezonie widzę coś nowego, jak się i sam trener rozwija.

Ja mam wrażenie, że nie tylko co sezon, ale i co mecz widzimy inną drużynę. Przede wszystkim Streich każdy zespół analizuje, widzi słabości i potem wychodzi z taką taktyką, że rywal nie wie co się dzieje. Domeną tego szkoleniowca jest to, żeby jego drużyna była nieprzewidywalna i w szczególności teraz przyniosło to brzemienne skutki. Tak oto w jednym spotkaniu kompromituje się przy nich Gladbach, drugiego przegrywa z nimi Dortmund, a jeszcze innego Bayern męczy się niemiłosiernie. A to wszystko dzięki wielopoziomowemu długofalowemu budowaniu struktur, by jak najwięcej wychowanków przebiło się do pierwszego zespołu. Nie da się ich nie lubić.

KULA U NOGI

            Jedyne co zawiodło to ta końcówka sezonu. Wyglądało to jakby nie wytrzymali ciśnienia i za bardzo się podpalili na Ligę Mistrzów i DFB-Pokal. Tak chwalona defensywa w pięciu ostatnich meczach traci aż 12 bramek – w głowie się przestawiło w sensie negatywnym. A szkoda, bo taki zespół w Lidze Mistrzów to zawsze piękna historia. A z piłkarzy kogoś bym wyróżnił na minus? Jakoś mnie nie przekonywał Ermedin Demirović. W porównaniu do Lucasa Hoelera to zupełnie inny napastnik, bardziej bazujący na szybkości niż dostawianiu się. Jakieś takie ciało obce z niego było. Nie pokazywał niczego dobrego na boisku. Jego występy były bezpłciowe, nijakie. Na szczęście już go nie zobaczę w tych barwach.

CO DALEJ?

            Analitycznym okiem przewiduje  Wojciech Janiuk:

Napiszę wprost: LE to 2-3 miejsce w grupie. W lidze jesień skończymy w środku stawki (9-11 miejsce) Wiosną poprawimy o 2-3 pozycje. Być może powalczymy o 6-7 miejsce lecz to będzie trudne. Nie martwię się o utrzymanie. Nie sądzę byśmy zagrali jak Eintracht. Stać nas na 1/8 LE oraz 6-7 lokatę w lidze. Oczywiście jest to zależne od wielu czynników, typuje nas na 9-11 miejscu na koniec sezonu. Zaczniemy sezon bez Schade (wróci w okolicy września-października). Zobaczymy kto jeszcze przyjdzie, potrzebny jest napastnik i zastępca Haberera. Kyereh jest raczej innym typem zawodnika.

Za Nico Schlotterbecka we Fryburgu zarobiono dobrą kasę – BVB kupiło go za 20 mln. Oprócz tego skończył się kontrakt Janikowi Habererowi, który wybrał Union. Doszło również do ciekawej wymiany na linii Freiburg-Augsburg – do Bawarii przybył Demirović, a do Fryburga Michael Gregoritsch. Austriak przy takich dogrywających, do których dołączył również jeden z najlepszych graczy 2. Bundesligi Daniel-Kofi Kyereh z Sankt Pauli (Krzysiek Tkaczyk lubi, jak się osłabia odwiecznego rywala), to musi osiągnąć 10-15 bramek w Bundeslidze, skoro w słabym Augsburgu zdołał strzelić 9. Jakby tego było mało, do Bundesligi wraca po roku przerwy Ritsu Doan. Brylował w barwach Arminii, gdzie 5 goli i 3 ostatnie podania można uznać za sukces. Ale prawdziwa bomba przyszła na środek obrony. To, że Schlottiego zastąpi wychowanek mnie nie dziwi, ale że w Europie będzie im pomagał… Matthias Ginter? Może miał słaby sezon, ale to nadal jest piłkarz, który w formie ze spokojem aspiruje do reprezentacji. No i najbardziej zaskakuje mnie reakcja kibiców. Sam fakt, że Ginter wraca do korzeni jara ich niesamowicie. Sam zainteresowany ma coś do udowodnienia, a okazję do odbudowy ma niepowtarzalną. No bo gdzie indziej jak nie w domu? Reasumując, okienko świetne w wykonaniu władz Freiburga. Być może trzeba zaczynać zdejmować łatkę szarej myszki ze środka tabeli. Ale mentalność kibiców nie zmienia się.

Zdobycie najszybciej jak się da 40 punktów i zapewnienie sobie utrzymania. Liga Europy jest dodatkiem i nie będzie wymagane wyjście z grupy czy osiągnięcie jakiejś konkretnej rundy.

Podoba mi się ta pokora. Bo pycha kroczy przed upadkiem.

Adrian Malanowski

Zapomoc w realizacji tekstu jeszcze raz dziękujemy Wojciechowi Janiukowi

Bundesliga do raportu:

SpVgg Fuerth

Arminia Bielefeld

Hertha Berlin

Vfb Stuttgart

Fc Augsburg

Vfl Bochum

Vfl Wolfsburg

Eintracht Frankfurt

Borussia Moenchengladbach

TSG 1899 Hoffenheim

1.FSV Mainz

1.FC Koeln

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Start a Blog at WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

%d blogerów lubi to: