Do Mistrzostw Świata w Katarze coraz bliżej. Dziś porozmawiamy sobie o zawodnikach kluczowych, jeżeli chodzi o formacje z trójką obrońców. Wahadłowi – można powiedzieć, że są oni czymś pośrednim między bocznym obrońcą a skrzydłowym. Dobry wahadłowy potrafi zapewnić jakość nie tylko w ofensywie, ale również dobrze zabezpieczyć tyły. Aby tego dokonać, musi być zawodnikiem posiadającym stalowe płuca lub bardzo rozwiniętą świadomość ustawienia na boisku.
Wahadłowi dopiero od stosunkowo niedawna stali się w Polsce towarem pożądanym. Nie chodzi tu tylko o reprezentacje, w klubach ekstraklasowych również widzimy tendencje stawiania na trójkę obrońców i dwóch wahadłowych. Problem polega na tym, że nie każdy boczny obrońca lub skrzydłowy potrafi wcielić się w tę rolę. Można powiedzieć, że aktualnie w naszym kraju mamy deficyt jakościowych wahadłowych – co w takim wypadku?
Nicola Zalewski i Matty Cash – odsiecz ze zza granicy
Matty Cash i Nicola Zalewski – to właśnie im zawdzięczamy to, że możemy teraz poważnie mówić o graniu wahadłami z pozytywnymi skutkami. Wcześniej owszem również próbowaliśmy grać z wahadłowymi, ale jakość zawodników była o wiele mniejsza. Za kadencji Adama Nawałki na mundial do Rosji jako wahadłowi pojechali tacy piłkarze, jak Rybus czy Bereszyński. Paulo Sousa miał do dyspozycji Kamila Jóźwiaka, czy też Tymoteusza Puchacza. Nie dość, że są to piłkarze zwyczajnie o wiele gorsi od naszej obecnej dwójki, to zawodnicy pokroju Jóźwiaka kompletnie nie mają racji bytu na tej pozycji. Nie zrozumcie mnie źle, wychowanek Lecha miał kilka ciekawych momentów w kadrze, chętnie znowu zobaczyłbym go w koszulce z orzełkiem na piersi, gdyby wrócił do formy. Niemniej jednak gdy dostawał zadania defensywne, zwyczajnie się gubił i popełniał błędy.
Silą Nicoli Zalewskiego, czy Matty’ego Casha jest paradoksalnie to, że mają mało wspólnego z polskim futbolem. Zalewski może liznął coś w młodzieżówkach, ale wciąż w pełni ukształtował go włoski system szkoleniowy. To właśnie dlatego stał się zawodnikiem tak wszechstronnym. Jest on opcją nieco bardziej ofensywną, ale nie zmienia to faktu, że potrafi pokazać solidność w obronie. Najważniejszy jest jednak tutaj jego przegląd pola. W końcu w bocznej strefie mamy zawodnika, który jest kreatywny. Przez lata oglądania Grosickiego albo nawet wspomnianego Jóźwiaka na skrzydle jest to miła odmiana. Z perspektywy czasu to impulsywne „zaklepanie” go w naszej kadrze okazało się świetnym pomysłem. Wcześniej wydawało się to mało realne, ale z tym potencjałem rzeczywiście mógłby zostać nam podebrany przez reprezentację Włoch. Na temat Polaka pochwał nie szczędzi nawet wielki Jose Mourinho:
– To chłopak, który był w akademii od 9, czy 10. roku życia. Oglądanie go teraz na tym poziomie to po prostu coś wspaniałego.
Przechodząc do Matty’ ego Casha sytuacja jest zgoła inna. Zalewski nie musiał nigdy udowadniać jego przywiązania do polskich barw. Jego obaj rodzice (w tym ś.p Tata) byli Polakami, a sam regularnie jeździł na młodzieżówkę. Cash nigdy za bardzo nie afiszował się swoim pochodzeniem. Owszem jego nazwisko w kontekście kadry przewinęło się wcześniej raz, czy dwa, ale nie było to nic poważnego. Po złych doświadczeniach z „farbowanymi lisami” Franciszka Smudy niektórzy kibice oraz dziennikarze również nie byli pewni tego ruchu. W tym momencie to jednak przeszłość. Cash przemówił do Polaków na boisku i uświadomił nam, że może i nie był nigdy w Malborku, ale lepszego prawego obrońcy/wahadłowego raczej w najbliższych latach nie znajdziemy.
Wspominałem na początku tekstu, że wahadło to pozycja pośrednia między obrońcą a skrzydłowym. Do Casha, który ma na koncie 113 występów jako prawy obrońca i 74 jako prawy pomocnik pasuje to idealnie. Matty nie ma może takiego przeglądu pola, jak Zalewski za to nadrabia dynamiką, i bądź co bądź dużo większym doświadczeniem oraz jakością w defensywie.
Można rozpisywać się na długie linijki o obu z tych piłkarzy, bo są naprawdę świetni, ale nie w tym rzecz. Chodzi o to, że wahadłowi mogą stanowić o naszej sile na mundialu. W końcu mamy się czym pochwalić na tej pozycji i jak wykorzystać ich umiejętności.
Przemysław Frankowski – Francja elegancja
Ostatnie zgrupowanie pokazało, że Cash jest jednym z ważniejszych elementów naszej kadry. Prawa strona bez niego była dość uboga w ofensywie i niezbyt solidna w defensywie. Frankowski, który miał stanowić ciekawą alternatywę dla spolszczonego Anglika, wyglądał bardzo średnio. Niemniej jednak wciąż zaraz po wyjściowej dwójce wymienionej powyżej to właśnie w nim pokładam największe nadzieje.
Zacznijmy od tego, że Frankowski przyjął rolę wahadłowego relatywnie niedawno. Raczej przez całą karierę kojarzył się nam z typowym skrzydłowym, czy to w barwach Jagiellonii, czy później w Chicago Fire. Po powrocie do Europy, a dokładniej do francuskiego Lens zaczął jednak schodzić nieco w głąb formacji. Nasiliło się to jeszcze bardziej w obecnym sezonie, gdy Jonathan Clauss zamienił Lens na Marsylię. Wówczas Frankowski przejął jego rolę na prawej stronie i trzeba przyznać, że radzi sobie całkiem nieźle. W tym sezonie w 9 spotkaniach, jak na razie zaliczył dwie asysty. Wciąż nie da się ukryć, że ciągnie go bardziej do ofensywy niż defensywy, ale wynika to również z bardziej odważnej funkcji, jaką pełni na francuski boiskach.
Frankowski w kadrze przewija się już tak właściwie od lat. Zadebiutował jeszcze pod koniec kadencji Adama Nawałki, łapał minuty u Jerzego Brzęczka, a u Paulo Sousy wystąpił w każdym spotkaniu na niechlubnym Euro 2020. Akurat ten ostatni epizod nie wyglądał w rzeczywistości za dobrze, ale doświadczenia w kadrze odmówić mu nie można. Przechodząc do Francji, trochę zmartwychwstał w oczach polskich kibiców. Z całym szacunkiem, ale mało kto ogląda u nas MLS. Regularne występy w Ligue 1 także dużo mocniej działają na wyobraźnie niż gra w USA. Zachowując szacunek do tej ligi, trzeba przyznać, że we Francji poziom jest dużo wyższy, co bezpośrednio sprzyja rozwojowi. Tak o Frankowskim mówił Frank Haise w wywiadzie z Piotrem Koźmińskim dla WP Sportowe Fakty:
– Oczekiwaliśmy od Franckiego wiele, ale zaskoczył mnie efektywnością. Golami i asystami. Tak, pod tym względem można powiedzieć, że zrobił więcej, niż się można było spodziewać na początku. Bo choć co do samego transferu byliśmy przekonani, to wiadomo: nie było pewności, jak szybko dostosuje się do ligi francuskiej, do jej intensywności, która jest przecież wyższa niż w MLS. A tymczasem okazało się, że Franckie nie ma z tym problemu.
Frankowski przy takiej rywalizacji raczej nie jest piłkarzem, na którym będziemy budować naszą prawą stronę. Jako rezerwowy jednak stanowi ciekawą alternatywę nie tylko jako ewentualny zmiennik Casha, ale również ktoś, kto może dać jakość nieco wyżej. W każdym razie na pewno w takiej formie na pewno stanowi wartość dodaną.
Tymoteusz Puchacz i Kamil Jóźwiak – czy z tej mąki jeszcze będą kadrowicze?
Puchacz i Jóźwiak – duet prosto ze stolicy Wielkopolski. Piłkarzy tych łączy nie tylko wspólna geneza, ale też jeden bardzo ważny w kontekście kadry czynnik – brak minut.
Kamil Jóźwiak po średnio udanej przygodzie w Derby County w poszukiwaniu minut zapędził się aż za Ocean. Formujące się dopiero Charlotte FC postanowiło urządzić sobie polską kolonię, ściągając do przebywającego już w klubie Jana Sobocińskiego dwóch rodaków – Karola Świderskiego no i właśnie Jóźwiaka. Reprezentant Polski został zakontraktowany jako „designated player”, czyli w skrócie jego pensja mogła wchodzić poza limit płacowy w MLS, stał się przy tym jednym z trzech najlepiej zarabiających piłkarzy w klubie. Czy się to opłaciło? No nie do końca.
Za Jóźwiakiem ciągnie się jego zmora nabyta w Derby – brak liczb. Nikt nie wymaga od skrzydłowego, aby pakował co mecz hat-tricka, ale jedynie trzy asysty w ciągu całego sezonu? Lekka przesada. Jóźwiak łącznie zaliczył lekko ponad 1000 minut. Ostatnio nawet nie wyglądał tak źle, zanotował nawet dwie asysty w meczu z Philadelphia United, ale w tym momencie jest już trochę za późno. Jóźwiak miewa przebłyski, jak np. ikoniczny dla niego rajd w meczu z Holandią, ale to tylko krótkotrwałe oznaki jego potencjału, który przez brak regularności zaczyna się mocno wypalać.
Co do Tymoteusza Puchacza, tu trzeba sobie oddzielić jego personę i rzeczywiste umiejętności sportowe. Puchaczowi ostatnio dostaje się nie za to, za co trzeba. Jest on kontrowersyjny, ma specyficzną aparycję, ale nie zasłużył na to, żeby krytykować go za rzeczy, które zostałyby przemilczane u każdego innego piłkarza. Dajmy na to sytuacje sprzed kilku tygodni, gdzie Puchacz pokazuję swoją (całkiem imponującą) formę na siłowni. Twitter oczywiście zapłonął, bo okazało się, że ma on… tatuaże. Żyjemy w czasach, gdzie prawie każdy piłkarz ma lepsze lub gorsze dziary, ale to oczywiście Puchacz więc można go zwyzywać, że „niech lepiej gra w piłkę, a nie się dziara hehe” – serio, to jest poziom tych komentarzy.
Co do jego formy sportowej jest stabilnie, czyli w jego przypadku bardzo słabo. Plan z jego wypożyczeniem zarówno do Włoch, jak i do Lecha nie wypalił. Podobno Urs Fischer chciał zachować go jako rezerwowego, powiększając głębię składu. Na ten moment na 11 możliwych spotkań do rozegrania, spędził na boisku łącznie 65 minut w Lidze Europy – no nie rokuje to najlepiej.
Michał Skóraś i Patryk Kun – co oferuje Ekstraklasa?
Tu akurat mamy do czynienia z zawodnikami z nikłymi szansami na powołanie. Niemniej jednak z tej dwójki dużo bardziej obiecujący jest Michał Skóraś. Mimo że w przeciwieństwie do Kuna nie ma żadnego doświadczenia na wahadle, ostatnio wyglądał bardzo przyjemnie. Dostał 11 minut z Holandią i choć w tak krótkim czasie nie da się zrobić cudów, to można z czystym sumieniem przyznać, że wejście piłkarza Lecha było pozytywne. Zdynamizował grę naszej kadry, choć miał zaledwie kilka kontaktów z piłką, prawie wszystkie były pozytywne. Wiadomo, nie jest to najobszerniejszy materiał do analizy. Nie wiadomo, jak wyglądałoby to także w kontekście wahadła, bo Skóraś wchodził przy wyniku, który skłaniał tylko i wyłącznie do atakowania, a nie bronienia. Niemniej jednak, jeżeli powołany ma zostać ktoś z Ekstraklasy to Skóraś jest chyba najlepszą opcją. W 22 spotkaniach w obecnym sezonie zaliczył 7 bramek i 3 asysty.
Legenda głosi, że Patryk Kun kiedyś zadebiutuje w kadrze. Widać, że Czesław Michniewicz chciałby dać mu szansę, ale co by nie zrobił, zawsze będzie przed nim 2-3 lepszych piłkarzy do grania. Choć przy nazwiskach pokroju Zalewski, Cash, czy nawet Frankowski, wygląda on krucho to może kiedyś dostanie tę symboliczną minutkę lub kilka.
Podsumowanie
Wahadła to pozycja, na której nie mamy zbyt wielkiej głębi – takie są fakty. Gdyby Zalewski lub Cash wypadli z gry przed Mistrzostwami lub w ich trakcie zapewne mielibyśmy spore problemy. Mamy materiał ludzki na wahadłowych, ale ciężko znaleźć graczy równie skrojonych pod to, co ta dwójka. Oczywiście można było jeszcze wspomnieć o innych opcjach na tej pozycji, ale nie sposób wymienić dosłownie każdego piłkarza, który ma, choć malutki cień szansy, aby jakimś cudem załapać się do kadry na mundial, trochę mija się z celem. Szkoda trochę problemów zdrowotnych Recy, bo wahadłowy Spezii „w gazie’’ mógłby stanowić ciekawy element rotacji. Karbownik także powoli wraca do formy i zaczyna dawać o sobie znać, ale pojawia się pytanie, czy nie jest już trochę na to za późno. W każdym razie można zobaczyć potencjał do rozwoju tej pozycji w najbliższych latach. Obecnie nasz wachlarz możliwości jest lekko ograniczony, ale sytuacja ta może diametralnie ulec zmianie z biegiem czasu.
Czytaj także
Skomentuj