Neymar walczy z rasizmem i popiera… skrajną prawicę

Neymar do tej pory był wyczulony na dyskryminację. Jednak jego stanowczość w walce z uprzedzeniami kontrastuje z poglądami politycznymi, a może ze zwykłą ignorancją. Przed niedzielnymi wyborami prezydenckimi w Brazylii (za nami I tura) zaprezentował się jako zwolennik obecnego prezydenta, przedstawiciela skrajnej prawicy.

Cztery dni przed wyborami Neymar witał Jaira Bolsonaro w swoim instytucie w Santosie. Brazylijczyk nie krył podziwu dla szowinisty. Stwierdził, że pęka z dumy, gdyż to zaszczyt gościć tak zacną osobistość. Gdy wylała się na niego fala krytyki, starał się odpierać szereg zarzutów. To wydaje się karkołomne, ale podjął próbę. Reakcją na tę niefrasobliwość może być uśmiech politowania. Z ust piłkarza padły mocne słowa: „Tak dużo mówią o demokracji i innych takich, ale kiedy tylko ktoś ma inne zdanie, to jest atakowany”. Gorycz jest wyczuwalna. Dla porządku od razu zaznaczmy, że w walce o urząd prezydenta Brazylii liczą się dwaj kandydaci – obecnie urzędujący, wspomniany już Jair Bolsonaro i Lula da Silva. To konfrontacja dwóch skrajnie różnych wizji świata, ideowo odpowiednio prawica (zdaniem wielu prawicowa ekstrema) i lewica (bynajmniej nie święta). Znamy już wyniki, można stwierdzić, że Lula był przeszacowany, a jego rywal nie został należycie doceniony w sondażach. Konkludując: Lula da Silva uzyskał 48,4 proc. głosów, natomiast Jair Bolsonaro 43,3 proc. Druga tura 30 października.

Rozdwojenie jaźni Neymara

Neymar wyrasta na jednego z największych hipokrytów w światowym futbolu, bo przecież mamy w pamięci, jak dwa lata temu potępiał rasizm po incydencie w meczu Ligi Mistrzów. Wtedy spotkanie PSG z Basaksehirem zostało przerwane z uwagi na niestosowne zachowanie z udziałem sędziego technicznego. Gdy wybuchło zamieszanie przy linii bocznej, Sebastian Coltescu, czyli ów arbiter miał nazwać asystenta trenera drużyny gości, Pierre’a Webo, „negru” (co po rumuńsku, jak łatwo można się domyślić, oznacza „czarny”).

Różnie to interpretowano, niektórzy, wstawiwszy się za owym sędzią, utrzymywali, że użył koloru skóry, by szybko wskazać głównemu arbitrowi, kogo ma na myśli, gdyż nikt stojący obok Pierre’a Webo nie miał takiej karnacji jak on. Nie jest moją intencją oceniać racji osób mających różne opinie w tej sprawie, zaznaczę jedno: wtedy Neymar się uniósł. Był wściekły, dał do zrozumienia, że rasizm trzeba wykopać z futbolu. Naturalnie, należy się z tym zgodzić. Neymar też potępiał, oczywiście słusznie, szkalujących bawiącego się na boisku i tańczącego fantazyjnie po golach Viniciusa. Przed derbami Madrytu dodawał otuchy młodszemu rodakowi, nawoływał, jak wielu innych, kochających piłkarską sambę: „Tańcz, Vini, tańcz”. Pełna zgoda, ale czy Neymar zdaje sobie sprawę, że jego faworyt w wyborach z lubością obraża wiele grup, mniejszości i nieobcy mu jest rasizm? A więc jak to możemy nazwać? Rozdwojeniem jaźni albo dysonansem…

Bolsonaro przeciwko rdzennej ludności

Bolsonaro był krytykowany przez media mu nieprzychylne za rasizm wobec rdzennych mieszkańców Brazylii. Pewnego razu odwiedził ośrodek, w którym żyją i z przekąsem czy wręcz pogardą rzucił: „Najmniej gruby z nich waży ponad 100 kg. Nic nie robią”.  Poprzestańmy na tym.

Antropolog praw człowieka dr Magdalena Krysińska-Kałużna wypowiedziała się swego czasu dla zielonychwiadomosci.pl, tłumaczyła, jak pod rządami Bolsonaro zmieniło się podejście do ludności rdzennej: – Terytorium, na którym żyje, nie kontaktując się ze społeczeństwem, 255 grup indiańskich, chroniło prawo brazylijskie i agencja rządowa FUNAI. Teraz gdy agencja przekazana została pod kontrolę Ministerstwa ds. Kobiet, Rodziny i Praw Człowieka, jej możliwości działania zostaną znacznie zredukowane. Na czele ministerstwa stanęła Damares Alves, protestancka pastorka, od lat zaangażowana w ewangelizowanie brazylijskich Indian. Zmiany dotyczą również Ministerstwa Środowiska, które co prawda ocaleje, ale jego rola i kompetencje także zostaną mocno ograniczone. Nowy minister, Ricardo Salles, rekomendowany na swoje stanowisko przez lobby rolne i przemysłowe, uważa m.in., że globalne ocieplenie jest sprawą drugorzędną.

Ci ludzie są największymi obrońcami przyrody, którą Bolsonaro z premedytacją niszczy. Abyśmy uzmysłowili sobie skalę tych zniszczeń, trzeba dodać, że pierwszego dnia na stanowisku głowy państwa uchwalił dekrety, które naruszały terytorium rezerwatów rdzennej ludności. Mało tego, znacznie zwiększył kontrolę struktur państwowych nad organizacjami pozarządowymi. Uważa, że zasoby są ważniejsze od ludzi, toteż trzeba o nie zadbać kosztem ludności rdzennej: „Nie ma tubylczego terytorium, na którym nie ma minerałów. Złoto, cyna i magnez znajdują się na tych ziemiach, zwłaszcza w Amazonii, najbogatszym w nie obszarze świata. Nie zamierzam wchodzić w te bzdury obrony ziemi dla Indian.”

Czy Bolsonaro chce zniszczyć planetę?

Bolsonaro już trzy lata temu zarzucano, że szkodzi całej planecie, ponieważ zdecydował się na wycinkę Puszczy Amazońskiej. „Nasz dom płonie. Amazonia, która produkuje 20 proc. naszego tlenu, jest trawiona przez pożary. To jest międzynarodowy kryzys”- napisał wtedy na Twitterze prezydent Francji Emmanuel Macron.

Eksperci przekonywali, że pożary są skutkiem podpaleń, ale też ogromnej wycinki puszczy, która zachwiała gospodarką wodną w całym regionie. Bolsonaro nie dawał za wygraną,  sprzeciwiającym się tej dewastacji ubliżał od lewaków. Nie sądzę, żeby ideologizacja takiej sprawy, stygmatyzowanie w tych okolicznościach oponentów było sensownym posunięciem. To chęć wykreowania kolejnego wroga, by skonsolidować swój twardy elektorat.

Umierają ludzie, ale pandemia to drobiazg

W 2021 roku Bolsonaro reagował gniewnie na protesty piłkarzy reprezentacji Brazylii, w tym Casemiro, którzy nie zgadzali się na rozgrywanie Copa America w ich kraju, tłumacząc to poważną sytuacją pandemiczną. Mówiło się o hańbie i turnieju śmierci… Umierali ludzie, a Bolsonaro to bagatelizował, niemalże negując covidowe zagrożenie. To upodabniało go do Donalda Trumpa, o czym warto wspomnieć, biorąc pod uwagę, że do brazylijskiego przywódcy przylgnęła łatka brazylijskiego Trumpa. Brak politycznej poprawności, a może po prostu chamstwo, arogancja, ignorancja to rzeczywiście jakiś wspólny mianownik w retoryce obu polityków. O tym, że Bolsonaro ma swoje widzimisię, przekonał się też prezydent RP Andrzej Duda, który będąc na posiedzeniu ONZ, spotkał się z Bolsonaro. PAD wykładał racje Polski ws. inwazji Rosji na Ukrainę, co nie spotkało się jednak z przychylną reakcją Brazylijczyka. To temat na osobny tekst, ale w Ameryce Łacińskiej dominuje pogląd, że kiedyś „amerykański imperializm” (w okresie zimnej wojny) zrobił tam dużo niedobrego i dlatego politycy stamtąd często winią za wojnę na Ukrainie… USA. Ale akurat Bolsonaro jest wielbicielem junty. A dyktatury wojskowe (zwłaszcza chilijska Pinocheta) mogły liczyć na wsparcie Waszyngtonu, stanowiąc przeciwwagę dla komunizmu. Ot taki paradoks.

Lula to nie musi być dobry wybór

Bolsonaro zarzuca się też seksizm, pomiatanie kobietami. Kiedyś powiedział, że ma piątkę dzieci, a za piątym razem miał gorszy moment i stąd… córka. Homofobia to kolejna rysa na i tak już zbrukanym wizerunku szowinisty. Oczywiście jego rywal Lula nie jest świętoszkiem. Mało tego, w 2018 sąd skazał go na aż 12 lat więzienia, prawość nie jest jego mocną stroną, jednak już wyszedł na wolność. A wtedy poszło o korupcję. Lula jest zdecydowanym faworytem wyborów, choć zdaniem wielu to populistyczny lewicowiec, który zrujnuje gospodarkę swoją hojnością wobec społeczeństwa. Tak czy inaczej, widocznie lepiej się sprawdza jako trybun ludowy w Brazylii pełnej kontrastów, społecznych nierówności, gdzie dzielnice biedy, tzw. favele są normą. Brazylijczycy chcą zaufać egalitaryście.

Miłośnik junty i zamach stanu

Jak podaje relacjonująca kampanię wyborczą dr Joanna Gocłowska Bolek, od miesiąca są obawy, że Bolsonaro w razi – jak się wydaje – już pewnej przegranej, może zdecydować się na zamach stanu, wzorując się niejako na Donaldzie Trumpie, który zradykalizował swoich zwolenników czy raczej wyznawców do tego stopnia, że ci dokonali szturmu Kapitolu. Bolsonaro to polityk tęskniący za juntą, z którą notabene walczył Socrates, piłkarz kochający życie, ale też intelektualista i demokrata. Pisałem o tym dla TVP Sport. Zacytuję fragment:

„Ojciec słynnego Brazylijczyka był zafascynowany grecką filozofią. Stąd imię syna. Starożytny Sokrates nie był bynajmniej entuzjastą demokracji. Pytał retorycznie: – Kiedy płyniesz okrętem po wzburzonym morzu, kto powinien nim sterować? Głosy niekompetentnej większości czy grupa doświadczonych, mniej licznych osób z odpowiednią wiedzą? A Brazylijczyk lansował tzw. demokrację Corinthians w swoim klubie. Żądał wolności w kraju rządzonym przez juntę. Nie chciał pozwolić, by założono mu knebel. Każdy w klubie miał decydować nawet o najdrobniejszych sprawach.”

Bolsonaro więc ma dobre relacje z wojskiem, ale na szczęście najprawdopodobniej brakuje mu wsparcia instytucjonalnego. Z drugiej strony za sprawą tego polityka liczba uzbrojonych cywilów przewyższa już liczbę wojskowych i policji, co może zwiastować najgorsze. Jak będzie, czas pokaże. Tak to możemy skonkludować.

Wspomniałem o Neymarze, który pokochał Bolsonaro, ale wcześniej z tej strony pokazał się Ronaldinho, o czym pisałem dla TVP Sport, opisując wtedy też, jak Xavi i David Beckham ubóstwiają Katar. A tu o Ronniem:

Do Barcy można mieć sporo zastrzeżeń, ale klub potrafi się czasami zachować. Gdy Ronaldinho poparł w wyborach prezydenckich kontrowersyjnego Jaira Bolsonaro, to klub odciął się od Brazylijczyka. Uznano, że poglądy, jak się okazało, przyszłego prezydenta, stoją w sprzeczności z ideami Katalończyków.

Bolsonaro neguje pandemię i globalne ocieplenie (prowadzi wycinkę Puszczy Amazońskiej). Wspomina z sentymentem juntę i nawet żałuje, że dyktatura wojskowa sprzed lat tylko torturowała przeciwników, wszak powinna zabijać. Tak dziwna postać niby nie podobała się nikomu na Camp Nou, ale jak tu nie mówić o hipokryzji, skoro Barcelona zgodziła się rozegrać z Napoli mecz upamiętniający Diego Maradonę w… Rijadzie (Arabia Saudyjska).”

Teraz już wiemy, kim jest Bolsonaro. A Neymar, który czaruje finezją na boisku, nie może uwolnić się od kibiców. Ale lepiej by było, gdyby kłopoty miał tylko w relacjach z Kylianem Mbappe, niestety polityka mu szkodzi.

Brazylią się zachwycamy. Tite ma kłopot bogactwa. Wygląda to tak: bramkarze – Alisson/Ederson, lewi obrońcy: Alex Telles/Alex Sandro, stoperzy: Marquinhos/Gabriel, Thiago Silva/Bremer, prawi obrońcy: Danilo/Militao(również oczywiście środek obrony), środkowi pomocnicy: Bruno Guimaraes/Fred, Casemiro/Fabinho, lewe skrzydło: Vinicius/Martinelli, wolny elektron, jak mawiał Tomasz Wołek: as atutowy, czyli oczywiście Neymar, prawe skrzydło: Raphinha/Antony/Rodrygo, środkowi napastnicy: Jesus/ Richarlison/Firmino. Ogromny wybór, oni wraz z Argentyńczykami z będącym w euforii Messim pewnie powalczą o złoto w Katarze. Brazylijczycy mogą nadal dawać spektakle na boisku, Neymar mógłby ograniczyć inne aktywności, po co taplać się w politycznym bagienku?

Przed mundialem w Brazylii Romario nie bał się protestować, wskazując, że w kraju zakochanym w futbolu, nie może być igrzysk, gdy brakuje chleba. To była niepopularna, ale najpewniej mądra opinia. Na taką mądrość as PSG i Canarinhos zdobyć się nie zdołał.

Bartłomiej Najtkowski

fot. commons.wikimedia.org

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Start a Blog at WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

%d blogerów lubi to: