Urodził się w 1994 roku, na dwa lata przed wojną domową i zamieszkami w rodzinnym Prizren. Rzucił szkołę, żeby pomóc rodzinie, dorabiając jako kelner, ale jednocześnie nie chciał rezygnować z gry w piłkę. Nie spodziewał się, że kiedykolwiek całkowicie odmieni ona jego życie. Vedat Muriqi już w dzieciństwie wiedział, że musi szybko dorosnąć i z perspektywy czasu przyznaje, że dojrzewanie w trakcie krwawych konfliktów zbrojnych w Kosowie zbudowało jego mentalność, za którą przecież teraz tak uwielbiają go kibice.
Śmierć ojca i ucieczka do Albanii
Napięcia między Serbami a Albańczykami zamieszkującymi Kosowo trwały i trwają aż do dziś, jednak szczególną intensywność nabrały na przełomie lat 90. i dwutysięcznych XXI wieku. Ofiarami serbskich represji stawali się zwykli cywile, którzy siłą i szantażem byli zmuszani do natychmiastowego opuszczenia kraju.
Muriqi był jednym z nich. Razem z rodziną musiał się ukrywać przed serbską policją, która przeprowadzała czystki etniczne na muzułmańskiej ludności pozostałej w Kosowie. Ludzie byli mordowani lub przymusowo wysiedlani z własnych domów, w których czuli się jak w więzieniu.
Mieszkaliśmy w domu po 50-55 osób i przez dwa dni musieliśmy spać w piwnicy na butelkach. Mieliśmy zaledwie dwa litry mleka dziennie na wyżywienie pięćdziesięciu osób. Byliśmy jeszcze dziećmi – gdy pytaliśmy nasze matki o jedzenie, reagowały one jedynie płaczem, bo nie miały nam co dać. Nasz każdy posiłek w ciągu dnia składał się z chleba i cebuli, bo nic innego nie było
Opowiadał dwa i pół roku temu w wywiadzie dla włoskiej gazety MondoNapoli.
Kiedy ojciec Muriqiego poniósł śmierć podczas wojny, zaledwie 9-letni Vedat musiał zacząć pracować na utrzymanie matki i siostry. Przez siedem lat dorabiał jako kelner w restauracji należącej do jego wujka, lecz później razem z rodziną musiał uciekać do Albanii, gdzie jeszcze przed osiągnięciem pełnoletności musiał pracować na jej utrzymanie. To był najtrudniejszy okres w jego życiu – razem z bliskimi żył przez dwa lata w wielkim ubóstwie oraz pełnej strachu ucieczce przed agresorem. Tłumaczył, że widok dzieci pracujących ciężko na chleb dla swoich rodzin był na porządku dziennym. Gdy serbscy oficerzy znaleźli ich w Kosowie, nie było innej drogi odwrotu niż emigracja do Albanii lub Macedonii, które z trudem przyjmowały coraz to większe liczby uchodźców.
Zawsze powtarzam, że nigdy nie życzyłbym nikomu tego, co ja widziałem przez te lata. Serbowie przyszli do nas, zabrali wszystkie kosztowności i mówili nam, że zbombardują nasz dom, jeżeli nie wyniesiemy się z niego w ciągu dwóch godzin. Cudem uszliśmy z życiem, byliśmy jedynie pod ochroną Boga
Opowiadał bohater tego tekstu.
Futbol szansą na odmienienie życia
W Albanii Muriqi chodził do szkoły i grał w piłkę, lecz jako że już w młodym wieku pracował, musiał z czegoś zrezygnować. Zdecydował się na porzucenie edukacji, gdyż życia bez swojej pasji, jaką był futbol, ciężko było mu sobie wyobrazić. Po latach wspomina, że mimo zrobienia ogromnej jak na swoje możliwości kariery, nie był do końca zadowolony z tej decyzji. O tym, jak dostał swoją pierwszą szansę, opowiadał dla hiszpańskich mediów.
Wiem, że rzucenie szkoły nie było dobre i teraz mogę otwarcie powiedzieć, że wszystko zawdzięczam wielkiemu szczęściu. Po wojnie klub z mojego miasta (Liria Prizren) ogłosił nabór dzieci i młodzieży do gry i treningów w drużynach juniorskich. Moja mama, która uwielbia piłkę, zachęcała mnie do tego, mimo że byliśmy bardzo daleko od domu. Nigdy w życiu nie spodziewałbym się, że zostanę profesjonalnym graczem, nie wspominając już o grze w Turcji, we Włoszech… nie potrafiłem sobie tego wyobrazić, bo naprawdę ciężko było się stąd wydostać. Ostatecznie udało mi się, ale jedynie dzięki szczęściu, mentalności i ciężkiej pracy.
Muriqi miał 11 lat, jak zaczął trenować w młodzieżówkach Lirii, a do dorosłej drużyny został przeniesiony od razu po ukończeniu 16 roku życia. Klub grał wówczas w drugiej lidze kosowskiej – co prawda najmłodszy kraj w Europie swoje niezależne rozgrywki posiadał jeszcze długo przed uzyskaniem niepodległości, ale fakt, że Kosowo przystąpiło do UEFA dopiero w 2016 roku doskonale obrazuje, jak skrajnie niski był to poziom.
Pomimo bardzo słabych warunków rozwoju, gra w rodzimym klubie nie przeszkodziła Vedatowi w zyskaniu zainteresowania zespołów z ligi albańskiej. Po awansie Lirii do pierwszej ligi został włączony do pierwszej drużyny. Stał się jednym z najbardziej wyróżniających się graczy w klubie, więc gdy ten zanotował ponowny spadek w 2013 roku, zaczął być rozchwytywany przez inne zespoły. W ten oto sposób trafił do Teuty Durres – klubu występującego w albańskiej ekstraklasie.
Muriqi bardzo odczuł przeskok i nawet ze swoją etyką pracy nie był w stanie wywalczyć regularnej gry w zespole, który wówczas reprezentował Albanię w kwalifikacjach do Ligi Europy. Niewiele pomogło także wypożyczenie do drugoligowej Besy Kavaje, więc kariera 20-letniego wówczas zawodnika zdecydowanie nie toczyła się w dobrym kierunku. Gdy pod koniec sezonu jego kontrakt z Teutą dobiegał końca, pojawiło się zaskakujące zainteresowanie z drugiej ligi tureckiej. Okazało się, że chciał go ściągnąć do siebie ówczesny beniaminek – Giresunspor. Oferowano mu grę w pierwszym składzie. To była dla Muriqiego wielka szansa na zaistnienie poza swoimi okolicami.
Vedat Muriqi to młody i utalentowany zawodnik, cieszymy się z tego, że będzie mógł u nas grać i wierzymy, że wniesie dużo do Giresunsporu
mówił świeżo po transferze prezydent klubu, Mustafa Bozbag
Jak się po czasie okazało, nie mylił się. Vedat w pierwszym sezonie serc kibiców nie podbił, lecz jego klubowi udało bez problemu utrzymać się w lidze. W drugim już walczył o awans do najwyższej klasy, a forma Kosowianina eksplodowała. Strzelał średnio co dwa mecze, a sezon ukończył jako wicekról strzelców z siedemnastoma trafieniami. Giresunspor co prawda promocji do tureckiej Super Lig nie wywalczył – zabrakło im punktu do play-offów o awans – ale sam zawodnik już tak. Za ponad 500 tysięcy euro ściągnęło go do siebie Genclerbirligi Ankara. Został jednak bez żalu odprawiony z powrotem do drugiej ligi w połowie sezonu 2017/18, gdyż zupełnie nie poradził sobie na najwyższym poziomie rozgrywkowym w Turcji.
Lata 2018-20 to czas, w którym rozwój Muriqiego postępował w niebywałym tempie. Jego następnym przystankiem w karierze stał się Rizespor, w którym zaczął strzelać gola za golem najpierw w drugiej, a później w pierwszej lidze tureckiej. Zaczęły się o niego licytować dwa lokalne giganty, Galatasaray i Fenerbahce. Napastnik wybrał tę drugą opcję z oczywistych dla siebie względów – miłość do „Fener” zaszczepił w nim jeszcze w młodości jego dziadek. W internecie można znaleźć archiwalne zdjęcia, na których nastoletni Vedat ma na sobie właśnie koszulkę Fenerbahce.
Nie czuję żadnej presji. Wręcz przeciwnie, presja mnie bardzo motywuje, szczególnie przy grze w klubie z taką atmosferą i kibicami jak Fenerbahce. Mam nadzieję, że moje nazwisko zostanie tu zapamiętane. Wszyscy mówią, że to największy klub w Turcji, ale kiedy już tam jesteś, odczuwasz to sto, a nawet tysiąc razy bardziej.
Opowiadał po transferze dla klubowego magazynu.
Niepodrabialny charakter
W Fenerbahce Muriqi z miejsca stał się gwiazdą ligi, a kibice pokochali jego temperament oraz ogromne poświęcenie na boisku. Dla 19-krotnych mistrzów Turcji Kosowianin był kimś w rodzaju kapitana bez opaski i w każdym spotkaniu dawał z siebie absolutnie wszystko. Ta waleczność to coś, z czego znany jest teraz w Mallorce – na Balearach uwielbiają go nie tylko za strzelane gole, ale też za jego charakter, który stara się pokazywać w każdym meczu.
Swoją boiskową osobowość Muriqi wyniósł ze swojego ciężkiego dzieciństwa. Za pośrednictwem wojny, już w młodym wieku stał się skromnym człowiekiem, który ciężko pracuje na każdy swój sukces.
Ucieczka do Albanii podczas wojny to był bardzo trudny czas, jednak jeśli mam patrzeć na to z pozytywnej strony, takie życie nauczyło mnie doceniać małe rzeczy znacznie bardziej.”
Obecnie ma 28 lat oraz gra i strzela dla Majorki, w pewnym momencie sezonu nie ustępując w tabeli strzelców nikomu poza Robertem Lewandowskim. Zdobywał gole przeciwko Atletico i Realowi. Kariera Kosowianina nie zawsze jednak wyglądała tak kolorowo, szczególnie w 2021 roku, kiedy miał bardzo dużo momentów słabości.
I nic w tym dziwnego, bo w końcu jego transfer z Fenerbahce do Lazio za 20 milionów euro od razu został powszechnie odebrany jako niezrozumiały. Snajper przeżywał wówczas swój złoty okres zarówno w Turcji, jak i w reprezentacji Kosowa (która otarła się o awans na EURO 2020), jednak w Lazio od razu wiadome było, że zostanie mu powierzona rola dublera dla znakomitego Ciro Immobile. Już od początku nie była to łatwa sytuacja, a na dodatek podwyższenie poprzeczki ponownie okazało się dla niego niewykonalne. Sam nie gryzie się w język i z samokrytyką przyznaje się do swoich błędów.
Pojawiłem się w klubie kontuzjowany, miałem COVID-a, a zamiana ligi tureckiej na włoską okazała się dla mnie zbyt trudna. Nie byłem odpowiednio przygotowany fizycznie i w pierwszym sezonie miałem problemy, mimo że dostawałem wiele okazji na pokazanie się. To był tylko i wyłącznie mój błąd. Na następny sezon przygotowany byłem już znacznie lepiej, jednak nowy trener wprost powiedział mi, że nie pasuję do jego stylu gry. Uważam, że Inzaghi dawał mi zbyt dużo szans. Wchodziłem na 20-30 minut, czasami na więcej, jednak problemem było to, że nie pozostawiałem po sobie żadnego wrażenia. Wina leżała jedynie po mojej stronie. Jeśli grasz w takim klubie, musisz udowadniać, że na tę grę zasługujesz.
W ten sposób streszczał swoją przygodę w klubie dla TheLaziali.
Muriqi od pierwszych lat kariery dba o swoje dojrzałe podejście i na pewno jest wzorem dla wielu młodych ludzi, ale jak sam popełnia błędy, nie boi się o nich mówić. To jedna z cech, dzięki którym jest jedną z najbardziej wpływowych postaci w szatni reprezentacji Kosowa. Nawet, kiedy w Lazio był cieniem samego siebie i nie potrafił odnaleźć się w nowej rzeczywistości, to w koszulce kadry zawsze czuł się jak ryba w wodzie. Wielokrotnie strzelał w niej ważne bramki, wiedział, jak zmotywować drużynę, zadbać o atmosferę w niej.
Za jego mentalność i wielkie serce kibice darzą go ogromnym szacunkiem, który przy znajomości jego historii sprzed lat staje się bardziej zrozumiały. Obecnie wspiera ofiary wojny na Ukrainie i jak nikt inny wie, przez co przechodzą niewinni obywatele. Niedawno wpłacił także około 15 tysięcy euro dla ludzi poszkodowanych podczas trzęsienia ziemi w Turcji i Syrii, w którym zginęło ponad kilkadziesiąt tysięcy osób. Zetknięcie się w cztery oczy z jednym z najbardziej bestialskich konfliktów na Bałkanach, zbudowało go nie tylko jako piłkarza, ale też człowieka.
fot. Tottenham Insight
Skomentuj