Ćwierćfinał europejskiego pucharu, a konkretnie Ligi Konferencji, będzie stawką dwumeczu, którego pierwszy akt ujrzymy już w czwartek. Lech Poznań zmierzy się w nim z solidną szwedzką firmą, jaką z pewnością jest Djurgården. Jednak czego konkretnie możemy spodziewać się po zespole ze Skandynawii? Na to pytanie odpowiedzi udzielili nam eksperci od Allsvenskan. Redaktor i założyciel Futbolu po skandynawsku, a także prowadzący konto Szwedzka piłka na twitterze, Marek Wadas oraz drugi redaktor Futbolu po skandynawsku, Jacek Balon.
FR: Na początek zacznijmy od dość oczywistego pytania, a więc o to, jak dotychczas Djurgården prezentowało się w Europie?
JB: Bardzo przeciętnie. Sympatycy Dumy Sztokholmu mogą wspominać ciekawy dwumecz z Juventusem w eliminacjach do Ligi Mistrzów 2002/2003, jednak ostatnie lata były naznaczone bolesnymi porażkami, a będąc bardziej dosadnym – kompromitacjami. Bo jak inaczej określić kampanie eliminacyjną do Ligi Europy 2020/2021, w której Blåränderna po zaciętym boju rozprawili się z mistrzem Gibraltaru, by w kolejnej rundzie bez większego zaangażowania odpaść z rumuńskim Cluj? Jako sympatycy szwedzkiego futbolu, od zdobywców SM-Guld oczekujemy znacznie więcej. Dlatego też bieżący sezon traktuje jako swojego rodzaju odkupienie Stockholms Stolthet. Plama z poprzednich sezonów została zmazana, jednak wciąż liczymy na więcej.
MW: Myślę, że mimo wszystko możemy tu mówić o zaskoczeniu. Djurgårdens IF rozpoczynało swoją przygodę z Ligą Konferencji UEFA od drugiej rundy kwalifikacji i sam awans do fazy grupowej był odbierany jako niemały sukces. Koniec końców wygrali swoją grupę z pięcioma zwycięstwami i jednym remisem. Jedni powiedzą, że żadne to wielkie osiągniecie, ale KAA Gent i Molde FK wydawały się mocniejsze od „Dumy Sztokholmu”, a Szwedzi wygrali z nimi wszystkie starcia. To fantastyczna kampania nie tylko dla DIF, ale i całej szwedzkiej piłki.
A co można powiedzieć o kibicach tego zespołu? Będą dużym wsparciem dla Szwedów?
JB: Kibice Djurgården należą do ścisłej czołówki kraju. Jest ich nieco mniej niż rywali zza miedzy – Hammarby i AIK, jednak ich zaangażowanie w doping, oprawy oraz szeroko pojęte życie klubu również jest godne podziwu. Wciąż mam w pamięci niesamowitą atmosferę na ostatnich derbach z Hammarby oraz wspaniałą oprawę upamiętniającą 110-lecie Stockholms Stadion – historycznej areny klubu. Poznaniacy mają zatem godnych rywali i zacięta rywalizacja będzie toczyć się nie tylko na boisku, ale również na trybunach. Ciekawym tematem jest również Jesper Karlström. O ile od piłkarzy DIF nie może liczyć na taryfę ulgową, tak ze strony sympatyków Blåränderna z pewnością nie wyczuje „złej krwi”. Jesper na Djurgården wciąż darzony jest dużym szacunkiem i o powrót do domu może być spokojny.
Czego zatem można się spodziewać po Djurgården? W jaki sposób grają? Z czym Lechowi przyjdzie się mierzyć?
JB: Sporo zależy od rywala. Na pewno nie jest to zespół specjalizujący się w ataku pozycyjnym. To było widać w zeszłym sezonie Allsvenskan, gdzie Djurgården przegrali tytuł w dużej mierze nie w starciach z ligowymi potentatami, a gubiąc punkty przeciwko zespołom z dolnej części tabeli. To właśnie takie spotkania uwypukliły braki tego zespołu. Kompromitujący występ przeciwko Degerfors z października ubiegłego roku jest tego idealnym przykładem. Podopieczni Kima Bergstranda i Thomasa Lagerlöfa najlepiej czują się w spotkaniach, które zdominowane są przez walkę o środek pola. To pozwala wykazać się takim weteranom jak Magnus Eriksson czy Rasmus Schuller i uruchomić potencjał ofensywny, jaki oferuje trio Wikheim-Edvardsen-Asoro. To właśnie szybkie ataki oraz gra z kontry są największym ofensywnym atutem Djurgården. A co z defensywą? Podstawą jest twarda gra wycelowana w szybki i skuteczny odbiór, a następnie wyprowadzenie piłki z własnego pola karnego. Tak było przynajmniej do tej pory, gdy filarem obrony Stockholms Stolthet był Hjalmar Ekdal. Po jego odejściu duet stoperów stanowić będą słynący z gorącej głowy Marcus Danielson i Carlos Moros Gracia, sprowadzony w ostatnim okienku z Mjällby. Czy będą w stanie sprostać oczekiwaniom po odejściu takich zawodników jak Hien, czy wspomniany Ekdal? Mam pewne wątpliwości.
MW: Djurgården charakteryzuje się grą wysokim pressingiem i to na naprawdę imponującej intensywności. Rywale w fazie grupowej mieli z tym problemy. Na pewno warto też wiedzieć, że dużą rolę w konstrukcji akcji odgrywają boczni obrońcy – Elias Andersson i Piotr Johansson. Obaj często podłączają się do ataków i szukają dośrodkowań. Ogólnie rzecz ujmując – DIF często stawia na dośrodkowania i zasypuje nimi swoich rywali. Boczni obrońcy lub pomocnicy wrzucają, a w polu karnym już czyhają skrzydłowi wraz z napastnikiem. Co do mentalności, to nie jest to jednoznaczna sprawa. Na wyjazdach i naturalnej nawierzchni lubią grać kontrą i prezentują raczej futbol reaktywny, skupiony na dobrej i szczelnej defensywie. O wiele łatwiej gra im się na własnym obiekcie – Tele2 Arena – gdzie potrafią zdominować swojego rywala.
Co zatem należy traktować jako największe atuty jutrzejszego rywala Lecha?
JB: Stabilność. Zarówno ekonomiczna, jak i sportowa. To na ten moment najlepiej zorganizowany klub w Szwecji, posiadający najszerszą kadrę i zaangażowany sztab szkoleniowy, ze świetnym duetem trenerskim Bergstrand-Lagerlöf na czele. Nad wszystkim pieczę sprawuje dyrektor sportowy Bosse Andersson – prawdziwy spiritus movens całego pionu sportowego Djurgården. To głównie dzięki jego pomysłom, realizowanym z pomocą kolegów, sztokholmski klub znajduje się dziś w takim miejscu. Kto wie, czy nie jest to obecnie najatrakcyjniejsze miejsce do gry w piłkę w całej Szwecji – jedna z najsłynniejszych dzielnic Sztokholmu oraz stabilny klub zbudowany na wartościach i tradycjach, będący również przykładem wzorowego, nowoczesnego zarządzania – czego chcieć więcej? Nic dziwnego, że wyróżniający się zawodnicy Allsvenskan w ostatnich latach obierają sobie za cel właśnie grę dla przyszłego rywala Lecha Poznań.
MW: Na pewno równa jedenastka, bo trudno znaleźć jakiś odstający element wyjściowego składu. To duży atut, bez wątpienia. Wskazałbym jeszcze na postawę na własnym stadionie. Od początku sezonu 2022 na własnym obiekcie przegrali tylko trzy ligowe spotkania i ani jednego w europejskich pucharach. Śmiało można powiedzieć, że Tele2 Arena to twierdza „Dumy Sztokholmu”.
Przejdźmy zatem do wad
JB: Przed meczem z Lechem na pewno będzie to brak ogrania. Koniec roku, mimo przegranej walki o mistrzostwo Szwecji, był w wykonaniu Stockholms Stolthet naprawdę udany. Wyniki w fazie grupowej Ligi Konferencji mówią w końcu same za siebie. Problem w tym, że w ostatnich tygodniach zmartwieniem DIF nie była rywalizacja grupowa w Europie, a w Svenska Cupen, ze znacznie słabszymi rywalami. Zmartwienie to zresztą trafne określenie, bo mimo kompletu zwycięstw, ich dyspozycja pozostawiała wiele do życzenia. Podobnie było przecież w zeszłym roku, gdy Blåränderna zaliczyli fatalny start sezonu. System, w jakim rozgrywany jest sezon w Allsvenskan z pewnością nie sprzyja grze w Europie na wiosnę, dlatego to właśnie niepewna forma może okazać się powodem ewentualnej klęski wicemistrzów Szwecji.
MW: Co prawda na wyjeździe DIF przegrało w Europie tylko raz i to w rewanżowym meczu barażowym, tak jednak uważam, że „w gościach” miewają spore problemy i to Lech będzie musiał wykorzystać. Drużyna ma za sobą dopiero trzy mecze w Svenska Cupen z niżej notowanymi rywalami i dopiero czwartkowe starcie będzie dla nich prawdziwym testem. Problemem może okazać się również brak Rasmusa Schullera i wątpliwy występ Olivera Berga (stan na niedzielę 12:40). Schuller to defensywny pomocnik, który w wyjazdowym spotkaniu i przy bardziej reaktywnym nastawieniu jest kluczową postacią. To typowy przecinak, który jednak też umie dobrze rozpocząć kontratak. Niestety Fin jest zawieszony z powodu żółtych kartek i nie wystąpi przy Bułgarskiej. Naturalnym następcą jest Hampus Findell i wtedy nieco z boku występować by miał Oliver Berg – niezwykle kreatywny piłkarz, który równie dobrze radzi sobie w ataku, jak i środku pola. Zabrakło go w ostatnim meczu w Svenska Cupen i na razie nie wiadomo, czy wyzdrowieje do czwartku. To może być duży problem.
Kogo wymienilibyście jako największą gwiazdę zespołu? Na kogo trzeba szczególnie uważać?
JB: Doświadczenie i osobowość przemawiają za Magne Erikssonem, liczby i przebojowość za Joelem Asoro. Ja postawię jednak na mniej oczywiste wybory. Po pierwsze Victor Edvardsen. Nie jest to typowa „dziewiątka”, która pojawi się znikąd, dostawi nogę, strzeli i tyle go widziano. Przynajmniej jego wersja z Djurgården. To zawodnik bardzo nieszablonowy – zarówno na boisku, jak i poza nim. Pracuje dla drużyny nie tylko z przodu, ale także w środkowej części boiska. Potrafi odebrać, zainicjować atak, otworzyć drogę do bramki. No i strzelać też umie, cały czas. Zdecydowanie mój typ napastnika. Drugim piłkarzem jest Elias Andersson. Początkowo zawodził jako środkowy pomocnik, jednak gdy został przetestowany na lewej obronie, zaczął zachwycać, zostając nie tylko kluczowym piłkarzem zespołu, ale również gwiazdą ligi oraz reprezentantem Szwecji. Liczę, że w najbliższych dniach ta dwójka napsuje polskim kibicom sporo krwi.
MW: Wahałem się od jakiegoś czasu pomiędzy Joelem Asoro, Marcusem Danielsonem a Victorem Edvardsenem, ale ostatecznie wskazuje na Magnusa Erikssona. „Magne” to już bardzo doświadczony piłkarz i kapitan zespołu. Właściwie wszystkie ataki DIF przechodzą przez niego. Prawdziwy dyrygent, który ma w swoim arsenale niesamowite uderzenie z dystansu i świetne dogranie ze stojącej piłki. Dwoma słowami – pan generał.
Jak w Szwecji podchodzi się w ogóle do rozgrywek, jakimi jest Liga Koferencji? Puchar Biedronki, czy jednak jest to pewien prestiż?
JB: Sporo zależy tutaj od etapu rozgrywek. Na poziomie eliminacyjnym zainteresowanie jest niewielkie i zmagania szwedzkich klubów pod kątem poświęcanej uwagi przegrywają konkurencję z meczami ligowymi. Sytuacja ulega zmianie, gdy szwedzki zespół dostanie się do fazy grupowej – szczególnie, jeśli jego gra daje nadzieję na dobry wynik. Ostatnie ekscesy Malmö FF w Lidze Mistrzów i Lidze Europy nie były co prawda dobrą reklamą, ale wyniki Djurgården mogą wypromować europejskie rozgrywki i sprawić, że szwedzkie kluby zaczną stawiać sobie za cel nie tylko sukces na krajowym podwórku, ale również dobry wynik w Europie. „Bo skoro oni potrafili, to czemu nie my. W czym jesteśmy gorsi?” – mogliby pomyśleć w Malmö, Häcken, Hammarby, AIK, czy jakiejkolwiek innej szwedzkiej drużynie. Mam nadzieję, że prezent, jaki UEFA podarowała m. in. takim ligom jak Allsvenskan, czyli powołanie do życia Ligi Konferencji, zostanie wykorzystany do granic możliwości i przygoda DIF nie będzie ewenementem, a jedynie zwiastunem ekspansji szwedzkiej piłki na futbolową Europę. Bo to nie tylko najprostszy, ale również najskuteczniejszy sposób na wzrost zainteresowania Ligą Konferencji oraz innymi klubowymi rozgrywkami UEFA.
MW: Doceniają sukces DIF, bo już jednak jakiś czas nie było szwedzkiego zespołu w fazie pucharowej. Oczywiście jest to puchar trzeciej kategorii, ale dla społeczności Djurgården to prawdziwe święto i na pewno wszyscy przekonamy się o tym w meczu rewanżowym.
A co w Szwecji mówi się na temat Lecha Poznań?
JB: Nikt po wylosowaniu Lecha przesadnie nie panikował, bo w perspektywie były starcia z mocniejszymi zespołami. Kolejorz jest jednak uznawany w Szwecji za mocny klub i nie ma mowy o jakiejkolwiek formie lekceważenia. Powodów szacunku do Poznaniaków jest kilka – postrzeganie Ekstraklasy jako mocniejszej i bogatszej ligi, obecność reprezentantów Szwecji w składzie czy wysoka wygrana z Hammarby w 2020 roku. W Djurgården panują jednak nastroje umiarkowanie optymistyczne – spodziewany jest ciężki dwumecz, ale wiara w korzystne rozstrzygnięcie jest duża.
MW: Z radością, bo patrząc na poziom sportowy, obie ekipy są porównywalne i zarówno jedni, jak i drudzy, mają duże szanse. Lech cieszy się szacunkiem w Szwecji, gdyż przecież stamtąd powołanie do reprezentacji otrzymali Mikael Ishak, Jesper Karlström i Filip Dagestrål. Niektórzy też wciąż dobrze pamiętają, jak maszyna Dariusza Żurawia przejechała się po Hammarby IF w 2020 roku podczas eliminacji do Ligi Europy. A Bajen grają na tym samym stadionie, co „Duma Sztokholmu”.
Czego zatem Wy spodziewacie się po tym dwumeczu?
JB: Zwycięstwa Djurgården! Dobro szwedzkiej piłki stawiam na pierwszym miejscu, a awans do ćwierćfinału europejskich rozgrywek byłby naprawdę dużą rzeczą. W zeszłym sezonie Bodø/Glimt wystawiło wspaniałe świadectwo norweskiemu futbolowi. Teraz czas na nas!
MW: Spodziewam się wyrównanego dwumeczu. Będę w szoku, jeśli któryś z zespołów już w pierwszym meczu będzie w stanie wyraźnie zaznaczyć swoją przewagę i zapewne wszystko rozstrzygnie się w Sztokholmie. W tym momencie widzę lekkiego faworyta w Lechu. Oni już przeszli jedną rundę i są pod prądem, to może okazać się niezwykle istotne.
Rozmawiał Wiktor Morawski
fot. commons.wikimedia.org
Polecamy również zaobserwować konta naszych rozmówców!
Skomentuj