Tomasz Rząsa: – Jako piłkarz czuję się spełniony [WYWIAD]

Piłkarską karierę zaczynał w Cracovii, z którą dwukrotnie zdobył mistrzostwo polski juniorów. Największe sukcesy odniósł, grając dla Feyenoordu Rotterdam, z którym w 2002 roku sięgnął po Puchar UEFA, jako drugi w historii Polak. Z reprezentacją po 16 latach przerwy awansował na mistrzostwa świata, ale jak sam przyznaje, z kadrą wiąże zarówno te miłe, jak i gorzkie wspomnienia. Obecnie pełni funkcję dyrektora sportowego Lecha Poznań, który już jutro rozegra swój pierwszy mecz w 1/8 finału Ligi Konferencji. Zapraszamy do przeczytania wywiadu z Tomaszem Rząsą.

Marcin Gala: Mistrzostwo Polski Juniorów w 1990 i 1991 roku z Cracovią. Jak Pan wspomina tamtą ekipę? Wiem, że co roku w okresie świątecznym spotykacie się w Krakowie.

Tomasz Rząsa: To były fajne, młodzieńcze lata. Wtedy jako 9-latkowie spotkaliśmy się po raz pierwszy u trenera Sputo, który obecnie jest moim teściem. Zżyliśmy się ze sobą przez tamte wspólne osiem lat i od samego początku mieliśmy sukcesy. Najpierw wygrywaliśmy mistrzostwa Krakowa, małopolski, by na końcu dwukrotnie wygrać mistrzostwo Polski juniorów. Teraz w miarę możliwości, gdy tylko czas pozwala, a najczęściej jest to w okresie świątecznym, to spotykamy się na wspólne piłkarskie spotkanie i kolację.

W wieku 21 lat zmieniał Pan ligę polską na szwajcarską. Odczuł Pan jakąś różnicę?

Wyjeżdżałem jako kapitan naszej młodzieżowej kadry, po debiucie w pierwszej reprezentacji i jako aktualny lider klasyfikacji strzelców ligi polskiej z 8 golami na koncie. Mimo to ten przeskok był dość spory pod względem piłkarskim, mentalnym. To przejście do ligi szwajcarskiej było dla mnie dość sporym wyzwaniem i musiałem się napocić, żeby podołać temu wyzwaniu.

Na boisku zaczynał pan jako napastnik, a kończył karierę jako lewy obrońca. Czym to było spowodowane?

Mając 9 lat, rozpocząłem swoją przygodę z piłką w Cracovii jako napastnik, w dodatku bramkostrzelny napastnik, bo trochę tych goli zdobyłem w karierze. Przechodząc do Szwajcarii, zacząłem grać na skrzydle, bo w Grasshopper szukali zawodnika na tę pozycję i grywałem zarówno na pozycji napastnika oraz skrzydłowego. Później w Holandii również grałem jako skrzydłowy i napastnik. Natomiast osobą, która zmieniła moją pozycję na boisku, był Leo Beenhakker, który wraz z Feyneoordem zostawał wtedy mistrzem kraju. W wieku 26 lat, przed transferem do Rotterdamu powiedział mi, że widziałby mnie w swojej drużynie na pozycji lewego obrońcy, często włączającego się do akcji ofensywnych. W dodatku Feyenoord w lidze dominował i grał ofensywnie, więc gra na tej pozycji sprawiała przyjemność. Dodatkowo w tym okresie zbiegły się również mój powrót do reprezentacji oraz największe sukcesy w karierze, więc na pewno nie wyszło mi to na złe.

Jakim trenerem był Leo Beenhakker?

Trener Beenhakker był strategiem, człowiekiem, który miał bardzo dobry kontakt z piłkarzami i potrafił jednoczyć szatnię. Doskonale czytał mecz, potrafił świetnie reagować na boiskowe wydarzenia, bardzo dobrze czuł piłkę oraz piłkarzy.

W Serbii zdobył Pan sympatię kibiców Partizana po tym, gdy jako jedyny piłkarz podziękował pan im za doping. Na następnym meczu wywiesili oni słynny transparent: „Tomek, oni wszystcy są huje oprócz Ciebie!”

Był to sezon, w którym po raz pierwszy w historii serbskiej piłki awansowaliśmy do Ligi Mistrzów. Pamiętam, że było to wielkie wydarzenie na Bałkanach. Natomiast w lidze musieliśmy uznać wyższość Crveny Zvezdy Belgrad, więc to drugie miejsce było rozczarowujące zarówno dla nas piłkarzy, jak i kibiców Partizana. Pamiętam, że była to przedostatnia kolejka sezonu i mecz, w którym remisem na wyjeździe definitywnie pozbawiliśmy się szansy na mistrzostwo kraju. Poszedłem wtedy pod trybunę podziękować im za wsparcie, natomiast reszta piłkarzy była mocno rozczarowana i tego nie zrobiła i później podczas domowego spotkania taki transparent się pojawił.

Czy Tomasz Rząsa to najlepszy lewy obrońca w XXI wieku, który zagrał w reprezentacji Polski?

Absolutnie nie chcę tutaj oceniać swojej gry. Dużo więcej osiągnąłem w piłce klubowej, grając w trzech różnych ligach, może nie tych z TOP 5, ale solidnych. Zarówno w Szwajcarii, Holandii, jak i Serbii grałem w Chamipons League, Pucharze UEFA oraz walczyłem o mistrzostwa tych lig, dzięki czemu mogłem poczuć się spełniony. Natomiast w reprezentacji nie była to taka kariera, żebym mógł powiedzieć, że czuję się spełniony.

Wtedy też dla reprezentacji nie był to najlepszy sportowo czas

Tak. Po 16 latach przerwy awansowaliśmy na mistrzostwa świata. Natomiast w Korei i Japonii znów było spore rozczarowanie, później był Mundial w Niemczech. W kadrze Pawła Janasa podczas eliminacji byłem podstawowym zawodnikiem, natomiast później na te mistrzostwa jednak nie pojechałem. Podsumowując w reprezentacji doświadczyłem zarówno tych miłych wspomnień oraz tych gorzkich.

Co Pan robił w momencie transmisji z powołań do kadry Pawła Janasa na mundial 2006? Jaka była reakcja?

Wtedy byłem już w domu, z rodziną. Wróciłem z zakończonego zgrupowania z Wronek, gdzie zagraliśmy ostatni mecz towarzyski przed tamtą imprezą i przygotowywałem się do wyjazdu do Niemiec. Ostatecznie tam nie pojechałem, więc było ogromne rozczarowanie. Największe w mojej piłkarskiej karierze.

Wyjaśniliście to sobie później z trenerem Janasem?

O braku powołania rozmawialiśmy dopiero po wielu latach. Natomiast to nie wyczerpuje tego tematu. Nie chodzi tu tylko o moją osobę, ale cały zespół. Jedną decyzją trener tuż przed turniejem rozbił sobie drużynę. Wielokrotnie się powtarza, że Team Spirit zespołu jest bardzo ważny, szczególnie jeśli chodzi o reprezentację. Tym można wygrywać albo niestety przegrywać. Dlatego na tym polu odnieśliśmy porażkę jeszcze przed samym turniejem. Ta grupa została zupełnie rozbita, bo piłkarze, którzy pomogli w awansie jak Tomek Frankowski – najlepszy strzelec reprezentacji w eliminacjach; Jurek Dudek, który bardzo dobrze bronił; Tomek Kłos, który był etatowym obrońcą i ja grający w tamtych eliminacjach wszystkie spotkania od początku, aż do ostatniego meczu z Anglikami, kiedy mieliśmy już zapewniony awans do MŚ, tworzyliśmy ten Team Spirit. Trener Janas zbyt łatwo pozbył się kilku ważnych ogniw na boisku oraz w szatni. Szkoda, że tak się wydarzyło.

Współpracował Pan w reprezentacji z Franciszkiem Smudą, będąc dyrektorem kadry do spraw kontaktów z mediami. Jaki to był trener?

Trener, który miał bardzo dobre czucie i widzenie piłkarzy. Potrafił znakomicie czuć zespół, lubił ciężką pracę. W moim odczuciu również potrafił bardzo dobrze reagować na boiskowe wydarzenia. Miał olbrzymie doświadczenie.

Często odwiedza Pan Rotterdam?

Teraz rzadko, jeśli odwiedzam to z racji zaproszeń, które klub wysyła do byłych piłkarzy z okazji meczu otwarcia sezonu. W Rotterdamie bardzo mocno dbają o to, wiec, jeśli tylko mam czas, to chętnie korzystam z takiego zaproszenia i wspólnie z rodziną jedziemy spotkać się z piłkarzami, także z tymi, którzy reprezentowali Feyenoord w różnych pokoleniach. Mamy czas na rozmowę właśnie podczas obiadu, a później wspólnego oglądania meczu.

W sezonie 2001/2002 Feyenoord z powodzeniem występował w europejskich pucharach, ostatecznie triumfując w Pucharze UEFA, natomiast w lidze zdarzało mu się często gubić punkty ze słabszymi rywalami. Sytuacja podobna do tej z obecnego sezonu Lecha. Czym to jest spowodowane?

Przede wszystkim obciążenie mentalne piłkarzy w tych meczach pucharowych powoduje, że możliwość pełnej koncentracji w meczu, który ma miejsce za kolejne 2-3 dni, jest bardzo trudna. Sam tego doświadczyłem i mimo że fizycznie czułem się bardzo dobrze oraz ta kadra była szeroka, to tyle nas to kosztowało, że ciężko było wejść znów na ten najwyższy poziom. Podobnie jest w Lechu Poznań, gdzie w każdej chwili zawodnika zmęczonego można podmienić na świeżego, jakościowego, więc to nie problem wąskiej kadry, ale przede wszystkim brak doświadczenia w regularnym graniu co trzy dni. Zawodnicy dopiero się tego uczą. Widzimy najlepszych piłkarzy, którzy co sezon praktycznie grają co trzy dni, więc dla nich to jest łatwiejsze. Są przyzwyczajeni do obciążenia mentalnego, stresu i później jest im łatwiej wejść w kolejne spotkania. Teraz dla nas te mecze w Pucharze Konferencji to olbrzymie wydarzenie, wysiłek mentalny. Po takim meczu ponowna koncentracja i danie już za 2-3 dni znów stu procent z siebie, jest trudne.

Ostatnio przeczytałem biografię Arrigo Sacchiego, który również stwierdził, że ludzki umysł jest w stanie myśleć intensywnie tylko o jednej rzeczy

Tak, często właśnie po meczu pucharowym w  Lidze Mistrzów, czy w Lidze Europy przychodzi moment rozluźnienia. Nie możesz żyć ciągle w napięciu, stresie. Po grze w europejskich pucharach nastaje moment rozluźnienia, treningu, regeneracji i ładowania baterii na kolejny mecz. Ten odcinek czasowy jest tak krótki, że mecz ligowy już nie powoduje takiej koncentracji i bardzo ciężko to przeskoczyć. Jeszcze dodatkowo, gdy z tyłu głowy piłkarze mają kolejny mecz pucharowy.

Na jakich pozycjach obecnie Kolejorz potrzebuje wzmocnień?

Mamy pełną kadrę. Na każdej pozycji mamy rywalizację sportową, mamy jakość, młodych piłkarzy, którzy nadal się uczą i powoli też wchodzą do pierwszego zespołu. Wypożyczyliśmy też kilku młodych zawodników do 1 ligi. Natomiast w lecie będziemy dokonywać wzmocnień. Zobaczymy, jak będzie wyglądała sytuacja zawodników wypożyczonych, np. Gio Tsitaishviliego. Jak sytuacja będzie wyglądać z zawodnikami, którym kontrakt się kończy, a takimi są, chociażby Lubomir Satka na środku obrony, Pedro Rebocho, Barry Douglas. Na skrzydle w tym sezonie bardzo dobrze wygląda Michał Skóraś i to też będzie dla niego taki moment, by spróbować sił w silniejszej lidze. Więc na pewno są to pozycje, które się krystalizują i na których będziemy szukać wzmocnień.

Gdy latem do Lecha dołączył Afonso Sousa w mediach przewijała się kwota nawet 1,5 mln euro za jego transfer, co stanowiłoby jeden z największych wydatków w historii ekstraklasy. Ostatecznie ta kwota podobno była niższa. Tymczasem w świecie futbolu z najwyższej półki powoli przestają dziwić kwoty powyżej 100 mln euro. Sądzi Pan, że sumy wydawane na transfery przez czołowe polskie kluby, również zaczną wzrastać? Jaka jest szansa, że w ciągu najbliższych lat ktoś z czołówki ekstraklasy wyda, powiedzmy, 5 mln euro na pojedynczego zawodnika?

To wszystko jest kwestią zaistnienia na arenie międzynarodowej, właśnie przez takie mecze jak te Lecha w pucharach. Jeśli Lech, czy inny polski klub, będzie regularnie meldował się w fazie grupowej europejskich pucharów, to wtedy takie kwoty będą możliwe. Natomiast w przypadku polskich klubów nie ma zachowanej ciągłości odnoszenia sukcesów, nie potrafimy zaistnieć przez dłuższy okres czasu na najwyższym poziomie, czyli poprzez grę w Europie. Bo tam są największe pieniądze. Tylko regularna gra na tym poziomie spowoduje, że klub będzie na tyle stabilny finansowo, by móc pozwolić sobie na większy transfer.

Akademia Lecha jest jedną z najlepszych w kraju. W jaki sposób działa szkółka Lecha, że tak spora liczba wychowanków ma szansę debiutu w ekstraklasie i później za spore sumy przenoszą się do silniejszych lig?

Są to lata doświadczeń, pracy całego klubu. Jest to „know-how”, który opiera się na doskonałym szkoleniu młodych piłkarzy. Na wprowadzaniu ich tylko w miarę możliwości, kiedy trenerzy ocenią że mogą przejść na wyższy poziom. Czyli takie kolejne cele, kolejne challenge, które muszą pokonać i na końcu ten najtrudniejszy etap, czyli wejście do piłki seniorskiej. Wprowadzanie młodych piłkarzy do pierwszego zespołu jest ustalone w strategii, filozofii Lecha. Dlatego przez te lata klub wypracował sobie tę wiedzę i wie jak to skutecznie robić. Wiemy, że najtrudniejszym momentem dla młodego zawodnika jest przejście z piłki juniorskiej do seniorskiej. Lech wie jak to robić i robi to przede wszystkim skutecznie, poprzez różne działania, które w klubie są już wypracowane.

Jak bardzo istotna jest mocna druga drużyna w klubach ekstraklasy?

Jest bardzo istotna, bo jest to jeden z momentów gdy z piłki juniorskiej przechodzisz do seniorskiej i fajnie jak młodzi 16 czy 17-latkowie mogą zaczynać na tym niższym poziomie, w przypadku Lecha na poziomie 2 ligi. Tam w obecności starszych, doświadczonych piłkarzy mogą robić kolejny krok w swoim rozwoju, by później trafić do pierwszej drużyny. Tak więc, jest to niezmiernie ważne na takim etapie rozwoju.W przypadku Lecha, który ma najlepszych zawodników w Polsce, posiada wielu reprezentantów swoich krajów, to wejście młodego zawodnika z akademii na ten poziom, musi się odbywać stopniowo.

Prognoza co do czwartkowego meczu z Djurgarden?

W meczu z Bodo większość oceniała nasze szanse 50/50, także tutaj też podobnie to wygląda i mogę zapewnić, że będziemy walczyć dzielnie.

Ostatnio Kamil Kosowski określił te rozgrywki jako Puchar Biedronki. Jak Pan się odniesie do tej opinii?

Powiem tak, fajnie jakby naszym klubom co roku udawało się grać w europejskich pucharach. Czy to będzie Liga Europy, Liga Mistrzów, która byłaby naszym szczytem marzeń w tym momencie, a nawet Liga Konferencji bo jest to możliwość zebrania olbrzymiego doświadczenia.

Czego życzyć Tomaszowi Rząsie?

Udanego łączenia europejskich pucharów z ligą, tak jak jesienią się nam to udawało, żeby nie było takich przykrych wpadek jak np. ta ze Śląskiem Wrocław.

Rozmawiał Marcin Gala

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Start a Blog at WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

%d blogerów lubi to: