Mają finał Pucharu Francji, ale chcą więcej. Grupa RedBird, progresywny futbol oraz algorytmy drogą do piłkarskiego sukcesu Toulouse FC.

Tuluza to najludniejsze miasto we Francji, nie licząc Lyonu, Marsylii i oczywiście Paryża. Pod względem piłkarskim nie można ich jednak w żadnym stopniu porównywać do wspomnianej trójki. Bardzo popularne jest tam rugby – piłka nożna od dawna jest tam sportem drugoplanowym. W najbliższych latach ma się to zmienić i to nie ze względu na finał Coupe de France, w którym Les Violets wezmą udział pod koniec miesiąca, a poprzez działania amerykańskiej korporacji RedBird, która przejęła klub w lipcu 2020 roku. Oto opowieść o ambicjach Toulouse FC – zespołu, który swój długofalowy plan rozwoju opiera na statystykach, algorytmach i ogromnej bazie danych, która służy im praktycznie do wszystkiego.

Odkopać zgliszcza

Tuluza byłaby sportową stolicą Francji, gdyby jedyną dyscypliną wziętą pod uwagę było rugby. Nie ma w tym jednak nic dziwnego, skoro tamtejsze Stade Toulousain jest największym i najbardziej utytułowanym klubem zarówno krajowo, jak i interkontynentalnie. Mieszkańcy od lat więc znacznie chętniej uczęszczają na mecze lokalnego zespołu rugby, niż jego piłkarskiego odpowiednika. Mało tego, część z nich w ogóle nie znosiła piłki nożnej ze względu na zupełny brak sukcesów TFC. Opowiadał nawet o tym wychowanek i obecny obrońca klubu, Anthony Rouault, który z tego powodu długo wstydził się przy bliskich wspominania tego, że jest profesjonalnym piłkarzem. Presja zeszła z niego dopiero pod koniec tamtego sezonu, kiedy klub awansował do Ligue 1, a członkowie jego rodziny zaczęli chodzić na mecze. Zresztą, nie tylko oni – od 2020 roku, średnia frekwencja na stadionie Toulouse wzrosła od siedmiu do aż dwudziestu trzech tysięcy widzów. To wynik niesamowity, szczególnie jak na miasto, które nigdy z piłką nożną nie było kojarzone. Jest to jeden z wielu efektów zmian właścicielskich, jakie zaszły trzy lata temu.

Czerwony ptak, który przyfrunął do Oksytanii

A zaszły one w idealnym momencie, bowiem grupa RedBird przejęła Tuluzę tuż po sezonie pandemicznym, w którym klub spadł z hukiem do Ligue 2. Zdecydowanie nie były to dla Les Violets przyjemne czasy. Na dzień dobry, już w październiku 2019 roku, z funkcją trenera pożegnał się Alain Casanova. Człowiek, który pracował w Tuluzie ponad dwie dekady i przyczyniał się do jego największych sukcesów w XXI wieku, czyli grze w europejskich pucharach. Odszedł w 2015, ale wrócił trzy lata później, żeby pomóc klubowi zyskać stabilizację. Skończyło się na tym, że część kibiców pożegnała go pogróżkami oraz pisemnymi groźbami śmierci.

Później było już tylko gorzej. Nie pomógł nawet certyfikowany ligowy strażak, jakim jest Antoine Kombouaré. Tak, ten sam trener, który właśnie wprowadził Nantes do drugiego z rzędu finału Pucharu Francji, w którym, o ironio, zmierzy się właśnie z Tuluzą. Od początku listopada do marcowego przerwania sezonu, klub z południa Francji zaliczył niechlubnie wstydliwą serię dziewiętnastu meczów z rzędu bez zwycięstwa. Jedyne, co funkcjonowało tam dobrze, to akademia, ale to akurat nie było żadną nowością – Alban Lafont, Jean-Clair Todibo, Ibrahim Sangare, Manu Koné czy Bafode Diakité to tylko niektórzy z jej ówczesnych absolwentów, którzy osiągają obecnie sukcesy w wyżej notowanych klubach czy ligach.

Zdążyłem już wspomnieć o nowych właścicielach Tuluzy, czyli amerykańskiej grupie inwestycyjnej RedBird Capital Partners. Owa korporacja spadła klubowi z nieba, bowiem nie tylko jest jego główną nadzieją na przyszłość, ale i przybyła w okresie, w którym naprawdę tego potrzebowano. Ale po kolei – czym zajmuje się RedBird i co tak właściwie oferuje?

Wypada zacząć od tego, że Tuluza nie jest jedynym klubem piłkarskim pod władaniem Amerykanów, którzy, swoją drogą, mają swoje udziały także w Liverpoolu (tj. 11% akcji klubu w FSG). Z kolei wraz z początkiem czerwca 2022 roku zostali także właścicielami włoskiego Milanu. Fani „Rossonerich” mogą być optymistyczni co do perspektyw ich klubu, bowiem, podobnie jak w Tuluzie, RedBird zamierza wprowadzić tam filozofię tak zwanego moneyballu – czyli oparcia m.in. procesów skautingowych oraz rekrutacyjnych na różnych statystykach i algorytmach.

Moneyball w Tuluzie – jak działa i dlaczego jest tak skuteczny?

Moneyball to termin, który oznacza zastąpienie tradycyjnych metod rekrutacji piłkarzy dokładną analizą różnych danych. Ma to umożliwić dogłębne prześwietlenie rynku transferowego i wypatrzenie na nim zawodników, którzy są do wyciągnięcia za niewielką cenę. RedBird posiada dostęp do ogromnej bazy danych statystycznych, które są później udostępniane Tuluzie, dzięki czemu klub może sprawnie funkcjonować według tej filozofii. Są także specjalnie przeznaczeni do tego ludzie – po zmianach właścicielskich, prezesem Les Violets został Damien Comolli, który przed laty służył pomocą Arsene’owi Wengerowi jako szef skautingu w Arsenalu. To właśnie on sprowadził do ekipy Kanonierów m.in. Kolo Touré, Gaëla Clichy’ego, czy Emmanuela Eboué. Aktualnie stoi na czele tuluzyjskiego projektu, a pomaga mu wielu topowych analityków. Pion skautingu jest w stanie obserwować nawet ponad 40 tysięcy piłkarzy, a zbudowanie drużyny, która w zeszłym sezonie awansowała do Ligue 1 kosztowało ich zaledwie pięć milionów euro. To tylko pokazuje, jak opłacalnie wychodzi na tym cały klub.

Damien Comolli

Tuluza nie jest jednak pionierem, jeśli chodzi o prowadzenie takiej polityki w futbolu – na filozofii moneyball już lata wcześniej opierały się, chociażby Brentford czy duńskie Midtjylland, które jest klubem partnerskim Anglików. The Bees już od lat ściągają do siebie piłkarzy za promocyjne kwoty, żeby później sprzedać ich z dużym zyskiem. Przykładów można znaleźć mnóstwo: Neal Maupay? Kupiony za 2 miliony euro, sprzedany za 22. Ezri Konsa? Kupiony za niecałe 3 miliony, sprzedany za 13 z hakiem. No i wreszcie Ollie Watkins, który kosztował 7 milionów euro, a 3 lata później został sprzedany do Aston Villi za pięć razy więcej. Dzięki tej strategii klub przez ostatnie lata piął się w górę szczebel po szczeblu i nawet będąc dziewiątą drużyną Premier League nie zamierza zmieniać polityki. Wychodzi na to, że statystyki nie kłamią, jeżeli potrafi się z nich umiejętnie korzystać.

W obecnym składzie Brentford także możemy znaleźć piłkarzy, którzy trafili tam za grosze, a możliwe, że przyszłości odejdą za znacznie więcej. Za transfery Ivana Toneya, Bryana Mbeumo i Vitaliego Janelta zapłacono łącznie około 13 milionów euro, co patrząc na ich aktualną dyspozycję i wartość dla drużyny wydaje się być niesamowite. Właśnie w ten sposób ma zamiar funkcjonować Tuluza – w najbliższych latach chcą się stać samozarabiającym na siebie klubem, który krok po kroku będzie osiągał coraz wyższe stopnie rozwoju.

Skauting w różnych zakątkach świata

Są jednak kwestie, w których Tuluza się od Brentford różni. Przede wszystkim są to struktury skautingowe. The Bees działają głównie w niższych ligach angielskich, we Francji, czy też, za sprawą kontaktów, w Danii. W TFC jest inaczej. Mimo że ich siatki działają na podobnej zasadzie, to są rozproszone właściwie po prawie całym globie. Wystarczy spojrzeć na to, z jak różnych państw pochodzą zawodnicy Les Violets, a także z jak różnorodnych klubów przychodzili. Oczywiście łatwo zaobserwować, że najczęściej mamy do czynienia z transferami na linii z Beneluksem (np. Dejaegere, van den Boomen, Dallinga) oraz ligami skandynawskimi (np. Nicolaisen, Kamanzi, Zanden), jednak występują inne, ciekawe przypadki. Gabriel Suazo przyszedł z ligi chilijskiej, Ado Onaiwu z japońskiej, Rafael Ratao ze słowackiej, a Denis Genreau z australijskiej. Ba, ostatnio do klubu zawitał także reprezentant Ekstraklasy, jakim jest oczywiście Said Hamulić. Coraz więcej wskazuje na to, że pod tym względem granice dla władz Tuluzy nie istnieją. Damien Comolli udzielał swego czasu rozmowy dla CBS Sports, w której wielokrotnie zaznaczał, jak kluczowy jest dla jego klubu dostęp do danych statystycznych.

Jesteśmy całkowicie zbudowani na analizie danych, niezależnie od tego, czy rekrutujemy piłkarza, trenera, analizujemy przeciwnika lub nawet własną drużynę i własnych zawodników. Statystyki i algorytmy pomagają nam nawet w podjęciu decyzji o przedłużeniu kontraktu lub o tym, czy podpisać lub sprzedać danego piłkarza. Jesteśmy także bardzo zróżnicowani pod tym względem. Mamy dostęp do serwisów statystycznych naszych właścicieli, grupy RedBird. Na porządku dziennym korzystamy z wiedzy analityków, ludzi, którzy się tym zajmują oraz z ich statystyk w czystej postaci, które są nam dostępne. Dużą częścią tego są nasze warunki rekrutacji graczy. Szukamy okazji na rynku, używając algorytmów. Sprowadzenie piłkarza takiego, jak np. Gabriel Suazo, który był kapitanem Colo Colo i lewym obrońcą reprezentacji Chile, bez dostępu do tych danych byłoby dla nas niewyobrażalne. To samo dotyczy zresztą wszelkich transferowych działań, jakich dokonaliśmy przez ostatnie trzy lata. Uważam, że właśnie dlatego radzimy sobie ponad stan, biorąc pod uwagę nasze wydatki, które są niewielkie. Jesteśmy na 16. lub 17. miejscu w lidze pod względem wydatków na pensje piłkarzy, a sportowo idzie nam znacznie lepiej, więc to umożliwia nam realizację naszego innowacyjnego podejścia, którego cały czas się trzymamy

Wobec tego, czy są jakieś konkretne nazwiska, które się w Tuluzie wyróżniają i mogłyby już teraz trafić do większego klubu za duże pieniądze? Jak najbardziej. Najgorętszym z nich jest Branco van den Boomen, który gwiazdorem klubu był zarówno w Ligue 2, jak i teraz w Ligue 1. Do Francji trafił latem 2020 roku z drugoligowego holenderskiego De Graafschap za 350 tysięcy euro. Czyli, jak się właśnie okazuje, kwotę, która obecnie wydaje się śmieszna jak na umiejętności holenderskiego rozgrywającego. Facet na zapleczu francuskiej ekstraklasy potrafił nabić 12 goli i 21 asyst, a po wejściu na szczebel wyżej także regularnie punktuje w klasyfikacji kanadyjskiej. Dyrygent środka pola z magiczną prawą nogą i wyśmienitymi stałymi fragmentami gry, któremu już latem kończy się kontrakt. Po takim sezonie na poziomie Ligue 1 raczej nie będzie szans go zatrzymać, jednak gdyby nie wygasająca umowa, Les Violets na pewno otrzymaliby za niego jakąś ofertę wysokości kilkunastu milionów euro.

Dane statystyczne kluczem do wszystkiego

Tuluza korzysta ze swoich baz danych nie tylko w kwestii rekrutacji piłkarzy. Służą one jako fundament do całościowego funkcjonowania klubu. Bardzo ciekawy jest sposób, w jaki władze klubu dostosowały do niego styl gry. Przed sezonem 2021/22, analitycy prześwietlili wszystkie 34 zespoły, które wywalczyły awans do Ligue 1 w kilkunastu poprzednich sezonach i utworzyli 10 wskaźników KPI, które miały im pomóc w wywalczeniu promocji do ligi wyżej.

Rozwijając skrót, KPI to kluczowe wskaźniki efektywności. W przypadku Tuluzy obejmowały one poszczególne aspekty stylu gry, jaki chciał preferować klub. Pod koniec sezonu, Les Violets w każdym z tych wskaźników zajęli pierwsze miejsce, z wyjątkiem jednego, najmniej istotnego. Klub wygrał Ligue 2 z zaledwie pięcioma porażkami na koncie, więc sugerowanie się KPI przyniosło zamierzony efekt. Interesujący jest także wątek trenera, który Tuluzę do Ligue 1 wprowadził – tak jest, Philippe Montanier również został wybrany na to stanowisko za pomocą bazy danych.

Gdy próbowaliśmy zakontraktować naszego obecnego trenera, pytał: Jak to ma działać? Będę miał cokolwiek do powiedzenia? Odpowiedziałem: Spójrz, po pierwsze, będziemy informować o zawodnikach, jakich chcemy pozyskać. Po drugie, mamy zamiar sprowadzać piłkarzy pod styl gry, jaki chcemy preferować i oczekujemy od ciebie, żebyś ten styl wprowadził. A według naszych danych jesteś do tego najbardziej odpowiednią osobą, więc właśnie dlatego chcemy cię zatrudnić

Opowiadał Comolli w podcaście pt. „From Tou-lose to Tou-win”.

Klubowi specjaliści zauważyli także, że spośród wszystkich przeanalizowanych przez nich drużyn tylko jedna zdołała awansować do francuskiej ekstraklasy jako zespół z najlepszą defensywą w lidze. Doszli więc do wniosku, że Tuluza powinna grać ofensywnie, żeby wstąpić na wyższy szczebel. Całościowo, system funkcjonował znakomicie, a dziś TFC nadal preferuje przyjemny dla oka, progresywny futbol, który wciąż przynosi im sukcesy. W połączeniu ze znakomitą akademią, miejsce na rozwój jest na tym etapie ogromne.

Na postępy Tuluzy patrzy się z coraz większą przyjemnością, więc warto dalej obserwować ten projekt – tym bardziej, że władze klubu regularnie pokazują swój fach i to, że znają się na rzeczy. Szansa na kolejny wielki, sportowy sukces RedBird pojawiła się stosunkowo szybko – klub 29 kwietnia stanie przed możliwością wygrania Coupe de France jako beniaminek Ligue 1, a co za tym idzie, możliwością reprezentowania Francji w Lidze Europy w następnym sezonie. Kolejne poszerzenie horyzontów jest na wyciągnięcie ręki, więc pozostaje jedynie kibicować, żeby Les Violets osiągnęli kolejny etap swojej drogi na szczyt.

Adam Kowalczyk

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Start a Blog at WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

%d blogerów lubi to: