Piazza del Calcio #14 Strażacy mistrzami Włoch

Spezia w sezonie 2020/21 po raz pierwszy zagra w rozgrywkach Serie A. W finale baraży, podopieczni Vincenzo Italiano ograli Frosinone prowadzone przez Alessandro Nestę i osiągnęli jeden z największych sukcesów w historii zespołu z Ligurii. Czemu nie największy? Gdyż wszyscy kibice tego klubu w niespełna 100-tysięcznym mieście na północy Włoch znają historię drużyny z 1944 roku.

W trakcie II wojny światowej na Półwyspie Apenińskim organizowano rozgrywki ligowe, odbywały się nawet mecze międzypaństwowe. Sytuacja zmieniła się jednak dopiero, gdy we Włoszech rozpoczęły się działania wojenne, a państwo de facto w większości stało się strefą okupowaną przez Niemcy.

W 1943 roku Włochy zostały podzielone na dwie części. Północą i centrum kraju zarządzała Włoska Republika Socjalna, państwo satelickie III Rzeszy, utworzone po upadku Królestwa i próbie obalenia Mussoliniego. Południe kraju kontrolowały siły alianckie, które po operacji Husky (czyli desancie na Sycylię) parły na północ i prowadziły walki z wojskami niemieckimi na linii Gustawa czy później na linii Gotów W obliczu takich okoliczności, rozegranie sezonu ligowego na terenie całego kraju było niemożliwe. Mecze rozgrywano w grupach, których zwycięzcy awansowali do kolejnych mniejszych bądź większych grup. Rozgrywki te były organizowane pod patronatem nowo powstałego marionetkowego włoskiego rządu, przez co udział w mistrzostwach brały tylko drużyny z północy i centrum. Między innymi przez to, ten sezon przeszedł do historii calcio jako Campionato Alta Italia, czyli mistrzostwa północnych Włoch. Miało to też swoje reperkusje w przyszłości, ale o tym później.

W mistrzostwach udział wzięły drużyny z Piemontu (m.in. Torino czy Juventus), Ligurii (Genoa), Lombardii (Inter – grający pod nazwą Ambrosiana, Milan, Atalanta czy Brescia), Wenecji Euganejskiej (Hellas Werona), Wenecji Julijskiej (Udinese), Emilii-Romanii (Parma czy Bologna) i Toskanii. Początkowo rozegrano również eliminacje w regionie Lacjum, których mistrzem okazało się Lazio, ale wyzwolenie Rzymu przez aliantów uniemożliwiło zespołowi ze stolicy Włoch wzięcie udziału w mistrzostwach organizowanych przez faszystów.

W grupie finałowej rozgrywek o tytuł walczyły trzy drużyny. Torino, Venezia i drużyna o dziwnie brzmiącej nazwie, Gruppo Sportivo 42º Corpo dei Vigili del Fuoco della Spezia. Co to za dziwny twór? Nazwa odnosiła się do oddziału strażackiego, z którego pochodzili piłkarze. W 1944 roku, klub Associazione Calcio Spezia formalnie nie istniał, a raczej jego działalność była zawieszona. Prezydent klubu, Coriolano Perioli był deportowany do obozu koncentracyjnego w Niemczech, dlatego sprawami organizacyjnymi zajął się były menadżer zespołu, Giacomo Semorile. Poprosił on miejscowych strażaków, aby połączyli siły z pozostałymi graczami Spezii i w ten sposób wystąpili w mistrzostwach. Umowa z komendantem miejscowej straży pożarnej zakładała powrót wszystkich graczy do macierzystego zespołu po zakończeniu konfliktu. Dzięki takiemu zabiegowi, wielu zawodników uniknęło obowiązkowej służby wojskowej, gdyż rozgrywki piłkarskie miały posłużyć za swego rodzaju wybieg propagandowy słabnących faszystów.

Strażacy z La Spezii przeszli przez fazy eliminacyjne jak burza, przegrywając po drodze zaledwie jeden mecz. Dziwny przebieg miało ich półfinałowe starcie z Bologną. Klub z regionu Emilia-Romania był wtedy u szczytu swojej chwały, w czasie prezydentury legendarnego Renato Dall’Ary zdobył aż cztery mistrzostwa kraju. Pierwszy mecz, rozegrany w Bolonii, został przerwany przez protesty miejscowych kibiców i piłkarzy po bramce na 1-0 dla Spezii. Po fakcie, wynik spotkania został skorygowany jako walkower dla gości. Do rewanżu miało dojść początkowo w La Spezii, ale po bombardowaniu miasta, mecz został przeniesiony do Carpi. Nie spotkało się to jednak z aprobatą prezydenta Bologni, a Rossoblu zostali ukarani drugim walkowerem.

Z dzisiejszego punktu widzenia warunki, w jakich musieli radzić sobie piłkarze były abstrakcyjne. Zawodnicy podróżowali jednym samochodem, (a tak właściwie starą cysterną) Fiatem 601 L, który został przerobiony, aby pomieścić więcej osób. Dzięki temu niektórzy musieli siedzieć na drewnianych deskach, narażeni na deszcz i wiatr. Do tego często zabierali ze sobą worki soli, które były używane do wymiany na żywność, gdyż w tamtym czasie inflacja sięgała nawet 300%.

Fazę finałową rozegrano na arenie w Mediolanie, przy niskiej frekwencji, gdyż potencjalni kibice bali się niespodziewanych niemieckich łapanek. Spezia w pierwszym meczu zremisowała z Venezią 1-1, co było dosyć zaskakującym wynikiem. W drugim spotkaniu strażacy musieli zmierzyć się z rodzącą legendą calcio, czyli Grande Torino, którym z ławki dyrygował Vittorio Pozzo, a na boisku grali m.in. Silvio Piola, Valentino Mazzola czy Franco Ossola. Zwycięstwo strażaków 2-1 zostało określone jako epickie, a wygrana Torino w ostatnim meczu z Venezią, zapewniła im triumf w całych rozgrywkach.

Jedną z tajemnic niespodziewanego sukcesu strażaków z La Spezii była osoba trenera. Ottavio Barbieri był legendą Genoi, w której spędził całą swoją piłkarską karierę. Pracował tam między innymi z Williamem Garbuttem, legendarnym angielskim szkoleniowcem Genoi. To właśnie praca trenerska Anglika była dla niego swego rodzaju drogowskazem i przykładem. Barbieri zastosował w Spezii tzw. mezzo-sistema, który rewolucjonizował świat taktyki poprzez wprowadzenie pozycji libero.

Tytuł z 1944 roku nie jest zaliczany Spezii jako pełnoprawne mistrzostwo Włoch. Już wówczas, włoska federacja przyznała drużynie z La Spezii jedynie tytuł wojennego mistrza Włoch, a drużyna Torino protestowała ze względu na niejasności proceduralne i bardzo utrudniony terminarz. Ponadto podnoszono argument, że jeden z piłkarzy Spezii miał być zdyskwalifikowany na jeden mecz, a nie odbył tego zawieszenia.

Na fakt nieważności tych rozgrywek składa się też wiele innych czynników. Mistrzostwa w 1944 roku nie były w żaden sposób kontynuatorem poprzednich rozgrywek, których mistrzowie są honorowani tytułem mistrza Włoch. Jak sama nazwa zwyczajowa wskazuje, mistrzostwa północnych Włoch nie były rozgrywkami ogólnokrajowymi i miały zdecydowanie bardziej regionalny charakter. Do tego organizatorem rozgrywek było marionetkowe włoskie państwowe pod pełną niemiecką kontrolą, co również niejako umniejsza znaczenia tym mistrzostwom.

W 2002 roku włoska federacja uznała tytuł z 1944 roku za honorowe mistrzostwo Włoch. Spezia Calcio nie może więc pełnoprawnie tytułować się zdobywcą scudetto. Klub otrzymał jednak pozwolenie od włoskiego związku piłkarskiego, aby upamiętnić ten sukces trójkolorową odznaką (owalną, inną niż za zwycięstwo w Serie A czy Coppa Italia) na koszulkach piłkarzy.

Niecały rok temu, działacze Spezii wciąż postulowali o ponowne rozpatrzenie sytuacji z 1944 roku, podnosząc jako przykład walkę Lazio o przyznanie mistrzostwa Włoch za rok 1915. Trzeba jednak przyznać, że podstawy rzymian w walce o wojenne mistrzostwo są mocniejsze niż ludzi związanych z zespołem z Ligurii. Władze klubu powinny się chyba jednak skupić dzisiaj na rzeczywistości, którą będzie zażarta walka kopciuszka o utrzymanie w najwyższej włoskiej klasie rozgrywkowej.


KRZYSZTOF PIERŚCIŃSKI

Piazza del Calcio #13 Wielki Milan?

„To, czego nie udało się osiągnąć w tym roku, musimy osiągnąć w przyszłym. Szóste miejsce to nie będzie nasz cel.” – tak przed ostatnim meczem sezonu 2019/20 wypowiadał się Stefano Pioli. Milan wchodzi w siódmy kolejny sezon, będąc poza Ligą Mistrzów. Ostatni raz taka banicja przytrafiła się włoskiemu klubowi w latach 80’, kiedy to przez osiem sezonów dryfował nawet między Serie A i B. Czy nadszedł moment, w którym ta seria może zostać przełamana?


Ostatnie spotkanie Milanu w Lidze Mistrzów może wydawać się nie aż tak odległym wspomnieniem (mecze z Atletico w 2014 roku), ale klub z Mediolanu już wtedy znajdował się w gigantycznym kryzysie. Hiszpanie pokonali Włochów w dwumeczu aż 5-1, a Rossoneri skończyli sezon ligowy na ósmym miejscu, które wykluczało klub z udziału, chociażby w Lidze Europy. Wszystko, co złe zaczęło się dziać już w 2012 roku. W telegraficznym skrócie:


– już w 2011 roku holding Fininvest, czyli spółka Berlusconich, został przez włoski sąd zobowiązany do zapłaty 564 milionów euro odszkodowania firmie CIR. Przyczyną takiej decyzji było nielegalne przejęcie przez Berlusconich jednego z większych włoskich wydawnictw w latach 90’,


– problemy finansowe właściciela doprowadziły do radykalnych zmian w kadrze Milanu, na które złożyła się też nie najlepsza polityka kadrowa (bardzo duża ilość doświadczonych graczy). W trakcie jednego okienka odeszli m.in. Thiago Silva, Ibrahimović, Nesta, Van Bommel, Gattuso, Seedorf, Pato, Zambrotta czy Inzaghi.


W następnym sezonie Massimiliano Allegri zdołał jeszcze jakimś cudem ugrać 3. miejsce w tabeli i zapewnić klubowi udział w kolejnej edycji Ligi Mistrzów. Potem była już tylko równia pochyła. Okres największej smuty co prawda już minął. Rossoneri nie błąkają się już w środku ligowej tabeli, od czterech sezonów meldują się TOP6 Serie A. Dlaczego to akurat sezon 2020/21 miałby być tym przełomowym, który pozwoli zakwalifikować się drużynie z Mediolanu do LM?


Po pierwsze: stabilizacja. Przede wszystkim, Milan nie zmienił trenera w przerwie między sezonami. Stefano Pioli pozostał na swoim stanowisku, mimo że Ivan Gazidis przez ponad pół roku prowadził zaawansowane negocjacje z Ralfem Rangnickiem. Od czasów Allegriego taka sytuacja miała miejsce dwa razy, ale wówczas w dyrektorskich gabinetach dochodziło do gigantycznego zamieszania.  Vincenzo Montella został zatrudniony przez Berlusconiego Gallianiego, a latem 2017 roku, po awansie do Ligi Europy, kontrakt z nim przedłużali już Fassone i Mirabelli, czyli ludzie z chińskiego nadania w Milanie. Analogiczna sytuacja miała miejsce rok później, kiedy to latem 2018 roku trenerem zespołu był Gennaro Gattuso, a Milan został przejęty przez amerykański fundusz Elliott i doszło do kolejnej wymiany ludzi zarządzających klubem.


Teraz trener jest ten sam i właściciel jest ten sam, chociaż co jakiś czas powracają plotki o przejęciu klubu przez właściciela marki LVMH, Bernarda Arnaulta.


Po drugie: Zlatan. Chyba nikt nie spodziewał się jaki wpływ na zespół wywrze Szwed. Nie można było mieć gigantycznych oczekiwań wobec 38-latka, który oczywiście strzelał masę bramek w barwach LA Galaxy w MLS (dokładnie 53 gole w 58 spotkaniach), ale był już po poważnej kontuzji i dołączał do absolutnie rozbitej drużyny. Jego powrót do klubu w zimowym okienku transferowym traktowany był bardziej jako prezent dla kibiców po hańbiącej porażce 0-5 z Atalantą. Ibrahimović dla kibiców Milanu jest uosobieniem mentalności, za którą tęsknią: „Zespół musi mieć mentalność zwycięzców. Nawet wtedy, kiedy sprawy przybierają zły obrót, nastawienie mentalne jest ważne, bo z dobrym nastawieniem możesz osiągnąć swoje cele.” – tak mówił Zlatan już po przedłużaniu umowy na kolejny sezon. Po zwycięskim boju z Juventusem, kiedy to Milan odwrócił wynik meczu z 0-2 na 4-2, w swoim stylu stwierdził, że gdyby był piłkarzem Milanu od początku sezonu, klub walczyłby o mistrzostwo. Ibra stał się grającym asystentem Piolego, z którym utrzymuje bardzo dobre relacje. Włoski szkoleniowiec wynegocjowanie nowego kontraktu dla Szweda uznał za warunek konieczny dalszej pracy dla Milanu. Do tego samo podejście Zlatana może sugerować, że chce on wziąć na siebie bardzo dużą odpowiedzialność za wyniki i funkcjonowanie zespołu. W pierwszym sparingu przedsezonowym założył opaskę kapitana, co w czasie pierwszego pobytu na San Siro raczej nigdy mu się nie zdarzyło (co oczywiste, gdyż wówczas w klubie znajdowali Seedorf, Gattuso, Ambrosini czy Nesta).


Po trzecie: styl. Milan po przerwie spowodowanej pandemią koronawirusa prezentował się zjawiskowo. Nie wiem, kiedy ostatnio przez tak długi okres, Rossoneri grali tak efektownie i ofensywnie. Przez dwa miesiące, Milan zdobył więcej bramek niż przez resztę sezonu (przypomnijmy, że przed przerwaniem ligi, podopieczni Piolego zagrali 26 spotkań) i najwięcej punktów spośród wszystkich drużyn (ex aequo z Atalantą). Ten czas może i powinien posłużyć za fundament pod budowę zespołu pewnego swoich umiejętności i klasy. I pomyśleć jak cała saga z Rangnickiem i Piolim mogłaby się potoczyć, gdyby sezon Serie A nie został wznowiony i na podstawie algorytmu przygotowanego przez włoską federację Milan skończył sezon dopiero na dziewiątym miejscu.


Po czwarte i ostatnie: transfery. Do tego punktu trzeba podejść jednak z największym dystansem. Milan w sezonach 2015/16 – 2019/20 wydał na transfery aż 618 mln euro (dane z Transfermarkt), co klasyfikuje klub na 11. miejscu wśród najwięcej wydających klubów Europy za ten okres. Do tego budżet płacowy Milanu w tym okresie zazwyczaj plasował go na 3. miejscu w Serie A. Efekty? Mierne. Wiele ruchów wydawało się logicznych na papierze, ale boisko zazwyczaj weryfikowało piłkarzy negatywnie. Czemu teraz miałoby być inaczej? Wydaje się, że Paolo Maldini i Frederic Massara wyciągnęli wnioski z poprzednich lat i bardzo ostrożnie podchodzą do ruchów na rynku transferowym. Okienko dopiero co się zaczęło, dlatego nie można wyciągać daleko idących wniosków, ale opierając się na plotkach medialnych, Milan przede wszystkim będzie chciał wypożyczać graczy z opcją wykupu, a nie obowiązkiem (TonaliBrahim Diaz czy Bakayoko). Powinno to ograniczyć ryzyko przy każdym z tych ruchów.


Wszystkie te punkty prowadzą do jednego wniosku: jeśli nie teraz, to kiedy? A jeśli i tym razem się nie uda wrócić na salony, to wolę na razie nie zastanawiać się nad dalszą przyszłością Milanu.

Piazza del Calcio #12. Amerykanin za Amerykanina – zmiana warty w Romie.

„Obyśmy nigdy więcej się już nie zobaczyli… James, najbardziej bezużyteczny prezydent w historii. Twoi pierdoleni idioci.” – takim oto banerem grupa kibiców Romy żegnała odchodzącego właściciela i prezesa klubu, Jamesa Pallottę. Czemu po dziewięciu latach rządów, amerykański biznesmen jest żegnany w Rzymie z taką nienawiścią?

Czytaj dalej „Piazza del Calcio #12. Amerykanin za Amerykanina – zmiana warty w Romie.”

Piazza del Calcio #11. Parma – Wielka i Mała.

Parma swoje największe sukcesy święciła w latach 90’. Kibice na pewno pamiętają piłkarzy, którzy wygrywali europejskie trofea dla zespołu z regionu Emilia-Romania. Wtedy w barwach Crociatich występowały wielkie gwiazdy światowego futbolu – Lillian Thuram, Juan Sebastian Veron, Enrico Chiesa, Fabio Cannavaro, Hernan Crespo czy Gianluigi Buffon. Ostatnio pojawiły się informacje o przejęciu pakietu kontrolnego klubu przez rodzinę Al Mana. Czy katarskie pieniądze pozwolą parmeńczykom wrócić do europejskiej czołówki?

Czytaj dalej „Piazza del Calcio #11. Parma – Wielka i Mała.”

Piazza del Calcio #10. Włoska kompromitacja na angielskich boiskach.

Chyba wszyscy znamy historię dzielnych Koreańczyków z Północy, którzy na mistrzostwach światach w Anglii w 1966 roku doszli do ćwierćfinału. Tam prowadzili z Portugalią 3-0 po 25 minutach, aby koniec końców przegrać 3-5 po czterech bramkach Eusebio. Jednak nie wszyscy już pamiętają o jedynym zwycięstwie tej reprezentacji w historii występów na mundialach, które jednocześnie stało się jedną z największych kompromitacji w historii calcio.

Czytaj dalej „Piazza del Calcio #10. Włoska kompromitacja na angielskich boiskach.”

Piazza del Calcio #9. Massimo Taibi -The Blind Venetian.

W 1999 roku Manchester United poszukiwał następcy Petera Schmeichela, który po zdobyciu trypletu opuścił klub i przeniósł się do Sportingu Lizbona. Kto mógł wtedy przypuszczać, że jego potencjalny następca z Włoch, zostanie zapamiętany jako jeden z najgorszych bramkarzy w historii zespołu z Old Trafford. Oto historia Massimo Taibiego, „Ślepego wenecjanina”.

Czytaj dalej „Piazza del Calcio #9. Massimo Taibi -The Blind Venetian.”

Piazza del Calcio #8. Massimo Bonini, czyli „Płuca Platiniego”.

Kiedy myślimy o piłkarzach pochodzących z San Marino, do głowy przychodzą nam najpierw Andy Selva, bracia Simoncini czy Alessandro Della Valle, czyli strzelec pierwszej bramki dla San Marino w historii spotkań z reprezentacją Polski. Można zadać sobie pytanie; kto był najlepszym piłkarzem wszech czasów tego maleńkiego państwa? Odpowiedź może być tylko jedna, Massimo Bonini.

Czytaj dalej „Piazza del Calcio #8. Massimo Bonini, czyli „Płuca Platiniego”.”

Piazza del Calcio #7. Rinascero’, Rinascerai!

„Odrodzę się, Odrodzisz się!” – piosenkę o takim tytule napisał Roby Facchinetti. Włoski piosenkarz i kompozytor stworzył ją w trakcie pandemii. W teledysku do tego utworu udział wzięło wiele mieszkańców Bergamo, w tym m.in. Josip Ilicić. Fragmenty nagrania Facchinettiego są puszczane przed domowymi meczami Atalanty – jako nadzieja na lepszą przyszłość.

Czytaj dalej „Piazza del Calcio #7. Rinascero’, Rinascerai!”

Piazza del Calcio #6. Zmarnowana „okazejszyn”. Włoska przygoda Wojtka Pawłowskiego.

Na boiskach Serie A, w całej jej historii, przewinęło się 36 Polaków. Tylu zaliczyło, chociaż 1 oficjalny występ. 12 minut Łasickiego w 2014 roku w barwach Napoli czy 10 minut uzbierane przez Żurkowskiego w 2 występach dla Fiorentiny w tym sezonie to statystyki, które na pewno nie imponują. Jednak byli i tacy piłkarze, którzy debiutu się nie doczekali. Przykładem takiego gracza jest Wojciech Pawłowski, którego włoską przygodę biorę dzisiaj pod lupę.

Czytaj dalej „Piazza del Calcio #6. Zmarnowana „okazejszyn”. Włoska przygoda Wojtka Pawłowskiego.”

Start a Blog at WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑