Ramzan Kadyrow, to usłużny wobec Władimira Putina przywódca Czeczeni, który wysłał na Ukrainę sadystów ze swojej organizacji paramilitarnej. Mieli złamać opór Ukraińców, ale ośmieszyli się. Ich herszt udaje, że bardzo lubi sport. Dzięki FIFA miał nawet okazję, by zrobić maskotkę z… Mohameda Salaha.
Czytaj dalej „Ramzan Kadyrow. Kolega Putina i jego zamiłowanie do sportu”Kącik ukraińskiej piłki. Historia kibica Obolonu.
Denis Stolyarchuk urodził się i żyje w Kijowie. Uwielbia piłkę nożną, a przede wszystkim chodzić na mecze swojego ukochanego zespołu. Jego ulubioną drużyną jest Obolon Kijów, choć przecież w mieście najpopularniejsze jest Dynamo, to nie pała do niego wielką sympatią.
„Mnie ten klub nie interesuje. Musi wygrać każdy mecz. Jeżeli wygra, to wszystko jest ok. Jak przegrywa, to wszyscy chcą zwolnić trenera. Obolon raz potrafi wygrać z Szachtarem na wyjedzie, by potem przegrać z drużyną z dołu tabeli. Mnie się to podoba. Do tego ten stadion Dynama. Wielki i bez duszy. Co ludzie chcą tam oglądać? Przecież wszystko jest tak daleko, że ciężko cokolwiek dojrzeć. Chodziłem do młyna, jeździłem na wyjazdy Bilo- Sinych, jednak szybko mi to zbrzydło”.
Pierwszy mecz Obolonu zaliczył 3.10.2009. Pierwszy wyjazd rok później.
„Przez prawie cały pierwszy sezon chodziłem tylko na mecze domowe. Jednak zaprzyjaźniłem się z jednym dziennikarzem i on zaproponował mi przejazd klubowym busem do Lwowa na mecz z Karpatami. Było to 19.09.2010. Poważnie się wciągnąłem i od tego czasu jeżdżę już regularnie”.
Denis był już na prawie 500 meczach swojej drużyny. Do tego dołożył drugie tyle śledząc poczynania klubów z niższych lig.
„W UPL nie ma czego oglądać. Ciągle te same stadiony i miasta. Druga liga to inna sprawa. Tam są stadiony, na których jeszcze nie byłem. A ligi amatorskiej to totalna egzotyka”.
Denis zaliczył ponad 156 meczów wyjazdowych Oboloniu! Ale jak sam mówi, nie liczy tych rozgrywanych w Kijowie i okolicach.
„Narzuciłem sobie granicę 50 km. Jeżeli Obolon gra bliżej, to dla mnie nie wyjazd. Zresztą często chodzę na mecze piechotą. Dla mnie 30- 40 km nie stanowi problemu. Dlatego wszystko, co jest rozgrywane w Obwodzie Kijowskim, zaliczam do meczów domowych. Powiem szczerze, że gdy nie ma dobrych połączeń między miasteczkami i mam trochę wolnego czasu, to robię sobie spacer. Tak jak wtedy, gdy przeszedłem z Oleksandrii do Petrove 40 km. Zajęło mi to około 8 godzin. Łącznie przejechałem około 180- 200 tysięcy kilometrów”.
Bohater rozmowy tak lubi swój klub, że wakacje spędza zawsze w terminie obozów przygotowawczych Obolonu.
„Staram się nie opuszczać nawet gier kontrolnych, choć nie są one moim priorytetem. Lecę do Turcji w dzień wylotu drużyny i wracam, gdy piłkarze kończą przygotowania do rundy wiosennej. Oprócz sparingów mojego klubu oglądam mecze innych klubów, w tym 3. i 4. ligi tureckiej”.
Denis zaliczył około 143 mecze w dni robocze.
„Pracuję jako kurier. Często biorę wolne albo szukam innego pracodawcy. Mecze Obolonu są ważniejsze. Niestety przypadają często w poniedziałki i piątki. Zawsze więc uprzedzam nowego szefa o swoich planach przed podjęciem pracy”.
A teraz przechodzimy do rzeczy najciekawszej. Największy kibic Obolonu zaliczył 10 złotych sezonów. I to mimo pogrzebów w rodzinie, grania w środku tygodnia, kilkunastogodzinnych (a czasem kilkudniowych) podróży i Covida. To znaczy, że przez 10 lat nie przegapił oficjalnego meczu swojej komandy!
„Opuściłem w 2011 roku dwa mecze. Pierwszy, z Zorią w Doniecku. Nie było biletów na pociąg, a na autobus pieniędzy. Drugi to mecz z Szachtarem w tym samym mieście. Rozchorowałem się i ominęła mnie wyjazdowa wygrana, do tego to była pierwsza porażka Górników na Donbas Arenie”.
Od tego momentu Denis zaliczył ponad 300 meczów z rzędu!
-194 gry w pierwszej lidze,
-62 w drugiej,
-36 w UPL,
-18 w pucharach,
-7 w ligach amatorskich.
Komplet, o jakim pomarzyć może każdy. Plus 169 meczów towarzyskich.

Co dalej?
„A co ma być dalej? Będę kontynuował swoją serię tak długo, jak to możliwe!”
BUCKAROO BANZAI
Rozmowa z Rusłanem Neshcheretem.
Rusłan Neshcheret był najpopularniejszym piłkarzem w wieczór 4. listopada 2020 roku. Cały świat mówił wówczas o genialnym występie 18- letniego Ukraińca na Camp Nou. Niestety poza jednym przebłyskiem z europejskim potentatem, zaliczył również wpadki w dwóch następujących po sobie meczach (w tym szlagierze z Szachtarem). Co słychać u utalentowanego bramkarza Dynama? Jak widzi swoją przyszłość?
Stałeś się bardzo popularny po meczu z Barcą. W Polsce i na całym świecie było o tobie bardzo głośno. Co czułeś podczas debiutu w Lidze Mistrzów?
Czułem się dobrze. Nie przeraziła mnie atmosfera wielkiego stadionu i renoma utytułowanego przeciwnika. Nie stresowałem się. Podszedłem do tego spotkania z chłodną głową. Drużyna rozegrała bardzo dobry mecz i pomimo naporu rywala dawaliśmy sobie rade, a ja miałem wiele okazji, by móc się wykazać.
Wielu zawodników może pozazdrościć ci pewności siebie. Zdradzisz nam sekret?
W sumie sam nie wiem. Chyba po prostu już taki jestem. Trener przed meczem wypowiedział słowa, które wspominam z uśmiechem. Rzucił pytaniem „ile razy zdarzy ci się zagrać na Camp Nou w takim meczu?”. Nie pozostało mi nic innego, jak wyjść i zagrać dobrze (śmiech).
Kiedy dowiedziałeś się, że zagrasz w pierwszym składzie?
W meczu poprzedzającym spotkanie w LM, zostałem pierwszym bramkarzem. Konkurenci byli chorzy (Covid), a że przed meczem z Barcą nie wyzdrowieli, to było dla mnie jasne, że na Camp Nou wystąpię między słupkami od pierwszych minut.
Co możesz powiedzieć o swojej przyszłości? Jesteś już bramkarzem pierwszego zespołu. Co dalej?
Z pierwszą drużyną trenuję z przerwami już od ponad roku. Oczywiście robię wszystko, by zostać numerem jeden, ale nie jest to takie proste. Mam nadzieję, że wszystko się pójdzie po mojej myśli. Teraz leczę kontuzję, ale już trenuję indywidualnie i liczę na szybki powrót.
Rozmowę przeprowadził
BUCKAROOBANZAI
Co tam u Rusłana Babenko? Krótka rozmowa z zawodnikiem.
Nasz redakcyjny kolega Buckaroo Banzai przeprowadził, krótką rozmowę z byłym piłkarzem Rakowa Częstochowa Rusłanem Babenko, który we wrześniu 2020 podpisał kontrakt z Olimpikiem Donieck.
Babenko jest ważną postacią Olimpiku, który obecnie jest ósmą siłą ligi ukraińskiej. W poprzednim sezonie Babenko będąc w Rakowie grał dość regularnie, ale co do zasady jego występy nie porywały. Przeplatał gorsze spotkania lepszymi. Na Ukrainie ma renomę solidnego ligowca, więc po nieudanej przygodzie z Rakowem nie miał większych problemów ze znalezieniem nowego pracodawcy.
Wczoraj rozegrał bardzo dobre spotkanie z Szachtarem. Jego drużyna przegrała 0:1, ale Babenko pozostawił po sobie dobre wrażenie. Często przerywał akcje rywali, a w ofensywie pełnił role łącznika, który starał się napędzać poczynania ofensywne swojej drużyny. To dobry prognostyk przed zbliżającymi się spotkaniami Olympiku.
Grałeś w Polsce i na Ukrainie. Znasz smak gry w obu tych krajach. Jak porównałbyś poziom Ekstraklasy do UPL?
Ciężkie pytanie. Cóż, jeszcze dwa lata temu, gdy UPL podupadała, poziom był mniej więcej taki sam. Teraz wydaje mi się, że jednak wyższy jest w UPL. Wydaje mi się, że obecnie przewyższa ona poziomem Ekstraklasę.
A jak opiszesz samą UPL?
Obecnie gra się bardzo zachowawczy futbol. Drużyny lubią się bronić. Jest też dużo ciężkiej, fizycznej pracy i walki. Całą drużyna biega i nikt nie odpuszcza ani na chwilę.
To twoje odczucia dotyczące tego, co dzieje się na murawie. A jak porównasz poziom organizacji lig?
Tu nie ma co porównywać. Ekstraklasa pod tym względem, to zupełnie inny poziom. Wszystko jest tam dopięte na ostatni guzik. Przyjemnie się gra w takich warunkach.
Chciałbyś wrócić do Polski?
Nie myślę o tym teraz. W Olimpiku jest mi bardzo dobrze, czuję się świetnie. Nie mam potrzeby, by wracać do Polski. Z drugiej strony kto wie, co się jeszcze wydarzy…
A co takiego jest w Olimpiku, że chciałbyś tu zostać?
Świetna drużyna. Super piłkarze, zespół prezentuje się bardzo dobrze, a teraz przyszedł jeszcze niesamowity trener. Jestem ciekawy tego, jak daleko uda się nam zajść. Mamy plany, by zając możliwie najwyższą lokatę na koniec sezonu. Dobrze się tu czuję, dużo gram, absolutnie nie mam prawa na nic narzekać. Tylko się cieszyć.
Oto przyczyny upadku kolejnego ukraińskiego zespołu.
Karpaty Lwów wczoraj obchodziły 58. rocznicę powstania klubu. Świętowania jednak nie było. Resztka fanów i kierownictwo ma teraz mnóstwo problemów na głowie i we Lwowie atmosfera przypomina raczej grobową.
Latem klub spadł do drugiej ligi, ostatniej profesjonalnej. Nie dokończył sezonu w UPL, ponieważ brakło pieniędzy na wyjazdy. Teraz zajmują przedostatnie miejsce gdzieś na skraju poważnej piłki i mając 4 punkty, robią wszystko, by przyszły sezon nie był jeszcze gorszy.
Latem legendarnego właściciela, Petro Dymińskiego zastąpił Oleg Smalijczuk, agent piłkarski i biznesmen. Jednak ma tylko 50% udziałów, druga połowa należy do znanego z Dnipra Igora Kołomojskoego (grali w finale LE w 2015 w Warszawie). Oficjalnie nie ma po nim w klubie śladu, a kieruje klubem poprzez Katię Parpi, koleżankę z Cypru. Kieruje to trochę nieodpowiednie słowo. Przedstawiciele Kolomojskiego nie pojawili się na żadnych spotkaniach rady klubu od prawie 10 lat. Pani Katia pilnuje, tylko by nic w klubie się nie zmieniało. Jaki jest w tym interes? Nikt nie wie. Takie działanie na szkodę klubu nie podoba się Smalijczukowi, nie chce on mieć ze wspólnikiem nic wspólnego.
By utrzymać się w UPL, Karpaty miały spłacić 5 milionów dolarów długów. Kołomojski nie chciał, więc Smalijczuk musiałby dać 100%. Tak właśnie Lwowianie zbankrutowali. W międzyczasie prezes Ruchu Lwów wezwał biznesmenów ze Lwowa do inwestycji w Karpaty i ratunkiem przed katastrofą. Piękny gest? Bankrutujący klub uznał to za robienie PR na ich ciężkiej sytuacji i w odpowiedzi… spłacił starą karę Ruchu. Karpaty spadły, nikt im nie chciał pomóc, prezes piłkarskiego związku Lwowa dopiero po długich konsultacjach wyraził zgodę na grę w 2. lidze, bo upierał się, by Karpaty spadli do amatorów.
Statek ma więc dwóch kapitanów, żaden nie chce dowodzić, nie ma między nimi dialogu. Smalijczuk zatrudnił dziennikarza i Lwowiaka, kibica klubu- Siergieja Bolotnikova na stanowisku dyrektora rozwoju. Ta dwójka wspólnie walczy ze wszystkimi, ale walka jest nierówna. Smalijczuk założył więc drugi klub w swoim rodzinnym mieście – Haliczu.
Nazywa się Karpaty, właścicielem jest wspólnik Smalijczuka, przed sezonem trener Karpat Lwów prowadził tam treningi, na których pojawili się również gracze tego klubu. To niedozwolone, nikt też nie wie, skąd Halicz miał licencję. Jednak jest to jedna z opcji na przyszłość. Gdyby Kołomojski trwał nadal w zarządzie, to Smalijczuk przeniesie część starych Karpat do swojego miasta. Jedną z pierwszych rzeczy, jakie zrobił, było przekazanie kibicom herbu. Ma to pomóc w przenosinach i odcięciu się od drugiego właściciela.
Drugą opcją jest całkowity rozpad obecnych Karpat i start od zera, na licencji w 2. lidze. Nie będzie w klubie oligarchy, a za finansowanie mają odpowiadać kibice.
S. Bolotnikov: zaczęliśmy transmitować mecze na YT, weszliśmy na Patreona, sprzedajemy bilety- cegiełki. Chcemy, by klub był utrzymany w około 40- 50% przez fanów. Im więcej będą oglądać mecze, tym lepszy kontrakt sponsorski dostaniemy. Im wiecej ich na Patreonie, tym więcej pieniędzy dostaniemy.
Gdyby to się powiodło, byłby to pierwszy klub wolny od oligarchów na Ukrainie. Oczywiście, sponsor (Smalijczuk i jego koledzy) musi zostać, ale akceptuje on model S. Bolotnikova.
Trzecią opcją są nowe Karpaty, czyli tak, jak teraz funkcjonują Metalist1925 i Dnipro-1, które zajęły miejsca Metalista i Dnipro. Już pojawiły się plany, miał je reklamować Miron Markiewicz, ale na tę chwilę wszystko ucichło. Prawdopodobnie dadzą czas Smalijczukowi i Bolotnikovi, choć może to być dla tej dwójki kolejny problem.
Reszty dowiemy się latem. Którą z trzech dróg podąży zdobywca pucharu ZSRR z 1969? Preferowana jest ta z upadkiem starych Karpat i wskrzeszeniem na nowo, ale patrząc na trzeźwo – Halicz jest bardziej prawdopodobny.
Bolotnikov wymyślił ciekawy sposób na spłatę obecnych długów. Oddał wszystkie wynajmowane wcześniej powierzchnie – sklepy, magazyny, biura. Do tego wspomniana interakcja z fanami. Większość nowych zależności jest spłacona. Prawdopodobnie pozwoli to na rozpoczęcie życia od nowa, bez komorników, gdy Karpaty upadną w lecie przez brak finansowania (to jest właśnie ten pierwszy plan).
Klub nie ma nic poza kilkoma kawałkami ziemi i autobusem. Akademia jest finansowana głównie przez miasto. Rosnące wsparcie zniesmaczonych letnimi wydarzeniami fanów pozwala jednak patrzeć w przyszłość z lekkim optymizmem. Sam Sergiej Bolotnikov gwarantuje, że dopóki on jest w klubie, nic złego się nie wydarzy. Nawet kasacja starych Karpat (pierwszy plan) może być zdrowa dla Lwowian, bo trwanie w obecnej sytuacji oznaczać będzie kilka, kilkanaście lat na dnie.
BUCKAROO BANZAI
Luźne rozmowy. Występy ukraińskich drużyn w europejskich pucharach 20/21.
Czas na podsumowanie występów ukraińskich drużyn w europejskich pucharach w ramach nowego cyklu Luźne rozmowy. Na pierwszy ogień Paweł Ożóg oraz Buckaroo Banzai podsumowali występy ukraińskich drużyn w europejskich pucharach.
Paweł: Pięć drużyn z Ukrainy miało prawo występu w europejskich pucharach. Trzy drużyny dostały się do fazy grupowej. Szachtar i Dynamo do Ligi Mistrzów a Zoria do Ligi Europy. Na początku 2021 Szachtar i Dynamo pozostaną w grze o tytuł w rozgrywkach LE. Która z ukraińskich ekip była twoim zdaniem najlepszym ambasadorem ukraińskiej piłki jesienią 2020?
Buckaroo: Zdecydowanie Szachtar. Ten rok jest w miarę dobry dla drużyn z Ukraińskiej Premier Ligi, ale bez wielkich sukcesów. Kolos i Desna odpadły już w eliminacjach. Ci pierwsi mieli pecha, bo po wygraniu z Arisem na wyjeździe, przegrali po dogrywce z Rijeką, na co wpływ miały warunki atmosferyczne.
Warto dodać, że Dynamo i Szachtar to kluby z najniższą średnią wieku wystawianych jedenastek. Młodzi dali radę, choć kilku z nich dopiero debiutowało jesienią w dorosłej piłce.
Mnie również najbardziej zaimponował Szachtar. Przyjechali do Madrytu bez 13 piłkarzy, a i tak zdołali zaskoczyć królewskich, wyprowadzając trzy ciosy w pierwszej połowie. Antybohaterami spotkania stali się Courtois i Varane, ale piłkarze Szachtara bardzo im w tym pomogli.
Pojechali praktycznie bez podstawowych graczy do Madrytu i zdobyli 3 punkty, demolując Madryt w pierwszej połowie. Debiutowali Kornijenko z piękną asystą. Trubin ze świetnymi interwencjami. Salomon i Tete również dobrze pokazali się Europie. Chyba żaden kibic Szachtara się tego nie spodziewał. Potem powtórka w Kijowie, gdzie każdy spodziewał się srogiego rewanżu na górnikach. A klub z Doniecka pokazał, że świetna forma w Europie to nie przypadek.
Jednak wyniki w spotkaniach z Borussią były szokujące. Ciężko przejść do porządku dziennego po tym, jak pokonujesz Real. Jesteś w stanie zremisować z Interem, który w Serie A pokazuje swoją siłę, a nagle ponosisz dwie wysokie porażki z BMG (0:6 i 4:0). Zastanawiam się, w jaki sposób można je najprościej wytłumaczyć. Może wynikało to ze stylu niemieckiej drużyny, która odważniej niż Real czy Inter próbowała zdominować rywala?
Z Interem w Kijowie Szachtar zagrał raczej słabo. Dużo komentatorów zwracało uwagę, że mecz został zremisowany dzięki szczęściu i przewidywano problemy z Niemcami. Jednak nie na taką skalę. Spodziewam się zera punktów, bo Borussia to ofensywna drużyna, która nie zlekceważy nikogo w LM. Do tego widziałem męczącego się w lidze Szachtara. Czapki z głów jednak za podniesienie się po takim ciosie. Wiele osób krytykowało ich za postawę z Borussią, mówiło się o zwolnieniu Castro. A ten równie szybko uciszył wszystkich krytyków, zapewniając Szachtarowi grę w LE na wiosnę.
Mimo wszystko bojaźń przed Interem w pierwszym spotkaniu jestem w stanie w pełni zrozumieć. Pamiętamy 5:0 w zeszłorocznej edycji LE. Możliwe, że tamto niepowodzenie zostawiło swój ślad i bali się powtórki.
Tak, ale w drugim meczu między tymi drużynami Szachtar pokazał klasę. Inter miał szanse, ale Górnicy zagrali z werwą, dobrze w defensywie a Taras Stepanenko powinien zostać wybrany zawodnikiem meczu. Szkoda, że zabrakło go w XI szóstej kolejki, bo na to zasłużył. Zresztą brawa dla całej drużyny. Mimo, że Inter miał sporo okazji, to ta gra w porównaniu do meczu z Kijowa była zupełnie inna.
O Szachtarze już trochę pogadaliśmy, więc czas na Dynamo. W eliminacjach pokonali AZ i Gent Trafili do grupy z Barceloną, Juventusem i Ferencvarosem, w której wywalczyli 4 punkty.
Dynamo wykonało swój plan minimum, jednak bardzo ważny dla spraw klubowych. Wiele osób, w tym Ukraińców, tego nie docenia, bo 4 punkty zdobyte jedynie z mistrzem Węgier to żaden wyczyn, ale już sam awans nim był. Dynamo boryka się z problemami finansowymi. Nie ma tragedii, ale aby utrzymać klub na obecnym poziomie, to 32 miliony z fazy grupowej LM były konieczne. To się udało, do tego kolejne 4 mln euro za poczynania boiskowe i gwarancja gry na wiosnę. Przed sezonem każdy byłby wdzięczny za taki wynik. A że słabo wyglądało to na boisku, to już inna sprawa. Dynamo według Wyscouta zajmowało pozycje 28-32 w prawie każdym aspekcie.
Myślisz, że po pierwszym meczu z Barceloną piłkarze Dynama nadal czują niedosyt? Barca tego dnia nie wyglądała najlepiej.
Myślę, że już o tym zapomnieli. W przeciwieństwie do Szachtara zagrali tylko jeden bardzo dobry mecz. I pewnie, gdyby mieli zamienić awans do LE na wygraną na Camp Nou, zostaliby z tym, co mają. Dobra gra w Barcelonie to taki dodatek do tej kampanii w LM.
Supriadze tamtego dnia piłka wyjątkowo nie siedziała na nodze.
I nie siedzi niestety przez cały sezon. Lucescu postawił na niego i to miał być sezon wychowanka Dnipro. Zaczął dobrze. Rumun nie chciał nawet patrzeć w kierunku reszty napastników (Rusin, Kleyton). Miał dobry start w lidze. Dwa gole w pierwszych trzech meczach i to wszystko, na co było go stać. Plus ważne trafienie w play-offach z Gentem. Potem zastój trwający do teraz. Lucescu stara się ratować sytuację dając grać na pozycji napastnika skrzydłowemu Verbiciowi.
A jak oceniasz występy Tomka Kędziory? Pojawiały się głosy mówiące, że w tej edycji Ligi Mistrzów skupił się wyłącznie na bronieniu, a w ostatnim meczu Kędziora dał nawet asystę na wagę możliwości występów w LE. Doskonale rozumiem to, że Kędziora skupiał się głównie na tyłach, ponieważ w starciach z mocnymi rywalami miał mnóstwo pracy, ale i tak zdarzały mu się ofensywne wypady. Choćby w pierwszym starciu z Barceloną.
Znowu posłużę się statystykami od Wyscout. Tomasz rzeczywiście grał głównie w obronie, wygrywał mało pojedynków w ataku, ale ogólnie grał przyzwoicie, a mecz w Budapeszcie to jego popis. Dostawałem wiadomości od znajomych i dziennikarzy z Ukrainy w stylu „dziękujemy za Kędziorę!”. Dziennikarze uznali go za gracza meczu.
Zastanawia mnie przyszłość Rusłana Neszczereta. Wyważył drzwi do dorosłej piłki, ale też przytrafiły mu się poważne błędy.
Debiutował z Dnipro. Nie miał wiele do pokazania poza dwoma ważnymi interwencjami. Potem genialny mecz na notę dziesięć na Camp Nou. Następnie szlagier z Szachtarem i złe wyjście do piłki, łatwy gol Moraesa. Potem wrócił Bushchan i Neszczeret przestał grać. W meczu z Mariupolem Lucescu chciał dać mu szansę pożegnać się godnie z 2020 rokiem. Młody bramkarz jednak dostał czerwień pod koniec pierwszej połowy i tak kończy się dla niego ta runda.
Czasami tak już jest, że trzeba swoje zepsuć, żeby móc coś naprawić.
Tę rundę ciężko jednoznacznie określić. Z nieba do piekła? Chyba tak będzie najtrafniej.
Myślisz, że w niedalekiej przyszłości będzie dostawał swoje szanse?
Ciężko powiedzieć, bo to jednak gracz drużyny młodzieżowej Kijowian, przez co nie warto go za bardzo krytykować. Niech zapamięta mecz z Barcą i nauczy się na błędach z UPL
Została nam do omówienia Zoria. Zespół Skrypnika rozpoczął od trzech porażek, które ustawiły sytuację w ich grupie, ale potem zdołali wygrać z AEK i Leicester. Myślisz, że ta drużyna może w przyszłym sezonie wykonać kolejny krok? Większość polskich kibiców kojarzy Zorię z ich potyczek z Legią przed kilkoma laty.
Niestety. Mieli ogromne problemy finansowe i dla nich te 4 mln z fazy grupowej są na wagę nawet nie złota, a przeżycia. Wśród dziennikarzy panuje przekonanie, że Zoria może mieć problemy z utrzymaniem kadry w drugiej części sezonu. Opóźnienia w pensjach sięgają 4 miesięcy. Natomiast jak na razie radzą sobie średnio.
Słaby początek spowodowany zamieszaniem z trenerem i utratą ważnych ogniw. Teraz wzięli się w garść, wygląda to lepiej i w lidze i w LE. Moim zdaniem może być jednak problem w przyszłym sezonie. Były dyrektor sportowy wieszczy klubowi ciężką przyszłość twierdząc, że nawet miliony z LE nic nie pomogą. Wygrywając w Atenach i z Leicester pokazali, że nie są chłopcami do bicia, nikt nie oczekiwał od nich awansu, choć wyniki po pierwszych trzech kolejkach były bardzo słabe.
Kontynuując temat Zorii, dzięki sprzedaży, których piłkarzy Zoria może poprawić swoją sytuację finansową? Może Yurchenki? Stopniowo buduje swoją pozycję strzelając bramki i dokładając asysty, choć w przeszłości zachodu nie zawojował.
Kolejkę do transferu widzę tak: Kochergin, Abu Hana i Ivanisyenia. To najciekawsze nazwiska. Szczególnie ten pierwszy. Nim interesował się Śląsk, Wolfsburg i kilka innych drużyn, ale nie miał żadnej konkretnej oferty. Teraz podobno zgłasza się po niego Dynamo. Tylko przez dziwne decyzje Szewczenki nie dostał powołania. Gwiazda ligi. Cała drużyna Zorii to potencjalny transfer i grosz dla klubu, ale wymieniona trójka będzie kosztować pewnie ponad milion euro.
Lech Poznań jako jedyny polski zespół dostał się do fazy grupowej europejskich pucharów i punktował praktycznie jak Zoria. Tymczasem występ Lecha raczej powinniśmy odbierać pozytywnie.
Zoria pokazała się ze średniej strony. Wygrana z Leicester odbiła się echem w Europie, ale 6 punktów to bardzo średni wynik. Wpływ na to z pewnością miał ciężki początek sezonu, drużyna weszła i w puchary, i w ligę w złej formie. Na szczęście wyszła z tego z twarzą.
Nasze oceny końcowe przy zachowaniu wszelkich proporcji:
Szachtar 8/10
Dynamo 6/10
Zoria 5/10
Kolos 5/10
Desna 4/10
PS Jeżeli chcielibyście, żeby jakiś konkretny temat został przez nas poruszony w następnych luźnych rozmowach, to zostawcie komentarz na FB lub Twitterze. Wasza opinia jest dla nas ważna i chętnie zrobimy coś ekstra 😀
PAWEŁ OŻÓG & BUCKAROO BANZAI
Kolejny Metalist Charków? Takie numery tylko na Ukrainie.
Jakiś czas temu opisałem sytuację Charkowskich zespołów, ale w międzyczasie pojawił się kolejny klub powiązany z Metalistem! Tym razem wszyscy mówią wprost, że celem jest dotarcie do UPL i europejskich pucharów, by stworzyć jak najlepsze warunki dla powrotu architekta sukcesów Metalista – oligarchy Jaroslawskiego.
Metal Charków to nowy twór stworzony przez Evgena Krasnikova, byłego dyrektora sportowego Metalista i prawej ręki Jaroslawskiego. To on stał za transferami Taisona, Cleitona Xaviera i Marlosa do klubu, który zasłynął z bardzo dobrych występów w Lidze Europy. Teraz jest właścicielem, trenerem i dyrektorem sportowym. „Podoba mi się ta robota. Ja znalazłem graczy, ja ich zakontraktowałem”.
Metal ma być matrycą, na której powoli będzie kształtował się stary Metalist. W ciągu kilku lat ma powrócić ojciec wielkiej piłki w Charkowie – Jaroslawski (główny cel) – a wraz z nim w niedalekiej przyszłości ma zostać przywrócona nazwa, historia, stadion i baza, a także sukcesy. Drugim celem jest natomiast stworzenie akademii na poziomie Dynama i Szachtara. Ta nie powstanie szybko, ale według mocarny planów za kilka lat może być nawet największa w kraju.
„Jarosławski nie daje nam teraz pieniędzy, ale odnosi się do mojego pomysłu pozytywnie. A to wielki plus, bo tylko on może przywrócić Metalista i wielki futbol do żywych. Rozmawiamy w każdy dzień”.
Media ukraińskie podały informację, że oligarcha ma 10-letni zakaz brania udziału w piłkarskich projektach. Nawet jeżeli to prawda, to ewentualna karencja kończy się w 2021.
Klub nie ma ani, bazy, ani stadionu. Będą grać na stadionie policji w parku. Naczelnik policji charkowskiej oblasti – Sukurenko – to fan piłki, a jego syn gra w piłkę. Treningi odbywają się na arenie innego byłego charkowskiego klubu – Heliosa (obecnie obiekt zwie się Nova Bavaria). Ciekawym ruchem wydaje się zatrudnienie Andrija Kolesnika, komentatora i blogera, którego popularność na Ukrainie można porównać do twórców Kanału Sportowego. Kolesnik będzie odpowiedzialny za komentowanie spotkań, a także klubowy marketing. Sam zainteresowany chciałby jednak zająć się skautingiem, ponieważ niedawno ukończył specjalny kurs przygotowujący go do pracy skauta.
Kadra zespołu wygląda ciekawie, a za wyniki zespołu odpowiada Kucher – była gwiazda reprezentacji Ukrainy, trenerem bramkarzy (a jakże-były reprezentant i gracz Spartaka Moskwa) Dykań, a funkcję kapitana zespołu pełni grający jeszcze w poprzednim miesiącu w Mariupolu, Fomin, który obiecuje, że nie zakończy kariery, dopóki klub nie zagra w najwyższej lidze. Oprócz Fomina występują również inni gracze z przeszłością w UPL, a także na jej zapleczu. Klub ma potencjał, by już dziś móc utrzymać się na poziomie UPL.
Metal został stworzony w trzy miesiące. Oczywiście nie powinni zaczynać od gry w II lidze, czyli na szczeblu centralnym, ale prawdopodobnie ktoś odsprzedał im licencję. Tylko kto? To duża rysa na wizerunku klubu.
Mieszkańców Charkowa cieszy, że Metal chce być przyszłością Metalista. Krasnikov ma plany, by grać w Lidze Europy już za cztery lata. Patrząc na finanse i chęci możliwe, że tak się stanie. Kwestią budzącą wątpliwości jest to, czy uda się przyciągnąć Jaroslawskiego i spełnić główny cel klubu oraz marzenie wszystkich Charkowian. Przyszłość Metalu jest zdecydowanie pewniejsza niż Metalista 1925. Problemami są jedynie nieścisłości związane ze sponsorami i licencją, ale przy euforii towarzyszącej powstaniu Metalu nikt nie zwraca na nie uwagi.
BUCKAROO BANZAI
Na Ukrainie wskrzeszają kolejny zasłużony klub.
Na Ukrainie trwa wskrzeszanie starych, zasłużonych klubów. Po Metaliście przyszedł czas na opowieść o Krywbasie Krzywy Róg. Komu zależy na tym klubie? Jaki plan na powrót do żywych mają władze zespołu? Czemu ostatni mecz był opóźniony o godzinę, choć wszyscy byli gotowi, a pogoda była idealna do gry? Zapraszam na opowieść o reanimacji dwukrotnego brązowego medalisty UPL.
Krywbas nigdy nie był potężnym klubem. Nie zdołał zdobyć mistrzostwa za czasów Związku Radzieckiego, nie zdobył go także w czasach wolnej Ukrainy. W gablocie z trofeami nie ma nawet pucharu krajowego. Są jedynie medale za ligi amatorskie i mistrzostwo drugiej ligi. Jednak Krzywy Róg – prawie 700-tysięczne miasto – zawsze żyło meczami swojego zespołu. Mecze z Parmą z 1999 roku wspomina się tam do dziś. Stadion kiedyś porządny, zawsze wypełniony kibicami, teraz jest w fatalnym stanie. Klub popadł w długi i w 2013 roku ogłosił bankructwo. Od tego czasu piłki w mieście nie było, więc stadion oraz baza niszczeją.
Jedną z osób chodzących w czasach świetności na mecze Krywbasa był obecny prezydent kraju, Wolodymyr Zelensky. To on obiecał powrót czerwono-białych do żywych. Jego partia przegłosowała dotację 600 milionów hrywien na odbudowę stadionu Metalurg, jednak już wiadomo, że pieniądze te nie wystarczą. Czas nie był łaskawy dla prawie trzydziestotysięcznego obiektu (tu dałbym link do tweeta).
Baza stała się osiedlem narkomanów. Dlatego wszystko trzeba zaczynać od nowa. Jednak jak to w polityce bywa, wszystko robione jest na szybko i na pokaz. Stary klub miał 4 miliony dolarów długu. Co się z nim stało, czy został spłacony?
Herb i marka klubu znalazły się w 2015 roku w rękach Siergieja Mazura, legendy Kryvbasa. Zespół grał tylko w rozgrywkach amatorskich. Na zlecenie Sługi Narodu postanowiono więc przemianować Horniaka Krzywy Róg (II liga, ostatnia profesjonalna) na Krywbasa – odkupiono licencję od byłego piłkarza i zmieniono barwy. Niby nazwa ta sama, ale nie jest to powrót starego klubu. Przemalowano drugoligowy zespół na czerwono białe barwy. Nawet herb, choć podobny do pierwowzoru, ma wpisany 2020 rok (Krywbas powstał w 1959). Kierownictwo, administracja i piłkarze Horniaka zostają w klubie.
Domem przez pewien czas będzie stadion Horniaka, a w starą bazę nie warto inwestować – finansowana będzie rozbudowana „baza” Horniaka (na razie są to pełnowymiarowe boisko, oraz małe, kryte ze sztuczną. W przyszłości dojdą dwa duże oraz trzy małe). Kibice pytani o taki rozwój rzeczy nie są przychylnie nastawieni.
Prezydent nowego Krywbasa (miesiąc temu to samo stanowisko piastował w Horniaku), Konstantin Karamanic, mówi wprost „to nie jest stary Kryvbas”. Dlaczego więc przedstawia się ten nowy twór, jako powrót do legendarnego klubu? „Horniak i Kryvbas są teraz połączone. Na razie Horniak z nazwy i historii przestaje istnieć na korzyść tego drugiego, ale za parę lat oba te kluby ponownie będą osobnymi bytami” mówi Karamanic.
Ile w tym prawdy, ciężko powiedzieć. Czy to się komuś podoba, czy nie klamka zapadła i nowy Krywbas rozpoczął nową erę od meczu w Pucharze Ukrainy, który został opóźniony o godzinę, bo gościem specjalnym rozpoczynającym spotkanie miał być Zelensky. Ten się pojawił, ale kazał na siebie czekać kibicom i sędziemu 60 minut.
Krywbas ma też za sobą udany start w II lidze. Pokonał na wyjeździe Real Farmę 0-1.
Jaka będzie przyszłość i czy Krywbas kiedyś w pełni wróci na mapę piłkarską Ukrainy? Nikt nie ma wiedzy, by na te pytania odpowiedzieć. Wszystko wydaje się mgliste, nic nie jest oczywiste. Tym tekstem chciałem naświetlić temat, który jest mi dobrze znany, a zdaję sobie sprawę, że w Polsce nadal niewiele mówi się o klubach z Ukrainy. Jeżeli macie jakieś pytania chętnie na nie odpowiem.
BUCKAROOBANZAI
Metalistów 2-óch.
W Charkowie obecnie występuje jeden klub – Metalist1925. Powstał cztery lata temu i nie ma nic wspólnego z Metalistem FK, który zdobywał medale UPL, bił się w europejskich pucharach, a w jego składzie grali między innymi Taison, Marlos, Cleiton Xavier czy Jose Sosa. Należy się zastanowić, czy na pewno nic nie łączy oba te kluby? Prawda jest taka, że powiązań między nimi jest aż za wiele.
W 2012 roku Oleksandr Jaroslawski, właściciel FK Metalist Charków, odsprzedał swój klub Serhijowi Kurczence-młodemu biznesmenowi ustawionemu w przemyśle gazowym dzięki Janukowiczowi. Krążą plotki, że Jarosławski był zmuszony do tej transakcji, ale oficjalnie była to jego wola.
Jak zapewne pamiętacie w sezonie 2011/12 Metalist odniósł swój największy sukces w europejskich pucharach – ćwierćfinał LE. W lidze Metalist spisywał się jeszcze lepiej. Od 2007 do 2012 klub nie schodził z ligowego podium, wykupując abonament na trzecią pozycję, a w sezonie 2012/13 zdobył nawet wicemistrzostwo. Czym więc była podyktowana decyzja o sprzedaży? Nie wiadomo. Po wydarzeniach z 2013 i 2014 Kurczenka uciekł z klubu, pozostawiając go w długach. W 2016 FK Metalist zbankrutował i został pozbawiony statusu klubu zawodowego, ale w kilka miesięcy później przedstawiciele Kurczenki i byli pracownicy Jaroslawskiego utworzyli amatorski klub SK Metalist, który funkcjonował mniej więcej przez rok. W międzyczasie powołano do życia Metalist1925 i to właśnie ten klub gra teraz w pierwszej lidze i mylnie nazywany jest FK Metalistem. Kibice, nawet na Ukrainie, sądzą, że FK Metalist gra obecnie jako Metalist1925, ze wszystkimi trofeami, herbem, kibicami i historią. Nic bardziej mylnego.
Metalist FK (najlepiej nazywać go po prostu FK, by nie powtarzać nazwy Metalist. Dzięki temu łatwiej będzie odróżnić oba kluby) przestał istnieć. Figuruje jedynie w rejestrze długów. Należą do niego 3 autobusy klubowe, akademia piłkarska, baza treningowa z hotelami, basenem, spa i około 10 boiskami (7 pełnowymiarowymi) oraz pomieszczenia na stadionie. Wszystkie wymienione wyżej obiekty są zajęte przez prokuraturę, a pieniądze pozyskane z ich eksploatacji idą na spłatę długów. W 2019 ich suma wyniosła 40 milionów dolarów. Jeżeli ktoś je spłaci, wtedy zacznie się postępowanie sanacyjne, czyli restrukturyzacja, by klub mógł funkcjonować od nowa z całą jego historią.
Metalist1925 (1925) został założony w 2016 roku między innymi przez byłych graczy i prezesów FK (Storożenko). Ci ludzie mówią o sobie jako o pasjonatach futbolu, chcących utrzymać wielką piłkę w swoim mieście. W sezonie 17/18 klub grał już w drugiej lidze, czyli w najniższej profesjonalnej klasie (graczem był wtedy choćby Edmar, była gwiazda FK i reprezentant Ukrainy) a od sezonu 18/19 Metalist1925 zagościł na zapleczu ukraińskiej Premier Ligi. Do dziś nie zdołali jednak awansować do UPL.
Warto zwrócić uwagę na fakt, że klub ten wynajmuje akademię, bazę, autokar i kilka pomieszczeń na stadionie. Klub nie ma kasy, dlatego hotel, budynki, baseny, spa i cała reszta poza boiskami popada w ruinę, pomimo tego, że opłacana jest ochrona, małe (najbardziej konieczne) remonty, a kibice pomagają w sprzątaniu obiektów. 1925 jest na tyle biedne, że gracze mają jedną koszulkę na sezon, a sami zainteresowani śmieją się, że zgubienie trykotu może oznaczać wypadnięcie ze składu. Niektórzy używają jednej koszulki nawet przez trzy lata. Sklepik klubowy zajmuje powierzchnię zaledwie kilku metrów kwadratowych, a w celu zaoszczędzenia środków pieniężnych autokar klubowy po spotkaniach ligowych najpierw odwozi drużynę przeciwną na lotnisko lub dworzec (przeciwnicy odwdzięczają się potem tym samym). Dopiero drudzy w kolejności są gracze 1925, którzy cierpliwie czekają na podwózkę od 30 do 60 minut po meczu.
Charków jest głodny wielkiej piłki. 1925 osiąga rekordowe frekwencje w pierwszej lidze, a ukraiński związek piłki nożnej stara się, by kadra jak najczęściej grała w byłej stolicy tego kraju. Szachtar i występy w LM nie zaspokoją tej potrzeby, bo charkowianie mocno utożsamiają się ze swoim miastem i wiedzą, że Szachtar jest tu tylko na chwilę (w momencie, kiedy to piszę, Szachtar podpisał kontrakt na grę w Kijowie i chyba na dobre zostawił Charków). Końca wojny nie widać, choć w prasie co jakiś czas pojawiają się informacje, że Jarosławski wraca. Ja w to nie wierzę, pat może trwać jeszcze długo. Dlatego mam nadzieję, że trochę ułatwiłem zrozumienie tego, co dzieje się z piłką w Charkowie.
BuckarooBanzai