Co najbardziej kochamy w piłce? Gole! Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Możesz uwielbiać dryblingi, techniczne sztuczki, czy nowinki taktyczne, ale to wszystko nic w porównaniu z momentem, kiedy piłka trzepocze w siatce. Historia zna przypadki bramek, których nie sposób zapomnieć. Poniżej pięć przykładów tych, które na zawsze zostaną w naszej pamięci.
Denis Bergkamp vs Newcastle (Premier League)
Co robi normalny piłkarz, kiedy odwrócony tyłem do bramki przeciwka, otrzyma piłkę w pobliżu linii pola karnego?
Odegra z klepki to nabiegającego kolegi?
Przyjmie, poczeka i pozwoli podłączyć się do gry partnerom?
Zgasi futbolówkę i postara się z nią odwrócić?
Każde z tych zachowań jest poprawne i mieści się w repertuarze standardowych zagrań. Tyle że Bergkamp nigdy nie był zwykłym piłkarzem. Udowodnił to choćby w 11 minucie ligowe starcia z Newcastle w marcu 2002 roku. Jego trafienie to prawdopodobnie najpiękniejszy gol w historii Premier League. Niebywała inteligencja, niebotyczna technika użytkowa, koordynacja ruchowa i świadomość przestrzeni. Jeśli chcesz rozwiązywać boiskowe problemy, tak jak w tej sytuacji Bergkamp, to musisz mieć to wszystko. Skala trudności tego zagrania to 10/10. Zachowanie totalnie od czapy. Jak on to w ogóle wymyślił?
Co ciekawe Bergkamp początkowo nie zdawał sobie sprawy z wyjątkowości tego gola. Po latach wspomina na łamach magazynu Four Four Two:
„Tydzień po tej bramce, każdy pytał mnie ‘’Serio chciałeś to tak zrobić?’’ (…) Nie mogłem zrozumieć o co chodziło. Nie widziałem tego gola w telewizji, ale tyle ludzi mnie o niego pytało, że uznałem, że muszę sprawdzić co dostrzegali w tej akcji. Obejrzałem ją i wtedy zrozumiałem. (…) Pires zagrał mi za plecy, więc dostosowałem się do sytuacji. Chciałem jednym kontaktem odwrócić się do bramki. Przyjąłem piłkę, ale moje ciało ułożyło się w przeciwnym kierunku niż ona. Dlatego wyglądało to aż tak dobrze!(…)Przy wielu bramkach piłkarze podejmują decyzję w ostatniej chwili. Tak było i tutaj. Cieszę się, że to tak wyglądało i ludzie wciąż o tym mówią”.
A co do powiedzenia na ten temat ma niemiłosiernie ograny w tej akcji Dabizas?
„Jestem dumny z bycia częścią tego. To był akt futbolowego geniuszu!”
Cóż, piękno futbolu zawsze powinno stać na pierwszym miejscu.
Zinedine Zidane vs Bayer Leverkusen (Finał Ligi Mistrzów)
Nie mam wątpliwości co do tego, że bramka Francuza z roku 2002, to najpiękniejszy gol, jaki kiedykolwiek padł w finale Ligi Mistrzów. Magazyn France Football poszedł z tym dalej i uznał strzał Zizou, za najładniejsze trafienie w całej historii rozgrywek.
Nie ma w tym krzty przesady. Piłka spadająca z wysokości piątego piętra, uderzona z półobrotu i to jeszcze słabszą nogą. Piłkarz decydujący się na takie zagranie ryzykuje stanie się memiczną postacią. Można się „machnąć”, można uderzyć w trybuny. Można też zdobyć gola, którego świat okrzyknie arcydziełem. To ostatnie tylko pod warunkiem, że nazywasz się Zidane.
Potwierdza to hiszpański dziennikarz Alvaro Romero, który mówi na łamach Totally Football Show:
„Nie zapominajmy, że Zidane jest prawonożny, a strzał oddał lewą. Kiedy spytasz jakiegokolwiek z piłkarzy o ten wolej, to ten potwierdzi, że to zagranie było obarczone niecodziennym poziomem trudności. (…) ‘’Jak upolować piłkę lecącą z nieba?’’. Zrobienie tego jest niemal niemożliwe. Nawet dla któregokolwiek z profesjonalnych piłkarzy”.
Ralf Honingstein, niemiecki dziennikarz, który komentował spotkanie Realu Madryt z Bayerem Leverksuen, wspomina:
„Tylko oglądając powtórki możesz zdać sobie sprawę z przywileju, jakim jest oglądanie tak majestatycznego momentu piękna. (…) To stało się tak szybko, a ujęcia nie były na tyle dobre, byś w tamtym momencie docenił to, co właśnie zobaczyłeś. Dopiero później mogłeś zdać sobie sprawę, co faktycznie się stało(…)Komentowałem ten mecz i pamiętam jak walczyłem o to, by znaleźć odpowiednie słowa by oddać umiejętności, techniczny kunszt i wielkość Zidane’a. Trzy czy cztery minuty po tym golu mogłeś poczuć, że właśnie stałeś się świadkiem czegoś historycznego. To była wzniosła chwila”.
Nic dodać, nic ująć. Gol legenda.
Ibrahimovic vs Anglia (mecz TOWARZYSKI)
„Jesteś gównianą wersją Andy’ego Carrolla” – dało się słyszeć z trybun w trakcie towarzyskiego spotkania Szwecja-Anglia, w listopadzie 2012 roku. Przyśpiewka była skierowana w stronę Zlatana. Nie znalazłem informacji, czy Szwed faktycznie odnotował to zajście. Nie zmienia to faktu, że w tym dniu, pokazał angielskim fanom, że nie jest on kimś, z kogo można robić sobie jaja. Ibra zakończył mecz z czterema golami, a jego Szwecja wygrała 4-2. To jednak nie wszystko. Bramka zdobyta przez napastnika w 91 minucie spotkania, na stałe przeszła do piłkarskiego kanonu. Po raz pierwszy zobaczyłem ją w Teleexpressie. Już sam ten fakt pokazuje, że gol Zlatana wykraczał mocno poza piłkarską codzienność. Trudno się dziwić. Mówimy w końcu o strzale przewrotką z około 30 metrów od bramki. Jeśli dodamy do tego pułap, z jakiego Szwed „zdjął” piłkę, to mamy futbolowe arcydzieło. Hodgson, który oglądał, to upokorzenie z angielskiej ławki mówił po meczu:
„Oglądanie takich goli jest wspaniałym uczuciem, ale wolałbym go zobaczyć, strzelonego przeciwko komu innemu”.
A jak całą sytuację widział Ibra?
„Hart wyszedł bardzo daleko. Wszystko, co chciałem zrobić to skierować piłkę do bramki. Kiedy zmierzała już w jej kierunku, zobaczyłem, że obrońca stara się wybić ją wślizgiem. Miałem ochotę krzyknąć „Nie!”, ale ona ostatecznie wpadła do siatki”.
I całe szczęście. Gol Ibry to coś, czego nie zapomnimy nigdy. Trafienie Szweda zostało zresztą uhonorowane Nagrodą Puskasa, a więc wyróżnieniem za najładniejszą bramkę roku. Co ciekawe Szwed otrzymał nagrodę z rocznym opóźnieniem. Wszystko dlatego, że gdy Ibra demolował Anglików, lista nominowanych na 2012 została już zamknięta. Komisja w drodze wyjątku zgodziła się, by włączyć jego trafienie do plebiscytu odbywającego się rok później. Z jednej strony kuriozum. Z drugiej, czy dla takiego strzału nie warto nagiąć zasady?
Rooney vs Manchester City (Premier League)
„Rooney! O Matko Boska! Co za bramka! Przecież to jest w ogóle niepojęte!” – Andrzej Twarowski
Niecodzienny komentarz. Niecodzienna bramka. Trafienie przewrotką Rooneya było absolutnie wyjątkowe.
Rzecz działa się w lutym, 2011 roku, kiedy to „Czerwone Diabły” podejmowały u siebie zespół „Obywateli”. W spotkaniu utrzymywał się remis. Wtedy do akcji wkroczył Rooney. Niespecjalnie udane dośrodkowanie Naniego, zamieniło się w asystę, za sprawą magicznego uderzenia Anglika. Portugalczyk zagrał koledze typową piłkę „za plecy”. Jedyne co ten mógł zrobić to spróbować ją przyjąć w ekwilibrystyczny sposób lub…uderzyć w kierunku bramki. Zdecydował się na to drugie i zrobił to tak, że piłka zatrzepotała niemal w samym okienku. Joe Hart był bezradny, Vincent Kompany nie dowierzał. Old Trafford eksplodowało.
Rooney dziś mówi, że to było jego najważniejsze trafienie w karierze. Znaczenie tej bramce dodaje fakt, że Manchester nie oddał już prowadzenia i pokonał lokalnego rywala. Napastnik opowiadał o tym w dość mało wyszukany sposób:
„Kiedy piłka zmierzała w pole karne, pomyślałem- „Dlaczego nie?”. Na moje szczęście wyładowała w górnym rogu bramki. (…) 9 razy na 10 prób pewnie poszybowałaby nad poprzeczką, a dziś wpadła w samo okienko”.
Rooney wspominał jeszcze, że ostatni raz coś takiego zdarzyło mu się w czasach szkolnych.
Nie mógł wybrać lepszego momentu na powtórkę.
Ronaldinho vs Anglia (Ćwierćfinał Mistrzostw Świata)
Kiedy Brazylijczyk robił furorę na Mundialu w Korei i Japonii, nie był on jeszcze piłkarzem z pierwszych stron gazet. Skłamałbym, nazywając go postacią całkiem anonimową, ale umówmy się, Rivaldo, Ronaldo czy Roberto Carlos, cieszyli się wówczas większą sławą. Ronaldinho jednak znalazł swój sposób, by być na ustach wszystkich. Był to jego niecodzienny gol w ćwierćfinale z Anglią.
Kiedy piłkarz wykonywał rzut wolny, z prawej strony boiska, wszyscy – włączając Seamana – spodziewali się dośrodkowania. A Ronaldinho postanowił wrzucić bramkarzowi „za kołnierz”! Przynajmniej tak mogło się wówczas wydawać.
No właśnie. Gol, który dał ostateczne zwycięstwo Brazylii (2-1), był później przedmiotem wielu dyskusji. Nie chodziło nawet o jego urodę, a o fakt, czy Ronaldinho, aby na pewno chciał tak uderzyć?
I cóż, sam zainteresowany odpowiada niejednoznacznie:
„Cafu zwrócił mi uwagę, że Seaman często zostawia za swoimi plecami sporo wolnej przestrzeni, gdyż wychodzi wysoko z bramki. (…) Kiedy uderzałem piłkę, moją intencją był strzał. Ale miała ona wpaść nie do końca tam, gdzie ostatecznie się znalazła. Jeśli miałbym być całkowicie szczery, celowałem w przeciwny róg bramki. (…) Uderzyłem po prostu zbyt mocno, przez co piłka poszybowała tak, że wpadła nad bramkarzem”.
A co na to Seaman?
„Nie pamiętam wszystkiego, ale wiem, że to był fartowny rzut wolny. Kiedy DOŚRODKOWAŁ piłkę, wyszedłem z bramki. Potem chciałem wrócić, ale złapał mnie na wykroku i nie mogłem się ruszyć. (…) Ludzie pytają mnie, czy ‘’On naprawdę chciał tak uderzyć?’’, ale to nie ma znaczenia. Mówimy o rzucie wolnym z odległości 40 yardów, to zawsze będzie błąd bramkarza”.
Tak więc prawda leży pośrodku. Z jednej strony fart, z drugiej chytry pomysł. Efekt okazał się jednak piorunujący.
Na tym kończymy dzisiejszy „Wykop”. Selekcja – jak to zwykle bywa – do łatwych nie należała. Bo gdzie „Ręka Boga” Maradony? A może jego rajd? A solowa akcja Messiego w meczu z Getafe? Ronaldo z Compostelą? Ronaldinho z Chelsea? Wymieniać można bez końca. W końcu piłka na co dzień dostarcza nam pięknych trafień. Każde z nich ze swoją własną, często znakomitą historię w tle.
MICHAŁ BAKANOWICZ