Dlaczego Grande Juventus stał się chłopcem do bicia w Lidze Mistrzów i został zatopiony przez hiszpańską Yellow Submarine? Na ile znane słowa z pamiętnej okładki szmatławca Fakt: „Wstyd, żenada, kompromitacja, hańba, frajerstwo” oddają przebieg meczu z FC Villarreal? Co zdecydowało o klęsce Juve i w jakim stopniu jest to zaskoczeniem, a na ile smutną normalnością i stanem przejściowym? Pytań jest jeszcze więcej, spróbuję poszukać odpowiedzi.
Wygrana Emeryego w stylu Allegriego
„Doskocz, przypierdol i odskocz”- Feliks ‚Papa’ Stamm, trenerska legenda polskiego boksu taką taktykę zalecał swoim podopiecznym przed walkami. W środowym rewanżu ekipa Villarreal nie odskoczyła po wykorzystanym rzucie karnym z 78. minuty. Poszła za ciosem i dorwała się do rywala jak sęp do padliny. Po tej sprezentowanej jedenastce Bianconeri byli już kompletnie w rozsypce i grali z opuszczoną gardą, runęli jak domek z kart. Hasło ‚nie będzie niczego’ stało się faktem; bo koncentrację, monolit defensywny i skuteczność w ofensywie oraz cynizm mieli już wyłącznie Hiszpanie. Pan trener Unai Emery wyczekał przeciwnika, a jego piłkarze w idealnym momencie rzucili się graczom Juve do gardła. Wskutek czego to Villarreal wytarł turyńczykami podłogę. 0-3, nokaut.
AŁA! Przyznam, że jako wieloletniego kibica klubu z Turynu mocno zabolała mnie ta porażka. Nawet i przeczytanie powyższych zdań nieco zakłuło. W pierwszych chwilach w trakcie tego oklepu oraz po meczu nie potrafiłem pojąć, jak aż taki blamaż jest w ogóle możliwy. Lecz bardzo szybko znalazłem pewne uzasadnienia, nie wymówki, a logiczne wytłumaczenia. Całkiem możliwe, że czytelnicy nielubiący Juventusu pomyśleli: „Boli? Ma boleć!” i zwracając się do kibiców rekordowego Mistrza Włoch: prawda w oczy kole, a wygląda ona tak, że Juve to oczywiście ciągle wielki klub potrafiący przyciągać świetnych graczy, ale zarazem niestety trochę zakurzona marka, przechodząca trudniejszy okres po latach sukcesów. Ostatnie sezony aż nazbyt wyraźnie pokazały, że nie jest to ścisła czołówka w Europie, a szerokie grono potentatów. Massimiliano Allegri po meczu słusznie stwierdził: „Powiedzieć, że obecnie przed Juve jest 10 drużyn w Europie, to nie wstyd, to rzeczywistość”.
O panie, kto to panu to tak spie*dolił?
Na powyżej zadane pytanie, odpowiadam – Fabio Paratici oraz prezydent Andrea Agnelli. To oni odpowiadają za złe, wręcz fatalne ruchy transferowe. Wystarczy wspomnieć nazwisko Aarona Ramseya, który przyszedł do klubu teoretycznie za darmo, bo przecież jego agent dostał sowitą prowizję, a Walijczyk pobiera niemałą pensję i spędzał więcej czasu w gabinetach lekarskich niźli na murawie. Inni jak np. Alex Sandro też chyba za długo się zasiedzieli. No i kuriozalna niby-wymiana Miralema Pjanicia na Arthura. Ani Bianconeri, ani Blaugrana na tym nie skorzystali, co najwyżej księgowi obu klubów. Śmieszek Patrice Evra przejechał się po Brazylijczyku, krytykując fakt, że w rewanżu nie widział, żeby Arthur zrobił coś pozytywnego. True story, bro. Miałem płonną nadzieję, że zespół Juve nauczy się wykorzystywać duet Vlahovic-Morata wychodzący na pozycję, a kreatywni gracze będą rzucać im sensowne piłki. W pierwszym pojedynku tego dwumeczu na Estadio de la Cerámica Brazylijczyk zrobił to. Mowa oczywiście o świetnym podaniu Danilo. Arthur miał bardzo dobrą skuteczność podań w rewanżu – 95% na 106 prób. Problem w tym, że najczęściej były to podania do najbliższego, bez ryzyka, bez fantazji, bez kreatywności.
Swoiste juventusowe Hall of Shame to kolejno: Ajax Amsterdam, Olympique Lyon, FC Porto i FC Villareal. Lecz Ajax w sezonie 2018/19 to była świetna ekipa i były to mecze na poziomie ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Jako samozaoranie napiszę ‚aż’ ćwierćfinału, bo od tamtej pory przez trzy kolejne sezony Juventus widział 1/4 finału jak świnia niebo. Klęska z hiszpańskim zespołem jest więc kontynuacją wstydliwej passy. Nihil novi w przygodach Juve z LM…
Bezradność Juve, kontuzje i brak pewności siebie
Lubicie puszczać kaczki na wodzie? Wrzućmy więc kilka kamieni do ogródka Maxa Allegriego i doceńmy jego wczorajszego konkurenta Emery’ego. Zaznaczę, że byłem zwolennikiem jego powrotu do Juve i wierzyłem, że Mister Champions (określenie, którego np. La Gazzetta dello Sport użyła przed rewanżem) ponownie pokaże smykałkę do wygrywania wiosennych dwumeczów w Champions League. Tyle tylko, że FC Villarreal to nie jest zbieranina przypadkowych piłkarzy jak P$G, a Unai Emery to żadna popierdółka. Ekipa zwycięzcy zeszłorocznej Ligi Europy pozostała niemalże niezmieniona, a domowa gablota z trofeami i medalami zdobytymi na arenie europejskiej przez 50-letniego trenera już teraz jest obficie zapełniona. Tym bardziej, gdy porównamy to z europejskim dorobkiem takich trenerów, jak przykładowo Antonio Conte lub Mauricio Pochettino, którzy cieszą się większym uznaniem od Baska.
Hiszpański team jak i jego trener byli więc wymagającymi rywalami. Mimo to w pierwszej połowie Juventus dominował, ale grzeszył nieskutecznością i brakiem odwagi w wykorzystaniu dobrego flow meczowego, czym imponował Villarreal. Pierwszy celny strzał na bramkę Szczęsnego to był ten wykorzystany rzut karny w 78. minucie. Istne Allegriball Emeryego. Niewykorzystywanie stworzonych sobie szans na pewno nie jest winą włoskiego trenera, natomiast nieutrzymanie niezbędnej koncentracji przez pełne 90 minut rewanżu idzie w mojej opinii na jego konto.
Standardowe kłopoty kadrowe
Juventus FC to w tym sezonie bardziej J|Medical FC. Allegri nie mógł skorzystać z graczy takich jak np. Federico Chiesa, Leonardo Bonucci, Alex Sandro, Weston McKennie, Denis Zakaria. A King Kong Calcio, czyli Giorgio Chiellini właściwie również nie był zdolny do gry i pełnił rolę wsparcia duchowo-mentalnego na ławce rezerwowych Starej Damy. Ciężary. To wszystko ograniczyło Allegriemu taktyczne pole manewru, ponadto Juventini, którzy grali w tym meczu, mieli prawo być ‚zajechani’. Zmianami często wygrywa się mecz, co i Emery uczynił, natomiast Max miał cholernie ograniczone pole manewru. Tym bardziej, że Dybala, na którym niestety ciężko polegać, gdy zaczyna się ‚mityczny marzec’ i gra o wszystko w LM, ledwo co wrócił do treningów. Mimo tego Allegri totalnie przespał czas na dokonanie zmian, co najpewniej Juve nie pomogło, choć i tak zmiennicy, jak wspomniany La Joya, Kean i Bernardeschi nic dobrego nie wnieśli. Być może dlatego, że było już po ptokach i gracze Juve niemalże leżeli na deskach.
Ponadto nie podobał mi się fakt, że Allegri nie miał żadnego planu B. W drugiej połowie trudniej było o kreowanie sytuacji bramkowych, było to skutkiem lepszej gry i ustawienia Hiszpanów. Ale od trenera klasy Maksa trzeba wymagać jakiejś sensownej kontrreakcji, tej mi zabrakło. Bianconeri zbyt rzadko grali na obieg na skrzydle i ich dośrodkowania w drugiej połowie były bezproduktywne i bezsensowne. Świetna flanka De Sciglio w pierwszej połowie, gdy Vlahovic strzelił w poprzeczkę, byłaby dobrą reakcją, a w drugiej połowie bodajże żadnej centry tego typu nie było. Oceniając zaś graczy indywidualnie to na pewno Rabiot mógł się podobać i uniósł on ciężar tego spotkania. Zaś Rugani i Danilo, którzy grali dobrze w ostatnich tygodniach, zupełnie nie podołali w ostatnim kwadransie. Vlahovic, Morata i zakochany w Juve po uszy Manuel Locatelli też mnie zawiedli. Gra z klepki, wymienność pozycji i ruchliwość a’la McKennie, tego niestety też nie było.
Błędy przeszłości
Na sam finisz tekstu jeszcze dwa aspekty. Przede wszystkim koncentracja. Juventus pod batutą maestro Pirlo często jej nie miał i ją gubił, tak samo w pierwszych kilku meczach obecnego sezonu, był to wyraźny problem Juve, a przecież za złotych czasów defensywy Buffon, Barzagli, Bonucci i Chiellini było to jednym ze znaków rozpoznawczych. Rażące błędy i idiotycznie sprokurowane karne przyczyniły się do odpadania z Ligi Mistrzów na przestrzeni ostatnich trzech sezonów. Smutna powtarzalność…
W mojej opinii to, w jaki sposób Juventus się posypał po faulu Ruganiego i pierwszym rzucie karnym dla Hiszpanów, ma dużo wspólnego z brakiem pewności siebie. Bianconeri poczuli się wtedy słabi, siły mentalne z nich uszły niczym powietrze z przebitego balona. Nic do Szczęsnego, który zresztą niemalże wyjął tę pierwszą jedenastkę, nie mam, ale po jego nieporozumieniu z Danilo prowadzącym do kornera, nie podobała mi się reakcja ich obu. Na twarzach było widać strach, a dobrze znamy obrazki np. Buffona i Chielliniego/Bonucciego, którzy w takich sytuacjach zderzyliby się klatami. Myślę, że działa to pokrzepiająco i pomaga utrzymać potrzebną koncentrację. Tego nie było.
Odnośnie pewności siebie myślę, że częsty hejt i wyzywanie piłkarzy w mediach społecznościowych ma coś z tym wspólnego. Gracz, który wie, że po każdym błędzie stanie się celem dla fanów swej drużyny, z samej obawy o popełnienie błędu może je częściej popełniać, jak i rzadziej podejmować ryzyko w meczu. Piłkarze jak Cuadrado, Rugani czy De Sciglio regularnie są ‚jechani’ w komentarzach pod własnymi wpisami. Kolumbijczyk wrzucił po meczu fotkę na Instagrama i chcąc uniknąć syfu, wyłączył funkcję dodawania komentarzy. Zaś pod ostatnim tweetem Ruganiego z 12.03 jest wiele cierpkich słów, wyzwisk, słów jak ‚merda’, ‚vaffanculo’ i tekstów, żeby wynosił się z klubu. Swoją drogą… kocham Juventus jak i 1. FC Union Berlin i wyjątkowe w berlińskim klubie jest to, że nigdy nie gwiżdżemy na własnych piłkarzy, nawet gdy popełni któryś duży błąd, decydujący o wyniku, to fani są dalej murem za nim i dostaje taki gracz wsparcia w mediach społecznościowych.
Epilog ku pokrzepieniu serc i z garstką humoru
OK. Żeby to jakoś sensownie i miło skończyć, dawka positive vibration, odrobina muzyki i kinematografii.
Mi jak i pozostałym fanom Juve nie zostało wiele więcej niż liczyć na miejsce w pierwszej czwórce Serie A, oraz Coppa Italia. I cyk do gabloty. Pomocny może być ponadto powrót do przeszłości i wspominki kozackiego środka pola MVP(P), czyli Marchisio, Vidal, Pirlo, Pogba. Albo można i naiwnie liczyć na to, że Ziemowit Kiepski…. vel ‚piękny Szwed’ Dejan Kulusevski wróci do Juve i będzie tu błyszczał, bo trzeba przyznać, że notuje on dobre liczby w Tottenhamie. No i w rytm utworu ‚Gdyby’ Paktofoniki trochę gdybologii: gdyby Vlahovic wykorzystał swoją szansę z pierwszej połowy i trafił do bramki, a nie w poprzeczkę. Gdyby Juventus i Allegri mieli w tym rewanżu do dyspozycji, choć ze dwóch graczy z grona Fede Chiesa, Chiellini, Bonucci, McKennie… gdyby…
Skomentuj